Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Endokrynolog poszukiwany

02.03.2010
Autor: Beata Dymarska. Fot.: www.sxc.hu
Źródło: Wiadomości24.pl

W Gdańsku pacjenci skarżą się, że nie mogą dostać się bezpłatnie do lekarzy endokrynologów. NFZ tłumaczy się brakiem specjalistów. Co ma zrobić przeciętny Polak, kiedy nie stać go na leczenie prywatne? Jaki jest koszt takiej wizyty?

W połowie stycznia rozmawiałam z jedną z moich koleżanek (imienia prosiła nie podawać). Podczas tej rozmowy wyznała, że bardzo źle się czuje i ma złe wyniki badań tarczycy. Lekarz pierwszego kontaktu zdiagnozował silną niedoczynność tarczycy i kazał jej jak najszybciej zgłosić się do lekarza endokrynologa. Tu jednak zaczął się kłopot.

Miała to być jej pierwsza wizyta u tego specjalisty, niestety, we wszystkich placówkach, do których dzwoniła bądź szła osobiście, spotykała się z odmową przyjęcia. Powód? Wyczerpanie limitów na to półrocze dla "pacjentów pierwszorazowych". Jedna z poradni zaproponowała jej miejsce w kolejce na wrzesień 2012r. Niemożliwe? A jednak. Ponieważ sama planowałam wizytę u specjalisty, postanowiłam bliżej przyjrzeć się tej sprawie.

Najpierw dzwonię do wszystkich placówek w Gdańsku, w których przyjmuje choć jeden endokrynolog. Telefony znajduję w internecie. Jak się okazuje, nie wszystkie placówki mają podpisane kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia. Te, które taką umowę posiadają, nie mają już wolnych miejsc do rejestracji. Proszą, abym dzwoniła w kwietniu i maju, może już będą mogli rejestrować na drugie półrocze.

Wszystko rozumiem, ale mnie endokrynolog jest potrzebny już, a nie za pół roku. Staram się więc paniom w rejestracjach tłumaczyć, że tu chodzi o osobę, która ma bardzo złe wyniki i coraz gorzej się czuje. Niestety one nic nie mogą mi na to poradzić. Jedna proponuje, aby skorzystać z pomocy prywatnie.

Trochę mnie to dziwi, człowiek pracuje, co miesiąc odprowadza składki na ubezpieczenie zdrowotne, a jak potrzebuje porady lekarskiej, nie może otrzymać. O przepraszam, może, ale znów musi zapłacić. Dzwonię więc do prywatnych gabinetów endokrynologów i pytam o cenę wizyty. Ta się waha od 90 zł do 110 zł. Do tego trzeba doliczyć koszt badań laboratoryjnych. Panel tarczycowy (zalicza się do niego hormony tarczycy i przeciwciała) to koszt około 120 zł. Na jednej wizycie się nie kończy. Pierwsza wizyta to zbadanie pacjenta i wypisanie skierowania na badania. Druga to zapoznanie się lekarza z badaniami laboratoryjnymi i włączenie leczenia. Koszt całkowity to: 100 zł (pierwsza wizyta), 120 zł (badania), 100 zł (druga wizyta). Razem 320 zł. Lekarze to też ludzie, z niektórymi można się dogadać, że te dwie wizyty policzą jak jedną. Wtedy zaoszczędzimy 100 zł i za wszystko zapłacimy 220 zł.

Nie każdego jednak stać na taki wydatek. Próbuję więc dalej dostać się do lekarza w ramach bezpłatnych świadczeń. Dzwonię do gdańskiego NFZ, przedstawiam sytuację i pytam, co mam robić. - Proszę napisać do nas pismo, jeśli ma pani dostęp do internetu, proszę wysłać mejla, wtedy szybciej pani odpowiemy, niż otrzymalibyśmy je w formie papierowej - słyszę z drugiej strony słuchawki.

Dziękuję i jeszcze tego samego dnia wysyłam mejla z prośbą o wyznaczenie mi placówki, w której zostanę jak najszybciej przyjęta do lekarza endokrynologa. Po dwóch tygodniach (czas urzędowy, w którym powinnam dostać odpowiedź) - cisza. Piszę kolejne, tym razem zwracam uwagę na obowiązujący ich czas na odpowiedź i informuję, że jeśli nie pomogą mi, zwrócę się z tym do Ministerstwa Zdrowia. Po kolejnych dwóch tygodniach znowu nic. Dzwonię więc do NFZ, tłumaczę, że wysłałam dwa pisma i nie otrzymałam odpowiedzi. Pani mnie przeprasza i zapewnia, że dzień wcześniej wysłali, ale skoro nie doszło, wyślą jeszcze raz.
Po południu dostaję odpowiedź:
"(...) Pomorski Oddział Wojewódzki informuje, że sytuacja, jaka obecnie występuje z dostępnością do świadczeń, wiąże się z brakiem specjalistów z tej dziedziny. Ponadto informujemy, że placówki, które ubiegają się o kontrakt z funduszem, muszą spełniać warunki określone w Zarządzeniach Prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia dla poszczególnych rodzajów świadczeń oraz wyrazić chęć współpracy z Narodowym Funduszem Zdrowia. (...) Nadmieniamy, że zgodnie z informacjami telefonicznymi uzyskanymi od świadczeniodawców, istnieje możliwość rejestracji na w/w świadczenie na kwiecień 2010 r., w Zakładzie Opieki Zdrowotnej, Poliklinika EVI- MED w Gdyni. (...) Jednocześnie Pomorski Oddział Wojewódzki NFZ wyjaśnia, że (...) świadczeniodawca ustala kolejność udzielania świadczeń na podstawie zgłoszeń pacjentów (...). Natomiast w razie zmiany stanu zdrowia świadczeniobiorcy, wskazującej na potrzebę wcześniejszego niż w ustalonym terminie udzielenia świadczenia, informuje o tym świadczeniodawcę, który, jeżeli wynika to z kryteriów medycznych, koryguje odpowiednio termin świadczenia i informuje niezwłocznie o nowym terminie pacjenta (...)".

Razem z pismem otrzymałam również wykaz świadczeniodawców w zakresie poradni endokrynologicznych, wraz z liczbą osób "pierwszorazowych" oczekujących na przyjęcie.

Dzwonię więc najpierw do Gdyni, do wskazanej przez NFZ placówki EVI-MED. Pani informuje mnie, że owszem, sama podawała do NFZ informację, że mają miejsca na kwiecień, ale to było w połowie stycznia (odpowiedź z NFZ na mejla otrzymałam 18 lutego). Obecnie nie ma już miejsc. Dzwonię więc do innych placówek z wykazu. W żadnej z nich nie zarejestrują mnie jako "pacjenta pierwszorazowego" - brak miejsc. Kolejny raz słyszę - Proszę dzwonić kwiecień, maj.

Jest jednak nadzieja. Bardzo miła pani z placówki na ul. Startowej informuje mnie, że u nich już też nie ma miejsc, ale mogę się jeszcze zarejestrować do endokrynologa na ul. Legionów 60. Dziękuję jej ślicznie i dzwonię pod podany numer. Tam miła niespodzianka - termin: koniec maja, oczywiście na "książeczkę zdrowia" (dziwne, bo NFZ nie wspomniał o tej placówce). Jedyny mankament to ten, że lekarz przyjmuje w soboty. Z jednej strony dla osób pracujących to korzystne, z drugiej - nie ma co narzekać, skoro jest taki problem z zarejestrowaniem się do endokrynologa.


Artykuł pochodzi z portalu Wiadomości24.pl.

Komentarz

  • Wszędzie jest ten sam problem
    Robert
    19.02.2011, 13:41
    Myślę że trzeba zacząć pisać do Strasburga w sprawie pogwałcenia praw człowieka oraz doprowadzenia do ciężkiej choroby i zniszczenia zdrowia na skutek nieudzielania pomocy.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas