Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Od uzależnienia do pełnych praw

23.08.2010
Autor: Piotr Stanisławski
Źródło: Integracja 3/2009

Rozmowa z Davidem Blunkettem, byłym ministrem spraw wewnętrznych, brytyjskim parlamentarzystą, osobą niewidomą.

Piotr Stanisławski: Czy kiedy pierwszy raz wygrał Pan w swoim okręgu wybory do parlamentu, osoby z niepełnosprawnością lokowały w Panu swoje nadzieje i oczekiwały, że będzie Pan walczył o ich prawa?

David Blunkett: Oczywiście, kiedy wygrałem wybory, społeczność osób z niepełnosprawnością zaczęła postrzegać mnie jako swojego przedstawiciela. Uważałem jednak, że nie byłoby to dobre, gdybym został rzecznikiem osób niepełnosprawnych. Po pierwsze, zdefiniowałoby mnie to jako parlamentarzystę niepełnosprawnego, a nie polityka na równych prawach z innymi politykami. Nie chciałem, aby postrzegano mnie jako posła niepełnosprawnego, który zajmuje się sprawami związanymi z niepełnosprawnością. Po drugie, stałoby to w sprzeczności z naszym celem – wszystkim nam bardzo zależało na równym traktowaniu osób z niepełnosprawnością i pełnej ich integracji. Niepełnosprawnym kolegom, którzy do mnie przychodzili, mówiłem, aby nie oczekiwali ode mnie, że coś załatwię. Mówiłem: musicie to zrobić ze mną. Taką postawę prezentowałem także w parlamencie. Oczywiście, jako sekretarz stanu w Ministerstwie Pracy i Świadczeń Emerytalnych prowadziłem działania mające na celu wyrównanie szans osób z niepełnosprawnością, powołałem odpowiednią komisję i ministra w moim departamencie. Osiągnęliśmy wielki sukces, powołując Komisję Praw Osób Niepełnosprawnych, która obecnie jest częścią Komisji Równości i Praw Człowieka. Przedstawiłem także projekt ustawy o specjalnych potrzebach edukacyjnych.


Na zdjęciu: David Blunkett. Fot. Piotr Stanisławski

Czy brytyjski parlamentarzysta z niepełnosprawnością może zrobić dla osób z niepełnosprawnością więcej niż inni posłowie?
Będąc osobą z niepełnosprawnością, zdaję sobie sprawę z rzeczy, o których inni posłowie wiedzą niewiele. Choćby z tego, jak ważne było wprowadzenie programu „Dostęp do pracy”, skierowanego do osób z niepełnosprawnością. Kiedy w 2005 r. pracowałem w Ministerstwie Pracy i Świadczeń Emerytalnych, poprzedni minister ograniczył środki na ten program. Ja je przywróciłem, gdyż wiedziałem, jak ten program jest ważny dla zwiększenia zatrudnienia tych osób. Z drugiej strony, prezentowałem czasami twarde stanowisko, jak choćby podczas zmiany ustawy o świadczeniach socjalnych dla osób bezrobotnych. Kiedy toczyły się rozmowy na temat pracy osób z niepełnosprawnością, niektórzy posłowie uważali, że osoby takie nie muszą pracować i lepiej zostawić je na rencie i zasiłkach. Ja otwarcie mówiłem, że jest to błędne podejście, że większość z nich może pracować oraz że mamy instrumenty, aby zachęcić tych ludzi do pracy.

W jaki sposób brytyjski system wspierania zatrudnienia doprowadza do tego, że osoby z niepełnosprawnością ze znacznymi schorzeniami podejmują pracę? Jakie instrumenty zachęcają je do tego?
Obecnie stosujemy pozytywne instrumenty w postaci różnych programów wprowadzających osoby z niepełnosprawnością na rynek pracy. Nie są to elementy nacisku. Przygotowujemy te osoby do pracy, szkolimy, pomagamy w przełamaniu lęków, gdy są nieprzystosowane społecznie, budujemy ich pewność siebie, uczymy komunikacji i prezentacji dobrych stron. Jeżeli po tych szkoleniach i otrzymaniu oferty pracy osoba taka podejmie zatrudnienie, to może otrzymywać 40 funtów dodatkowego wynagrodzenia tygodniowo przez rok. Pomagamy również w pierwszych miesiącach zatrudnienia osoby z niepełnosprawnością, kiedy pojawiają się różne trudności i wyzwania – gdyby w pracy coś się nie powiodło, także w kwestii utrzymania prawa do zasiłku. Jeżeli natomiast ktoś podejmie słabo płatną pracę, otrzymuje ulgę podatkową i z tego tytułu dostaje trochę więcej pieniędzy. Poza tym mamy zasiłek dla osób z niepełnosprawnością, który obejmuje dodatek na transport. Kiedy osoba z niepełnosprawnością podejmuje pracę, także go zachowuje.

Od dwóch, trzech lat stosujemy jeszcze inne narzędzie – zmieniliśmy sposób oceny przez komisje lekarskie, które obecnie nazywają się komisjami umiejętności. W ich skład wchodzą m.in. terapeuci medycyny pracy. Zamiast oceniać ograniczenia wynikające z niepełnosprawności i to, czego osoba z niepełnosprawnością nie może robić, komisje oceniają możliwości danej osoby pod kątem tego, jaką może podjąć pracę. Każda osoba z niepełnosprawnością otrzymuje skierowanie na taką komisję i musi poddać się jej ocenie. Później „przekazywana” jest do systemu pośrednictwa pracy, gdzie otrzymuje ofertę, dostosowaną do swoich możliwości. Największym wyzwaniem w tym systemie są osoby mające problemy mentalne, trzeba bowiem przygotować dla nich odpowiednią terapię z precyzyjnym określeniem przyczyn problemów psychicznych.

A co wtedy, jeśli ktoś nie będzie chciał pracować i będzie odmawiał przyjęcia oferty?
Jeżeli odmawia przyjęcia oferty pracy spośród zaproponowanych, to ogranicza mu się zasiłki, które otrzymuje. Są oczywiście osoby, które upierają się, że nie mogą pracować i nic nie potrafią zrobić, a po ocenie w komisji umiejętności przychodzą do mojego biura, skarżąc się, że zmuszane są do pójścia do urzędu pracy po ofertę. Osoby unikające zatrudnienia starają się udowodnić, że mimo przewidzianego dla nich wsparcia i pomocy w podjęciu pracy nie są w stanie jej podjąć. Musimy tu być stanowczy – tak wobec osób, których jedyną niepełnosprawnością jest lenistwo, jak i wobec osób z niepełnosprawnością, które mogą pracować.

W Polsce mamy problemy z systemem orzekania. Szacuje się, że ponad 1 mln osób ma orzeczenie o niepełnosprawności, choć nie ma do tego uprawnień. Czy w Wielkiej Brytanii istniał podobny problem? Jeśli tak, to jak go rozwiązano?
W Wielkiej Brytanii zdarzają się osoby, które zachorowały nagle, miały np. atak serca albo przytrafiło im się coś innego i przerywają na jakiś czas pracę, a później nie chcą do niej wrócić, choć mogą pracować. I starają się otrzymać zaświadczenie o niepełnosprawności. Prawdziwa bariera pojawia się jednak wtedy, gdy osoba z niepełnosprawnością informuje, że nie może pracować. W takim przypadku stosuje się dokładną kontrolę i indywidualną ocenę możliwości. Są też osoby, które chcą mieć kartę uprawniającą do parkowania na miejscach dla kierowców z niepełnosprawnością, choć nie mają niepełnosprawności ruchowej. Bywają więc różne przypadki. Nasz system wsparcia w wielu obszarach zmieniamy w taki sposób, aby nie skupiał się na deficytach osoby z niepełnosprawnością, ale na jej możliwościach. Wspierajmy ludzi w dążeniu do samodzielności i aktywności, a nie dlatego, że są osobami z niepełnosprawnością, które nie mają pieniędzy i nic nie potrafią.

Jak rządowi w Wielkiej Brytanii udaje się spowodować, że więcej osób pracuje na otwartym rynku pracy niż na chronionym? Czy macie problem z chronionym rynkiem pracy? W Polsce ma on bardzo silne lobby.
Wiem, że w Polsce duża część osób z niepełnosprawnością pracuje w zakładach pracy chronionej i w większości to osoby z lekkim stopniem niepełnosprawności. W Wielkiej Brytanii tego rodzaju rozwiązania należą do przeszłości. Dotyczy to także edukacji w szkołach specjalnych. To nie oznacza, że nie ma u nas zakładów pracy chronionej. Działające związki zawodowe myślą głównie w kategoriach opiekuńczości. Staram się uzmysłowić wszystkim, że zakłady pracy chronionej są pozytywnym elementem w systemie pracy wtedy, jeśli są tylko etapem przejściowym w dążeniu do pracy na otwartym rynku pracy. Wyznajemy zasadę, że lepiej wspierać pracodawców, którzy zatrudniają osoby z niepełnosprawnością na otwartym rynku pracy. Zakłady pracy chronionej powinny natomiast pełnić rolę szkoleniową, przygotowawczą do pracy na otwartym rynku. Teraz wiele osób z niepełnosprawnością przebywa tam dlatego, że dają im one poczucie bezpieczeństwa przed „twardymi” regułami otwartego rynku pracy. Z lobby zakładów pracy chronionej do końca sobie jeszcze nie poradziliśmy. Kiedy udaje nam się już doprowadzić do tego, że osoby z tych zakładów są gotowe do podjęcia pracy na otwartym rynku, nagle pojawiają się głosy, że nie możemy jeszcze ich zamykać. Zakłady chronione są na pewno lepszym rozwiązaniem niż bezrobocie i izolacja tych osób w domu. Ale nie są lepsze od otwartego rynku, gdzie osoby te stają się częścią społeczeństwa i uczestniczą w życiu na równych zasadach.

Jednak są osoby z niepełnosprawnością, które naprawdę nie mają szans na znalezienie pracy na otwartym rynku pracy.
Ale tylko niewielka część. Dla większości osób z niepełnosprawnością, włączając mnie, możliwe jest zatrudnienie na identycznych warunkach z osobami pełnosprawnymi na otwartym rynku pracy. Oczywiście, nie brakuje kontrowersji – wciąż są osoby, które uważają, że nie należy „wypychać” ludzi z zakładów pracy chronionej na otwarty rynek, ponieważ przez wiele lat przyzwyczaili się oni do takiej formy zatrudnienia i można naruszyć ich poczucie bezpieczeństwa. Musimy pamiętać, że tworzenie dla osób z niepełnosprawnością warunków do funkcjonowania na innych zasadach, na innym rynku pracy, w innych szkołach i w innym świecie niż osoby pełnosprawne, to działanie antyintegracyjne. Upieram się przy tamtych rozwiązaniach. Wszyscy chcemy żyć na równych zasadach i chcemy być traktowani tak jak inni. Z pewnością potrzebne są etapy, okresy przejściowe i pośrednie, ale ostatecznie celem każdego systemu wsparcia osoby z niepełnosprawnością musi być jej pełne włączenie do społeczeństwa. Powinna ona funkcjonować na równych prawach z innymi, a nie w specjalnych zakładach. Ważne, by nauczyła się żyć normalnym życiem w otaczającym ją świecie i mogła dążyć do osobistego sukcesu i rozwoju. Oczywiście dla osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności i sprzężonymi schorzeniami wsparcie jest nieodzowne, aby mogły osiągnąć te cele.

Które ze swoich osiągnięć – jako członka rządu tworzącego politykę wobec osób z niepełnosprawnością – ceni Pan najbardziej?
Najbardziej dumny jestem z tego, że udało nam się zmienić podejście i nastawienie ludzi i społeczeństwa do osób z niepełnosprawnością. Rodzice dzieci z niepełnosprawnością, rodziny osób, które stały się niepełnosprawne, osoby z niepełnosprawnością patrząc na mnie i moją niepełnosprawność, widzą, że można sobie poradzić, a niepełnosprawność nie jest końcem świata. Pracodawcy też zmienili swoje podejście. Zamiast myśleć jak kiedyś, że osoby z niepełnosprawnością nie poradzą sobie w pracy, zapraszają je na rozmowy kwalifikacyjne, aby przekonać się, czy są one w stanie sprostać postawionym wymaganiom. To było chyba najlepsze, co udało mi się zrobić. Pracująca osoba z niepełnosprawnością płaci podatki, składki na ubezpieczenie społeczne, wnosi swój wkład do budżetu państwa, w większości przypadków przekraczający wartość otrzymywanego zasiłku na życie.

W Wielkiej Brytanii dopasowujemy wszelkie formy wsparcia i służby do indywidualnych potrzeb osoby z niepełnosprawnością. Nie postępujemy odwrotnie: nie tworzymy najpierw jakieś usługi, by potem oczekiwać, że osoby z niepełnosprawnością dopasują się do niej. Indywidualne podejście zakłada opracowanie budżetu dla każdej z osób i umożliwia bezpośrednią współpracę. To pozwala przeprowadzić taką osobę od izolacji i uzależnienia od pomocy do podjęcia przez nią pracy, zarabiania na własne potrzeby i godne życie.

Dziękuję za rozmowę.

Komentarz

  • WIDAĆ JAKI PANUJE ŁAD I POSZANIA PRAWA I KORZYŚCI?
    inwalida
    24.08.2010, 10:29
    NIEMA TAK JAK UNAS . POLITYCY DOBRO RODZINY LEŻY NA SERCU.POLITYK NIEWYKORZYSTAŁ SWOJEGO STANOWISKA DO CELÓW PRYWATNYCH.NIEMCZECH NIEPEŁNOSPRAWNI MAJĄ BARDZO DUŻĄ POMOC, UNAS POLITYCY TRAKTUJĄ JAK TREDOWATYCH I JAKO ŚMIECI DALI POLITYCY PO WRAZ PREZYDETEM DALI O(CHŁAP PO 3 LATACH RZĄDÓW JEDNĄ PODWYSZKE AŻ O 7.00ZŁ GRECJI TAKI SAM DODATEK PIELEGNACYJNY WYNOSI 550 ERO, UNAS STARCZA NA 11 NIESIECY NAWET NIEWYKUPI WSZYSKICH LEKÓW REFUNDOWANYCH ZATERDZIŁA TAKIE CENY MINISTER ZDROWIA SZYDERA KPINA POLITYKÓW CO BEDĄ SZUKALI GŁOSÓW U NIEPEŁNOSPRAWNYCH?

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas