Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

My, z małych miasteczek i wsi

25.03.2011
Autor: Ania

Mam wrażenie, że Wy tam w Warszawie macie inny punkt widzenia, inne zarobki i inne podejście do wielu spraw. Może nawet osoby niepełnosprawne są inaczej postrzegane, bo Integracja stoi na straży praw osób niepełnosprawnych, realizując różne kampanie reklamowe, może nawet pomaga w zdobyciu pracy. Tylko życie w małym mieście nie jest już takie różowe.

Przeglądając ostatnio Państwa stronę internetową natrafiłam na artykuł Pana Daniela pt. „Nowe profesje”. Ja rozumiem, że miał on między innymi na celu podniesienie na duchu osób niepełnosprawnych, aby nie załamywały się w poszukiwaniach pracy i wskazanie możliwości znalezienia pracy, która będzie nam (niepełnosprawnym) odpowiadała, możliwości rozwoju i dokształcania się tak, aby wychodzić naprzeciw oczekiwaniom pracodawców. Nie wiem tylko czy zdajecie sobie Państwo sprawę jakie są realia życia w małym mieście daleko od Warszawy?

Nieprzydatny dyplom
Mieszkam w małej miejscowości. Znalezienie pracy w moim mieście graniczy z cudem. Sama poszukuję pracy i wiem, jak jest ciężko. Irytuje mnie również fakt, że z jednej strony państwo pragnie mieć wykształcone społeczeństwo, a z drugiej - jak przychodzi moment poszukiwania pracy, to okazuje się, że te wszystkie dyplomy, które do tej pory zdobyłam, do niczego się nie przydają, bo nie mam doświadczenia zawodowego.

Tylko kiedy miałam je zdobyć, skoro realizowałam marzenia państwa o wykształconym społeczeństwie i ciągle się uczyłam? Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że bez studiów ciężko jest znaleźć pracę, zwłaszcza osobie niepełnosprawnej. Patrząc na moje (jak i innych niepełnosprawnych) problemy ze znalezieniem pracy, doszłam do wniosku, że jesteśmy traktowani jak zło konieczne. Najlepiej, żebyśmy jakimś magicznym sposobem wyparowali z powierzchni ziemi, to wtedy nie będzie z nami problemu.

Owszem, w mojej okolicy są propozycje pracy dla osób z niepełnosprawnością, tylko, że w charakterze sprzątaczki i ochroniarza (oczywiście na pół etatu, coby za dużo nie zarobić). Z tego wynika, że z tego tytułu, że jestem niepełnosprawna, nadaję się tylko do sprzątania podłogi i wycierania kurzu? Że nic innego nie potrafię robić? Bez urazy oczywiście dla przedstawicieli tego zawodu, bo mam do nich wielki szacunek.

Bez doświadczenia w zawodzie
Prawda jest taka, że w ogłoszeniu o pracę na stanowisku księgowej, asystentki, sekretarki lub jakimkolwiek innym rzadko pojawia się informacja: „mile widziane osoby z orzeczeniem o niepełnosprawności”. A w czym ja niby jestem gorsza od innych? Moim jedynym „przewinieniem” (pomijając niepełnosprawność) jest fakt, że nie mam doświadczenia zawodowego. Tylko nikt nie chce dać mi szansy, aby je zdobyć !

Z miłą chęcią nauczę się pracy biurowej, wezmę udział w różnych szkoleniach. Lubię się uczyć i chciałam nawet pójść na studia doktoranckie, ale wszyscy się ze mnie śmiali, jak słyszeli ten pomysł, i mówili, że powinnam iść do pracy i zdobywać doświadczenie, a nie uczyć się. Tak też zrobiłam. Pracowałam przez jakiś czas tylko po to, żeby mieć jakiekolwiek doświadczenie zawodowe. Od pół roku znów szukam pracy. Urząd pracy nie jest w stanie mi pomóc. Nie mogę być zarejestrowana jako osoba bezrobotna, bo posiadam rentę socjalną.

W związku z tym tracę również możliwość odbycia wielu kursów, do których dostęp mają osoby ze statusem bezrobotnego (czyli zarejestrowana jako poszukująca pracy nie mogę wziąć w nich udziału). Nawet rozmowy z burmistrzem nic nie dały. Wygląda na to, że jak się nie ma znajomości, to się nic nie załatwi. Osoby ze średnim wykształceniem pracują na stanowiskach urzędniczych, a ja - z wyższym wykształceniem i po studiach podyplomowych - nie mogę znaleźć pracy.

Dla kogo szkolenia?
Jeśli chodzi o bezpłatne szkolenia, to tu też nie jest tak łatwo, jak w Warszawie. Przeznaczone są tylko dla osób długotrwale bezrobotnych, zarejestrowanych w UP jako bezrobotni i osób powyżej 45. roku życia, a realizowane - w większych miastach. Dojazdy kosztują, a codziennych wydatków i tak jest wystarczająco dużo.

Przez ciągłe siedzenie przy komputerze, śledzenie pojawiających się w Internecie ofert pracy nie jestem w stanie realizować swoich zainteresowań. Bardzo bym chciała nauczyć się dobrze języka angielskiego, bo podstawy, które znam, nie są w stanie zagwarantować mi dobrej pracy, tylko że na to trzeba czasu, który przeznaczam na poszukiwanie pracy. Nie wspomnę już o tym, że roznoszenie CV po firmach i instytucjach też jest czasochłonne. Jeszcze w tamtym roku w mojej miejscowości funkcjonował ośrodek informacji dla osób niepełnosprawnych, w którym można było znaleźć wsparcie w różnych dziedzinach życia. Teraz tego ośrodka już nie ma, bo nie ma pieniędzy na jego funkcjonowanie.

Mam chociaż rentę
Czuję się, jakby ktoś odbierał mi szansę na normalne życie. Ja też mam marzenia, które chciałabym zrealizować, też chciałabym założyć rodzinę, mieć dzieci. Tylko za co mam się utrzymać? Za niecałe 530 zł renty? Owszem, dziękuję Panu Bogu, że ta renta jest, bo inni nawet tego nie mają, a mnie - jakby nie było - zawsze troszkę te pieniądze uratują. Nie rozumiem tylko tych limitów dorabiania do renty. To przecież nie nasza wina, że jesteśmy niepełnosprawni i że choroba często nie pozwala nam pracować.

Moim zdaniem renta powinna być właśnie niejako rekompensatą za brak możliwości pracy we wszystkich zawodach. Ja bym bardzo chciała, żeby osoby, które ustanowiły ten bezsensowny przepis, spróbowały utrzymać się same za 530 zł chociaż przez jeden miesiąc, nie mając żadnego dodatkowego źródła dochodu. Na razie mieszkam z rodzicami, więc nie jest tak źle, ale chciałabym się w końcu usamodzielnić. Po drugie, rodzice wiecznie żyć nie będą i muszę sobie zabezpieczyć przyszłość, żeby jakoś sobie bez nich poradzić.

Zostawieni sami sobie
Problemy z pracą nie napawają mnie optymizmem. Czuję się nieraz po prostu bezwartościowa, niepotrzebna. Napisaliście Państwo, że pojawiła się szansa na zatrudnienie niepełnosprawnych w ZUS-ie, a ostatnio również w policji, w służbie cywilnej. Tylko w którym ZUS-ie i w której policji? Może w Warszawie, ale w mojej miejscowości nie ma takiej szansy, bo już dawno bym z niej skorzystała.

Podobno mam dobry głos do pracy w radiu albo telewizji, tylko tam też trzeba „umieć się dostać”. Kursy przygotowujące do pracy w telewizji pod względem ceny są poza moim zasięgiem. Piszę Państwu o tym wszystkim, żeby uświadomić, że nie tylko w Warszawie i w miastach, w których Integracja ma swoje ośrodki, żyją osoby niepełnosprawne. A, tak  naprawdę, my, w małych miejscowościach i wsiach, często jesteśmy pozostawieni sami sobie.

Otworzyć oczy
Może pełnosprawnym osobom chociaż troszkę otworzą się oczy i przestaną patrzeć na nas jak na dziwolągów, którzy cały czas czegoś chcą – a to miejsca parkingowe dla siebie, a to zniżki, ulgi, zniesienie limitów dorabiania itp. Jest tak, że póki nas osobiście albo kogoś z naszych bliskich nie dotknie jakaś choroba albo niepełnosprawność,  to przechodzimy obok takich osób obojętnie. Może gdyby w rodzinach chociaż połowy polityków była osoba niepełnosprawna, to  wiedzieliby, z jakimi problemami musimy się zmagać.

Dzięki Bogu, że mamy jeszcze wsparcie w rodzinie i znajomych. W sumie tylko oni nie pozwalają mi przestać wierzyć, że w końcu znajdę pracę, która pozwoli mi z optymizmem patrzeć w przyszłość i ułożę sobie życie z kimś, dla kogo będzie liczyło moje wnętrze, to jaka jestem, a nie jak wyglądam.

Ania

dane personalne i adres do wiadomości redakcji

Komentarz

  • My z małych miasteczek i wsi
    16.03.2012, 17:58
    Podjętą na szczeblu Centralnym decyzją o likwidacji Spółdzielczości inwalidzkiej zabrano Pani, i prawie wszystkim niepełnosprawnym pracę, prawo do podobnego do normalnego życia. Jednym słowem zabrano serce, duszę i możliwość egzystencji. Za tą decyzję która tak pokrzywdziła już raz skrzywdzonych przez los ludzi i pozwoliła na grabież majątku Spółdzielczości powinni się twórcy tego dzieła smażyć na samym dnie w piekle.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas