Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

o. Bernard: Niełatwe święta

23.12.2015
Autor: o. Bernard fot. kartka świąteczna, AMUN
Źródło: Integracja 6/2015
czerwona paląca się świeca w świątecznym wianku|

Teraz kolejne Święta to pasmo nieudanych prób wyzwolenia się z samotności. Owszem, wciąż są one podejmowane, ale jakby… z coraz mniejszym zapałem.

Nowe znajomości, nawiązywane z trudem równie wielkim co towarzysząca mu nadzieja, zazwyczaj nie doczekiwały Świąt – albo właśnie na Święta przechodziły kryzys. Widocznie wiele osób nie może znieść tej presji samotności. Najgorsze, że każda taka próba to osłabianie Świąt. Wspomnienia miejsc, czasu, sytuacji przesycone nieodwracalnym faktem rozstania czynią całą okołoświąteczną atmosferę coraz bardziej nie do zniesienia.

Rok temu, właśnie w oczekiwaniu na Święta, byliśmy tu razem. Planowaliśmy piękne rzeczy. To już nie wróci. Ale dekoracje są tak samo intrygujące. Wkoło tyle radości – tylko z czego się cieszyć? Na co jeszcze czekać? I tak nieuchronnie nadejdzie gorzki moment pustki bycia samemu. Coraz bardziej przesyca ona świąteczne melodie. Stają się jedynie wspomnieniem niespełnionych nadziei.

Najlepiej byłoby więc przeczekać gdzieś Święta. By nie męczyć się świątecznymi dekoracjami, wystarczy nie wychodzić na ulicę. Może mają rację ci, którzy ograniczają obecność Bożego Narodzenia w przestrzeni publicznej, by nie razić niekatolików? I do czego doszło? Boże Narodzenie nas razi – bo zwiększa nasz ból? Wyrośliśmy z niego? Ludzkość jest już na nie „za duża”?

Bardzo łatwo nasze osobiste problemy zrzucić na sytuację ogólnoświatową. Ale czy wielu ludzi nie czuje się podobnie jak my? W naszym strzeżeniu własnego spokoju możemy jedynie czuć się jeszcze bardziej zgorzkniali, uświadamiając sobie niepozorność swojego bólu. Bo w sumie to na co narzekamy? Miliony ludzi żyje bez jakiejkolwiek perspektywy na terenach dotkniętych wojną. Wielu wciąż koi rany po aktach przemocy i terroru – albo wciąż są na nie narażeni.

Nasze problemy są takie śmieszne... Mamy ciepły przytulny kącik, w który możemy się zaszyć, ciesząc się smakowitymi potrawami i wolnym czasem. Nie musimy się martwić o podejmowanie trudnych i odpowiedzialnych decyzji. Całą medialną burzę związaną z polityką czy obyczajami możemy wyłączyć.

W sumie cisza jest najlepsza. Koi kołaczące się intensywnie myśli. Bezpiecznie jest też wyjrzeć za okno: słońce na niebie – niezmiennie to samo, jest piękne jak za czasow naszego dzieciństwa. Na drzewach siedzą ptaki. Pewne kolejne pokolenia tych, które pracowicie szukały pożywienia wtedy, gdy Boże Narodzenie było dla nas tylko radosne. Pozostała im ta sama pracowitość. I piękno ich kolorów na tle śniegu: momenty kontemplacji, które pozwalają zatrzymać na chwile smętne myśli. Szukanie nowych obszarów normalności – poza tym co boli coraz bardziej. Na szczęście jest jeszcze nieco takich miejsc. Może im dalej od ludzi, tym ich więcej.

Samotność jest zaborcza, ale przynajmniej próbuje pokazać perspektywę. Uczy odczytać utraconą przeszłość. Oferuje nowe światy, dawniej nieznane. Może tak naprawdę próbuje nas skierować na to, co najważniejsze, niezależne od uczuć czy relacji? Bo jeśli Święta to tylko emocje, bliskość z innymi – dzisiaj na wiele sposobów można je zastąpić – i to się czyni. Coraz łatwiej i skuteczniej. Pozostawia się tylko to co miłe. Reszta do wyrzucenia. Także samotność. Dlatego ona się broni. Przylgnęła do istoty Bożego Narodzenia: odrzucenia i słabości. To powrót do punktu wyjścia: Bóg chce pomóc światu – jak najdyskretniej i najdelikatniej, jak może. Pozostaje Mu więc perspektywa samotności i niezrozumienia. Nawet mimo oznak, że wszystko w porządku.

Ostatecznie wszystko skończy się na krzyżu. Czyż nie jest to zaproszenie do jakiejś bezmiernej i bezsilnej samotności – na tyle jednak zdeterminowanej, że pozostaje jej jedynie … Zmartwychwstanie (czyli zbawienie)?

Samotność ma drugą stronę: wtulenie się w ciszę, momenty małych zachwytów, obojętność – tak obolała, że staje się otwarciem. Moment oczyszczającego i szczerego bycia ze sobą. Bez masek i niepotrzebnych oczekiwań – nawet wobec innych. W ten właśnie sposób odczytuje ona sens – a nawet innych ludzi: od nowa, jakby od dołu, właśnie świeżo otworzonymi do patrzenia oczami Dzieciątka…


o. Bernard jest zakonnikiem w Klasztorze oo. Benedyktynów w Tyńcu

o. Bernard jest zakonnikiem w Klasztorze oo. Benedyktynów w Tyńcu

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • piękne kartki
    kaja
    26.12.2015, 22:29
    jak żywe
    odpowiedz na komentarz
  • Podziękowanie starego kawalera
    Janusz Wierzbicki
    25.12.2015, 21:30
    Serdecznie dziękuje za te refleksje natemat samotności.Ja przez całe moje życie nie spotkałem nikogo kto by chciał się ze mną spotkać i zwyczjnie porozmawiać.NIe jeden raz przeklinałem swoje życie ażnadeszła choroba,potem usunięcie krtni iniemożnośś mówienia.Teraz porozumiewam się za pomocą t.z.w.krtani elektronicznej i co najważniejsze zaakceptowałem swoją samotność,jeszcze raz dziękuje za te rozważania które pozwalają zupełnie inaczej spojrzeć na samotność
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas