Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Święta, które nie cieszą

21.12.2017
Autor: Jan Arczewski, fot. santiago cornejo/Freeimages.com
Czarne suche drzewko, z którego smętnie zwisają bombki - parę z nich spadło i się stłukło

Święta dla większości ludzi są okresem szczególnym. Jest to czas kojarzący się ze spotkaniami w gronie rodzinnym i osobami najbliższymi, ciepłem i serdecznością, wybaczaniem sobie całorocznych nieporozumień i wyrządzonych sobie nawzajem krzywd. Dla niektórych są też okazją do obdarowywania się prezentami sprawiającymi przyjemność zarówno obdarowującym, jak i obdarowywanym.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego tak się dzieje, ale dla wielu ludzi jest to okres generalnych porządków, wzmożonych zakupów połączonych z zaciąganiem kredytów, no i oczywiście czas intensywnego biesiadowania. To ostatnie gotowy jestem zrozumieć, bo jak można spotykać się przy skromnie zastawionym stole, kiedy gościnność to coś takiego bardzo naszego, polskiego, a niekiedy uczestnicy tych biesiad przemierzają setki, a czasem i tysiące kilometrów tylko po to, aby w tym czasie, przez tych kilka dni nacieszyć się sobą.

Skąd o tym wiem?

Niestety, jest też bardzo duża grupa ludzi, dla których święta oraz okres je poprzedzający są czasem szczególnym z innego powodu, a mianowicie dlatego, że jest on pełen smutku, rozgoryczenia, trudnych przeżyć, niespełnionych marzeń. Można o tych osobach powiedzieć, że nie lubią one świąt, święta ich nie cieszą i najlepszym dla nich rozwiązaniem byłoby, aby świąt w ogóle nie było.

Kim są te osoby? Postaram się scharakteryzować tę grupę ludzi, opierając się na treściach rozmów przeprowadzonych przez ponad 30 lat dyżurowania w telefonie zaufania dla osób niepełnosprawnych (81 747 98 21) oraz na relacjach mieszkańców niektórych domów pomocy społecznej. Część wiadomości na ten temat jest wynikiem spotkań osobistych z ludźmi, którzy mają właśnie takie negatywne odczucia dotyczące świąt.

Zamknięci w mieszkaniach, przyklejeni do szyb

Najliczniejszą grupę stanowią osoby samotne i osamotnione. Szczególne trudne są święta dla tych samotnych, którzy utracili kogoś bliskiego w okresie krótko poprzedzającym święta, a na dodatek mieszkali tylko z tą osobą, a krewni mieszkają daleko albo ich po prostu nie ma, lub nie utrzymywali z nimi bliższych relacji. Takie osoby najchętniej chcą w tym czasie być same, unikają kontaktów z otoczeniem, zamykają się w sobie i we własnych mieszkaniach. Trudno im się dziwić, bo przecież święta to czas radości, wspólnego cieszenia się, a one w tym czasie przeżywają rozpacz, smutek, bezsens dalszego istnienia. Nie chcą, aby ich depresyjny nastrój udzielał się innym albo żeby też inni użalali się nad nimi, co tylko jeszcze bardziej by ich przygnębiało i rozżaliło.

Są to też trudne i smutne święta dla osób osamotnionych starszych, których dzieci rozpierzchły się po świecie, a one czekają z nosem przyciśniętym do szyby, że może jednak któreś z nich zapuka do drzwi, a nie tylko zadzwoni lub wyśle kartkę. One nawet nie chcą wyjść do sąsiadów na kolację wigilijną, bo stale towarzyszy im myśl, że może jednak ktoś się pojawi. Ale też jest im wstyd przyznać się przed innymi, że byli potrzebni dzieciom i wnukom, kiedy im oddawali wszystko z miłości prawdziwej, nie wyrachowanej. I właśnie w święta pojawia się w nich ten ogromny ból, że nikomu nie są potrzebni i to trudne pytanie: „po co jeszcze chodzę po tym świecie?”.

Sam na sam z głodnym sercem

Znaczną populację niezadowolonych z faktu, że są święta stanowią osoby bezdomne. Te dni, kiedy inni świętują są dla nich czasem wspomnień, powracaniem myślami do tego, co było dobre w ich życiu. Ale jest to czas przede wszystkim do zadumy nad tym, kogo i co stracili. Myśli te często naszpikowane są samooceną, że to przecież w dużej mierze sami zgotowali sobie i swoim bliskim taki los, że przecież mogło być inaczej, lepiej. I jak tu cieszyć się, co świętować, kiedy tyle bliskich serc kiedyś przepełnionych miłością w tych dniach pęka z żalu, rozgoryczenia i pragnienia bliskości.

Wprawdzie organizowane są dla tej grupy ludzi różnego rodzaju spotkania, wspólny świąteczny posiłek, nawet prezenty, ale to tylko krótkie chwile przeznaczone dla żołądka, a potem pozostaje już tylko nieograniczony nadmiar czasu spędzany sam na sam z głodnym sercem. I trudno dziwić się, że nie pozostaje nic innego, jak tylko się napić, aby o tym wszystkim, co jest, nie myśleć, a o tym, co było, chociaż na krótko zapomnieć.

Urażona duma

Jest jeszcze grupa ludzi, którzy nie potrafią wybaczać sobie i innym i dlatego woleliby, żeby przez cały rok była zwykła codzienność. No bo jak tu świętować, kiedy serce napełnione jest nienawiścią, złością, pragnieniem zemsty.

Ta urażona duma, czasem pycha, zawyżone poczucie własnej wartości, zatwardziałe ego sprawiają, że łatwiej uciekać, niż spojrzeć komuś w oczy albo w swoje odbicie w lustrze i powiedzieć: przepraszam. Ale to takie pozorne „łatwiej”. W rzeczywistości to nieustanne spadanie w przepaść, z której coraz trudniej się wydostać. A życie ciągle jest takie krótkie...

Ciągłe pragnienie miłych chwil

Szczególnie trudne, nielubiane są święta przez ludzi, którzy żyją w rodzinach, gdzie występują uzależnienia. Nie mam tu na myśli osób uzależnionych, ale tych, którzy z nimi funkcjonują. Nie da się być do końca zadowolonym, kiedy w każdej chwili osoba uzależniona może być agresywna, wulgarna, niszczyć prezenty, które sama kupiła albo ktoś ją nimi obdarował; prezenty często kupione za pieniądze z trudem uciułane, wydane nie dla samych podarunków, ale po to, aby komuś sprawić odrobinę radości i przyjemności. A właśnie w takich rodzinach jest ciągły niedosyt takich doznań, ciągłe pragnienie tych miłych chwil.

Wydawać by się mogło, że święta to doskonała sposobność, aby tego doznawać, a jednak często bywa inaczej. Nie da się czerpać radości z czegoś, czemu towarzyszy nieustanna myśl, że ten czas może być bardzo krótki i za moment, zamiast się wspólnie cieszyć, trzeba będzie uciekać przed razami rodzica czy dorosłego dziecka tyrana. Tylko dokąd uciekać w taki dzień: „nie wypada przecież zakłócać innym ich radowania się”.

Z głową w poduszce

Nie cieszą święta tych, którzy muszą je spędzać w szpitalu. Nie dość, że dopada ich choroba połączona z cierpieniem, to jeszcze ten dodatkowy ból duszy, że wszyscy bliscy w ten szczególny czas są razem, a oni muszą przebywać wśród obcych. I nie jest pocieszeniem to, że są odwiedzani w tym czasie przez tych, którzy ich kochają, i że dookoła są chorzy będący w podobnej sytuacji.

Zawsze biorą górę myśli, że w święta powinno się być z rodziną w domu. Dlatego w tym czasie pustoszeją szpitale, a ci, którzy w nich pozostają, snują się po korytarzach albo wtulają głowy w poduszki, sądząc, że w ten sposób szybciej upłynie im ten szczególny czas.

Nieodwiedzani

Zauważam, że smutne są święta dla dużej grupy mieszkańców domów pomocy społecznej, zakładów opiekuńczo-leczniczych, podopiecznych pogotowi opiekuńczych i domów dziecka. Szczególnie dotyczy to tych, którzy są w tym czasie nieodwiedzani albo mają wizyty dla tak zwanego uspokojenia sumienia ich bliskich. Mają właściwie w tym czasie wszystko przygotowane tak, jak bywało w ich rodzinnych domach, może nawet bardziej bogato, ale brakuje im tego czegoś wyjątkowego.

To coś jest swoistą magią świąt, ale świąt nasyconych atmosferą rodzinnego domu, miejsca, gdzie zapuścili korzenie, które z różnych powodów zostały podcięte. Pozostaje im więc tęsknota i życzenia od personelu, często miłe, ale z wyczuwalną sztucznością, które nie potwierdzają się w okresie poświątecznym. I ten niesamowity żal, że rodzinom zostawili dorobek całego życia i to z nimi powinni spędzać te szczególne dni.

Nastrój przytłacza

Z przeprowadzanych rozmów wynika, że jest też dużo osób niepełnosprawnych, które przytłacza nastrój świąteczny. Właśnie wtedy, w dużym gronie rodzinnym, często doświadczają tego poczucia inności, zaniżonej wartości.

Czasem irytują je standardowe życzenia zdrowia, które słyszą co roku, a ich stan nie poprawia się, a nawet ulega pogorszeniu. A gdy jeszcze dojdą słowa z akcentem litości i ubolewania „jacy to są biedni”, to najchętniej odeszliby od świątecznego stołu.

Choć na chwilę być daleko

I jeszcze parę słów o jednej grupie osób, dla których mogłoby nie być świąt. Są to osoby przebywające w zakładach karnych. To ponoć typowi twardziele, którym nie są znane chwile słabości. A kiedy biorą opłatek w rękę, kiedy słyszą kolędy, coś w nich pęka. Chcieliby choć na chwilę być gdzieś tam daleko, gdzie została ich mała lub większa cząstka. Może to matka wypraszająca im łaskę powrotu do normalności, żona z głową przytuloną do zimnej poduszki, dziecko ciągle wypytujące o to, dlaczego ono nie ma tatusia.

Każdego zwykłego dnia aż tak bardzo nie odczuwają specyfiki miejsca, w którym są, mają zakłóconą tęsknotę za tymi, do których nie szybko powrócą, a może już nie będzie do kogo powracać. Liczą więc dni z chęcią przyśpieszenia upływu czasu, aby były to ich ostatnie święta w tym miejscu.

Zawsze jest nadzieja

Wymieniłem tu tylko niektóre grupy ludzi, dla których święta nie są czasem wyjątkowo oczekiwanym, przynoszącym radość i poczucie szczęśliwości. Zapewne jest ich dużo więcej. Jak trudny jest to okres w ich życiu, świadczy chociażby fakt, że właśnie w tym czasie podejmowanych jest wiele prób samobójczych, często ze skutkiem śmiertelnym.

Czy rzeczywiście, mimo tylu różnych powodów braku niezadowolenia ze świąt, musi być tak zawsze? Moim zdaniem jest coś, co pozwala sądzić, że może kiedyś, nawet już podczas następnych świąt, może być inaczej. Tym czymś jest nadzieja. Dopóki snuje się w człowieku nić życia, należy ją mieć.

Nie raz wydaje się nam, że już nic dobrego się nie przydarzy, a tu nagle jeden niespodziewanie spotkany człowiek, jedno ciepłe słowo, jakaś przelotna konstruktywna myśl sprawia, że zauważamy światło w tunelu, które wskazuje nam nową drogę, nadaje sens i siłę, aby nie tylko trwać, ale aby dostrzegać w sobie siłę, nawet jeśli inni tego nie zauważają albo wydaje się, że tak czynią.

Warto się tego uchwycić i spróbować zmieniać to, co do tej pory wydawało się nieosiągalne. Świadczą o tym chociażby liczne telefony i kartki od tych osób, które takiej przemiany doświadczyły i teraz czekają na zbliżające się święta, a kiedy już one nastaną, cieszą się z ich przeżywania tak bardzo, jak tylko potrafi to robić człowiek. Oby tych przemian na lepsze było jak najwięcej.

Komentarz

  • zmiana jest możliwa
    Stachoo
    24.12.2017, 20:34
    Gdyby nasi "politycy" zauważyli nasze realne problemy. Często jestesmy niesamodzielni, uzależnieni od innych. Z pewnością pomógłby nam fakt, świadomość że jesteśmy np finansowo udźwignąć własne życie. I do tego wcale nie trzeba wiele; zdjąć np możliwość nieograniczonego dorabiania do rent, podnieść symboliczne zasiłki - np pielęgnacyjny itd itp.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas