Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Nie wierzę w zło - rozmowa z Jackiem Kuroniem

09.12.2004

Na nasze pytania odpowiada Jacek Kuroń











Jacek Kuroń urodził się 3 marca 1934 roku we Lwowie. Ukończył Wydział Historyczny UW. Działacz ruchu młodzieżowego. Z powodu działalności opozycyjnej kilkakrotnie internowany i więziony. Współtwórca porozumienia Okrągłego Stołu. Polityk i publicysta niezmiennie cieszący się autorytetem w społeczeństwie.



1. Jaka jest Twoja definicja szczęścia?

Szczęście to możliwość realizacji całokształtu dążeń każdego z nas. Innymi słowy: to ja panuję nad życiem, nie życie nade mną. W świat wchodziłem w czasie wojny. Znalazłem się więc w wirze, którym rządziły różne potężne siły. Więc dojmującą wtedy sytuacją było poczucie absolutnej bezsilności. Po wojnie przyszedł stalinizm, jego rozkład, zimna wojna, transformacja. Byłem więc bezsilny, ale nigdy nie chciałem się z tym pogodzić, tzn. stale próbowałem zapanować nad swoim życiem. Pomimo tych niesprzyjających okoliczności mam poczucie, że w znacznie większym stopniu ja panowałem nad życiem niż życie nade mną. Ponosiłem klęski, ale w nieustannych próbach zapanowania nad życiem. Bo przecież świat, w którym każdy z nas żyje to jednak przede wszystkim moi najbliżsi. A w każdych okolicznościach można tworzyć sobie grupę bliskich, która daje poczucie bezpieczeństwa, nawet w najbardziej niebezpiecznych sytuacjach.

2. Komu najbardziej współczujesz?

Współczuję wszystkim. Nie wierzę w zło. Wierzę w nieszczęście. Olbrzymie, niesamowite, porażające nieszczęście, które niszczy ludzi, ale zawsze można im choć trochę pomóc w ocaleniu człowieczeństwa. Przez kilka lat pracowałem w pralni więziennej we Wronkach B. w więzieniu dla szczególnie zdeprawowanych recydywistów. Nazywam ich absolwentami państwowej akademii zbrodni. Bo to jest tak: najpierw jest dom wychowawczy dla dzieci z rodzin antywychowawczych, w których nieszczęście zaszczepia im zło. Dlatego przechodzą oni płynnie do domu poprawczego i znowu płynnie do więzienia. Tam poznałem ok. 20 osób ze "zhańbienia rasy", tzn. z czasu wojny, kiedy Polka miała dziecko z Niemcem lub Niemka z Polakiem. Dzieci rodziły się więc już ze stygmatem urojonej zbrodni ("zhańbienie rasy"). Czy można sobie wyobrazić większe nieszczęście? Można powiedzieć, że to byli zwyrodniali przestępcy. Ale można też powiedzieć, że byli to piękni ludzie. W każdym z nich było niesłychane pragnienie miłości, troski, czułości. Prawdę mówiąc, nie spotkałem w życiu człowieka, który byłby po prostu zły. Coś takiego kotłowało się w nim, że czynił zło, ale pragnął, żeby ktoś był dla niego dobry i żeby samemu być dobrym.

3. Co jest według Ciebie największym nieszczęściem w życiu?

Brak miłości. Przy czym najstraszniejszy jest właśnie brak miłości we wczesnym dzieciństwie. Dowiedziono, że jeżeli dziecko nie nauczy się w ciągu pierwszych dwóch lat miłości, to już się jej nigdy nie nauczy. Tę tezę w pewnym sensie podważam. Rzeczywiście, później bardzo trudno o miłość. Można jednak pomóc, choć człowiek całkowicie się nie zmieni. I to jest największe nieszczęście w życiu człowieka. Tyle mamy miłości, ile umiemy jej dać. I dlatego jeśli mówię o ludziach nieszczęśliwych, to myślę o tych, którzy nie potrafią kochać, a więc nie umieją dawać, a w związku z tym nie otrzymują.

4. Dlaczego pojęcie szczęścia powszechnie oddzielane jest od niepełnosprawnych?

To nonsens. Sam osobiście przyjaźnię się blisko z wieloma osobami niepełnosprawnymi, które są szczęśliwe i nie mają żadnych z tym problemów. Należy do nich np. Ewa Milewicz, o której mówię, że jest to jedyna osoba pełnosprawna, jaką znam. Jej się udało, ukończyła studia, urodziła dziecko, jest znanym redaktorem. Znam wielu niewidomych. Ileż rzeczy oni widzą! Czują, odbierają świat w całym jego pięknie i złożoności. Natomiast wielu ludzi jest w jakimś stopniu niewidomymi, mimo że oczy mają w porządku.

5. Co najbardziej cenisz u drugiego człowieka?

Zdolność do dawania, do miłości, a także zdolność do podnoszenia się w sytuacji, zdawałoby się, bez wyjścia. Mama mojej żony Danusi, harcerka, łączniczka AK, straciła niedawno wzrok (katarakta) i mówi do mnie: "Wiesz, właściwie tak naprawdę to spotkało mnie szczęście. Bo przecież przez całe życie mówiłam, że trzeba nieść krzyż. Teraz mam szansę nieść krzyż". Jest wspaniała, ruchliwa. Wszyscy nosimy swój krzyż. Chodzi o to, żeby pogodnie go nosić.

6. Czy W ludzkim cierpieniu dostrzegasz sens?

Sens naszemu życiu nadajemy sami. Nie ulega wątpliwości, że człowiek stale jest narażony na cierpienie. Trzeba nadawać sens cierpieniu, bo ono samo w sobie nie posiada sensu. Jeśli panujemy nad swoim życiem, kształtujemy je, to nadajemy cierpieniu sens.

7. Dlaczego obawiamy się kontaktów z niepełnosprawnymi?

To jest dla mnie zupełnie nowa informacja, ale skoro tak mówicie, to znaczy, że zetknęliście się z tym. Boimy się cierpienia, więc niektórzy uciekają przed nim, w ten sposób, że nie chcą patrzeć na cierpienie. Ale czy to jest takie częste?

8. Czy osoba niepełnosprawna powinna być traktowana na specjalnych prawach?

Oczywiście, że nie. Jola Wiszowata z "Gazety Wyborczej" która jest po chorobie Heine-Medina, była jakiś czas moją sekretarką i kierowcą. Kiedyś wysłałem ją po dokumenty do pewnego starszego pana. Potem skrzyczał mnie: "Kogo ty przysyłasz? Gdybym wiedział, sam bym do ciebie przyszedł". Czy to znaczy, że ona powinna nie chodzić? Jola jest szczęśliwa, że ją tak traktuję. Nie widzi żadnego problemu. To pozwala jej być rzeczywiście pełnosprawną. Zalicza się do tych osób, które uważam za bardziej pełnosprawne niż ci, którzy nie mają widocznych defektów.

9. Czy można niepełnosprawnemu wybaczyć coś, czego sprawnemu się nie wybacza?

Wybaczyć trzeba każdemu wszystko, tak mówi Ewangelia i ja to szanuję. Nie umiem trzymać urazy przez chwilę. Jedynie sobie nigdy nie wybaczam. Natomiast jeśli chodzi o większą tolerancję, to zwykle zachowujemy ją dla kogoś, kto jest słabszy, ma mniejsze możliwości. Ale w stosunku do niepełnosprawnych to ostrożnie z tym, dlatego że można ich dopiero zrobić niepełnosprawnymi. Trzeba od nich wymagać w gruncie rzeczy sprawności, co oni bardzo lubią.

10. Jaka niepełnosprawność wywołuje w Tobie największy lęk?

Żadna.

11. W czym czujesz się niepełnosprawny?

O, jestem potwornie niepełnosprawny. Nazywa to się dysleksja i dysgrafia. Z pisaniem zawsze miałem kłopoty. Definiuję to jako głębokie zaburzenie analizatorów. Żeby zrobić cokolwiek, muszę nadrobić syntezą. Żartuję, że gdy psuje się telefon, a mam go naprawić, to muszę wynaleźć telefon. Po prostu jestem niezdolny do prac stereotypowych. Za każdym razem musi to być zupełnie twórcze.
Żeby skończyć szkołę, musiałem wymyślić jakiś system, żeby oszukać nauczycieli. Czytałem referaty z pustej kartki. A potem cała sztuka polegała na tym, żeby nie dać zeszytu nauczycielowi. Wtedy np. przewracałem się.

12. Jak radzisz sobie z własnymi ograniczeniami?

Mam absolutnie niepodzielną uwagę. W jednej chwili mogę robić tylko jedną rzecz. Jestem wychowawcą i cała sztuka polega na tym, żeby tak mówić do młodzieży, żeby grupa miała poczucie, że mówię do wszystkich, a zarazem każdego widzę i do każdego mówię. To jest wyższa szkoła jazdy, wymaga gigantycznego skupienia i koncentracji.

13. Człowiek niepełnosprawny to...

Niepełnosprawność nie jest cechą organizmu. Jest właściwością osobowości. A więc człowiek niepełnosprawny to ktoś, kto poddaje swoje życie. Uznaje, że z pewnych powodów, obojętnie jakich, do niczego wartościowego czy godnego nie nadaje się.

Integracja 6/2002, str. 46-47

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas