Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Na przekór trudnościom

31.03.2011
Autor: Marcin Sigmund
Źródło: inf. własna, fot. www.sxc.hu

Jest wczesne zimowe popołudnie 12 lutego 2010 r. Linię mety Małego Biegu Podhalańskiego o Puchar Starosty Nowego Targu dla uczniów szkół podstawowych mija dwunastolatek. Z pozoru nie wyróżnia się niczym spośród kolegów pokonujących z nim dwukilometrową trasę na nartach biegowych. Ale to tylko pozory. W odróżnieniu od współzawodników Tomek nie ma bowiem lewego przedramienia.

Niepełnosprawność nie stanowi jednak dla niego bariery nie do pokonania we współzawodnictwie z rówieśnikami i normalnym życiu. Życiu, które od początku go nie oszczędzało…

- O tym, że będę miała syna, nie wiedziałam, kiedy w 1997 roku wyjeżdżałam do pracy do Włoch – wspomina mama Tomka, pani Kasia. – Przed wyjazdem poszłam nawet na badania, ale nie wykazały one ciąży – dodaje.

Ówczesna sytuacja ekonomiczna i bezrobocie zmuszały często do takich wyjazdów. Jedni, którzy mieli znajomych lub rodzinę za wielką wodą, decydowali się na długą emigrację w Ameryce. Inni, jak mama Tomka, wyruszali na poszukiwania pracy w Unii Europejskiej, której członkiem Polska jeszcze wtedy nie była.

Zaskoczenie
Rozłąka z domem i niepewność co do przyszłości u wielu potrafią wywołać smutek i niepokój. Żeby się nie poddać, sięgają więc po środki antydepresyjne. Prawdopodobnie to właśnie one były przyczyną niepełnosprawności Tomka, gdyż ulotka przestrzegała przed ich zażywaniem w ciąży. O której jednak mama chłopca nic jeszcze nie wiedziała.

Gdy zorientowała się, że spodziewa się dziecka, było już za późno. We Włoszech pracowała prawie do rozwiązania, pozostając pod standardową kontrolą lekarską.

Tomek urodził się 24 stycznia 1998 roku w nowoczesnym szpitalu. Brak lewego przedramienia był zupełnym zaskoczeniem także dla personelu szpitalnego; lekarze nie wiedzieli, w jaki sposób o niepełnosprawności dziecka powiedzieć młodej mamie. Przynieśli więc jej niemowlę opatulone w becik i jedna z pielęgniarek odwinęła go, pokazując rączkę. Zaskoczenie matki było tym większe, że ledwie tydzień wcześniej robiła badanie USG, które nie wskazywało na żadną niepełnosprawność.

Młoda matka zapytała tylko, czy dziecko nie ma innych wad wrodzonych. Gdy lekarze zaprzeczyli, doznała swego rodzaju ulgi. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale wychowa Tomka na porządnego człowieka.  – Później dowiedziałam się, że mój syn był pierwszym chłopcem z taką niepełnosprawnością, który przyszedł na świat w tym szpitalu. Sami lekarze byli zszokowani i  nie wiedzieli, w jaki sposób mi o tymi powiedzieć – wspomina mama Tomka.

Wsparcie, jakie otrzymała od personelu szpitala po urodzeniu syna, ocenia bardzo dobrze. A nie było tak łatwo... Brakowało oparcia ze strony ojca Tomka. Był żonaty i nie zdecydował się na rozwód, gdy dowiedział się, że będzie miał dziecko. Nigdy go oficjalnie nie uznał; nawet, gdy sąd na podstawie badań medycznych bezspornie orzekł o jego ojcostwie. Syna nie chciał nigdy zobaczyć. Zerwał też wszelkie kontakty z Kasią. Nie poczuwa się również do płacenia alimentów, do których zobowiązał go wyrok sądu.

Trudna egzystencja
Od początku Tomek i jego mama byli zdani na siebie. Wychowując małe dziecko pani Kasia musiała utrzymać się z niewielkiego zasiłku. Do pół roku po urodzeniu pobierała zasiłek macierzyński, potem tymczasowy.

Mieszkała z dzieckiem w hotelu robotniczym NZPS „Podhale” w Nowym Targu. – Warunki wcale nie były dobre, czasem trzeba było wytrzymać kilka dni bez ogrzewania, ale przynajmniej był jakiś dach nad głową – wspomina.

Dla pani Kasi samotne wychowywanie dziecka z niepełnosprawnością nie było łatwe. Wyzwanie to nie było jej jednak zupełnie obce, bowiem jej matka też miała niepełnosprawne dziecko.

Zdjęcie: Chłopiec z piłką
Fot. www.sxc.hu

Najgorszy był jednak brak pieniędzy i poczucie bezsilności. - Wierzę jednak, że czasem kiedy wydaje się, że gorzej być już nie może, w naszym życiu pojawiają się dobrzy ludzie, którzy pomagają nam przetrwać najtrudniejsze momenty – mówi pani Kasia. – Po prostu dobro i zło, które czyni człowiek, po pewnym czasie do niego wraca, dlatego zawsze trzeba starać się być dobrym – kontynuuje.

Gdy pewnego dnia, przed wypłatą zasiłku, zabrakło jej pieniędzy na jedzenie dla dziecka, a w sklepie nie chcieli jej sprzedać na kredyt, musiała poprosić o pomoc. I trafiła na bardzo przyzwoitego człowieka: nie tylko zgodził się na pożyczkę, ale poszedł w nocy kilka kilometrów do odległego sklepu, by z własnych pieniędzy zrobić tam zakupy dla Tomka, gdyż w pobliżu nie można było dostać mleka dla niemowlaka. Ponieważ sam zarabiał nieźle, co tydzień wspierał ją kwotą około 50 zł. Sam też czasem robił zakupy. Zaopiekował się również Tomkiem - to on uczył go chodzić.

Niestety, samotnej matce z niepełnosprawnym dzieckiem w niewielkiej miejscowości nie było łatwo. Wokół było wielu „życzliwych”, którzy jak tylko mogli, uprzykrzali jej życie. Nie chodziło tylko o kąśliwe uwagi i nieprzyjazne spojrzenia. Tak bardzo ludziom przeszkadzało pojawienie się chłopca, że jedno z takich wydarzeń omal nie skończyło się tragicznie: pewnego dnia ktoś wrzucił przez jej okno spory kamień, który wylądował w łóżeczku Tomka. Cudem nie było go wówczas na swoim miejscu.

Kolejne kłopoty nie dały na siebie długo czekać. W styczniu 1999 roku pani Kasia wraz z rocznym Tomkiem została wysiedlona z hotelu. Nie miała nawet pieniędzy na transport tych niewielu rzeczy, które miała dla siebie i dziecka – W ciągu kilku godzin musiałam załatwić sobie nie tylko nowe schronienie, ale i transport, bo nasze rzeczy po prostu leżały w kartonach na mrozie i śniegu – wspomina. – A za ich  przewóz każdy chciał pieniędzy, których nie miałam…

Jednak przetrwali i to. Udało się jej znaleźć swój kąt w pokoju pielęgniarek w szpitalu w Nowym Targu. Wraz z wyprowadzką z hotelu zerwał się kontakt z człowiekiem, który pomagał Tomkowi i jego mamie w pierwszym, najtrudniejszym roku.

Nowy rozdział
Stanisława poznała, gdy jeszcze mieszkała w hotelu pielęgniarek. Przychodził tam, by odwiedzić koleżankę, która była sąsiadka pani Kasi. Szybko przypadli sobie do gustu. Poznali się w styczniu 2000 roku. W lutym zadecydowali, że zamieszkają razem wraz z dwuletnim Tomkiem u Stanisława, w Kluszkowcach, by stworzyć dom, na jaki chłopiec zasługiwał. Ta niewielka podhalańska wieś położona jest około 20 kilometrów od Nowego Targu, nad północnym brzegiem malowniczego zalewu Czorsztyńskiego, jednak nieco na uboczu głównych szlaków turystycznych.

Pół roku później, 13 sierpnia 2000 roku, wzięli ślub. Trzyletni wówczas Tomek szybko nawiązał kontakt ze swym ojczymem. W maju 2001 roku urodził się Mateusz, a kilka lat później - Karolina. Mąż Kasi pracował w Katowicach, zajmował się też stolarką. Tomek od początku był bardzo żywym, ciekawym świata dzieckiem, które pomimo niepełnosprawności nie miało kłopotu w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami.

W 2002 roku Tomek stanął przed komisją lekarską w Nowym Targu. Choć jej orzeczenia były wydawane najczęściej na krótki czas, on otrzymał zaświadczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności ważne do 16. roku życia.

Kiedy już wydawało się, że zły los dał za wygraną, ośmioletni wówczas Tomek uległ ciężkiemu wypadkowi. Podczas zabawy na podwórku przywaliło go jedno z okien, które stały koło domu w oczekiwaniu na transport do klienta. Noga chłopca złamała się tak, że stopa była wykrzywiona zupełnie do tyłu. Wypadek zdarzył się koło południa, ale z powodu awarii rentgena w nowotarskim szpitalu gips założono dopiero około godziny 20.00, kiedy groziła już martwica.

Matka z Tomkiem i czteromiesięczną córką Karoliną musiała jechać aż do szpitala w Rabce.
Na drugi dzień Tomek musiał jeszcze przejść zabieg śrubowania kości, bowiem połamana kość przemieściła się, zachodząc na siebie o trzy centymetry, gdyż zszokowane i nieświadome konsekwencji dziecko próbowało na nią stanąć, by zawiadomić o wypadku dorosłych. Do jej poprawnego ustawienia trzeba było użyć aż pięciu śrub. Można było je usunąć dopiero po 1,5 roku. Na szczęście obyło się bez powikłań - teraz Tomek porusza się bez problemu.

Unieruchomiona w gipsie noga oraz cierpienia związane z operacją i rehabilitacją nie złamały jednak jego woli poznawania świata oraz zapału do zabawy. Jeszcze z nogą w gipsie szalał na hulajnodze.

Po prostu żyć jak inni
Teraz Tomek jest wysokim, szczupłym szóstoklasistą. Wraz z młodszym bratem chodzi do odległej o ok. 2 km szkoły. Zimą trasę tę pokonuje na nartach, starając się łączyć przyjemne z pożytecznym. Jest bardzo inteligentny i doskonale się uczy. Jego bystrość sprawia, że poświęca nauce zaledwie chwilę i odnosi sukcesy. Nie jest typem kujona, ma jednak świadomość tego, że tylko ukończone z dobrymi wynikami zajęcia edukacje pozwolą mu spełnić marzenia. Jest najlepszy w tym, co lubi – zajęciach sportowych oraz informatyce. Bardzo dobrze radzi sobie też z innymi przedmiotami. Za pierwszy semestr szóstej klasy uzyskał praktycznie same piątki i czwórki.

Wrażliwość i odpowiedzialność za rodzeństwo powodują, że zawsze znajduje czas, by odrobić lekcje i pouczyć się z chodzącym do trzeciej klasy szkoły podstawowej Mateuszem, któremu nauka nie idzie tak łatwo, jak starszemu bratu. Pomimo wrodzonej niepełnosprawności jest bardzo sprawny manualnie i wysportowany. Stara się żyć tak, jak jego rówieśnicy.
Od zawsze był bardzo ambitny i dążył do realizacji swych celów, by w niczym nie ustępować kolegom. Gdy miał kilka lat, nauczył się samodzielnie wiązać buty, co z użyciem tylko jednej ręki wcale nie jest czymś łatwym. Wprawił w tym w szczery podziw i osłupienie sąsiadkę.

Jeszcze większym sukcesem była nauka jazdy na rowerze górskim. Tomek opanował ją na  sprzęcie, w którym nie dokonano żadnych przeróbek, w wieku zaledwie czterech lat. O tym, jak trudne jest prowadzenie roweru górskiego jedną ręką, mając do dyspozycji tylko hamulec na jedno koło, i to w mocno spadzistym terenie, może przekonać się każdy, kto będzie miał wystarczająco dużo odwagi. Tomek zaś nie jeździł wcześniej żadnym rowerem, a co dopiero niemal większym od niego. Nie miał jednak innego wyjścia, musiał się nauczyć jeździć na tym, co było w jego zasięgu. Pomimo trudności, dzięki niezwykłej determinacji, dopiął swego. Na rowerze jeździ do dziś.

Sport, obok komputerów, okazał się jedną z najważniejszych pasji Tomka. Pływa, bardzo dobrze jeździ na nartach i na łyżwach. Gdy ma możliwość, dosiada też koni w stajni znajomych w Łopusznej. Poza udziałem w Małym Biegu Podhalańskim o Puchar Starosty Nowotarskiego, gdzie na nartach biegowych ścigał się z rówieśnikami, Tomek odnosi też inne sukcesy – nie tylko sportowe.

Zdjęcie: chłopiec na pomoście
Fot. www.sxc.hu

W 2006 roku zajął piąte miejsce w szkolnym konkursie recytatorskim dla dzieci z klas I –III. Cztery lata później, w październiku 2010 roku, wywalczył II miejsce w gminnym konkursie „Bezpieczeństwo na wsi”. Poza swoim głównymi zainteresowaniami, lubi też majsterkować. Rok temu samodzielnie zbudował w ogrodzie domek na drzewie, w którym latem bawi się z ze swym rodzeństwem:  Mateuszem i pięcioletnią Karoliną, oraz przyjaciółmi.

Codzienne wyzwania
Życie w niewielkiej wsi z niepełnosprawnym dzieckiem, nawet tak samodzielnym jak Tomek, to sztuka radzenia sobie z codziennymi wyzwaniami. Po pierwsze, problemem jest dotarcie do informacji o tym, gdzie i jaką pomoc można uzyskać. A jest to trudniejsze, gdy - jak w przypadku mamy Tomka - nie ma się dostępu do Internetu. - Często informacje są niepełne i trzeba je zdobywać niemal na siłę, wydeptując kilometry do urzędów. A gdy już się uzbiera wszystkie potrzebne dokumenty i zaświadczenia, okazuje się, że termin minął lub skończyły się pieniądze, tak jak w przypadku dofinansowań do zakupu pomocy szkolnych, na które trzeba się zapisywać nie wiadomo ile wcześniej – skarży się mama Tomka. Jednak gdy przebrnie się przez wszystkie procedury, można spełnić czasem marzenia, tak jak w przypadku zdobycia dofinansowania na zakup komputera dla Tomka.

Problemy z komunikacją dają się we znaki najbardziej dojazdach na zabiegi rehabilitacyjne.
Dojazdy autobusami na rehabilitacje są uciążliwe, bo przystanki znajdują się daleko od domu. Jeżdżenie busami jest wprawdzie wygodniejsze, ale droższe. Ludzka życzliwość pozwala jednak czasem dostać mniej lub bardziej oficjalną zniżkę.

Trudno jest też o zdobycie dobrej pracy. Sporo do życzenia pozostawia ściągalność należnych alimentów. Zdarza się, że komornicy nie wiedzą nawet, czy i gdzie pracuje biologiczny ojciec Tomka, nie mówiąc już o znajomości wysokości jego dochodów.

 – Kiedyś, gdy wracałam z Tomkiem z rehabilitacji, przypadkiem zobaczyłam jego ojca w pracy. A podobno był wówczas bezrobotny. Musiałam się „zabawić” w detektywa i sama różnymi sposobami dowiedzieć się, gdzie pracuje oraz ile zarabia – wspomina pani Kasia.
 – Dopiero wtedy, gdy przedstawiłam komornikowi wyniki swojego dochodzenia, okazało się, że jednak da się ściągnąć choć część alimentów – dodaje.

Patrząc w przyszłość
Tomek jest bardzo samodzielny. Nie ma kłopotów z rówieśnikami, którzy widzą w nim swego kolegę, nie zaś osobę niepełnosprawną.  – Zawsze starałam się traktować syna tak, jakby nie miał problemów z niepełnosprawnością – mówi mama Tomka. – Załamując się, rozczulając nad nim czy starając się wyręczać go w wielu rzeczach, tak naprawdę zrobiłabym mu krzywdę. Chcę, by był silny i by sam postrzegał siebie jako chłopca takiego samego, jak inni, który potrafi samodzielnie żyć, stawiać sobie cele i realizować je. Bo w życiu trzeba być samodzielnym i, niestety, umieć walczyć o swoje – podkreśla.

Tomek swoją przyszłość najchętniej związałby ze sportem lub komputerami, które bardzo lubi. Jego marzeniem jest dostęp do Internetu w domu, co niestety w wielu mniejszych miejscowościach nadal nie jest rzeczą prostą ani tanią. Ma swoje marzenia i plany. Poważnie zastanawia się nad pójściem do szkoły sportowej, by w przyszłości zostać trenerem.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas