Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Czuję się bezradny

22.04.2010
Autor: Mirek Najdrowski

Witajcie,

mam na imię Mirek, lat 53. Piszę do Was, bo czuję się bezradny. Jestem osobą niepełnosprawną w stopniu umiarkowanym, a zarazem bezrobotnym, zarejestrowanym w urzędzie pracy jako bezrobotny bez prawa do zasiłku od 2007 roku, ale faktycznie nie osiągam dochodów od 2006 roku. Od dawna zwracam się z prośbami o pomoc wszędzie, ale nikt nie ma ochoty na wykazanie się miłosierdziem. Od tamtego czasu nie mam z czego żyć, a co dopiero mówić o opłacaniu mieszkania, wody czy innych spraw. Od dawna brakuje na leki. Za nasze długi windykatorzy i komornicy jak kruki czają się na zdobycz.

Nikt nie chce zrozumieć, że ja naprawdę nie mogę spłacić tego nie dlatego, że nie chcę, lecz tylko dlatego, że nie mogę, bowiem będąc jeszcze zdrowy na umyśle i mając całe mnóstwo dobrych pomysłów mógłbym pracować, ale nie ma dla mnie pracy, dzięki której będę mógł spłacić długi, a sięgają one już ponad 20 tysięcy złotych, albo jeszcze więcej. Miałem i wciąż mam plany rozpoczęcia działalności, ale chcąc ją rozpocząć musiałbym mieć majątek, którym mógłbym zabezpieczyć dotację, o którą kilkakrotnie ubiegałem się w urzędzie pracy. Urząd jednak żądał ode mnie poręczycieli z dochodami ponad 1500 zł netto. Inaczej odrzucał wniosek.

Zresztą o tym już pisałem do Was jakiś czas temu i Pani Janka Graban coś o tym pisała. Znalazłem ten artykuł pt. "W poszukiwaniu pracy" (przedostatnia pozycja na pierwszej stronie listów) z roku 2008.

Gdzie ja nie pisałem: do prezydenta, do premiera, do fundacji, a nawet do Fundacji Melindy i Billa Gatesów. Nikt, ale to nikt nie pomógł, bo czymże jest wyrażenie woli pomocy, gdy w ślad za tym nic nie idzie. Posiadam wszystkie listy e-mail, które wysyłałem i część odpowiedzi tych, którzy odpowiedzieli. Jednak słowa, to nie pomoc.

Obietnicami również piekło jest wybrukowane, więc za nie również nie wykarmię rodziny, ani nie kupię leków, czy spłacę długi. Burmistrz miasta, do którego zwracałem się z prośbą o pomoc, od dawna kierował moje listy do opieki społecznej, twierdząc, że tam jest dla mnie pomoc, ale to nic bardziej mylnego - opieka zawsze podkreśla fakt, że ma tylu podopiecznych, że nie jest w stanie pomóc mi i mojej rodzinie.

Nawet dziś, na wcześniejsze pismo burmistrza, że opieka może jednorazowo udzielić mi pomocy w spłacie zadłużenia w opłatach za wodę czy za czynsz, opieka przysłała mi pismo, w którym odmawia (na dwa dni przed rozprawą) o eksmisję udzielenia mi pomocy w spłacie zadłużenia za dług w spłacie czynszu.

Gdybym miał ok. 10 tys. zł, to miałbym szansę oddalić groźbę eksmisji z mieszkania, ponieważ administrator (jak powiedziano jakiś czas temu w opiece) był gotów oddalić pozew o eksmisję, bowiem ta kwota pozwoliłaby na pokrycie samego długu i kosztów prawnych sporządzenia pozwu i innych kosztów. Skąd ja mam to wziąć???

Zauważyłem, że w Polsce wtedy najpopularniejszym sposobem pomocy jest słowo "Współczuję", ale jak może współczuć ktoś, kto ma pieniądze, skoro nie zna nawet słowa: "głód", " pomoc" itp. Uważają, że to pomoże (chyba).

Teraz nadchodzi najgorsze, bowiem już pojutrze o godzinie 11.50 w sądzie w Lidzbarku Warmińskim odbędzie się rozprawa o eksmisję i zapłatę. A ja nie mam nic do zaoferowania.
Wyobraźcie sobie, że nie mam sumienia powiedzieć o tym mojej rodzinie i ukrywam tę tajemnicę. Nawet nie macie pojęcia, jakie to trudne. W ten sposób dźwigam swój krzyż. Teraz żona musiała wyjechać, córka studiuje i nie powiem jej do końca o tej sprawie, bo takich wiadomości nie umiem powiedzieć, mało tego - nie powinni ich znać najbliżsi, których kocham, bowiem wciąż liczę na jakiś cud, który w ostatniej chwili pozwoli mi utrzymać tę tajemnicę z dala od światła dziennego.

Modlę się, modli się za mną Jasna Góra, ale nie mam żadnych zasług, które Bóg mógłby uwzględnić przy udzieleniu mi pomocy.

W styczniu ubiegłego roku przez te zmartwienia i moje tajemnice przeżyłem zawał serca. Może na tej rozprawie znajdzie się to ostatnie uderzenie serca mego i skończy się ta tajemnica. Może ono poruszy sumienie tych, którzy byli w stanie mi pomóc wcześniej, gdy ten dług był mały, ale np. burmistrz i jego komisja przy przetargu ofertowym, do którego stawałem w przedmiocie wydzierżawienia pomieszczeń byłego dworca PKS, by tam według swojego pomysłu prowadzić działalność gospodarczą, ale magistrat wybrał na dzierżawcę - wiedząc w jak tragicznej sytuacji znajduję się wraz z moją rodziną - osobę, której nazwisko jest skoligacone z nazwiskiem osób znanych decydentom. Ja wtedy miałem szansę na wyjście z długów, ale cóż się liczy moje nazwisko? Wyobraźcie sobie, że złożyłem u burmistrza protest w sprawie rozstrzygnięcia przetargu, ale oni tak zrobili wszystko, że musieli wykluczyć moją ofertę. Nie mogłem więcej nic zrobić, bo moje miasteczko nie jest duże i każdy każdego zna, więc gdybym chciał zrobić coś więcej, to ucierpiałbym na tym ja i moja rodzina. Jednak mam nadzieję, że w końcu inspektorzy NIK odwiedzą mój powiat i wszystko wyjdzie na jaw, bowiem na początku tego roku napisałem do nich. W odpowiedzi odpisano mi, że na razie nie mają takiej kontroli w planie, ale przy najbliższym opracowaniu planów wezmą pod uwagę moje informacje, choćby względem urzędu pracy.

Ja pewnie tego już nie doczekam, obym się mylił.

Jeśli stanie się to, czego się bawiam, uczyńcie wszystko, by mojej rodzinie nic się nie stało. Niech to będzie mój testament.

W poprzednim liście pisałem anonimowo, ale dziś przedstawię się, jednak mam nadzieję, że opis mojej tragedii poruszy serca tych, którzy mają coś w życiu i w tym kraju do powiedzenia, by innym mogli jakoś pomagać, bo pomoc innym jest wartością najwyższej wagi.

Mirek Najdrowski

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas