Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Hipoterapeuci

06.10.2015
Autor: Mateusz Różański
mała dziewczynka w różowej bluzie i oprawkach okularów jedzie na koniu przy trenerce i pomocnikiem

Czy może być coś piękniejszego niż łączenie pracy z pasją? Tak – jeśli przy okazji pomaga się ludziom. To wszystko ma w sobie praca hipoterapeuty.

Jazda konna wymaga cierpliwości, skupienia, odrobiny odwagi i sprawności fizycznej. Koń, któremu poświęci się wystarczająco dużo uwagi i nawiąże z nim kontakt, potrafi odwdzięczyć się oddaniem i przyjaźnią. Korzyści płynące z tego kontaktu są rozliczne. Te emocjonalne to wyciszenie, poczucie bezpieczeństwa, którego doświadcza jeździec na końskim grzbiecie, i radość płynąca z obcowania z tym niezwykle ufnym stworzeniem. Ale nie mniej ważne są korzyści fizyczne: każda godzina spędzona w siodle wpływa na ciało – mięśnie, kręgosłup, a nawet pracę serca i płuc. Dlatego konie mogą stać się wspaniałymi terapeutami dla dzieci z różnymi niepełnosprawnościami.

Cierpliwy koń terapeuta

Ośrodek Hipoterapii Fundacji Pomocy Młodzieży i Dzieciom Niepełnosprawnym „Hej, Koniku!” mieści się na terenie dawnego PGR-u Bródno, zaledwie kilkanaście minut jazdy od ruchliwego centrum Warszawy. Przychodząc tutaj, ma się wrażenie, jakby wkraczało się do innego świata, gdzie zamiast ulicznego jazgotu słyszy się radosne rżenie koni. Poznaję hipoterapeutki Martę Woińską i Izę Linde. Izę będę podpatrywał podczas jej pracy z podopiecznymi, a Marta stanie się moim przewodnikiem po świecie hipoterapii. Cały czas towarzyszy nam też Kuba – wolontariusz fundacji.

Dzień pracy hipoterapeuty zaczyna się od przygotowania koniom śniadania złożonego z paszy energetycznej: owsa i uwielbianych przez zwierzęta jabłek. Karmienie musi odbyć się odpowiednio wcześnie, tak, aby koń, na grzbiecie którego odbywać się będzie terapia, spokojnie mógł strawić posiłek.

Przychodzi czas na wybór odpowiedniego wierzchowca, który najlepiej będzie pasował do potrzeb podopiecznych. Wybór pada na Berka, niezwykle urodziwego fiordinga, przedstawiciela pochodzącej z Norwegii rasy drobnych i wytrzymałych koni o specyficznej sierści barwy miodu. Berek, jak większość jego krewniaków, ma bardzo spokojny charakter, jest cierpliwy i zrównoważony, co czyni go świetnym końskim terapeutą.

– W Polsce nie ma tradycji hodowli koni na potrzeby hipoterapii. Ośrodki kupują zwierzęta na wolnym rynku – wyjaśnia Marta Woińska. – Starają się wybierać konie, które są zdrowe, mają równy i stabilny krok, odpowiednią budowę i oczywiście wspomniane już cechy charakteru – wylicza Marta.

mała dziewczynka w różowej bluzie będzie wsiadać na konia z pomocą dwóch trenerek

Bardzo ważne jest też, aby koń terapeuta dobrze znosił długotrwałą pracę w stępie (najwolniejszym końskim chodzie) i potrafił szybko się uczyć i dostosowywać do nowych warunków. Oczywiście zarówno konie, jak i ludzie pracujący w hipoterapii muszą cały czas doskonalić umiejętności ze względu za zmieniające się potrzeby podopiecznych.

Terapeutka podkreśla jednak, że nie ma czegoś takiego jak idealny koń do hipoterapii.

– Przekrój beneficjentów jest tak różny, że ośrodek, aby dobrze funkcjonować, musi mieć różne konie: mniejsze, większe, o krótszym lub dłuższym kroku – zauważa Marta Woińska.

Z racji tego, że część uczestników hipoterapii płynnie przechodzi do parajeździectwa, potrzebne są też konie, które mogą uczestniczyć w treningu sportowym.

– Dopasowanie konia do jeźdźca jest niezwykle ważne. Wśród naszych podopiecznych jest wiele osób z autyzmem. Jednego z nich posadziliśmy kiedyś na bardzo żywego i energicznego konia. Koń i jeździec niezbyt dogadywali się ze sobą, co skutkowało, niestety, atakami agresji u chłopaka – wspomina Iza Linde. – Gdy wymieniliśmy wierzchowca na spokojniejszego i mniej czułego na bodźce, udało im się nawiązać porozumienie.

Z poduszką na grzbiecie

Na konia wsiada 6-letnia Elizka, dziewczynka z mózgowym porażeniem dziecięcym (MPD) i wrodzoną wiotkością mięśni, która przyszła do stajni ze swoją mamą Alicją. Hipoterapeutki serdecznie witają się z nimi, a wolontariusz Kuba przyprowadza wyczyszczonego przez siebie Berka. Mama wprowadza Elizkę na specjalną rampę, z której mała, z pomocą terapeutki wsiada na grzbiet konia. Rozpoczyna się pierwsza lekcja. Elizka siedzi na grzbiecie prowadzonego przez Kubę Berka. Dziewczynkę asekurują idąca tuż obok Iza, która nie tylko koryguje postawę dziewczynki, ale też cały czas z nią rozmawia. Terapeuta zwraca uwagę na to, jak mały podopieczny siedzi na koniu, dzięki czemu w pełni wykorzystuje terapeutyczne działanie, jakie koński chód ma na ludzkie ciało. Kontakt z koniem i terapeutką pozwala dziewczynce się rozluźnić. I to widać. Elizka śmieje się od ucha do ucha.

– Elizka cały czas robi postępy, niedawno nawet nauczyła się chodzić. Wierzę, że hipoterapia jest jednym z elementów, które wpływają pozytywnie na jakość jej życia – dodaje jej mama, Alicja.

Tymczasem do kolejnej jazdy przygotowuje się 3-letnia Tosia, której towarzyszy jej tata, Sebastian. Dziewczynka jest bardzo rozemocjonowana. Podobnie jak Elizka ma MPD. Przy wsiadaniu potrzebuje pomocy zarówno taty, jak i terapeutki. Aby zapewnić dziewczynce maksymalny komfort i bezpieczeństwo, Iza siada na koniu za nią i ją asekuruje. Na kłębie (przedniej części grzbietu, tuż przed szyją konia) zostaje umieszczona specjalna poduszka, na której dziewczynka może się oprzeć.

dziewczynka w niebieskiej kurtce siedzi na koniu z trenerką, przed sobą ma poduszkę

– Już po pierwszym miesiącu można było zauważyć zmianę na lepsze. Widzieliśmy to my, jak i przychodząca do córki rehabilitantka – odpowiada mi tata dziewczynki, gdy Berek oddala się na padok. – Tosi poprawiło się ułożenie kręgosłupa i balans ciała. Ruch konia sprawia, że Tosia uczy się zachowywać równowagę i jednocześnie rozwija swoje mięśnie. Dzięki temu umie np. już samodzielnie siadać – wylicza.

Pan Sebastian zauważa także zmiany w zachowaniu córeczki.

– Moja córka pokochała konie. Gdy je widzi, cała się śmieje, a jak wsiądzie na grzbiet, to jest jednym wielkim szczęściem – mówi.

Zadowolona z postępów podopiecznej jest terapeutka Iza. Wspomina, że kiedy Tosia pierwszy raz usiadła na koniu, nie była w stanie złapać równowagi i płakała.

Spinacze na uszach

Po Tosi na konia wsiada dziesięcioletni Bartek, któremu towarzyszy dziadek. Chłopiec jako kilkulatek przebył poważną operację usunięcia glejaka. Nie chodzi samodzielnie i prawie cały czas musi być asekurowany przez opiekuna. Pomimo obaw towarzyszącego mu dziadka chłopcu zgrabnie, choć nie bez pomocy, udaje się usiąść na końskim grzbiecie.

Celem hipoterapii Bartka jest m.in. nauka koordynacji i planowania ruchów. Terapeutka prosi go o wykonanie prostego ćwiczenia.

– Masz tu dwa spinacze, wybierz sobie jeden i przypnij go do końskiej grzywy. A teraz weź drugi i przypnij go jeszcze dalej – kontynuuje ćwiczenie. Chłopiec w skupieniu wykonuje polecenia terapeutki i po jakimś czasie udaje mu się przyczepić spinacz w pobliżu końskich uszu.

mały chłopczyk spina spinaczami grzywę konia, obok trenerka

– Brawo! - chwali ucznia Iza Linde.

Jako czwarta na zajęcia przyjeżdża z mamą poruszająca się na wózku Angelika. Dziewczynka ma MPD. Z rozmowy z mamą wynika, że, za sprawą hipoterapii udało się zaszczepić pasję jeździecką rodzeństwu Angeliki – brat wybrał się nawet na obóz jeździecki razem z Izą Linde i teraz zadręcza mamę (która twierdzi, że mimo strachu też wsiądzie na konia) prośbami o kupno wymarzonego wierzchowca.

Mama dziewczynki w bardzo szczerej rozmowie opowiada mi o drodze, jaką Angelika musiała przejść w swoim zaledwie kilkuletnim życiu.

Koński grzebiet to lepszy świat

Opisaną czwórkę dzieci łączy jedno: traktują jazdę konną jak przyjemność, a nie terapię. Obcowanie z koniem wyzwala w nich pozytywną energię, która sprawia, że zapominają o chorobach i niepełnosprawnościach. Jakby siadając na końskim grzbiecie, przenosiły się do innego, lepszego świata.

– Wiele dzieci odmawia współpracy w gabinecie rehabilitacyjnym. Buntują się przeciwko nudnym i uciążliwym ćwiczeniom. Wtedy rodzice decydują się na coś ciekawszego: basen lub hipoterapię – opowiada Woińska. – Tu cały czas coś się dzieje, jest kontakt z przyrodą i naturalne sytuacje, które wykorzystujemy terapeutycznie.

Obie terapeutki z zaangażowaniem opowiadają o tym, co robią. Widać, że zarówno z małymi podopiecznymi, jak i ich rodzinami łączy je głęboka więź.

dziewczynka ok. 7-letnia w niebieskiej bluzie jedzie na koniu z trenerką i się śmieje

– Ten zawód wybiera się z miłości do dzieci, koni i chęci pomagania innym. Nie ma tu żadnej głębszej filozofii – mówi Iza Linde.

Terapeutka trafiła do stajni, gdzie działa Fundacja „Hej, Koniku!” i zaczęła udzielać się jako wolontariuszka, studiując jednocześnie terapię zajęciową. Wielu przyszłych hipoterapeutów studiuje też fizjoterapię, pedagogikę, albo jak Marta Woińska psychologię. Terapeuta musi też ukończyć kurs hipoterapii.

– Należy pamiętać, że praca hipoterapeuty nie kończy się po wyjściu ze stajni – cały czas jesteśmy odpowiedzialni za użytkowane przez nas konie i zdarza się spędzać noc w stajni, gdy któryś zachoruje i trzeba przy nim czuwać – zauważa Iza.

On naprawia nas wszystkich

Hipoterapia nie zastąpi leczenia i wizyt u fizjoterapeuty. Jak każde tego typu działanie wymaga czasu i cierpliwości. Ale gdy dziecko z niepełnosprawnością wsiada na konia, dzieje się coś niesamowitego. Czując ciepło końskiego ciała i kołysanie, dzieciaki zmieniają się. Koń „usypia” ich niepełnosprawność. Zapominają o tym, co je ogranicza, a skupiają się na płynącej z jazdy radości.

Dobrze podsumował to jeden z bohaterów filmu Niepokonany Seabiscuit, który powiedział: „Wszyscy myślą, że znaleźliśmy konia, który potrzebował pomocy. I my mu jej udzieliliśmy. Ale to nie było tak – to on pomógł każdemu z nas. Myślę, że w pewnym sensie pomogliśmy sobie nawzajem”. 


Ile kosztują różne zajęcia w stajni?

Ceny hipoterapii wahają się w zależności od ośrodka, od 30 do 50 zł za godzinę jazdy. W większości stajni istnieje możliwość wykupienia karnetów. Niektóre stajnie oferują zajęcia bezpłatne lub częściowo dofinansowane ze środków PFRON czy budżetów samorządów. Należy o to pytać w stajniach. Oprócz kosztów jazdy należy wziąć pod uwagę także koszty sprzętu: toczka (ok. 100 zł) i spodni do jazdy – bryczesów (od 50 do 300 zł). Osoby, które jeżdżą już bardziej intensywnie, powinny zainwestować w odpowiednie buty – ich cena zależy od rodzaju (sztyblety lub oficerki) i jakości. Najtańsze buty można nabyć już za ok. 150 zł, podczas gdy dopasowane do jeźdźca oficerki to już koszt nawet 1000 zł. Warto poszukać też sprzętu używanego, np. na portalu allegro.pl.


Wybrane ośrodki hipoterapeutyczne

Hipoterapię prowadzi wiele stajni w Polsce. Poniżej adresy kilku z nich:

  1. Ośrodek Hipoterapii i Jazdy konnej, Sulejówek pod Warszawą, ul. Czynu Społecznego 5, zapisy na zajęcia pod numer tel.: 782 234 589, 609 465 751, strona Ośrodka - Hippoland.pl
  2. Ośrodek Hipoterapii Kolibki, Al. Zwycięstwa 291, Gdynia, tel.: 58 624 85 83
  3. Ośrodek Hipoterapii Fundacji Hipoterapia Na Rzecz Rehabilitacji Dzieci Niepełnosprawnych, Kraków, ul. Dunajewskiego 5/29 (oficyna, wejście D, parter), tel.: 726 301 040, strona Ośrodka - Fundacja-Hipoterapia.pl
  4. Ośrodek Hipoterapeutyczny „Padok” Katowice, ul. Strumienna 8, tel.: 692 897 026, 032 353 46 88, strona Ośrodka - Padok.net

 

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas