Katarzyna Rogowiec, Człowiek bez barier 2005
Apetyt na życie
"Chciałabym wszystko wiedzieć i wszędzie być. Gdybym miała kolejne 24 godziny, to z pewnością bym je wypełniła. Bardzo lubię to moje życie - to, jakie jest i jak się poukładało."
Jest wielokrotną medalistką mistrzostw Polski w lekkiej atletyce, mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym oraz dwukrotną mistrzynią paraolimpijską w biegach narciarskich. Za swoje osiągnięcia i postawę życiową została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jak się to wszystko udało 30-letniej kobiecie? - To takie puzzle, cała układanka przeróżnych elementów, które miały wpływ na to, gdzie teraz jestem - wyjaśnia Katarzyna Rogowiec.
Dzieciństwo
Straciła ręce w wypadku przy sianokosach. Miała niespełna 3 lata. Zupełnie nie pamięta tego momentu, a wszystko, co o nim wie, to jej wyobrażenia na podstawie opowieści.
- Różnych opowieści - podkreśla. - Bo każdy miał swoje wspomnienia i z nich stopniowo powstawał w mojej głowie obraz tego zdarzenia. Wie, że straciła dużo krwi, że toczono prawdziwy bój o jej życie i że na przyszycie rąk zwyczajnie nie starczyło już czasu. To, kim jest teraz, w dużej mierze zawdzięcza rodzicom. - Oni dali mi normalność, pchnęli do samodzielności - wyznaje.
Na zdjęciu: Katarzyna Rogowiec. Fot.: Ewa Strasenburg
- Nigdy nie byłam szczególnym dzieckiem do chuchania i dmuchania. Owszem, na początku rodzice próbowali wyręczać córkę w pewnych czynnościach, ale wiedzieli, że to do niczego nie prowadzi. Ponadto upór Katarzyny i duża ambicja nie pozwalały jej pozostawać w tyle za rówieśnikami. - Nie najwygodniejsze były gumki recepturki przypinane mi do rąk, żebym mogła skakać na skakance - wspomina - ale uparcie twierdziłam, że skoro wszystkie dziewczynki skaczą, to ja też mogę i też chcę.
Niepełnosprawność
Dzięki staraniom mamy Katarzyna nie musiała wyjeżdżać do szkoły specjalnej 500 km od domu. Chodziła z rówieśnikami z rodzinnej wioski do Szkoły Podstawowej w Rabce Zarytem.
- Wsiąknęłam w środowisko osób sprawnych - podkreśla. Upierała się, że jest jedną z nich. - Był we mnie bunt. Myślałam: "Czego wy ode mnie chcecie, skoro wszystko potrafię zrobić?". Teraz powoli dorasta do zaakceptowania myśli, że jest osobą niepełnosprawną, że są pewne czynności, które sprawiają jej trudność, i takie momenty, kiedy potrzebuje wsparcia ludzi. - Ale tak jest, że potrzebujemy siebie nawzajem - zaznacza. - Czasem mam wrażenie, że ktoś, kto pomógł mi zawiązać sznurówki, jest bardziej usatysfakcjonowany niż ja. Ostatecznie jakoś bym sobie z tym poradziła. Zauważa, jak bardzo zmieniło się nasze społeczeństwo w ciągu ostatnich kilkunastu lat. - I cały czas się zmienia - podkreśla. Jest to pozytywny efekt pracy różnych fundacji, stowarzyszeń i pojawienia się wielu nowych możliwości dla osób niepełnosprawnych. Dzięki temu zaczyna się u nas normalne traktowanie niepełnosprawności, choć różne reakcje nie na miejscu nadal się zdarzają.
Katarzyna wypracowała w sobie nieczułość na nie. Udaje, że nie widzi, nie chce się nimi denerwować. Rozumie też tych ludzi, którzy po prostu nie wiedzą, jak mają się zachować.
- A najlepiej jest zawsze zapytać, jak można pomóc - mówi. - Bez obaw przed ośmieszeniem się. Czy chciałaby mieć ręce? Bez zastanowienia odpowiada, że tak. Uważa, że wtedy jeszcze więcej mogłaby zrobić i miałaby większe możliwości. Ale za chwilę dodaje: - Takie jest moje życie i takie mi zostało dane. Bardzo je lubię - to jakie jest i jak się poukładało.
Studia
Katarzyna wybrała finanse i bankowość na Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Okres przeprowadzki do innego miasta i wejścia w zupełnie nowe środowisko uważa za przełomowy. Jak to określa, był to kawałek mocnego życia.
- Nie miałam jeszcze ugruntowanego poczucia własnej wartości. Cały jej świat stanął na głowie. Musiała zmierzyć się z zupełnie nowymi wyzwaniami. - Różne sytuacje z tego okresu zmusiły mnie, bym zrzuciła koszulę zasłaniającą ręce i wyszła do ludzi - wyznaje. Z drugiej strony, okres ten otworzył przed nią nowe możliwości. - Przewartościowałam pomysły na samą siebie. Zrozumiałam, jak dużo mogę robić. Rozwinęłam skrzydła.
Katarzynę interesowało wszystko - podróże, języki obce, teatr. Działała w organizacjach studenckich, współorganizowała spotkania i konferencje. Z przyjaciółmi założyła Teatr Języka Włoskiego i występowała w wystawianych sztukach. Ukończyła też kurs pilota wycieczek i zajmowała się turystami zwiedzającymi Włochy. Intensywnie uczyła się języków obcych.
- Każda nowa droga otwierała coraz więcej możliwości - wspomina Katarzyna. - W pewnym momencie było już tego za dużo, zwyczajnie brakowało mi czasu. Trzeba było wszystko sobie poukładać i znaleźć priorytety.
Sport
Ruch jest obecny w jej życiu od zawsze. Jak podkreśla, ma taką naturę, że wszędzie jej pełno. Pod koniec studiów zaczęła szukać klubu sportowego, w którym mogłaby rozwijać swoje umiejętności, a przede wszystkim spotykać się z innymi niepełnosprawnymi uprawiającymi sport. Interesowało ją narciarstwo zjazdowe, ale w Krakowie nic dla siebie nie znalazła. Usłyszała o narciarstwie biegowym i klubie sportowym dla niepełnosprawnych w Nowym Sączu. Nie wiedziała, co to znaczy biegać na nartach, ale postanowiła spróbować.
- Tam wszystko się zaczęło - opowiada. - Wtedy uświadomiłam sobie, że aby uprawiać sport, trzeba trenować. Katarzyna szybko poczuła sportowe emocje i ducha rywalizacji. Wspomina, jak na swojej pierwszej paraolimpiadzie w Salt Lake City podziwiała zawodniczki biegające stylem łyżwowym. - Było mi przed nimi wstyd - wyznaje. - Ja znałam tylko styl klasyczny. Według Katarzyny IV miejsce, które wówczas zajęła, było raczej wynikiem uporu i ambicji niż solidnego przygotowania.
Po powrocie do Polski zaczęła intensywnie pracować nad formą. Sukces, jaki przyniosła jej Paraolimpiada w Turynie, okupiony był bardzo dużym wysiłkiem. Trenowała po 5-6 godzin dziennie - pracując przy tym zawodowo. Często jej dzień zaczynał się o godzinie 5 nad ranem, a kończył po północy. W przerwach między intensywnymi treningami przygotowującymi do zawodów Katarzyna regeneruje swoje siły.
- Nauczyłam się czytać mój organizm i teraz wiem, kiedy mam odpocząć - mówi. Stara się jednak codziennie przeznaczać trochę czasu na wysiłek fizyczny. - Nie wyobrażam sobie dnia bez ruchu. Ale nie jest też tak - podkreśla - jak czasem czytam o sobie w gazetach, że codziennie o 7 rano jestem na basenie. Bywa, że nie mam na to zwyczajnie czasu lub ochoty.
Praca
Zdarzało się, że Katarzyna szła na rozmowę kwalifikacyjną i zanim jeszcze zdążyła pokazać, co potrafi, już czuła się przekreślona. Problem często pojawiał się na samym początku spotkania.
- No bo jak się z nią przywitać? Przecież ona nie ma rąk! - wspomina.
Na nic były jej atuty: ukończone studia, znajomość kilku języków obcych. Wracała do domu zła i rozgoryczona. W znalezieniu pracy pomógł jej szeroki krąg przyjaciół i znajomych, który zbudowała w czasach studenckich. O wakacie w Regionalnym Ośrodku Polityki Społecznej usłyszała od koleżanki. Bez wahania przedstawiła swoją kandydaturę. Mówi, że miała szczęście, że tam trafiła. Spotkała ludzi, którzy już mieli do czynienia z niepełnosprawnością. Byli bardziej otwarci. Nie bali się powierzenia jej obowiązków. Sama zresztą szybko pokazała, jak sprawnie radzi sobie z komputerem i odbiera telefony.
W 2007 roku mija sześć lat pracy na tym stanowisku, stworzonym dla osoby niepełnosprawnej. Katarzyna zajmuje się sprawami kadrowymi. Ukończyła też studia podyplomowe. Lubi to, co robi, widzi sens swoich działań. Praca daje jej także poczucie stabilizacji, organizuje plan dnia. To dla Katarzyny bardzo ważne. Mimo wielkiej ciekawości świata, innych ludzi i zdarzeń, zaznacza:
- Lubię funkcjonować w poukładanym dniu. Jest czas na pracę, na sport, czas dla innych ludzi i dla samej siebie.
Ludzie
Katarzyna mówi, że to największa wartość w jej życiu.
- Żyję dla ludzi. Są dla mnie bardzo ważni - zawsze podkreśla. Najbliżsi: mama, tata, siostra Agnieszka i brat Paweł, to osoby, z którymi łączy ją szczególna więź. - Gdy kupiłam mieszkanie, było jasne, że muszę mieć łóżko piętrowe, żebyśmy mogli we trójkę zmieścić się w jednym pokoju - wspomina. - Tak zostaliśmy wychowani, że możemy w jednym pomieszczeniu robić zupełnie różne rzeczy i nawzajem sobie nie przeszkadzać.
Rodzina daje jej ogromne wsparcie.
- Potrafimy ze sobą rozmawiać, potrafimy się razem popłakać - wyznaje.
Drugą jej rodziną są przyjaciele. Katarzyna opowiada, że ma dziesięć, a może nawet i dwadzieścia osób, z którymi łączą ją bliskie relacje. Jest otwarta i komunikatywna, więc trudno się dziwić.
- Trzymamy się taką paczką - stwierdza. Z jednej strony przyjaciele mobilizują ją do działania, a z drugiej nie krępują się prosto w oczy powiedzieć o czymś, czego sama do siebie nie dopuszcza. To również osoby pełne szalonych pomysłów. Katarzyna uwielbia spędzać czas w gronie przyjaciół. - Potrafią np. o północy zapukać do drzwi z tortem, aby przypomnieć jubilatowi o urodzinach - śmieje się.
Miłość
- To jest piękne, gdy się przytrafia w życiu - wyznaje. - Ale wiem też, że może ranić. Ostatni bliski i bardzo poważny związek zakończył się jakiś czas temu. Katarzyna nie buntuje się. Wie, że tak miało być. Tą sferą jej życia rządzi spokój. - Nic na siłę - powtarza Katarzyna Rogowiec.
Buntuje się raczej przeciwko presji społecznej, jaką czuje na sobie, ale i pośrednio na swoich samotnych przyjaciołach.
- Dlaczego model założenia rodziny jest jedynym społecznie cenionym wzorcem? - pyta. - Dlaczego osoby samotne mają czuć się gorsze tylko dlatego, że nie są w związku i nie mają dzieci?
Wokół siebie ma niewiele przykładów, które przekonywałyby ją do tego, że życie w związku to jedyna pozytywna droga. Katarzyna uważa, że osoba samotna może równie dużo zaoferować społeczeństwu. Miłość nie musi być wyłącznie romantyczna. Człowiek w swoim życiu doświadcza co najmniej kilku różnych relacji opartych na miłości. Wiele stało się udziałem Katarzyny.
- Podejrzewam, że mam w sobie dużo miłości, wiele już przeżyłam, choć nie doświadczyłam np. miłości macierzyńskiej.
Tak trzymać!
Katarzyna powtarza, że czuje się szczęśliwa z tym, co ma. Coś się nieodwołalnie skończyło w jej życiu, ale za to pojawiły się ja zawsze nowe perspektywy. Jest ciągle w ruchu, nie ma czasu na nudę. Znowu wygrywa w niej ciekawość świata. Mówi, że gdyby miała kolejne 24 godziny na dobę, to z pewnością by je wypełniła. Jej dzień nie istnieje bez sportu i pracy. W wolnych chwilach uwielbia chodzić do teatru, zdobywać górskie szczyty i rozmawiać z przyjaciółmi. Niewiele pozostaje jej niezagospodarowanego czasu.
Po zwycięstwie w Turynie aktywnie zaangażowała się w ruch paraolimpijski. Jest też zapraszana do wielu różnych miejsc. Stała się osobą publiczną.
- Zawsze powtarzam, że moja niepełnosprawność jest tylko jednym z tysiąca przypadków na świecie.
Katarzyna cieszy się jednak, gdy widzi, że jej historia pomaga innym ludziom. Dzwonią, piszą e-maile, zaczepiają na ulicy i dziękują, ponieważ do czegoś ich zainspirowała.
- To także jakieś wskazówki dla mnie - wyznaje. - Widzę, że promowanie filozofii życia, w której jest ruch, ma sens. To wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że tak mam trzymać.
Tekst pochodzi z książki pt. "Człowiek bez barier. Sylwetki laureatów Konkursu z lat 2003-2007", wydanej w 2007 r.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- „Wejdź Nowa” z własnym zakończeniem. Teatr Pinokio w Łodzi znów przełamuje bariery dostępu do kultury
- Dentezja – bezpłatna stomatologia bez barier dla osób z niepełnosprawnością w Warszawie
- Gospodynie turnieju minimalnie lepsze. Porażka Polek w meczu otwarcia MŚ
- Nowy system rezerwacji wizyt w urzędzie miasta
- Codziennie stajemy do walki: z miastenią twarzą w twarz
Dodaj komentarz