Eurowybory bez entuzjazmu
Za dwa dni kolejny sprawdzian dla naszej 20-letniej demokracji. Pójdziemy głosować na naszych przedstawicieli w Parlamencie Europejskim. O ile pójdziemy, bo z najnowszych sondaży wynika, że dla zdecydowanej większości z nas lokale wyborcze w najbliższą niedzielę nie będą po drodze.
Według najbardziej optymistycznych prognoz, 7 czerwca głosować będzie 30 procent Polaków. Pesymistyczne prognozy przewidują frekwencję wyborczą na poziomie zaledwie 13 procent. Te alarmujące statystyki pokazują, że nas - Polaków niewiele interesuje to, co dzieje się w Brukseli, choć w istocie to stamtąd płyną kluczowe decyzje dotyczące naszego kraju. Mimo, iż waga głosów w PE jest niezależna od tego, przy jakiej frekwencji je zdobyto, polscy eurodeputowani mogą być potrzegani jako nie posiadający poparcia w swoim elektoracie, a przez to mniej poważni. Z drugiej strony politycy nie robią wiele, by zachęcić nas do pójścia w najbliższą niedzielę do urn.
W lutym br. polski parlament przyjął ustawę zmienającą ordynację wborczą najbliższych wyborów. Zgodnie z jej zapisami głosować moglibyśmy przez dwa dni i pojawiłaby się nowa możliwość oddania głosu – przez pełnomocnika. Skorzystać z niej mogłyby osoby z niepełnosprawnością w stopniu znacznym lub umiarkowanym, oraz osoby starsze. Ustawa wzbudziła wiele kontrowersji, szczególnie wśród posłów opozycji. Wskazywali oni, że instytucja pełnomocnika może zrodzić wiele nadużyć, jak na przykład handel głosami. Autorzy ustawy zapewniali, że nowe przepisy są bezpieczne i podawali przykłady innych krajów, w których instytucja pełnomocnika funkcjonuje z powodzeniem. Mimo apeli wielu środowisk związanych z osobami z niepełnosprawnością i organizacji pozarządowych, wskazujących że ustawa jest potrzebna, prezydent przekazał ją do Trybunału Konstytucyjnego. Lech Kaczyński wyjaśniał, że nowe prawo zostało uchwalone zbyt późno. Przepisy przewidują, że wszelkie zmiany w ordynacji wyborczej powinny być wprowadzane najpóźniej pół roku przed planowanym terminem wyborów.
Mimo, iż instytucja pełnomocnika nie rozwiązałaby problemów korzystania z prawa wyborczego przez osoby ze wszystkimi rodzajami niepełnosprawności, byłby to pewien krok na przód. Jacek Zadrożny, dyrektor warszawskiego oddziału fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego, zwraca uwagę, że instytucja pełnomocnika w istocie potrzebna byłaby jedynie niewielkiej grupie osób, które rzeczywiście nie mogą wyjść z domów. Dla takich jak on – niewidomych oraz dla osób z innymi rodzajami niepełnosprwności, potrzebne są odmienne rozwiązania.
- Nie można nas wszystkich wrzucać do jednego worka: „niepełnosprawni” – wyjaśnia Jacek Zadrożny. – Osoba na wózku potrzebuje zniesienia barier architektonicznych, uniemożliwiających dostanie się do lokalu wyborczego. Ja do urny dotrę bez problemu, ale nie mam zagwarantowanego konstytucyjnego prawa głosowania w sposób tajny. Chciałbym, żeby mi to umożliwiono.
Fot.: Sxc.hu
W istocie wiele mogłoby zmienić wprowadzenie pewnych organizacyjnych ułatwień dla osób z niepełnosprawnościami. Niektóre rozwiazania, jak przeniesienie lokali wyborczych do budynków dostosowanych dla potrzeb osób z niepełnosprawnościami, zbudowanie odpowiednich podjazdów czy przygotowanie szablonów do głosowania w alfabecie Braille’a (o tym projekcie pisaliśmy w tekście „Traf do urny” 19 maja br.), nie wymagają szczególnych zmian prawnych. Wydaje się, że wystarczyłaby odrobina dobrej woli.
Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich wraz ze Stowarzyszeniem Przyjaciół Integracji zorganizowało w marcu br. akcję „Dostosowujemy lokale wyborcze”. Przez prawie miesiąc wyborcy mieli możliwość zgłaszania adresów niedostosowanych lokali wyborczych w swoich gminach. Następnie wnioski zostały przedstawione wójtom, burmistrzom i prezydentom, by ci dostosowali wskazane lokale. Zainteresowanie akcją ze strony wyborców było niewielkie, podobnie jak jej wymierne efekty. Jedynie o kilkaset wzrosła liczba dostosowanych lokali wyborczych (z 5467 w wyborach w październiku 2007 do 6197 w tegorocznych wyborach). Na ogólną liczbę 25601 lokali to jest wciąż niewielki odsetek.
Fot.: East News
Jak wyjaśnia Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego i Międzynarodowego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, w akcji ważne było przede wszystkim rozbudzenie świadomości społecznej na potrzeby osób z niepełnosprawnością. Szefowie wielu gmin owszem, zgłaszali swoje zrozumienie dla problemu, ale zaraz potem pojawiały się takie bariery, jak brak w gminie budynków użyteczności publicznej dostosowanych do potrzeb osób z niepełnosprawnością czy niewielkie możliwości finansowe. Można liczyć na to, że do kolejnych wyborów w wielu gminach pojawią się odpowiednie udogodnienia. Jak pokazuje przykład gminy Krzyżanowice w województwie śląskim, gdy pomyśli się o problemie odpowiednio wcześniej, dużo łatwiej znaleźć rozwiązanie.
W Krzyżanowicach zaczęto myśleć o dostosowaniu wszystkich lokali do potrzeb osób z niepełnosprawnościami po ostatnich wyborach parlamentarnych w 2007 roku. Gmina liczy 12 tysięcy osób i przypada na nią 7 lokali do głosowania. W tym roku po raz pierwszy wszystkie lokale będą pozbawione barier architektonicznych dla wyborców na wózkach. Artur Krzykała, radny gminy, sam poruszający się na wózku, szacuje, że w przyszłości około 50 osób może skorzystać na nowych rozwiązaniach. Wydaje się, że to niewielka grupa ludzi. Ale Artur Krzykała przekonuje: - Z mojego punktu widzenia nie ma znaczenia, czy robimy coś wspólnie dla 5, 10 czy 50 osób. Myślenie o potrzebach osób niepełnosprawnych musi być w społeczeństwie ciągle obecne, bo dziś ja, a jutro każdy inny mieszkaniec może być niepełnosprawny. Normalną rzeczą powinna być powszechna aprobata dla takich działań.
Dostosowanie lokali wyborczych w gminie Krzyżanowice oznaczało w szczególności zbudowanie podjazdów, w tym także podjazdów przenośnych, podniesienie i zmianę poziomu chodników oraz przeniesienie kilku lokali do innych budynków. - Przenieśliśmy lokale wyborcze w takie miejsca, gdzie koszty dostosowania były najniższe – tłumaczy wójt gminy Leonard Fulneczek. – Zastanawiamy się tylko, jak to wpłynie na frekwencję wyborczą. Ludzie przyzwyczaili się już do stałych adresów lokali wyborczych, a teraz będą musieli pójść gdzieś indziej, nawet trochę dalej. Cały projekt nie przekroczył kwoty 7 tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę efekt w postaci dostosowania wszystkich lokali dla osób z niepełnosprawnością ruchu, jest to koszt stosunkowo niewielki. - Problemy ze zdobyciem środków nie były duże, choć każdy zawsze może powiedzieć, że są ważniejsze sprawy. Myślę, że największą barierą jest po prostu brak chęci – podsumowuje Leonard Fulneczek.
Fot.: East News
Oby tych chęci u decydentów było zawsze jak najwięcej. Ale nie można zapominać, że nie zostaną one rozbudzone, jeżeli nie będziemy domagać się swych praw. Siedzenie z założonymi rękami zwykle nie przynosi efektów. My sami musimy pokazać, jakich zmian oczekujemy od naszych polityków. Dlatego dobrze, że choć na chwilę rozgorzała ogólnopolska dyskusja na temat realizacji praw wyborczych przez osoby z niepełnosprawnościami. I choć wymierne efekty różnych akcji i dyskusji przy okazji tegorocznych wyborów nie są duże, jest szansa na większe zmiany za kilka lat. Tylko pokażmy, że rzeczywiście nam na nich zależy. Teraz możemy to zrobić, po prostu idąc do urn.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Rusza głosowanie na najlepszego i najpopularniejszego sportowca 2024 roku – tegoroczne #Guttmanny nadchodzą
- Seniorzy w artystycznym żywiole
- Wspólna lekcja wrażliwości. Premiera spektaklu „Brzydkie Kacząko”
- Jak muzyka pomaga przebodźcowanym dzieciom? Ciekawe wyniki badań z polskich przedszkoli
- Nawet 30 kilometrów do ginekologa? Nierówny dostęp do ginekologów w Polsce - jak miejsce zamieszkania łączy się z jakością życia Polek?
Komentarz