Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Linia wysokiego zaufania. Praca paradoksalna

23.02.2017
Autor: Jan Arczewski, fot. M. Różański
Jan Arczewski

Z radością informujemy, że zaproszenie na łamy magazynu „Integracja” i portalu Niepelnosprawni.pl przyjęły ciekawe, wybitne, niebanalne i cenione osoby z naszego środowiska. Będą komentować bieżące wydarzenia, palące problemy, a także zwyczajne i niezwyczajne sytuacje. W tym zacnym gronie znalazł się m.in. Jan Arczewski, finalista konkursu „Człowiek bez barier 2004” i pierwszy laureat Nagrody Prezydenta RP „Dla dobra wspólnego” (2016), który pod hasłem Linia wysokiego zaufania, nazwiązującym do prowadzonego przez 32 lata Telefonu Zaufania dla Osób Niepełnosprawnych (81 747 98 21), podzielił się swoimi przemyśleniami na temat pracy. W najnowszym numerze „Integracji” (1/2017), który ukaże się 1 marca, poza tekstem Pana Jana Arczewskiego, trzy inne. Wszystkie znajdą się na portalu w dziale Opinie. Zapraszamy do lektury i komentowania!

Po co się pracuje? Żeby mieć na chleb – tak odpowie większość rodaków. Czy jednak tylko o ten chleb chodzi? Mnie się wydaje, że nie. Praca to coś, co daje poczucie bycia potrzebnym i możliwość funkcjonowania w społeczeństwie. A świat w dużej mierze buduje wspólnota ludzi pracujących. Dla osoby z niepełnosprawnością praca to jednak dużo więcej.

To przede wszystkim sposób na wyjście z domu. Człowiek, idąc do pracy, wyrywa się ze swego małego świata, w którym czasem zamyka go niepełnosprawność. Z kogoś, kto musi liczyć na pomoc innych, staje się pracownikiem – nabywa nową tożsamość, jest komuś potrzebny i dla kogoś ważny. Do tego dochodzi świadomość niezależności, którą dają zarobione pieniądze. Osoby pełnosprawne często tego nie doceniają i nie rozumieją.

Niestety, z pracą dla osób z niepełnosprawnością łatwo nie jest i nigdy nie było. Wiem to i ze swojego doświadczenia, i mówią mi o tym ludzie, gdy dzwonią do telefonu zaufania (81 747 98 21).

Dlaczego tak jest? Po pierwsze, część pracodawców się nas boi – nie wie, że możemy być dobrymi pracownikami. Zamiast tego kierują się uprzedzeniami i stereotypami. Po drugie, sami często mamy mocne ograniczenia – wynikające choćby ze stanu zdrowia. Oba te problemy widoczne są na przykładzie ludzi z padaczką. Ich choroba często stanowi barierę i dla nich, i dla pracodawców. Tymczasem wielu z nich to świetnie wykształceni ludzie.

A jeśli mowa o wykształceniu, to muszę poruszyć pewien bardzo smutny temat. Niedawno zszokowała mnie informacja, w której chwalono stworzenie pewnej liczby miejsc pracy dla osób chorych psychicznie przy sortowaniu odpadów. Oczywiście jest to praca potrzebna i godna szacunku. Jednak jeśli tak ma wyglądać aktywizacja osób z niepełnosprawnością, to średnio mi się podoba. Znam wiele przypadków, gdy dobrze wykształcone osoby z niepełnosprawnością mogły liczyć tylko na pracę przy sprzątaniu i w ochronie. Dla innych pracodawców były niewidzialne, a dla firm świadczących wspomniane usługi ich atrakcyjność nie wynikała bynajmniej ze szczególnych uzdolnień. Raczej z tego, jakie pieniądze z PFRON można otrzymać za ich zatrudnienie.

Mam więc kolejne pytanie. Czy po to kształcimy, szkolimy i aktywizujemy zawodowo osoby z niepełnosprawnością, by potem mieć armię sprzątaczek i ochroniarzy zarabiających grosze? Chyba nie. I dochodzimy do największego paradoksu polskiego rynku pracy. Z jednej strony, mamy osoby z niepełnosprawnością, które chcą i umieją pracować, zdobyły wykształcenie i są ambitne. Z drugiej zaś, smutne realia – pracę za groszowe stawki na najniższych stanowiskach. Dlaczego tak jest? Czy decyzja o podjęciu pracy musi wiązać się z poczuciem klęski albo dalszego wykluczenia? Kiedy w końcu pracodawcy zrozumieją, że posiadanie orzeczenia nie oznacza, że ktoś jest gorszym pracownikiem. Czasem jest wręcz przeciwnie... Praca dla osoby z niepełnosprawnością jest też czymś więcej niż dla innych, więc bardziej się ona stara.

Swoim rozmówcom w telefonie zaufania zawsze radzę jedno: nie poddawać się. Nie rezygnować z marzeń i broń Boże, nie zamykać się w czterech ścianach. O pracę i szczęśliwe życie trzeba w polskich realiach umieć zawalczyć. Na pewno nie osiągnie ich ktoś, kto tej walki nawet nie podejmuje.


Jan Arczewski od dzieciństwa choruje na rdzeniowy zanik mięśni i porusza się na wózku. W Domu Pomocy Społecznej Kalina w Lublinie, w którym od 32 lat mieszka i pracuje jako psycholog, stworzył Telefon Zaufania dla Osób Niepełnosprawnych (81 747 98 21). Odbył dziesiątki tysięcy rozmów. Problemy, z którymi zwracają się do niego ludzie, dotyczą wszystkich sfer życia, nie tylko psychologicznej czy egzystencjalnej. Jest finalistą konkursu „Człowiek bez barier 2004” i pierwszym laureatem Nagrody Prezydenta RP „Dla dobra wspólnego” (2016).

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • ZUS dla samozatrudnionych rencistów
    Liliana
    06.03.2017, 07:26
    Wiele osób niepełnosprawnych mających renty zarejestrowałoby własną działalność i może by w przyszłości kogoś zatrudnili. Są jednak sprawy blokujące a mianowicie: koszty: miesięcznie ZUS 812,61 społeczne + 62,67 F.P + 297,28 zdrowotne, oraz ok. 1000 zł rocznie ubezpieczenie firmy itd. Jak niepełnosprawny jest w stanie tylko na to zarobić a nie mówiąc żeby mu coś zostało. Po drugie zaraz ZUS go uzdrowi i odbierze mu rentę choćby był sparaliżowany. Po trzecie: w jaki sposób będzie konkurencyjny faktyczny niepełnosprawny z byłymi młodymi wojskowymi i nie tylko mającymi grupę, czy zdrowymi niepełnosprawnymi w sytuacji gdy miejsc do pracy jest maleńko.
    odpowiedz na komentarz
  • Tak właśnie jest
    yakaba
    23.02.2017, 19:22
    "O pracę i szczęśliwe życie trzeba w polskich realiach umieć zawalczyć." W tym właśnie jest problem. Z jednej strony płacimy przeróżne daniny publiczne. Z drugiej zaś o wszystko musimy walczyć. O wizytę lekarską, zapisanie dzieciaka do przedszkola, rejestrację firmy, rentę. Za co w takim razie płacimy?
    odpowiedz na komentarz
  • Wózek barierą w umysłach!
    Ala
    23.02.2017, 19:16
    Ma Pan całkowicie rację, z marzeń nie można rezygnować. Skończyłam Pedagogikę i obroniła tytuł magistra. Jednak już kilka lat jestem zatrudniona na stanowisku technicznym.Nikt mnie nie dopuszcza do zawodu nauczyciela, bo jak mówią mój wózek jest zagrożeniem dla uczniów i nie zapewnię im bezpieczeństwa. W czasie ferii i wakacji muszę brać urlop lub zwolnienie, bo nie przysługują mi żadne przywileje. Pracuję na najniższej pensji ale nie poddaję się i walczę. Kocham uczniów, pracę w szkole i próbuję udowodnić, że mój wózek nikomu nie zagraża. Wręcz przeciwnie, to ja mam wielką determinację w sobie, by pokonać wszystkie bariery. Jak się było wielokrotnie na granicy życia i śmierci, to już się wie, jak walczyć o siebie i o innych.
    odpowiedz na komentarz
  • Nie każda ON chcę robic karierę
    piotr
    23.02.2017, 17:06
    Stanowisko przy sortowaniu odpadów bardzo by mi odpowiadało (najlepiej siedzące z uwagi iż mam chorą kończynę dolna), ale mieszkając w dziurze zabitej deskami i nie posiadając znajomych, tudzież rodziny w urzędzie gminy, pozostają ciężkie prace na budowach etc. Takie są właśnie realia w małych miejscowościach.
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas