Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Zagubieni w myślach

22.12.2010
Autor: Piotr Stanisławski
Źródło: Integracja 5/2010, fot. Science Photo Library/EastNews

Lekarze są zgodni co do tego, że przyklejanie osobom chorym psychicznie etykietki „wariata” uniemożliwia im powrót do życia społecznego, pracy i nawiązywania znajomości i przyjaźni. To ich stygmatyzuje jako ludzi nieuleczalnych i niebezpiecznych.

Pan Marian mówi wolno i niewyraźnie. Codziennie zażywa silne leki. Choruje na schizofrenię paranoidalną. Nie ma wielu kontaktów z ludźmi. Jak wyznaje, z większością osób nie może się porozumieć z powodu dużej różnicy intelektualnej. Kiedy dzieli się przemyśleniami, zwykle słyszy, aby spotkał się z psychiatrą, bo ten na pewno go wysłucha. Sąsiedzi wiedzą, że chodzi do poradni zdrowia psychicznego. Są mili, nie ma z nimi konfliktów. Kłania się im w korytarzu, ale utrzymuje dystans. Bliższe kontakty sprawiają, że ludzie przestają myśleć o nim jak o chorym, a myślą jak o „czubku”.
– Mówi się, że trzeba uważać na psychiatrycznych – żali się. – Ale to ja bardziej boję się ludzi, bo jak wiedzą o chorobie, to zmieniają do mnie stosunek. Kiedy próbuję nawiązać rozmowę, słyszę: „Odwal się, świrze”.

Pan Marian leczy się od 40 lat. Sam udał się do poradni psychiatrycznej, aby porozmawiać o tym, co przeżywał i jak z tego powodu cierpiał. Lekarz już po kilku minutach uznał, że jest „psychiatrycznym” i nie był zainteresowany rozmową.

– Kiedy ludzie wiedzą, na co choruję, to cokolwiek zrobię i powiem, nie jest traktowane poważnie – mówi pan Marian. – Jeśli na coś się denerwuję, to dlatego że jestem świrem. Mówię w administracji budynku, że po naprawie dachu ciągle zalewa mi sufit, to jestem świrem. Wszyscy biorą stronę drugiej osoby, a nie moją.

Kiedy w instytucji, w której pracował jako fizyk zaczął opowiadać, że dokonał odkrycia, za które można dostać Nobla, został odesłany do szpitala psychiatrycznego. Po powrocie stracił pracę. Tak było zawsze, gdy wracał ze szpitala. W końcu przeszedł na rentę.
– Ciągle traktowali mnie jak wariata, pokazywali palcem, odebrali kolejną pracę, mówili, że moje odkrycia są nic niewarte, to się w końcu zbunto-wałem, zamknąłem w domu i zrobiłem głodówkę – żali się pan Marian. – Po jakimś czasie wyważono drzwi i wsadzono mnie do szpitala. Znowu był dowód, że jestem wariatem, a nie że to protest przeciw złemu traktowaniu.

Grafika: czlowiek cierpiący na rozszczepienie osobowości
Fot. Science Photo Library/EastNews

Porzuć stereotypy
Słowo „wariat” pochodzi od łacińskiego varius, czyli „inny”, „różny”. Nie ma w tym określeniu cech pejoratywnych, a jedynie zwrócenie uwagi na odmienność. Od wieków za dziwaków, wariatów uznanawane były osoby, które chodziły własnymi ścieżkami, żyły poza grupą, inaczej się zachowywały lub miały odmienne poglądy. Uprzedzenia, brak wiedzy, empatii sprawiają, że wielu ludzi, mówiąc o osobach chorych psychicznie używa epitetów: „czubek”, „świr”, „psychol”, „pomyleniec”, itp. Wzmacniają one kolejny stereotyp, że to osoby umysłowo niedorozwinięte i mało inteligentne, a także niebezpieczne dla otoczenia. Niestety, kultura masowa, zwłaszcza kino, utrwala stereotypy dotyczące chorych i leczenia psychiatrycznego w szpitalach. Szpitale często pokazywane są jako miejsca ubezwłasnowolniania chorych i pozbawiania ich godności. A oni to psychopatyczni i niebezpieczni pacjenci z silnymi skłonnościami do sprawiania problemów.

Nieżyjąca już dr Joanna Meder, która była mocno zaangażowana w przełamywanie barier związanych z mitami nagromadzonymi wokół psychiatrii mówiła na konferencji otwierającej Ogólnopolski Program Zmiany Postaw wobec Psychiatrii „Odnaleźć siebie”: – Negatywny wizerunek placówek psychiatrycznych może obniżać zaufanie do psychiatrów i powodować u osób chorych psychicznie lęk przed podjęciem terapii i wizytą u psychiatry. Taka stygmatyzacja utrudnia chorym normalne życie w społeczeństwie i wzmaga społeczną niechęć do nich i do szpitali psychiatrycznych.

Z tego m.in. powodu wielu cierpiących na chorobę psychiczną boi się szpitali. Są przekonani, że pacjenci są tu krępowani i na nich – niczym na królikach doświadczalnych – eksperymentuje się i testuje lekarstwa. Kolejnym mitem jest to, że osoby chore psychicznie są bardziej niebezpieczne dla otoczenia niż inni ludzie. Liczba przestępstw przeciwko wolności i życiu innych osób jest zdecydowanie większa wśród zdrowych niż wśród cierpiących na choroby psychiczne. Poza tym, u części osób, które miały „rzut” choroby psychicznej, nigdy nie pojawia się on drugi raz. A nawet jeśli się pojawi, to nie świadczy o nieuleczalności chorego czy jego zwiększonym zagrożeniu dla społeczeństwa. Okazuje się, że część osób zdrowych przeżywa epizody psychotyczne, o których nikt nie wie.

Nie taki straszny
Wiele dorosłych osób miało w życiu choć jeden – mniej lub bardziej bezpośredni – kontakt z osobą chorą psychicznie albo było świadkiem jej zachowania na ulicy, w autobusie, tramwaju, szkole czy innym miejscu. Wśród tych zachowań tylko niewielki odsetek przeradza się w atak agresji, a jeszcze mniej kończy się czynami. Dotyczy to także zachowań wyzwolonych przez halucynacje i urojenia.

– Ataki agresji u osób chorych psychicznie nie występują częściej niż ataki agresji przypadające na zdrowych członków społeczeństwa – mówi dr Tadeusz Pietras, członek Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Nie oznacza to, że osoba chora nie bywa groźna dla otoczenia.
– Nie ukrywam, że nieprzewidywalność zachowań wywołuje we mnie strach i dystans do chorych psychicznie – mówi Marcin Kosecki. – Znałem kilkunastolatka, który był chory psychicznie i miał napady lękowe. Na co dzień chodził do szkoły, ale czasami rzucał się, uderzał głową, krzyczał, gryzł i drapał do krwi. Mimo że brał lekarstwa, to w sytuacjach irracjonalnego zagrożenia mógł być niebezpieczny.

Andrzej Warot, prezes Związku Stowarzyszeń Rodzin i Opiekunów Osób Chorych Psychicznie „Pol-Familia”, wyjaśnia, że w 99 proc. przypadków osoby chore psychicznie, kiedy biorą lekarstwa, są normalnymi ludźmi. Ale bywa, że jeden procent chorych stwarza zagrożenie. Jeśli osoba chora psychicznie bądź z zaburzeniami krzyczy, nikomu jeszcze nie robi krzywdy. Daje tylko znak. Być może nie brała lekarstw przez dłuższy czas, nie otrzymała wsparcia albo jest pozbawiona pomocy bliskich czy rodziny.

– Sam krzyk nie jest groźny – mówi Andrzej Warot. – Kiedy mąż krzyczy na żonę albo politycy na siebie, to nie nazywamy ich wariatami. W rzeczywistości niewielka tylko liczba osób chorych psychicznie zachowuje się agresywnie. Dlatego nie demonizujmy. My też czasem potrafimy tak się zdenerwować, że tracimy nad sobą panowanie.

Jak się zachować?
Andrzej Warot radzi, aby w sytuacji, kiedy jesteśmy świadkami zachowania osoby z zaburzeniami psychicznymi, nigdy tego zachowania nie podsycać. Powinno się przyjąć postawę spokojną, bez gestykulacji. Nie należy przekrzykiwać tego człowieka, gdy mówi, nie komentować jego zachowania. Jeśli rozmawiać, to normalnym tonem,
w asertywny sposób, nie wchodzić mu w pół zdania. Lepiej poczekać, aż on się wyładuje i uspokoi, niż od razu reagować na jego słowa.

– Przyjęcie postawy konfrontacyjnej to tak, jak gaszenie ognia benzyną – dodaje Andrzej Warot. – Oczywiście jeżeli osoba zachowuje się agresywnie, trzyma coś w ręku, to nie stajemy blisko. Tak jak na drodze – kierujemy się zasadą ograniczonego zaufania, zachowujemy dystans. Proszę zwrócić uwagę, że nas także irytuje, gdy ktoś przerywa i wtrąca się w zdanie.

W sytuacji występującego niebezpieczeństwa, osoba, która jest tego świadkiem, może zawiadomić pogotowie bądź policję. Nie powinniśmy się jednak dziwić, jeśli służby interwencyjne poproszą o przykłady niebezpiecznego zachowania bądź agresji ze strony chorego. Nie wystarczą same obawy świadków, że „może się stać coś złego”. Obawy muszą być poparte przykładami zachowań, które wskazywałyby na takie niebezpieczeństwo.

W przypadku rodziny, która nabiera przekonania, że któryś z jej członków jest psychicznie chory i potrzeba leczenia staje się oczywista, to powinno się przede wszystkim porozmawiać z nim na temat spotkania z lekarzem i podjęcia terapii. Część chorych nie chce się leczyć, więc rodziny próbują stosować różne sposoby, wręcz fortele, aby to zrobiły (np. zawierają umowy związa-ne z otrzymaniem korzyści za zgodę). Sama choroba psychiczna nie pozbawia osoby chorej prawa do wyrażenia zgody na leczenie. Dopiero gdy namowy rodziny nie przynoszą skutku, a zachowanie chorego zagraża bezpośrednio własnemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych, można starać się o leczenie wbrew jego woli. Umożliwia je art. 23 Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. Leczenie wbrew woli osoby chorej jest ostatecznością. Zawsze powinna być traktowana z życzliwością, szacunkiem i poszanowaniem godności.

– Największą stratą, jakiej doświadczam przez moją chorobę, są zepsute stosunki w rodzinie – mówi 23-letni Adrian. – Mama źle zniosła to, że trafiłem „do czubków”. Miała wspaniałego syna, który świetnie się zapowiadał,
a wylądował w szpitalu dla wariatów. W końcu zaczęła mnie tak traktować. Nie mogłem tego zaakceptować, były awantury, wyprowadzałem się. Najgorsze nie jest to, że głowa mi pęka od natłoku myśli, że cały czas jest analizowanie, w kółko, w kółko, w kółko, aż do zaśnięcia. Jestem pacjentem, który zajmuje się swoimi myślami. To mnie bardzo męczy. Ale najgorsze jest uczucie stałego upokarzania i ciągłego poniżania przez innych. Nawet lekarze nie traktują mnie poważnie. Nie słuchają tego, co chcę powiedzieć, od razu biorą mnie za wariata.

Gdzie leczyć?
Istnieje ponad sto rodzajów zaburzeń i chorób psychicznych, lecz tylko część chorych wymaga hospitalizacji. Większości nie jest ona potrzebna, jeśli nie stwarzają zagrożenia, biorą lekarstwa i spotykają się z lekarzem. Niestety, dla tej grupy chorych bra-kuje w Polsce miejsc w szpitalach.
W niektórych województwach na łóżko czeka się latami. Wiele rodzin szuka miejsc w innych województwach. Z powodu braku wolnych łóżek niekiedy dochodzi do sytuacji, w których pogotowie nie przyjeżdża na wezwanie rodzin z osobą chorą psychicznie, wymagającą hospitalizacji.

Sytuację miał poprawić Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego z budżetem 20 mln zł rocznie. Nie wszedł w życie. Priorytetem programu było tworzenie ogólnopolskiej sieci poradni zdrowia psychicznego, zespołów leczenia środowiskowego, budowa hosteli i mieszkań chronionych.

– Za wolno powstają nowe hostele, które dają chorym całodobową opiekę i naukę samodzielnego funkcjonowania – mówi Rafał, terapeuta hostelu w województwie mazowieckim.
– W Finlandii np. chorzy psychicznie leczeni są tylko w domach i hostelach, w ogóle nie ma szpitali psychiatrycznych. W Polsce rodziny są w bardzo trudnej sytuacji, bo hosteli w kraju jest mało, brakuje oddziałów dziennych i zespołów leczenia środowiskowego, a szpitale psychiatryczne są przepełnione. Pozostają spotkania z psychiatrą.

Szukaj pracy
Dla osób po kryzysie psychicznym praca może być lekarstwem. Stwierdzono, że „spowalnia” remisję choroby i jest pomostem ułatwiającym nawiązanie kontaktów społecznych, a także zmianę w postrzeganiu siebie – nie jako pacjenta, ale osoby realizującej się społecznie. Jest także szansą na akceptację i radość z życia. Niestety, osoby chore psychicznie są najmniej aktywne zawodowo w populacji osób z niepełnosprawnością, choć aż 90 proc. z nich wyraża chęć podjęcia pracy. Są liczne przykłady na to, że jeśli dostosuje się pracę do możliwości osób chorych psychicznie, stają się bardzo dobrymi i sumiennymi pracownikami. Największą barierą utrudniającą im podjęcie zatrudnienia są uprzedzenia i strach pracodawców. Trwający kilka lat kryzys ekonomiczny sprawił, że powoli zwiększa się grono pracodawców zatrudniających takie osoby, gdyż mogą liczyć na wysokie dofinansowanie i wsparcie z PFRON.

Szansą na zatrudnienie są także spółdzielnie socjalne, które zwykle zakłada kilka osób z niepełnosprawnością zagrożonych wykluczeniem społecznym oraz organizacje pozarządowe i samorządy. Zazwyczaj działają jako małe przedsiębiorstwa świadczące lokalne usługi. Na rozpoczęcie działalności spółdzielnie mogą otrzymać wsparcie nawet do 15-krotnego przeciętnego wynagrodzenia.
– Wprowadzenie środowiskowego modelu opieki, w którym opieka lekarska, pomoc społeczna i możliwość zatrudnienia wzajemnie się uzupełniają, powinno być częścią całego systemu – podsumowuje Jacek Wciórka, prezes Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas