Explorer, czyli odkrywca
Trzech niepełnosprawnych ze Stanów Zjednoczonych postanawia przemierzyć Canning Stock Router na specjalnych krosowych handbike'ach. Trasa wiedzie od Perth do Halls Creek w Australii Zachodniej, liczy niemal dwa tysiące kilometrów długości. Jest jednym z najdłuższych i najtrudniejszych szlaków na Ziemi. Nie ma tam żadnego miejsca na porządne biwakowanie, nie ma wody. Droga wiedzie przez pustynię, przez prawie tysiąc piaszczystych wydm. I co z tego? To, że owe specjalne rowery, na których przemierzą w styczniu 2011 roku tę morderczą trasę, zamówili w Polsce, w fabryce Jarosława Roli.
Z Jeleniej do Miłkowa
Jesienny, zimny i mokry poranek. Pod dworcem kolejowym w
Jeleniej Górze czeka już na mnie van, mercedes – oklejony napisami,
że kadra paraolimpijska na Vancouver, że polska grupa narciarzy
zjazdowych... Te naklejki to pozostałość po ostatnim trudnym
sezonie sportowym. Jarek Rola znany był dotychczas jako jeden
z najbardziej utytułowanych polskich narciarzy paraolimpijskich;
specjalista od slalomu. W Kanadzie nie zabłysnął. Jechał tak, jak
się jedzie na igrzyskach. Ostro. Nie, żeby skończyć, ale żeby
skończyć z dobrym czasem. Może nawet najlepszym. I zabrakło
szczęścia na kilku ostatnich bramkach. Co dalej? W związku z tym,
że zawiódł pokładane w nim nadzieje, na razie nie jest pewien
swojej przyszłości. Ale ostatniego słowa nie mówi.
Choć to jeszcze nie koniec marzeń o wielkiej paraolimpijskiej
karierze, to w tym zachwianiu pozycji Jarka Roli w kadrze trudno
nie dostrzegać plusów. Wreszcie doczekały się realizacji dawne
ambitne plany. Założona przed kanadyjskimi igrzyskami fabryka
rowerów przynosi dochód. I ma naprawdę dużą szansę na rozwój.
Korzysta także rodzina – żona Małgorzata podkreśla, że Jarek w
swoim domu pod Jelenia Górą w ostatnim roku był raczej
gościem.
Na zdj.: Explorer II
Dojeżdżamy do Miłkowa. Malownicza, ale zaspana okolica. Domy wyremontowane, wyszykowane na sezon dla turystów, który w górach nie kończy się prawie nigdy. Od domu rodziny Rolów do najbliższego wyciągu dochodzi się w kilkadziesiąt minut. Dom nowy, piętrowy – z windą. Fabryka w garażu. Czysto, porządek, pod ścianami garażu niskie stoły narzędziowe. Takie, by można do nich spokojnie podjechać wózkiem. Wszystko musi tu być dostosowane do tego wózka, także wyłączniki ścienne są na odpowiedniej wysokości.
Tutaj powstają jedyne na chwilę obecną w świecie konstrukcje, na których każdy niepełnosprawny ze sprawnymi rękoma może zdobywać dowolny – w miarę potrzeb i możliwości – szczyt.
Na początku była katastrofa
To było już trzynaście lat temu. Szczegóły zatarły się,
wyświechtały od uporczywego powracania do nich przez media.
Powracania, bo w zbiorowej pamięci uległy zapomnieniu, a reporterzy
bywają ciekawscy... Sprawa w swym czasie była dość głośna. Wypadek,
niedopatrzenie, nieszczęście i odszkodowanie. Ciekawscy niech
przeszukują internet. Jarek Rola (wraz zresztą ze szkolnym kolegą
Piotrkiem Truszkowskim – hokeistą na sledżu i siatkarzem siedzącym)
– pozostał z nami bez nóg, ale też z nienaruszonymi szarymi
komórkami. Postanowił zrobić z nich użytek.
– Pięć lat minęło i niewiele się w ciągu tego czasu zdarzyło – wspomina – Ale tych czterech - pięciu lat każdy potrzebuje, żeby się zrehabilitować społecznie. Musiałem się pozbierać w sobie, żeby chcieć potem zacząć coś robić.
Tym czymś był jego pierwszy handbike – rower na trzech kołach - zbudowany w roku 2002 – tuż po igrzyskach w Salt Lake City.
– Nie miałem aspiracji, żeby się na nim ścigać, ale wystartowałem w kilku maratonach. Po jakimś czasie wiedziałem, czego można od niego oczekiwać, i zaprojektowałem nowy. I tak to się kręciło: projektowałem rowery, starsze sprzedawałem i cały czas je testowałem na sobie. No i pod koniec 2005 r. – po kilku konstrukcjach szosowych – zapragnąłem czegoś więcej. Chciałem zaprojektować taki rower, który będzie nadawał się do jazdy po górach. Zbudowaliśmy prototyp Explorera i okazało się, że działa i daje potężne możliwości. Otworzył się nowy rozdział w moim życiu: z powrotem mogłem znaleźć się w górach – w miejscach, których miałem już więcej nie widzieć. Dlatego było to takie ważne. Dla mnie i dla mojej żony.
Konstruktor najczęściej sam testuje swój sprzęt
Podczas konstrukcji Explorera pewnego Jarek Rola wzorował się częściowo na kanadyjskim handbike’u R-One. Jednak ta konstrukcja nadawała się wyłącznie do sportów grawitacyjnych. Nie dało się na niej podjechać nawet pod małą górkę. W roku 2006, kilka miesięcy po igrzyskach paraolimpijskich w Turynie, Jarek Rola osiąga na Explorerze pierwszy wymierny sukces jako konstruktor i sportowiec – staje się pierwszym Polakiem bez nóg, który bez pomocy osób trzecich dociera na szczyt Śnieżki…
Radość, szczęście i łzy, i poczucie, że to właściwa droga – to chyba najlepsza charakterystyka jego ówczesnych uczuć. No i jeszcze coś dodatkowego:
– Porobiliśmy kilka filmów, zdjęć trochę. Część z nich wylądowała w internecie. Zupełnie niespodziewanie okazało się, że rower, który wykonałem dla siebie, zyskał popularność na całym świecie – szczególnie w Stanach. On był z aluminium. Można powiedzieć, że konstrukcyjnie wyprzedzał epokę. Zaczęło spływać bardzo dużo zapytań – czy można to kupić, że to jest rewelacyjne, że się ludziom podoba. Zrodził się więc zamysł, żeby otworzyć i rozwijać firmę, i jednocześnie pomagać ludziom.
W międzyczasie Jarek Rola dużo trenuje w paraolimpijskiej kadrze alpejczyków – za cztery lata znów igrzyska. Dwa lata później, w 2008 r., otrzymuje szansę spełnić swoje kolejne marzenie – stanąć na Kilimandżaro. Niestety, do realizacji zabrakło 700 metrów usłanych ogromnymi głazami, wyrwami i pyłem wulkanicznym, w którym „zdrowi” zapadali się po kolana. Żeby je pokonać, potrzeba było więcej czasu. A w kraju na bohaterów pamiętnej wyprawy „polskich niepełnosprawnych na Kilimandżaro” czekały już uprzedzone o wszystkim media…
Drugi Explorer Roli
Firma Jarka Roli formalnie istnieje od 2009 roku.
Wcześniej Rola - konstruktor projektował rowery jako freelancer –
na zlecenie, na małą skalę. Tylko pojedyncze sztuki.
– Większość konstrukcji projektowałem sam, ale nie wszystkie.
Firma jest rozpoznawalna w kilku dziedzinach i nie tylko wśród
niepełnosprawnych. Robimy bagażniki, zderzaki aluminiowe,
najróżniejsze rzeczy – do terenówek wyprawowych. Jeśli zaś chodzi o
samych niepełnosprawnych, to oprócz rowerów górskich i
rekreacyjnych produkujemy również zwykłe wózki inwalidzkie. Mamy
też zamiar wprowadzić na rynek kilka nowych produktów, które
obecnie są w fazie testów.
We wszystkim Jarkowi pomaga brat. Grzegorz Rola na
handbike'u
O nowych pomysłach nie dowiemy się od Jarka niczego – konkurencja nie śpi, a droga do opatentowania wynalazku jest dla „drobnego” polskiego przedsiębiorcy niemal nierealna ze względu na koszty.
– Co do tego, że powstaną firmy, które będą robiły coś, co będzie mniej lub bardziej przypominało Explorera, to ja nie mam wątpliwości. To kwestia czasu – twierdzi konstruktor. – Mamy tu 40 milionów ludzi, z tego 10 proc. jest niepełnosprawnych, z tej liczby parę proc. uprawia sport, a z nich niewielu znajdzie się takich, którzy będą chcieli kupić mój sprzęt. To jest jednak ciężki kawałek chleba – konstatuje.
Testy Explorera II w terenie
Wreszcie w garażu: tu odbywa się niemal cała produkcja. Jarek
realizuje zamówienie z USA. Na podłodze skręcony wstępnie Explorer
II – surowa, wyspawana rama z osprzętem. Imponujący widok. Teraz
dopiero widać stopień skomplikowania konstrukcji – niezależne
zawieszenie na wahaczach z amortyzatorami z możliwością blokady,
amortyzowany wahacz wleczony koła tylnego z możliwością
blokady. Hamulce hydrauliczne. Przerzutka w tylnej piaście – żeby
można było zmieniać biegi na postoju. Dwa sprzężone układy
kierownicze: jeden sterowany poprzez wychylanie klatki piersiowej,
kiedy ręce zajęte są pedałowaniem…
Każde rozwiązanie jest szczegółowo przemyślane i przetestowane. Każdy element pasuje do reszty niemal idealnie. W przeciwnym razie jest wymieniany. Dodatkowo rower może być zaopatrzony w wyciągarkę napędzaną korbowodem i elektryczne wspomaganie napędu, co w trudnym terenie może okazać się niezwykle pomocne. Druga generacja Explorera powstawała kilka lat. Prototyp zmontowano w czerwcu bieżącego roku. Okazało się, że spełnia swoją rolę lepiej niż „jedynka”.
Wcześniej były konstrukcje „pośrednie” – rowery górskie na „sztywnej ramie” – bez amortyzacji. To właśnie na jednym z nich Rola nie wjechał na szczyt Kilimandżaro. Wszystkie rozeszły się niemal „na pniu”. Jeden trafił do zakopianki Renaty Kałuży, jednej z najlepiej zapowiadających się obecnie handbikerek szosowych w polskiej kadrze. Ogromna większość poleciała za ocean. Wystarczyło pokazać je w internecie. W sumie Jarek sprzedał już ok. 40 sztuk rowerów.
– Nie jest to duża liczba, ale jest to specyficzny sprzęt,
produkowany na indywidualne zamówienie: zarówno pod względem samej
konstrukcji, która musi pasować do stopnia i rodzaju
niepełnosprawności użytkownika, jak i samego wyposażenia –
podkreśla Jarek Rola.
W warsztacie Jarosława Roli. Przy spawarce Grzegorz Rola, brat
właściciela firmy
Wszystkie elementy konstrukcyjne przycinane są i gięte w firmie.
Spawaniem zajmuje się brat Jarka – Grzegorz Rola. Od razu widać, że
ma do tego talent. Elementy, których wykonanie wymaga wielkiej
precyzji, np. zwrotnice – wykonuje firma zewnętrzna dysponująca
nowoczesnymi obrabiarkami numerycznymi. Poza warsztatem zamawia się
także malowanie roweru lakierem proszkowym oraz prace
tapicerskie.
Rola korzysta z wielu innowacyjnych rozwiązań. Przy precyzyjnym
spawaniu elementów ramy pomaga laser
Gotowy handbike kosztuje od 17 tysięcy złotych w górę. Za rower, który posiada kompletne wyposażenie dodatkowe, trzeba zapłacić ok. 25 tysięcy złotych. Nie każdy polski niepełnosprawny pragnący wyruszyć w teren znajdzie takie pieniądze. Dlatego Jarek Rola realizuje przede wszystkim zlecenia zagraniczne: ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, a ostatnio Grecji i Brazylii. W kraju sprzedają się niemal wyłącznie rekreacyjne handbike'i szosowe – dużo prostsze i w związku z tym sporo tańsze.
Rekreacyjny handbike szosowy jest o wiele tańszy od Explorera.
Dlatego cieszy się w Polsce większym powodzeniem.
Rola Explorera
Grzegorz Rola zapala papierosa… Przed chwilą połączył z
ramą fragment profilu, który będzie służył jako część konstrukcyjna
elementu podpierającego tułów handbikera. Wszyscy trzej sprawdzamy
efekt pracy Grzegorza i spawarki. Wyszło idealnie. Prosto „na oko”,
prosto na przyrządach. Kąt idealny. Do tego trzeba mieć coś więcej
niż umiejętności. W tak zwanym międzyczasie rozdzwania się komórka
szefa. Mimochodem słuchamy rozmowy. Na linii nowy potencjalny
klient. Całkiem „zdrowy” i słusznego wzrostu. Chciałby zamówić
Explorera dla siebie. Na wyprawy.
Produkcja jednego roweru górskiego – przygotowanie i spawanie
elementów ramy, montaż kosztownego oprzyrządowania: hamulców,
amortyzatorów, linek etc., malowanie, tapicerowanie itd. – trwa
około tygodnia. Stąd cena, która po podliczeniu wielu kosztownych
„dodatków” i tak nie wygląda na wygórowaną. Marża musi wystarczyć
na wszystkie opłaty. Takie są prawidła rynku. I to – jak na razie –
też udaje się Jarkowi Roli osiągnąć. Zamysł założenia firmy, by
„pomagać ludziom” – zdaje egzamin.
Lekki wózek inwalidzki – także w ofercie małej firmy spod
Jeleniej Góry
Statystyki są jednak nieubłagalne. Bo prowadzić własną działalność gospodarczą to jedno, ale produkować coś innowacyjnego, co jest zarazem przedmiotem własnej pasji, to już ma znamiona mistrzostwa.
A jeżeli do dwóch poprzednich okoliczności dodamy trzecią, że stoi za tym osoba z niepełnosprawnością, która prowadząc własną firmę daje innym pracę – to jest dopiero coś. Coś, co należy stawiać za wzór – nie tylko dla osób z niepełnosprawnością. Tadeusz Donocik z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości zwraca bowiem uwagę, że Polacy nie są wystarczająco przedsiębiorczy oraz zdolni do podejmowania ryzyka czy prowadzenia działalności gospodarczej. – Według mojej wiedzy ponad 200 tys. firm rocznie pada. To są ludzie, którzy na ogół później nie wracają do przedsiębiorczości, bo się zrażają. Oni idą znowu gdzieś szukać pracy lub pracują jako wynajęci pracownicy, a najbezpieczniej czują się w sektorze publicznym – dodaje Tadeusz Donocik.
Trzynaście lat po wypadku, z którego Jarek wyszedł bez obu nóg, siedzę cały dzień w jego warsztacie pod Jelenią Górą. I właśnie sobie uświadamiam, że nie usłyszałem od niego ani jednego słowa o cierpieniu i niepełnosprawności – ani jednego słowa skargi. Są za to zjawiskowe konstrukcje rowerów, jakich świat wcześniej nie oglądał. Potęga umysłu osiąga kolejny triumf.
Komentarze
-
Jestem pod ogromnym wrażeniem ' zawszę dłużo chodz iłem po górach ' kochałem gory 'dawały mi potrzebneendorfiny i adrenalinę' lubilełem ryzyko od dziecka' pływałem wytrzynowo 8 lat dla ZKS unii Tarnów
17.01.2024, 04:18 -
Mam pytanie dlaczego nie można dostać żadnej dotacji na tego typu pojazdy ,przecież trzeba mieć dużo odwagi żeby takimi jeździć,tylko odważni to potrafią---znam taką osobę.Wiele rzeczy chce robić pomimo swojej niepełnosprawności ==ale nikt nie chce mu w tym pomóc.Rodzina już wyczerpuje swoje siły...ale myślę ,że da radę.CHCIEĆ TO MÓC.odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Rusza głosowanie na najlepszego i najpopularniejszego sportowca 2024 roku – tegoroczne #Guttmanny nadchodzą
- Seniorzy w artystycznym żywiole
- Wspólna lekcja wrażliwości. Premiera spektaklu „Brzydkie Kacząko”
- Jak muzyka pomaga przebodźcowanym dzieciom? Ciekawe wyniki badań z polskich przedszkoli
- Nawet 30 kilometrów do ginekologa? Nierówny dostęp do ginekologów w Polsce - jak miejsce zamieszkania łączy się z jakością życia Polek?
Dodaj komentarz