Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Damianek - powiatowe dziecko

15.10.2008
Autor: Katarzyna Górna-Oremus, fot.: Lucjusz Cykarski
Źródło: inf. własna


Figlarny uśmiech, oczy wyrażające miłość i bezwarunkowe zaufanie – nie zawsze tak było. Dwuletni Damianek w końcu odnalazł swoje miejsce na ziemi. Od tułaczki po domach dziecka uratowało go małżeństwo z Bielska-Białej. Państwo Bortkiewicz z dnia na dzień przygarnęli go do siebie. Decyzję podjęli z pełną świadomością. Nie wiedzieli jednak, że największym wyzwaniem, jakiemu będą musieli stawić czoła, będzie urzędnicza bezduszność.

Niechciane dziecko, po wielu miesiącach oczekiwania, znajduje opiekunów gotowych je pokochać. Nawet choroba, która do tej pory skutecznie odstraszała potencjalnych rodziców adopcyjnych, nie stanowi problemu. To cud! Znaleźli się ludzie gotowi do poświęceń, którzy bez względu na wszystko zaakceptują je pomimo widocznych niedoskonałości fizycznych. Ta historia powinna zakończyć się happy endem, przecież wszystko zmierza ku dobremu. Jednak tak nie jest, to zaledwie początek zmagań rodziny Bortkiewiczów z obowiązującymi przepisami oraz z brakiem wyobraźni. Wydaje się, że Damianek, bo takie imię nosi nasz mały bohater, stanowi jedynie drugorzędny element w urzędniczej machinie.


Na zdj.: Damianek, fot.: Lucjusz Cykarski

Szybka decyzja
Damianek jeszcze do niedawna przebywał w częstochowskim Interwencyjnym Ośrodku Preadopcyjnym. Tam spędził pierwsze miesiące życia. Od urodzenia cierpi na rozszczep kręgosłupa i wodogłowie. Jakby tego było mało, ma też neurogenny pęcherz i zagrożoną prawą nerkę, dla ochrony której wykonano przetokę pęcherzową. Istnieje ryzyko, że nigdy nie będzie chodził. Teraz nad poprawą zdrowia malucha usilnie pracują jego opiekunowie, którzy osiągnęli w tym zakresie pewien sukces - chłopczyk samodzielnie raczkuje po mieszkaniu. To nie lada wyczyn zważywszy na to, że jego nogi są silnie zdeformowane, a stópki - wykręcone do środka, co w terminologii medycznej określane jest mianem stóp końsko-szpotawych.


Na zdj.: Damianek z Ewą Bortkiewicz, fot.: Lucjusz Cykarski


Wyjątkowa rodzina
Państwo Ewa i Donat Bortkiewiczowie mieszkają w Bielsku-Białej. Obecnie pracują jako psychoterapeuci. W ramach Stowarzyszenia Zastępczego Rodzicielstwa prowadzą warsztaty, doradzają innym rodzinom zastępczym. Dwa lata temu, w odpowiedzi na apel w telewizyjnym programie „Kochaj Mnie”, podjęli się opieki nad dzieckiem z mukopolisacharydozą, przygotowując je do pierwszego w kraju przeszczepu szpiku kostnego. Z własnych środków wyremontowali i dostosowali mieszkanie do wymogów higieny niezbędnej po przeszczepie. Z dużym poświęceniem i miłością oddali się sprawie Zbysia. Chłopczyk zmarł jednak nagle w klinice po standardowym zabiegu założenia cewnika przed przeszczepem, w marcu tego roku… Miesiąc później Bortkiewiczowie podjęli decyzję o przygarnięciu Damianka.


Na zdj.: Damianek podczas rehabilitacji, fot.: Lucjusz Cykarski

– Nie było na co czekać. Mały lada chwila mógł zostać przewieziony z Ośrodka Preadopcyjnego do Domu Pomocy Społecznej, bo w Zakładzie Opiekuńczo – Leczniczym nie było już wolnego miejsca. A wiadomo – każda zmiana miejsca pobytu odbija się na dziecku, szczególnie obciążonym neurologicznym schorzeniem oraz utratą więzi  – tłumaczą nam państwo Bortkiewiczowie. – Nie przypuszczaliśmy nawet, jakie czekają nas problemy.


Na zdj.: Damianek z Donatem Bortkiewiczem, fot.: Lucjusz Cykarski

Sąd, który wydał tymczasową zgodę na opiekę, kierował się zapewne oceną Towarzystwa Psychoprofilaktycznego z Bielska-Białej, która nie pozostawiała żadnych złudzeń, co do rzetelności małżeństwa. „Państwo Bortkiewicz są wyjątkową rodziną. Mają umiejętności pozwalające na opiekę nad dzieckiem ciężko chorym. Ich energia, otwartość, dbałość o emocjonalne potrzeby dziecka jest imponująca. Wśród 127 wyszkolonych (...) rodzin zastępczych (...) znalazła się tylko jedna rodzina Państwa Bortkiewiczów gotowa na przyjęcie bardzo chorego, genetycznie uszkodzonego dziecka, nie mającego żadnych szans na wychowanie w rodzinie. A jest to konstytucyjne prawo każdego dziecka w Polsce” – czytamy w opinii.


Na zdj.: Damianek podczas rehabilitacji, fot.: Lucjusz Cykarski



Urzędnicza machina
Pozytywna ocena rodziny mało jednak obchodzi urzędników. Za przyjęcie dziecka z innego powiatu oraz odmowę przyjęcia dzieci ze zgoła odmiennymi niż Damianek schorzeniami, Ewa i Donat zostali skazani przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Bielsku-Białej, w istocie na niebyt.
 
–  Nie możemy liczyć na ich pomoc. Tylko dlatego, że znamy swoje prawa i potrafimy o nie walczyć – mówią zgodnie małżonkowie. – Dziecko nie jest przedmiotem, jest żywą istotą. Nie może być tak, że o jego losie decyduje ktoś pozbawiony wyobraźni. Najważniejsze jest jego dobro. Przepisy to jedno, ale ich interpretacja to drugie. Krótko mówiąc: miasto Bielsko-Biała nie jest zainteresowane Damiankiem. Takie odnoszę wrażenie. W bielskim MOPS-ie usłyszeliśmy, że w mieście jest dość dzieci, aby je wziąć pod swoje skrzydła, a my bez porozumienia z miastem przyjęliśmy dziecko obce. Tak jakby ten chłopczyk był tu niepotrzebny. Miasto nie ma interesu organizowania opieki zastępczej dla dzieci z innych powiatów. Konsekwencje takiego myślenia, to jest kategorią finansów, odczuliśmy na własnej skórze. W trakcie postępowania sądowego, celem umieszczenia Damianka w rodzinie specjalistycznej, ze względu na specjalne potrzeby dziecka chorego, miasto rozwiązało z nami umowę w trybie natychmiastowym, uzasadniając taką decyzję odmową przyjęcia przez nas dzieci z Bielska – kontynuuje pani Ewa.


Na zdj.: Damianek z Ewą i Donatem Bortkiewiczami, fot.: Lucjusz Cykarski

Prawo odmowy
Pani Ewa była pierwszą osobą w Bielsku-Białej, która podpisała umowę zlecenie na pełnienie funkcji zawodowej niespokrewnionej z dzieckiem specjalistycznej rodziny zastępczej o charakterze opiekuńczo-pielęgnacyjnym. Do takiej rodziny trafiają dzieci wymagające szczególnej troski - z problemami rozwojowymi, zdrowotnymi. Umowa najpewniej obowiązywałaby do dzisiaj, gdyby nie - w opinii bielskiego MOPS-u - niesubordynacja państwa Bortkiewicz. Przyjmując chorego Damiana do domu, bez wcześniejszych ustaleń, wykazali się nieposłuszeństwem, a odrzucenie propozycji przyjęcia trojga innych dzieci, z odmiennymi schorzeniami, zostało potraktowane jako niewywiązanie się z warunków umowy.

Aleksandra Ciaciura, dyrektorka bielskiego MOPS-u nie ma wątpliwości, że małżonkowie nie wywiązali się z umowy.

– Kilkakrotnie odmówili przyjęcia wskazanych przez nas dzieci, stąd jej wypowiedzenie. To wchodziło w zakres ich obowiązków, w końcu na tym polega istota zawodowej rodziny zastępczej, za to otrzymują wynagrodzenie – odpowiada Aleksandra Ciaciura. – Ponadto państwo Bortkiewiczowie nie konsultowali z nami swojej decyzji o przygarnięciu dziecka spoza powiatu.  Musimy postępować zgodnie z przepisami. Sytuacja zaś jest o tyle delikatna, że w grę wchodzi małe dziecko.


Na zdj.: Damianek z Ewą i Donatem Bortkiewiczami, fot.: Lucjusz Cykarski

– Podstawowym zadaniem specjalistycznej rodziny jest sprawowanie opieki nad ciężko chorym dzieckiem. Zapewnienie mu możliwie najlepszych warunków leczenia, rehabilitacji – mówi pani Ewa. – To, że odmówiliśmy przyjęcia dzieci oznacza, że podeszliśmy do tematu rozsądnie. Nie ma takiej możliwości, aby dzieci z różnymi schorzeniami, z odmiennym doświadczeniem życiowym pomieścić w jednym pokoju. To nie jest realne. Ponadto, czy ktoś wziął pod uwagę, że rodziny specjalistyczne specjalizują się w opiece nad dziećmi z podobną grupą dysfunkcji czy jednym rodzajem problemów?

Dzieci powiatowe
Okazuje się, że przypadek Damianka nie jest odosobniony. Istnieje nawet określenie na dzieci, które tak jak on, wędrują po całej Polsce, aby znaleźć swoje miejsce. Dzieci powiatowe nie mają łatwego życia, a przynajmniej można to powiedzieć o ich opiekunach. Zamiast zająć się wychowywaniem przygarniętych latorośli, muszą oni uzbroić się w cierpliwość i przygotować na długą drogę, która ich czeka zanim ustalą: kto powinien łożyć na utrzymanie dziecka. Czy będzie to miasto, w którym dziecko się urodziło, czy też może miejsce jego zamieszkania?

Rodzina często zmuszona jest przemierzać korytarze urzędów od Annasza do Kajfasza, aby się tego dowiedzieć. Interpretacja przepisów prawnych jest bardzo szeroka i często zależy od podejścia urzędników, którzy mogą w tym zakresie wykazać się zdrowym rozsądkiem.


Na zdj.: Damianek, fot.: Lucjusz Cykarski

I tak na przykład rozwiązanie umowy z panią Ewą Bortkiewicz przez bielski MOPS nie musiało nastąpić. Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, która pomaga rodzinom zastępczym, w jednym z pism skierowanych na ręce małżeństwa, podkreśla, że rodzina zastępcza ma prawo sama decydować, jakim dzieckiem chce i może się zaopiekować:

 „Oczywiście z celu rodziny zastępczej wynika, że ma ona zapewnić jak najlepszą opiekę dzieciom, które w niej przebywają. I to właśnie rodzina zastępcza najlepiej zna swoje możliwości i kwalifikacje oraz potrzeby obecnie przebywających u niej dzieci. (...) macie Państwo prawo odmowy przyjęcia takich dzieci, które np. utrudnią opiekę nad pozostałymi dziećmi w rodzinie zastępczej, albo do opieki nad którymi nie macie Państwo odpowiednich kwalifikacji” – czytamy w piśmie.


Na zdj.: Damianek podczas rehabilitacji, fot.: Lucjusz Cykarski

Istnieje również możliwość podjęcia opieki nad dzieckiem spoza miejsca zamieszkania. Wymaga to jednak podpisania między powiatami porozumienia. Jest jeden przypadek, gdy dziecko z innego powiatu musi zostać przyjęte do rodziny zastępczej w innym powiecie, określa je art. 86 Ustawy o pomocy społecznej. Następuje to wówczas, gdy powiat właściwy ze względu na miejsce zamieszkania dziecka nie posiada odpowiedniej rodziny zastępczej i  wystąpi do innego powiatu, który dysponuje taką rodziną, o ile ten drugi powiat dysponuje wolnym miejscem w tej rodzinie. Ponadto powiat, z którego pochodzi dziecko ponosi wydatki na jego utrzymanie w łącznej kwocie świadczeń przysługujących danej rodzinie zastępczej.

– Dzieci powiatowe to duży problem. Zawsze jednak w takich przypadkach należy kierować się przede wszystkim dobrem dziecka – mówi z przekonaniem Mirosława Zielony, dyrektorka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w powiecie koszalińskim. – Przepisy to jedno, ale trzeba pamiętać o najmłodszych. Czasami muszę podjąć decyzję, o której wiem, że będzie nas nieco kosztować. Dobro dziecka jest jednak najważniejsze. Jeśli nie my, to kto stanie w ich obronie? Należy o tym pamiętać.


Na zdj.: Damianek podczas rehabilitacji, fot.: Lucjusz Cykarski

Od Autorki:
Opieka nad dzieckiem tak bardzo doświadczonym przez los, jakim jest Damian, nie należy do najłatwiejszych. To ogromne poświęcenie. Całodobowy nadzór, rezygnacja z przyjemności, świadomość kruchości ludzkiego życia – to wszystko może odstraszyć potencjalnych chętnych od podjęcia się tego wyzwania. Niemal w ostatniej chwili znaleźli się jednak ludzie, którym nie straszna choroba ani problemy z nią związane. Państwo Bortkiewiczowie z dnia na dzień wzięli Damiana do siebie, nie przypuszczając nawet ile urzędniczych schodów będą musieli już wkrótce pokonać. Niestety, w wielu miejscach Polski wciąż najważniejsza jest realizacja urzędowej polityki socjalnej. Najczęściej liczy się interes powiatu. A gdzie w tym wszystkim miejsce dla dzieci? A wystarczyłoby trochę dobrej woli i zdrowego rozsądku. Jeden z naszych rozmówców, urzędnik w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, zapytany o antidotum na brak wyobraźni niektórych pracowników socjalnych podkreślił, że na świecie sprawdza się system dobrych praktyk. Być może warto przetestować go na gruncie lokalnym.

Komentarz

  • Damianek - nowe życie.
    17.10.2008, 08:54
    Po przeczytaniu artykułu o Damianku, coś mnie ścisnęło. Pochwalam rodzinę z Bielska białej, że pomimo tak ciężkich chorób zdecydowali się dać chłopcu normalny dom, a Damianek nie będzie tułał się po ośrodkach. Sam jestem chory na "SM" i wiem jak ciężko choruje się w samotnoci. St-aw

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas