Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Ku teologii rehabilitacji

25.09.2017
Autor: br. Bernard, fot. sxc.hu, archiwum felietonisty
Źródło: Integracja 3/2017
liść zaplątany w kratę

Do pełnego zrozumienia słowa rehabilitacja wypada jeszcze dodać, że jego rdzeń wywodzi się od łacińskiego rzeczownika habilitas, co oznacza: umiejętność, uzdolnienie, zdolność. Powyższe obserwacje mogą posłużyć jako punkt wyjścia do pewnej... teologii rehabilitacji.

br. BernardFelieton br. Bernarda – mnicha Opactwa Benedyktynów w Tyńcu. Studiował teorię muzyki, fortepian i teologię, w latach 2005–2013 był opatem tynieckim, od 2013 r. pracuje w benedyktyńskim Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie jest m.in. koordynatorem specjalizacji teologii duchowości monastycznej.

Poszukiwanie odpowiedzi

Każdy ma wrodzone umiejętności, zdolności i sprawności. Dotyczą rozmaitych obszarów życia – od podstawowych, fizjologicznych (poruszanie się, jedzenie, wchodzenie w relacje), po bardziej złożone – dotyczące estetyki, intelektu czy uwarunkowań społecznych. Funkcjonujemy w życiu dobrze, jeśli te zdolności są sprawne i mogą być rozwijane. Zdarza się jednak, że ktoś zostaje ich pozbawiony – z różnych powodów i w różnym stopniu. Oznacza to, że traci dotychczasową pozycję w życiu i środowisku. Ta utrata zwykle nie oznacza końca życia – raczej... inne jego ustawienie. Temu służy rehabilitacja, która, w takim kontekście nabiera szczególnego znaczenia – jest procesem, może przejściem do odzyskania utraconych zdolności. Oznaczałaby więc powrót do normalności.

Pojawiają się pytania, na które trzeba postawić:

  1. Czy ten powrót jest możliwy? A co, jeśli utrata lub zmiany są nieodwołalne?
  2. Jeśli nie da się wrócić do tego, co było przedtem, to do czego się wraca? Kto o tym decyduje? Czy na pewno będzie to normalność?

Każda sytuacja, która wymaga rehabilitacji, jest raczej nieodwracalna. Pozostawia rany – jeśli nie trwałą niepełnosprawność. Nie jest możliwy całkowity powrót do tego, co było, choć na zewnątrz może to tak wyglądać. Rehabilitacja będzie więc zawsze odnalezieniem możliwości nowego, optymalnego funkcjonowania w świecie, ale z nabytym ograniczeniem czy urazem.

Inne spojrzenie

A co z tymi, którzy nie będą mogli wrócić do sprawności? Jest sens mówienia o rehabilitacji? Nie należałoby raczej nazwać tego adaptacją? Ten moment otwartości w określaniu, do czego zmierzamy, jest w naszej drodze ku teologii rehabilitacji kluczowy. Nie zawsze porówanie ze stanem poprzednim jest właściwe. Nie zawsze pomaga.

Niedawno szef Integracji, Piotr Pawłowski, wyznał, wspominając 35. rocznicę wypadku: „Dzień, w którym skoczyłem do wody, obchodzę jako drugie urodziny. Nie ukrywam, że po raz drugi zacząłem odnajdywać się jako człowiek”. To świadectwo postawy, która pozwala spojrzeć na niepełnosprawność – a także rehabilitację – inaczej. Nie tyle o „powrót”, by odzyskać coś utraconego, ale nowe – często wymuszone (ale może konieczne?) – spojrzenie na własne życie i jego sens. Można by rzec, że rehabilitacja to... narodziny.

Każdy kryzys jest w jakimś sensie śmiercią. Już nigdy nic nie będzie takie jak poprzednio. W tym sensie rehabilitacja jest odkrywaniem życia. Tym większym, im bardziej bolesna. Jego sens okazał się wspanialszy niż to, co sobie wyobrażaliśmy przed utratą sprawności. I sami byśmy do niego nie doszli. Ten sens rozszerza horyzont. Widzimy więcej i szerzej. To przywilej i misja.

Proces i przejście

Rehabilitacja nie dotyczy jedynie rehabilitującego się. Ona „dzieje się” między nim a społeczeństwem. Pomaga przepracować relacje, schematy, a nawet stereotypy.

Dotykamy tu tajemnicy istnienia cierpienia. Pytanie o jego sens należy do żywotnych trosk ludzkości. Kto chce uczciwie żyć, musi je zadawać i próbować odpowiadać.

Według Jeana Vaniera, który poświęcił życie opiece nad osobami niepełnosprawnymi intelektualnie, a więc – niemogącymi odbyć „klasycznej” rehabilitacji – cierpienie jest nieustannym otwieraniem świata na miłość, której jest coraz mniej. Troska o innych może wprowadzić na świat jeszcze więcej logiki miłości, którą po ludzku trudno wykalkulować. Chrześcijaństwo zbiera to wszystko w niepojętą, ale przez wieki obecną, przepracowywaną i owocną „tajemnicę Krzyża”.

Może nadchodzi czas, aby zacząć ją coraz częściej wyrażać językiem codziennego bólu osób zmagających się z cierpieniem – właśnie w dużej mierze w rehabilitacji. Pewne wspólne punkty są: Tajemnica Krzyża to też proces, przejście, droga do nowych narodzin. To śmierć będąca warunkiem Zmartwychwstania.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas