Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Stworzyć wspólny świat

06.02.2009
Autor: Damian Szymczak, Fot.: Damian Szymczak
Źródło: Integracja 6/2008

Wojciecha spotkał w życiu trudny do wyobrażenia pech i skazał go na niepełnosprawność. Bliscy nie byli w stanie ochronić chłopca przed otaczającym go wrogim światem. Ostatecznie potrafił jednak znaleźć w sobie siły, aby ten świat okiełznać, a potem jeszcze pomagać innym.

Wojciech Krzyszycha urodził się 33 lata temu. Zupełnie zdrowy. W szpitalu doszło jednak do tragedii. Pielęgniarce, która go trzymała, wypadł z rąk! Uderzył główką o szafkę. Słaba, jeszcze nierozwinięta czaszka nie mogła osłonić głowy. Efektem był krwiak na mózgu, uraz czaszkowo-mózgowy i pourazowe uszkodzenie mózgu. Doszło też do częściowego paraliżu jednej strony ciała.

Jedyny słuszny wniosek
O dzieciństwie w rodzinnym Głogowie Krzysztof najchętniej by zapomniał. - Rówieśnicy śmiali się ze mnie, popychali, dokuczali - mówi. - To było straszne. Doprowadzili mnie do takiego stanu, że myślałem już o samobójstwie. Co gorsza, dorośli też nie obchodzili się z nim lepiej. Skończył szkołę specjalną, chciał się dalej uczyć. Opinia nauczycieli, pedagogów szkolnych, psychologów była taka, że nie ma szans, by ukończył jakąkolwiek szkołę. Wydawało się, że resztę życia spędzi w czterech ścianach. Wobec takiej perspektywy nie jest dziwne, że przez długi czas miał depresję. Potrzebował sporo czasu, by ją pokonać i dojść do wniosku, że jest taki sam jak inni.

- Uwierz mi, że o wiele łatwiej jest walczyć z przeciwnościami losu. A kiedy na dobre poradzisz sobie z własnymi słabościami, to zaczynasz myśleć o tym, by pomagać innym. Przynajmniej u mnie tak było.

Wojciech Krzyszych. Fot.: Damian Szymczak
Na zdjęciu Wojciech Krzyszych. Fot.: Damian Szymczak

W 1998 roku dołączył do lokalnego oddziału Dolnośląskiego Związku Inwalidów Narządów Ruchu. Oddział w Głogowie istniał już od kilku lat, lecz praktycznie tylko na papierze. W tym czasie do Związku zapisał się i Norbert Penza, o którym pisaliśmy w nr. 2/2008 „Integracji". Tam się poznali, a z czasem... zostali szwagrami. We dwóch aktywizowali Związek.

- Docierałem do ludzi niepełnosprawnych, chodziłem do nich do domów, namawiałem, by z nich wyszli. Mówiłem, że powinniśmy aktywnie domagać się swoich praw, walczyć o poprawę losu, wzajemnie się wspierać. Chyba mamy z Norbertem dar przekonywania, bo w krótkim czasie zapisało się do nas kilkadziesiąt osób.
Norbert Penza został prezesem Związku, a pan Wojciech wiceprezesem. Dzięki zaangażowaniu i wytrwałości wiele zmienili w Głogowie. Jak się później okazało, te cechy pana Wojciecha doceniono też w innym mieście...

Biała karta do zapisania
Kiedy znalazł żonę, Edytę, przeprowadził się do niej w 2000 roku do Chmielnika, miasteczka pod Kielcami. Pełen zapału postanowił założyć podobną organizację jak ta w Głogowie. I jak mówi, po jakimś czasie zwątpił, czy naprawdę ma ten dar przekonywania. Bo choć korzystając z wcześniejszych doświadczeń, zachęcał, zapraszał, przekonywał, to na pierwsze spotkanie przyszło... osiem osób. To na długo podcięło mu skrzydła.

Sąsiadka, która jeździ na wózku, namawiała mnie, żebym się nie poddawał i zaczął znowu działać. Robiła to tak wytrwale, że w końcu postanowiłem podjąć drugą próbę. Tym razem na spotkaniu założycielskim stowarzyszenia zjawiło się 25 osób. Z tyloma można już było zacząć działać.
Wkrótce powstało Świętokrzyskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób Niepełnosprawnych „Nie jesteś sam" w Chmielniku. Dzięki uprzejmości władz miejscowej szkoły siedzibę organizacji mogli urządzić w jednej z sal.

Stowarzyszenie ma pomagać osobom z niepełnosprawnościami z woj. świętokrzyskiego  we wszystkich sprawach, z jakimi borykają się na co dzień: od pisania podań po załatwianie turnusów czy przyrządów rehabilitacyjnych. Pan Wojciech jest oczywiście prezesem stowarzyszenia. Po jego rejestracji zwrócił się o pomoc do starosty powiatu kieleckiego i marszałka województwa.

- Spotkanie ze mną było dla nich szokiem i nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Zobaczyli osobę niepełnosprawną, która sama zakłada stowarzyszenie i chce aktywnie działać. Po prostu jeszcze nigdy się z kimś takim nie zetknęli, stąd ich zdziwienie. W woj. świętokrzyskim takich stowarzyszeń praktycznie nie ma - wyznaje pan Wojciech.
 

Każdy żyje w izolacji
Tak zaczęła się współpraca, która ku zaskoczeniu pana Wojciecha przybrała niespodziewaną formę. Kilka miesięcy temu marszałek zaproponował mu pracę w Urzędzie Marszałkowskim, na stanowisku pełnomocnika ds. osób niepełnosprawnych. To pełnoetatowe zajęcie, które wymaga codziennego dojeżdżania do Kielc ponad 30 km. Zajmuje się tym samym czym w stowarzyszeniu, czyli pomocą osobom niepełnosprawnym. Zetknął się już z setkami takich osób, i setkami problemów.

- Kiedy porównujemy warunki, w jakich działamy, to jak niebo i ziemia, na korzyść Kielc - mówi jego szwagier, Norbert Penza: - Choćby stanowisko Wojtka. Od dawna postulujemy, by takie stworzyć w głogowskim Urzędzie Miejskim, jednak bez powodzenia. W Kielcach przez cały czas starosta i marszałek pomagają, urzędnicy też, widać ich dobrą wolę, a u nas bywa z tym różnie. Co więcej, w kieleckich urzędach są zatrudnione osoby, które pomagają w pisaniu i wypełnianiu wniosków unijnych. U naszych urzędników trudno się o taką pomoc doprosić. Wreszcie pieniądze też są większe. Wojtek dysponuje odpowiednimi środkami, gdy na przykład chce wyjechać poza województwo, a my na takie wsparcie liczyć nie możemy.

Na zdjęciu Wojciech Krzyszych ze szwagrem Norbertem Penzą. Fot.: Damian Szymczak
Na zdjęciu Wojciech Krzyszych ze szwagrem Norbertem Penzą. Fot.: Damian Szymczak

A wyjazdów pan Wojciech chciałby odbywać dużo. Marzy bowiem, by stworzyć grupę zrzeszającą osoby z niepełnosprawnością z całego kraju.
- Obecnie wszyscy żyją w izolacji, praktycznie nie ma żadnych kontaktów między takimi organizacjami z poszczególnych miast. Ja chciałbym stworzyć dla nas wszystkich jeden wspólny świat. Bo wspólnie będzie nam o wiele łatwiej upominać się o swoje prawa i walczyć o to, co nam potrzebne i co się należy. W grupie będziemy mieć większą siłę przebicia.

U siebie w miasteczku
Gdy wraca do Chmielnika, czekają na niego żona i sześcioletni syn Dawid. I oczywiście ludzie z niepełnosprawnością, którzy potrzebują pomocy. Jako prezes działa bardzo aktywnie. Organizuje zawody sportowe, ogniska, wycieczki. Na razie nie jeżdżą daleko, bo muszą sprawdzić, jak będą sobie radzić w obcym terenie. Wielu jego podopiecznych było bowiem poza domem po raz pierwszy od wielu lat. Nowością są też bezpłatne lekcje angielskiego.

Głównym celem, do którego obecnie dąży, jest budowa w miasteczku niedużego, lecz nowoczesnego, dobrze wyposażonego centrum rehabilitacji. Z pomocą kieleckich urzędników złożył już wnioski o przyznanie funduszy na realizację tego projektu ze środków Unii Europejskiej.

Warto też dodać, że jest jednym z członków Wojewódzkiej Społecznej Rady ds. Osób Niepełnosprawnych w Kielcach.

- Starosta i marszałek namawiają mnie, abym kandydował w wyborach do Sejmiku Świętokrzyskiego. Mam zamiar to uczynić. Gdyby się udało, to moje szanse w walce o potrzeby osób niepełnosprawnych znacznie się zwiększą. To, co zrobiłem do tej pory, jest dopiero początkiem mej działalności. Jestem młody, więc wiele jeszcze przede mną do zrobienia.

Komentarz

  • Wielki
    wielki
    06.02.2009, 19:10
    podziwiam takich ludzi są wielcy

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas