Bartłomiej „Skrzynia” Skrzyński: okiem W-skersa
38 lat zobowiązuje. Nie wiem, czy będą kolejne. Dziękuję za wczoraj, dobrze myślę o dzisiaj. Mamo i Tato, daliście mi tyle, że – za żadną cholerę – nikt nie mógłby więcej. W kwietniu 1990 roku spełniliście moje pierwsze marzenie. Na świat przyszła moja siostra, Magdalena. 2010 też był ważny. Wtedy Tomasz Gollob został indywidualnym mistrzem świata na żużlu. Jestem spełniony. Śmigam na wózku z powodu postępującego zaniku mięśni. Nie wiem, kiedy przestanę oddychać, ale wiem... że przeżyłem życie! Z całych sił!
Pomyślałem sobie, co mógłbym bez ludzi? Nic. Zadowolony „Skrzynia” to efekt, ale wcześniej... „Wandzia w windzie” – moja mama przynajmniej sześć razy przewróci w nocy z boku na bok. A rano? Tato „Zibi”, po nocce, wcieli się w rolę asystenta. Oboje ściągną z ośmiu schodów.
Siostra? Prezent życia. Kiedy potrzebuję, wsiądzie w samolot, pociąg, auto, „przybiegnie” z Warszawy do Wrocławia, żeby być i pomóc.
Przyjaciele? Kosior, Kokot, Szpilka, Komar, Rawllings’y, Ania, Julia – i bezimienni, po prostu są.
Gdybym nie resetował się z Gosią na wakacjach pewnie oddech byłby bardziej roszczeniowy. Jeśli byłby...
Pełnomocnik pełen mocy
Zawodowo też jest super, ale to wiąże się z prywatą. Serio. Gdyby nie ten Pan, któremu na imię Rafał, a na nazwisko Dutkiewicz, mógłbym marzyć o: „szpilkostradzie”, dostępnym Porcie Lotniczym, #nowyOlimpijski etc. Cała drużyna z Jackiem Sutrykiem, szefem Departamentu Spraw Społecznych Urzędu Miasta Wrocławia, spółkami, instytucjami i organizacjami pozarządowymi daje moc.
Idę dalej. Biuro Prezydenta, Biuro Prasowe i Biuro Promocji. Jak kiedyś wstanę, to... uklęknę przed Basią Radomską, Basią Zielińską-Mordarską i Wiolą Samborską. Wyznaliśmy sobie ostatnio z niezastąpioną Ewą Mazur z Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta... Albo nie, nie powiem, co sobie wyznaliśmy.
Kocham Wrocław. Nie dlatego, że jako Rzecznik Wrocławia ds. Osób Niepełnosprawnych byłem inicjatorem traktu na Rynku i kilku innych zmian. Nie jest powodem miniaturyzowanie: Ratusza, Kościoła Garnizonowego, innych obiektów i trzech krasnali: „W-skersa”, „Tyflokrasnala” i „Głuchaka” – w ramach kampanii „Wrocław bez barier”, której byłem częścią.
Nie z powodu Narodowego Forum Muzyki, Barbary czy Stadionu Olimpijskiego, na którym Maciej Janowski czy „Tajski” z ekipy Krystyny Kloc i Andrzeja Rusko, czyli Betardu Sparty Wrocław, dają radość tłumnie odwiedzającym obiekt kibicom i wspierającym sport. Artur Dziechciński, Paweł Kończyk, Daniel Nowak – nie tylko wtedy są na #nowyOlimpijski.
Dużo powodów, by płakać, ale...
Wrocław jest dla mnie człowiekiem. Kobietą i mężczyzną. Z różnych stron świata, o niejednej barwie skóry, mówiący w wielu językach. Wrocław ma różne poglądy, ale nade wszystko chęć do wspólnego spotkania. Do tego, żeby po złym tonie, nieeleganckich słowach, nastąpił drugi telefon z refleksją i słowem „przepraszam”. Wrocław to w końcu zobowiązanie – mieszkańców i gości w mieście.
Nie mam na nosie różowych okularów. Widzę wyzwania, dotykają mnie przykre doświadczenia. Mam osobiście dużo powodów, żeby płakać od wczesnego ranka do późnej nocy. Mam nimi epatować? To banalne i proste. Uśmiech i sprawianie radości, pomimo wszystko, wymaga trudu!
Opowiadamy o tym każdego roku podczas Żywej Biblioteki, organizowanej przez dziewczyny ze Stowarzyszenia Diversja. Książki. „Muzułmanka”, „Katolik”, „Ateista”. „W-skers” i „Żyd”. Żeby uprzedzić uprzedzenia. One kiełkują, z nimi nikt się nie rodzi.
Wiecie, że lubię dziennikarstwo? Sam mam takie wykształcenie, ale nie wymienię nazwisk i redakcji. Choć we Wrocławiu blisko mi na pl. Solny, Bielany i Karkonoską – częściej zajeżdżam na parking z drugiej strony. Z uśmiechem wspominam każdą minutę z adeptami zawodu, podczas prowadzonych zajęć w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Nie zawieść Tadeusza
Jako człowiek dygresji, gdy pomyślę, że takim był profesor Władysław Bartoszewski, wcale się nie smucę. Tym samym przypominają mi się dwie historie.
Wrocław, Zakrzów, początek lat 90. Z mocno wysłużonego opla kadetta wysiada rześko człowiek na wózku. Podchodzi do niego drugi dżentelmen.
- Pomóc? – pyta podchodzący.
- Nie, dam radę – odpowiada pierwszy, ale z wdzięcznością w tonie.
- To ja jednak pomogę – trochę, jak w filmie, ale życzliwie. Może z nieoszlifowaną subtelnością.
Ten, który wysiadał, to był Sławomir Piechota, poseł na Sejm RP, z którym działamy i współpracujemy od lat. Ten pomagający – to tato. Dobry duet.
Podczas realizowania, wspólnie z ekipą, mojego autorskiego programu „W-skersi” dla TVP 1, wiele się nauczyłem. Złe doświadczenia w dniu urodzin pominę, ale wspomnę dobre spotkania z Kasią Nosowską, Mariuszem Czerkawskim i nieodżałowanym Tadziem Szymkowem.
Ten ostatni, genialny aktor, z którym zwiedzaliśmy Teatr Polski we Wrocławiu, łowiliśmy ryby, a po zdjęciach pozostaliśmy w kontakcie, napisał mi kiedyś: „Kochana Skrzyneczko, zostań kiedyś Wielkim Skrzynią”.
Obym, myślę sobie, gdy przyjdzie czas rozliczeń, nie zawiódł Tadeusza.
Będąc przyzwoitym.
Komentarz