Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Dają radę

29.07.2010
Autor: Tomasz Przybyszewski, fot: Piotr Banaszak
Źródło: Integracja 3/2010

W Polsce w 2826 radach gmin, miast, powiatów, dzielnic i w sejmikach zasiada 46 790 radnych. Wśród nich są osoby z niepełnosprawnością, która wcale im w publicznej działalności nie przeszkadza. Można odnieść wrażenie, że czasem pomaga.

Nikt nie mógł przewidzieć, że na drugiej sesji Rady Miasta Skoczowa Romuald Cieślar dozna drugiego udaru. Pierwszy miał siedem lat wcześniej, w 1991 r. Od tego czasu nie był całkiem sprawny, ale nie przeszkadzało to mieszkańcom niewielkiego miasteczka leżącego koło Cieszyna wybrać go na radnego. Długo jednak nie nacieszył się pełnioną funkcją. – Była to sesja, na której miał być wybrany burmistrz i zarząd miejski – wspomina.

– Na sali dużo osób, było duszno. Panowała nerwowa atmosfera, emocje. To wszystko prawdopodobnie przyczyniło się do mojego udaru.

Niestety, drugi udar spowodował całkowity paraliż. Po rocznej rehabilitacji Romuald Cieślar był w stanie siedzieć na wózku i w niewielkim stopniu poruszać prawą ręką. W zasadzie tak jest do dziś. Mówi z trudem i może funkcjonować tylko dzięki całodobowej pomocy. Do sali obrad wrócił po niecałym roku, początkowo jako bierny obserwator, ale wyborcy docenili wysiłek. W 2002 r. ponownie wybrali go na radnego. Odwdzięczył się pracowitością. Przez kolejne lata nie opuścił żadnej sesji, brał udział w pracach dwóch komisji. W 2006 r. został radnym po raz trzeci.

Minikampania
Trzecią kadencję radnym jest też Michał Tomczak. Obecnie przewodniczy komisji polityki społecznej i zdrowia Rady Miasta Poznania, a także Krajowej Radzie Konsultacyjnej ds. Osób Niepełnosprawnych. Przyznaje, że radnym w 1998 r. został trochę przez przypadek. Od początku lat 90. zajmuje się rehabilitacją osób z niepełnosprawnością, od 1997 r. zawodowo. Tworzył poradnię lekarską i rehabilitacyjną, biuro pośrednictwa pracy, udzielał porad jako prawnik. Zawsze był niezwykle aktywny. Nie zmienił tego nawet wypadek, który przeżył jako szesnastolatek.

Na zdjęciu: MichałTomczak

– Chciałem wykoleić pociąg – żartuje po latach.

W Radomiu wysiadł na chwilę z pociągu, chciał wskoczyć z powrotem. Nie udało się. Stracił nogę i rękę. Wypadek skierował go w stronę wspierania osób z niepełnosprawnością. Bycie radnym to kolejny etap aktywności. Namówiono go w pracy, by startował – trzy miesiące przed wyborami.

– Ja, osoba niepełnosprawna, bez ręki i nogi, chodziłem po domach – wspomina swą minikampanię. – Udało mi się też znaleźć 10 wspaniałych, młodych ludzi, którzy w pięciu 2-osobowych zespołach chodzili po domach i prezentowali moją kandydaturę, tłumacząc, że są niejako w zastępstwie.

Roznosili skserowane czarno-białe ulotki. Z 10. miejsca na liście AWS Michał Tomczak zrobił 3. wynik w okręgu. Do swej kandydatury udało mu się przekonać nawet osoby o innych poglądach, które zapewniał, że będzie reprezentował interesy środowiska ludzi z niepełnosprawnością. Tomczak uważa, że niepełnosprawność wyróżniała go spośród kandydatów.

Jak on to widzi?
Ryszard Dobrychłop z Lubuskiego także nie miał problemów z przekonaniem wyborców. Znano go ze spółdzielni mieszkaniowej, w której władzach zasiadał, ponadto z działań społecznych i ze Spółdzielni Niewidomych „Nadodrze”, która w Bytomiu Odrzańskim działa już pół wieku. Właśnie związkowcy „Nadodrza” namówili go do kandydowania. Znali go doskonale, pracował z nimi od 1976 r., do dziś jest kierownikiem w sekcji rehabilitacyjno-socjalnej. Chcieli, by reprezentował we władzach miasta osoby niewidome, których spółdzielnia przez lata przyciągała do Bytomia. Ryszard Dobrychłop zgodził się, choć miał trochę obaw, czy sobie poradzi.

– Jak ktoś nie ma ręki albo nogi, to łatwiej mu się odnaleźć w innym środowisku. Niewidomemu trochę trudniej – tłumaczy.

Ryszard Dobrychłop nie jest całkowicie pozbawiony wzroku. Widzi tylko kontury, twarzy nie rozpoznaje. W czytaniu i pisaniu pomaga mu komputer. Dokumenty potrzebne na posiedzenia rady miasta lub komisji społecznej, której jest przewodniczącym, dostaje do domu, by z pomocą żony lub dzięki komputerowi móc się z nimi zapoznać. W urzędzie miasta nigdy nie traktowano go inaczej z powodu niepełnosprawności. Nie miał też takich problemów w samej radzie, której członkowie dość szybko go zaakceptowali. Dopiero później dowiedział się, że na początku dziwnie na niego patrzyli, gdy mówił np. „widzę, że na ulicy X chodnik jest popsuty”. Zastanawiali się, jak może to zobaczyć.

– Dopiero za którymś razem ktoś zapytał: „Jak możesz mówić, że widzisz, jak ty nie widzisz?” – śmieje się Ryszard Dobrychłop. – Ja mówię: „Chłopie, jak tego dotknę, to znaczy, że to widzę, mam to już w wyobraźni”.

Kto wypełnia mandat?
Większe kłopoty w radzie miał Romuald Cieślar. Zdarzało się, niestety, że radni lub burmistrzowie wykorzystywali jego niepełnosprawność przeciw niemu. Niektórzy mieli za złe, że żona przemawia w jego imieniu na sesjach, bo to nie ona ma mandat. Zarzucali też Cieślarowi, że to ona pisze do urzędu wnioski, interpelacje, skargi. Musiał przekonywać, że on wypełnia mandat radnego, a żona go wspiera. Romuald Cieślar podkreśla zresztą, że tylko dzięki żonie i najbliższym jest w stanie nie tylko działać w samorządzie, ale w ogóle funkcjonować.

Na początku podczas sesji opiekun był przy nim stale obecny. Teraz wystarczy, że go przywiezie i odwiezie, i że jest pod telefonem. W 2005 r. Cieślar dostał komputer. Na posiedzeniach rady pisał, co chce powiedzieć, a przewodniczący odczytywał jego słowa. Obecnie komputer nie jest już potrzebny, mimo że radny wciąż ma problemy z mówieniem.

– Nadal swoje wystąpienia przygotowuję w formie pisemnej, rzadko zabieram głos na sesjach, ale na komisjach – bardzo często – przyznaje. – Moje wystąpienia tam są możliwe, bo to zebrania kameralne, w gronie kilku osób.

Kontakt z wyborcami umożliwia mu internet.

Głową w mur
Michał Tomczak nikogo nie musiał przekonywać, że jako osoba z niepełnosprawnością poradzi sobie w Radzie Poznania. Na początku jednak zmagać się musiał z niezrozumieniem.

– Okazało się, że mimo iż w AWS czynnik społeczny powinien odgrywać istotną rolę, to niestety, problematyka związana z osobami niepełnosprawnymi, delikatnie mówiąc, nie była rozumiana – wspomina. – Walnąłem więc pięścią w stół i zrezygnowałem z członkostwa w klubie AWS, bo członkiem AWS nigdy nie byłem.

Radni z klubu AWS nie potrafili np. zrozumieć, że osoba poruszająca się na wózku, mimo że ma samochód, nie jest tak bogata, by mogła w centrum miasta opłacać parking jak inni kierowcy. Choć radnemu Tomczakowi udało się przeforsować możliwość parkowania na preferencyjnych warunkach, to w tej kadencji pozostało mu głównie walenie głową w mur. A on chciał zmieniać świat.
Niedługo po odejściu z klubu AWS radny Tomczak przystąpił do powstającej Platformy Obywatelskiej, w której ze zrozumieniem problemów osób z niepełnosprawnością nie ma problemu. W wyborach w 2002 r. wystawili go w okręgu na 1. miejscu. W 2006 r. zdobył ponad 4,4 tys. głosów. Wyborcy doceniają go, mimo że jest jednym z radnych, najrzadziej zabierających głos.

– Najważniejsze, żeby radny zajmował się rzeczami, na których się zna – tłumaczy. – Ja nie jestem np. członkiem komisji kultury i nauki. Wypowiadam się, zajmuję stanowisko i działam tylko w kwestiach, na których się znam.

Podkreśla, że nie wszyscy radni „tak mają”. A gdy na sali obrad jest kamera, to nagle wszyscy się znają na wszystkim. Bycie skutecznym radnym nie polega jednak na kłótni i krzykliwości:
– Ja wolę rozmawiać, zrozumieć argumenty drugiej strony i dopiero wyrazić ewentualne niezadowolenie, albo negocjować zmianę stanowiska. Tego się przez paręnaście lat nauczyłem.

Dobry radny powinien być „przejrzysty” i niezależny finansowo. Pieniądze to duża pokusa – w takim mieście jak Poznań radni otrzymują po około 2,5 tys. zł diety. Dla Michała Tomczaka te pieniądze nie są najważniejsze. Prowadzi firmę, dużo pracuje i jest jednym z zamożniejszych poznańskich radnych. Nie łączy jednak mandatu z działalnością zarobkową.

– Zajmuję się doradztwem organizacyjno-prawnym – tłumaczy. – Nie ma to nic wspólnego z ewentualnym pozyskiwaniem środków z samorządu. Reprezentuję firmy przed sądem gospodarczym, to zupełnie odrębna rzecz.

Jeśli ktoś z miasta lub wyborca poprosi go o pomoc w tego typu kwestii, pomoże, ale bezpłatnie i w podstawowym zakresie, np. doradzi, co zrobić w konkretnej sytuacji. Nazywa siebie politykiem społecznym. Dobrze wie, kogo i w jaki sposób reprezentuje. Podkreśla też, że działając na rzecz środowiska osób z niepełnosprawnością, pomaga także sobie.

– Osoby niepełnosprawne to moje, że tak powiem, zaplecze polityczne, mój elektorat – mówi. – Wszyscy związani z polityką społeczną to moja grupa poparcia. Chcę być ich dobrym reprezentantem i mam nadzieję, że jestem.

Bez ogródek
Nieco inaczej traktuje swój mandat Romuald Cieślar ze Skoczowa.

Na zdjęciu: Romuald Cieślar

– Nie wyróżniam się jako radny w działalności na rzecz osób niepełnosprawnych – przyznaje – ale przy każdej okazji o nich pamiętam. Protestowałem, kiedy poprzedni burmistrz zlikwidował stanowisko pełnomocnika ds. osób niepełnosprawnych. Postulowałem przystosowanie powstającego budynku komunalnego do potrzeb osób z niepełnosprawnością ruchową, przynajmniej na poziomie parteru. Teraz wnioskuję o utworzenie kilku mieszkań chronionych dla osób niepełnosprawnych i obłożnie chorych.

Radny Cieślar nie wykorzystuje swojej niepełnosprawności, nie pozwala sobie z jej powodu na więcej. Znany jest z tego, że bez ogródek potrafi wyrazić swoje zdanie. Wie jednak, że potrzeby mieszkańców musi godzić z możliwościami finansowymi gminy. Zna realia. Od 1978 r. pracował w Urzędzie Miasta, w latach 1983-1989 był nawet jego naczelnikiem. Nie uważa, że niepełnosprawność, nawet tak znaczna jak jego, jest przeszkodą w działalności samorządowej i wpływaniu na lokalną rzeczywistość:

– Jeżeli tylko jest wola osoby niepełnosprawnej, wsparcie ze strony najbliższych i poparcie społeczne, to możliwości działania są bardzo duże. Osoby niepełnosprawne dysponują czasem, są zahartowane, ich umiejętności powinny być wykorzystane.

Ręka na pulsie
Radny Ryszard Dobrychłop także zachęca do kandydowania do samorządu.

– Osoba niepełnosprawna jest takim obywatelem jak inni – podkreśla. – Powinniśmy się angażować w życie swojej miejscowości. On jest traktowany przez burmistrza Bytomia Odrzańskiego jak rzecznik niewidomych mieszkańców. Opiniuje miejskie inwestycje, by nie stwarzały problemów ludziom z dysfunkcją wzroku. Trzyma rękę na pulsie.

– Żeby wszystkie słupy, słupki, kosze były dobrze ustawione – tłumaczy. – Bo to się wydaje takie proste albo nieistotne, a dla człowieka niewidomego jest bardzo ważne.

W Bytomiu Odrzańskim wiedzą, że remont trzeba zrobić tak, aby nic nie poprawiać. Niewielkie miasteczko nie jest bogate. Z rocznego budżetu, czyli ok. 13 mln zł, niemal połowa idzie na szkoły i przedszkola. Miasto nie jest w stanie zapewnić wszystkim mieszkańcom mieszkań i pracy. Ryszard Dobrychłop o tym wie i uważa, że nikt nie powinien obiecywać w kampanii wyborczej spełnienia wszystkich oczekiwań. To nieuczciwe, bo nie do końca zależy od rady. Ona może zachęcać do tworzenia miejsc pracy, obniżać podatki przedsiębiorcom, co zresztą robi, ale samych podatków nie zniesie. Oddała za symboliczne opłaty istniejące budynki w prywatne ręce i wspiera wspólnoty mieszkaniowe w remontach.

Zdaniem radnego Dobrychłopa, niezmiernie istotne jest trzymanie się wieloletniego planu inwestycji, by pieniędzy nie wydawać chaotycznie. On i większość radnych pochodzą ze Stowarzyszenia Przyjaciół Bytomia Odrzańskiego, dbają więc o plan.

– Ta organizacja zrzesza ludzi, którzy chcą coś zrobić dla miasta – tłumaczy. – Nas nie interesuje polityka. Chcemy, żeby miasto ładnie wyglądało, było perełką regionu – dlatego większość z nas jest radnymi już III, IV kadencję. Mieszkańcy widzą, że coś się dzieje i na nas głosują, a jest tu z kogo wybierać. W moim okręgu na jedno miejsce w radzie było ośmiu chętnych.

Czy rada jest dobrym miejscem, by zmieniać najbliższe otoczenie? – Najlepszym – zapewnia radny Dobrychłop. 

 


Bez współdziałania niewiele można
prof. UW dr hab. Michał Kulesza, prawnik, współtwórca polskiej samorządności

W czasach PRL organami władzy państwowej w terenie były rady narodowe. Tamten system był scentralizowany, uzależniony od decyzji partii komunistycznej. System, który mamy od 1990 r., jest zbudowany na odwrotnych zasadach. To władza w mieście czy powiecie zajmuje się sprawami danego obszaru i reprezentuje interesy jego mieszkańców wobec świata zewnętrznego. Kiedyś to była ostatnia w hierarchii, wykonawcza komórka, teraz jest pierwsza i podstawowa.

Na zdjęciu: Michał Kulesza

Pojedynczy radny może niewiele. Stanowi tylko 1/20 czy 1/40 część zgromadzenia, jakim jest rada gminy, miasta, powiatu. Decyzje w radach zapadają w głosowaniu. Radny może więc przekonać do swojego projektu innych radnych. Może też on chciałby załatwić to, a drugi coś innego. Na tym polega uzgadnianie. Jeśli mi pomożesz, to ja pomogę tobie. Podstawowe umiejętności społeczne to dziś zdolność do współdziałania, negocjacji, tłumaczenia, a nie do pokrzykiwania na innych, ich obrażania.

Czy to dobrze, że w radach dochodzi do kłótni? To tak, jakby zapytać, czy to dobrze, że psy się gryzą albo szczekają. Nie jest dobrze, ale gryzą się i szczekają, bo są psami, a ludzie się kłócą, bo mają różne poglądy, inaczej widzą pewne sprawy, mają swoje ambicje. Na pytanie, czy to dobrze, odpowiadam więc, że to pewnie nie jest dobrze, ale na pytanie, czy tak musi być, odpowiadam, że oczywiście tak. Sam spór w demokracji nie jest zły, problem pojawia się zaś wtedy, kiedy na miejsce sporu wchodzi zapiekłość i niezdolność do współdziałania w realizacji ważnych zadań publicznych. Natomiast obecność w organach władzy publicznej osób niepełnosprawnych wydaje mi się naturalna. Osoby te pokazują w skali ogólnospołecznej, miejscowości czy dzielnicy, że ułomność nie jest przeszkodą w zajmowaniu szanowanych stanowisk i pozycji w życiu zbiorowym. Oczywiście nic na siłę. Uważam jednak, że taka obecność, ale nie z punktu widzenia samych osób niepełnosprawnych, lecz – może nawet bardziej – z punktu widzenia ogólnospołecznego jest bardzo pożądana.

 

 

Komentarz

  • Moja wypowiedź.
    Petroniusz
    10.09.2010, 08:04
    Myślę że wielu jest wspaniałych ludzi w społeczności ON, mogących wiele zmienić w tym Kraju. Niestety nadal pomija się Osoby z niepełnosprawnością, szczególnie w małych miejscowościach. U Mnie w Moim mieście Jasień Żarski, w Urzędzie Miejskim, nie ma nawet Rzecznika do spraw Osób Niepełnosprawnych. Nikt nawet nie myśli o pytanie o cokolwiek ON. O zatrudnieniu nikt tu nie mówi. Wymyśla się udziwnienia co do warunków zatrudniania. ON ma na ten przykład stawać do konkursu, co do zatrudnienia na dane stanowisko. A Mam pytanie, po wieloletnim przebywaniu na rencie inwalidzkiej ( wzrokowa 1 gr. I z ograniczeniami ruchowymi ), jakie mam szanse na jakiekolwiek konkursy? Naturalnie są organizowane szkolenia, choć rzadko, ale są one często niedostępne, ze względu na ich dostępność adresową. Jaka jest przyczyna? Komunikacja PKS tutaj, nie jest w ogóle przystosowana dla ON. Nikt nie myśli o tym, aby szkolenia czy też kursy przeprowadzać na miejscu. Urzędy Miejskie mają na to środki i warunki, zatem jaki problem. Myślę że trzeba zacząć od praktyki w realu. Same ustawy i przykłady na to, że komuś się udało, nie są regułą w odniesieniu do całej Polski. A Osób Niepełnosprawnych w tym Kraju mamy ci bez liku. Nikt nie pyta się ich o zdanie, jak każdy z ON widziałby lub widzi, to co się wkoło niego dzieje.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas