Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Jacek Czech: kiedy pływam, jestem wolny

23.08.2011
Autor: Paulina Malinowska-Kowalczyk
Źródło: inf. własna

Uszkodził kręgosłup szyjny na odcinku C5C6. Jest tetraplegikiem. Jednak tamten sparaliżowany chłopak sprzed lat różni się od tego, kim jest teraz. Tamten leżał i patrzył w sufit. Ten, którym się stał, skończył studia, jeździ samochodem, uprawia sport, jest niezależny i samodzielny.

Jacek Czech od siedemnastu lat jeździ na wózku. Miał osiemnaście lat, gdy skoczył do jeziora na główkę. Uratował go przypadkowy przechodzień. Kilka dni później operacja, długie miesiące w szpitalu, żmudna rehabilitacja i tylko jeden cel: chodzenie.

- Najtrudniejsze na początku było odpowiedzieć sobie na pytanie: co mam ze sobą zrobić, jak będę żył, czy dam radę? To pytania, przed którymi staje człowiek niepełnosprawny - wspomina Jacek. - We mnie była niesamowita chęć zmiany stanu, w którym się znalazłem. Chciałem chodzić, wierzyłem, że wstanę i na to wszystko ukierunkowałem. Dzięki temu stałem się doskonałym sportowcem – dodaje.

Na zdjęciu: Wózek inwalidzki przy torze pływackim
Fot.: Piotr Stanisławski

Pływanie było pierwszą, naturalną dyscypliną, jaką Jacek zaczął uprawiać; najpierw traktował je jako formę rehabilitacji, później jako sport. Jak sam przyznaje, przejście z pływania rekreacyjnego do pływania wyczynowego było płynne. Po drodze była jeszcze szermierka, ale raczej jako przygoda i doświadczenie walki z żywym przeciwnikiem, którego trzeba pokonać. Bo w  pływaniu każdy walczy ze sobą, ze swoimi słabościami, z trudnościami, jakie stwarza woda. Na początku jednak największym problemem była logistyka, dojazd na basen, przygotowanie. Dużo czasu trzeba poświęcić na przebranie się, wysuszenie.

 - Zawsze pływałem do mocnego zmęczenia. Woda daje poczucie niezależności. Kiedy pływam, jestem wolny, nic mnie nie ogranicza. Pływałem do momentu, kiedy nie miałem już sił - opowiada Jacek. - Pływanie to sztuka doskonała, wymaga idealnej współpracy techniki z mięśniami i oddychaniem. Technika, oddech, przygotowanie fizyczne - te trzy czynniki trzeba połączyć.

Na zdjęciu: Jacek Czech na wózku jedzie po ulicy
Na zdjęciu: Jacek Czech, fot.: Maciej Kowalczyk

Jacek nieustannie pracuje nad sobą. Chodzi na siłownię,  jeździ  po lesie - to żeby wyrobić kondycje, siłę i zwiększyć objętość płuc. Do tego dochodzą ćwiczenia z rehabilitantami i godziny w basenie, bo jak zapewnia Jacek, „woda jest tylko elementem, który trzeba opanować, reszta to trening na lądzie”.

Jest jednak pewna zależność warta podkreślenia. Im więcej Jacek dawał z siebie ukochanemu pływaniu, tym więcej dzięki niemu otrzymywał. I nie chodzi tylko o medale, których było coraz więcej. Do cudownego poczucia wolności dochodziły z czasem coraz większa sprawność  i odwaga, by żyć na własny rachunek, uniezależnić się od rodziny, podjąć pracę, samemu dawać sobie radę z codziennością.

Pierwsze zawody, na jakich się pojawił, to letnie mistrzostwa Polski w Gorzowie Wielkopolskim. Pojechał dobrze przygotowany. Wystartował w grupie niepełnosprawności S2 i z marszu pokonał mistrza paraolimpijskiego Mirosława Piesaka. Pływał wtedy w granicach 2,35 na 50 metrów. Teraz, po siedmiu latach wyczynowego pływania, jest 2,26 - „życiówka” z ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Eindhoven i jednocześnie nowy rekord Polski. Ale do rekordu świata daleko - aż 16 sekund, raczej nie do przeskoczenia, choć nominację paraolimpijską ma już w kieszeni. Cykle treningowe trwają od sześciu do ośmiu tygodni. Pływanie intensywne - pięć razy w tygodniu. W przygotowaniu, jak podkreśla, ważny jest cały zespół: trenerzy, masażysta i niezastąpiony asystent - brat Przemek, który pomaga na każdym kroku. Bo jak twierdzi Jacek, „kwintesencja to pływać coraz lepiej, poznać swoje słabe strony, żeby być coraz lepszym”.

Na zdjęciu: tor pływacki na basenie
Fot.: www.sxc.hu

Nie jest to jednak łatwe. Zazwyczaj jest bardzo trudno; zwłaszcza na rok przed igrzyskami. Bo jak inaczej spojrzeć na nieustanne kłopoty finansowe klubu, opóźnienia w wypłacie stypendium umożliwiającego regularne treningi bez zadłużania się i brak odpowiedniej liczby zgrupowań? W tym roku zgrupowanie było tylko jedno, przed mistrzostwami Europy w Berlinie - na tych zawodach Jacek poniósł całkowitą porażkę. Wrócił bez medalu, ma kontuzję barku i przez najbliższy czas będzie musiał się leczyć. Codzienność bywa przygnębiająca, choć dla Jacka to nie powód, by rzucić sport. Musi wytrzymać do Londynu.

Dlatego - kiedy na niego patrzę - widzę przede wszystkim wojownika. Takiego, który sobie nie odpuszcza, takiego, który jeśli coś postanowi, to doprowadza sprawę do końca. Bo mimo że wózek zawsze kojarzy się ze słabością, to Jacek jest silnym facetem. W przeciwnym razie nie stałby się tym, kim jest teraz: pływakiem kadry Polski i  magistrem inżynierem informatykiem ze specjalizacją: sieci komputerowe, absolwentem Politechniki Rzeszowskiej i Polsko-Japońskiej Szkoły Technik Komputerowych. Do szczęścia brakuje tylko jednego - medalu Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie.  I - jak dodaje Jacek  - nic nie jest niemożliwe.


Artykuł powstał dzięki dofinansowaniu ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki.

Logotyp Ministerstwa Sportu i Turystyki

Komentarz

  • powiem tak :-)
    JackLan
    23.08.2011, 13:42
    Szkal nadchodzi, nic mu nie przeszkodzi :-)

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas