Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Stolica niebezpieczna dla osób niewidomych

21.08.2009
Autor: Dawid Michnik. Fot.: www.sxc.hu
Źródło: NGO.pl

Niewidomym Warszawa wciąż jawi się jako miasto nieprzyjazne i niebezpieczne. Za dużo w nim schodów, krawężników, a za mało życzliwości i empatii. Nieprofesjonalni urzędnicy nieświadomie upokarzają niewidomych. Kultura nie ma prawie nic do zaoferowania. Z działaczami Polskiego Związku Niewidomych rozmawiał Dawid Michnik.

Co wyróżnia Polski Związek Niewidomych na tle innych organizacji pozarządowych?
Anna Woźniak-Szymańska: Jesteśmy organizacją członkowską i samopomocową. W tej formie działamy od samego początku, od 1951 roku. W okresie PRL-u prezesi Związku zajmowali stanowiska z nadania partyjnego. Polityki nie było jednak widać w naszej codziennej działalności, która do dnia dzisiejszego sprowadza się przede wszystkim do rehabilitacji. W Polsce nie ma wyspecjalizowanej państwowej instytucji zajmującej się niewidomymi. Gdyby PZN splajtował, od jutra rodzic niewidomego dziecka, niedowidzący, ociemniały zostanie bez wsparcia rehabilitacyjnego. Istnieją w Polsce szpitale okulistyczne, które mogą zoperować osobę, która straciła wzrok po wypadku, ale cały późniejszy proces rehabilitacji bez Związku nie jest możliwy.

Czy władze powinny doprowadzić do powstania instytucji, która przejęłaby część waszych obowiązków?
A. W.-S: Chcielibyśmy być organizacją bardziej wyspecjalizowaną. Wolelibyśmy przedstawiać rządowi nowoczesną metodologię i techniki rehabilitacyjne, ale ciągle jesteśmy na takim etapie, że absolutnie wszystko dzieje się u nas. Nie powinno być tak, że pomoc niewidomym w Polsce zależy od tego, czy PZN wygra konkurs na wieloaspektowe obszary i zadania, które prowadzi przez cały rok, np. podstawowe szkolenie osoby nowo ociemniałej w zakresie bezpiecznego poruszania się z białą laską, czy wykonywania bezwzrokowo czynności dnia codziennego. 

Nie jesteście zwolennikami konkursów?
Robert Więckowski: Konkursy są dobre, bo jest to giełda pomysłów i zmuszają do aktywności, ale nie sprawdzają się, gdy chodzi o codzienną pracę rehabilitacyjną. Ten problem dotyczy wszystkich instytucji prowadzących działalność całoroczną, np. ośrodków dla głęboko upośledzonych.

A. W.-S.: Nasza organizacja jest naprawdę duża. Zatrudniamy bardzo wielu pracowników i musimy utrzymać nasze rozrzucone po Polsce placówki specjalistyczne. Musimy mieć środki na bieżące funkcjonowanie, a pieniądze z konkursów spływają dopiero w kwietniu. Może się stać tak, że drugiego stycznia przyjdzie niewidomy potrzebujący pomocy, a nasz ośrodek będzie nieczynny, bo nie mamy na prąd i ogrzewanie. Odmówimy wsparcia i zaproponujemy przyjście za trzy miesiące. System konkursów sprawdza się w sprawach niszowych, ale my mamy ponad 70 tysięcy członków, a każdego roku o pomoc zwraca się do nas około 4 tysiące osób niewidomych i słabowidzących. 

Jak jeszcze zdobywacie pieniądze na działalność?
A. W.-S:
Z trudem przychodzi nam pozyskiwanie pieniędzy z jednoprocentowych odpisów od podatku. Skuteczność w tym wypadku zależy od ilości pieniędzy zainwestowanych w kampanię reklamową. Jako organizacja samopomocowa mamy wielki dylemat, czy zatrudnić profesjonalnego PR-owca i zorganizować kampanię medialną, czy za te pieniądze pomóc 20 kolejnym niewidomym. Czymś innym jest prowadzenie fundacji na rzecz jakiejś grupy i wymyślanie projektów, a czymś innym prowadzenie organizacji członkowskiej, gdzie zajmujemy się potrzebami i problemami konkretnych ludzi.

Co musi się zmienić w Warszawie, żeby niewidomy uznał ją za miasto marzeń?
Monika Cieniewska: W Warszawie marzeń projekty takie jak "Kino poza ciszą i ciemnością" powinny być czymś normalnym (Kino "Poza ciszą i ciemnością" to projekt skierowany do osób głuchych i niewidomych. Niewidomi w czasie seansu słuchają specjalnie przygotowanej ścieżki dźwiękowej, tzw. audiodeskrypcji - przyp. red.). Mogłabym się tam wybrać z widzącą mamą lub przyjaciółmi. Zakładałabym słuchawki i nie przeszkadzając nikomu uczestniczyła w życiu kulturalnym. Nie liczę na to, że wszystkie kina stworzą ofertę dla niewidomych, byle nie było to tak incydentalne jak teraz, kiedy seans jest raz w miesiącu i nie wiadomo, ile to jeszcze potrwa. Wszystko zależy od tego, jak długo fundacja realizująca ten projekt (Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą") będzie miała pieniądze.

R. W:
Podobnie jest z teatrami, muzeami. Teatr Praski, który chce realizować sztuki z audiodeskrypcją wciąż nie może występować na własnej, remontowanej od miesięcy, scenie. Od "białych lasek" nie roi się w kinach, teatrach i galeriach.

Wisła i Warszawa. Fot.: www.sxc.hu

Z czego to wynika?
R. W: Między innymi z tego, że całe pokolenia dorastały w przekonaniu, że w polskiej kulturze nie ma oferty dla osób niewidomych i ludzie przywykli do takiej sytuacji. Jesteśmy w trakcie realizowania międzynarodowego projektu, w którym porównujemy Warszawę, Florencję i Brukselę pod kątem dostępności miejsc kultury dla niewidomych. Chodzi o kina, galerie, teatry, parki. Warszawa wypada bardzo słabo.

Jakie rozwiązania wprowadziły te miasta?
R. W: Odwiedziłem Królewskie Muzeum Sztuk Pięknych w Brukseli, gdzie przez całe godziny słuchałem opowieści o obrazach. Podstawą tego programu były makiety dotykowe, na których w formie wypukłej odwzorowane były postaci, przedmioty. Z opowiadania muzealnego przewodnika dowiadywałem się co jest zielone, co czerwone. Gdzie kończy się morze, a zaczyna niebo.

Na co narzekają niewidomi korzystający z transportu miejskiego?
R. W: Generalnie mankamentem warszawskiej komunikacji miejskiej jest to, że milczy. Wszystkie kupowane przez miasto autobusy mogą być udźwiękowione. Dla nas to bardzo ważne, żeby pojazd podjeżdżając na przystanek "powiedział" nam jaki ma numer, a później, już w wewnątrz, jaki będzie kolejny przystanek. Jest to ułatwienie nie tylko dla niewidomych, ale przyjezdnych turystów, osób starszych, lub tych, którzy po prostu się zamyślili.

Co jeszcze przeszkadza niewidomym poruszającym się po mieście?
M. C: Dla nas, ludzi całkowicie niewidomych, liczy się to, żeby wszystkie rozwiązania, które mają nam pomagać, były ujednolicone. Tymczasem na przykład szerokość pasa bezpieczeństwa informującego, że zbliżamy się do krawędzi chodnika i sygnalizującego niewidomemu, że stoi przy przejściu dla pieszych, wynosi w jednej dzielnicy 80 cm, a w innej 40 cm. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w przypadku dźwiękowej sygnalizacji przy przejściach dla pieszych. Nie dość, że to rozwiązanie jest w Warszawie rzadkością, to na dodatek na poszczególnych skrzyżowaniach używane są różne dźwięki. Dziś, żeby poruszać się bezpiecznie muszę bardzo dobrze poznać okolicę.

R. W: Nie jestem niewidomy, ale mam ogromne kłopoty z widzeniem głębi. Zwykłe schodzenie po schodach jest dla mnie niebezpieczne. Odpowiedzią na mój problem byłyby umieszczone przed pierwszym i ostatnim stopniu schodów kontrastowe pasy. Gdyby były one dodatkowo wypukłe, ułatwiałyby także życie niewidomym. To rozwiązanie jest bardzo proste i tanie, ale takich pasów w Warszawie prawie nie ma.

A. W.-S.: Kolejną przeszkodą są domofony sensoryczne z gładką płytką. Projektanci nie przewidzieli, że niewidomi nie są w stanie na takiej płytce wystukać numeru.

Jak miasto powinno zabrać się do przystosowywania dla niewidomych i innych niepełnosprawnych swojej infrastruktury? Rozkopać wszystkie przejścia, wyrównać wszystkie krawężniki?
R. W: Najlepiej jest myśleć o tym na etapie planowania. Każdy projektowany obiekt lub remontowana droga powinny uwzględniać potrzeby wszystkich potencjalnych użytkowników, także niewidomych. Wybitnym dowodem na to, że w naszym mieście to nie działa jest remont Krakowskiego Przedmieścia. Co z tego, że można przejechać całą ulicę na wózku inwalidzkim, skoro do niemal każdego lokalu prowadzą schody? Ja z kolei idąc tamtędy często wchodzę na stojące tam ławki i słupy, bo są w takim samym kolorze jak chodnik.

Co zrobić, żeby miasto poważnie zaczęło dbać o potrzeby niepełnosprawnych?
A. W.-S.: Sam obowiązek uwzględniania potrzeb osób z niepełnosprawnością w projektach nowych inwestycji nie wystarczy. Za niestosowanie się do takich wytycznych musi grozić kara. Nieudolność wykonawców w tym temacie powinna być traktowana jako niewywiązanie się z umowy przetargowej i podlegać karze pieniężnej.

R. W: Żyjemy w takim świecie, w którym prośby krążą od gabinetu do gabinetu i nic z tego nie wynika, dopóki problemem nie zajmą się dziennikarze,. Chcę przy tym podkreślić, że zależy nam na tym, żeby to wszystko co ma pomagać nam nie przeszkadzało innym.

M. C: Dokładnie. Jeżeli użyte zostaną zbyt wypukłe pasy nawierzchni na peronach metra, to rodzice z dziecięcymi wózkami i osoby starsze będą miały kłopoty przy wsiadaniu do pociągu.

A. W.-S: Wierzymy, że w każdej sprawie można wypracować taką koncepcję, która będzie przyjazna dla jednych i dla drugich. Nawet estetyka się wybroni.

Co jeszcze powinno się zmienić, żeby z Warszawy zrobić Warszawę marzeń?
R. W: Świadomość urzędniczą. W każdym urzędzie, na każdej zmianie powinna być osoba, która potrafi się zająć osobą niewidomą, niesłyszącą czy poruszającą się na wózku.

M. C: Urzędnicy muszą zrozumieć, że mnie, jako osobie ociemniałej nic nie da wisząca na ścianie karteczka, na której jest napisane, że osoby z niepełnosprawnością są obsługiwane bez kolejki.

A. W.-S.: Osoby z niepełnosprawnością często doznają w urzędach upokorzenia. Wrażliwość to za mało. Wrażliwy urzędnik podejdzie do niewidomego interesanta i wskaże mu ręką, gdzie ma wolne krzesło. Urzędnik odpowiednio przeszkolony doprowadzi go i pomoże mu usiąść.

M. C: Musi się też zmienić świadomość zwykłych ludzi. Wiele osób nie może sobie wyobrazić, że osoba niewidoma jest w stanie samodzielnie jeździć autobusem, korzystać z telefonu komórkowego, pracować. Tutaj w Warszawie często spotykam się z takim podejściem. Taka młoda, ładna i nie widzi. Chciałabym, żeby patrzyli na mnie jak na osobę wykształconą i samodzielną.

A. W.-S.: Nie możemy mieć o to pretensji do społeczeństwa. Musi zostać wykonana ogromna praca, żeby zmienić jego podejście. Dowodem na to, jak niski jest poziom świadomości społecznej jest niedawny przykład dziennikarki telewizyjnej, która przygotowywała spotkanie z nami w ramach promocji jednego z naszych projektów. Nasza pracownica zaproponowała jej pokazanie sprawnego niewidomego pracującego przy komputerze. Dziennikarka oburzyła się, jak niewidomy może pracować na komputerze, skoro go nie widzi. 

Czy istnieje w Warszawie jakieś miejsce naprawdę dobrze dostosowane do potrzeb niewidomych?
A. W.-S: Najbliższy ideału jest chyba ogród botaniczny w Powsinie.
I tylko on?

A. W.-S: Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
 
Anna Woźniak-Szymańska - osoba słabowidząca, prezeska zarządu głównego Polskiego Związku Niewidomych, prezeska Zarządu Koalicji na rzecz Osób z Niepełnosprawnością.
Robert Więckowski - osoba słabowidząca, redaktor naczelny magazynu społecznego PZN „Pochodnia”. Każdy numer wydawany jest w wersji czarnodrukowej, brajlowskiej i elektronicznej.
Monika Cieniewska - osoba ociemniała, porusza się po mieście z pomocą psa-przewodnika; zastępczyni redaktora naczelnego "Pochodni".

Artykuł pochodzi z portalu NGO.pl.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • Pomoc w odzyskaniu wzroku Pana Roberta Więckowskiego
    Adam Kuchna
    13.02.2010, 15:47
    Proszę o kontakt Roberta Więckowskiego z Adamem Kuchną w sprawie pomocy w częściowym odzyskaniu jego wzroku. Taka szansa istnieje. Adam Kuchna tel. 602-601-511.
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas