Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Odwiedziny u chorego

01.10.2008

XXI wiek – brzmi bardzo dumnie. Szczycimy się osiągnięciami w różnych dziedzinach życia. Cieszymy się z rozwoju ekonomicznego naszego kraju. Chwalimy się postępami i nowymi dobrami materialnymi. Cóż, to wszystko jest nam do życia potrzebne, ale…

Wychodzę z Dworca Centralnego w naszej stolicy. Przed moimi oczami wyrastają piękne, nowoczesne budynki hoteli, banków. Na ulicach ruch, pośpieszne i różnorodne, bardziej lub mniej komfortowe samochody. Nieopodal, około 10 min drogi, wyłania się spokojniejsza ulica Nowowiejska, gdzie pod numerem 27 jest Szpital Psychiatryczny. Stary, zbudowany z czerwonej cegły budynek nie zachęca do wejścia. Jak mówią: pierwsze wrażenie się liczy. Przekraczając progi szpitala wchodzę do innego świata! Wszystko to już prawie zabytki - ściany, drzwi, podłogi. „Dziwi” mnie nowa winda, którą wjeżdżam na II piętro – Oddział II. Po naciśnięciu dzwonka ponure, z kawałkiem przezroczystej szyby drzwi, otwiera kluczem pielęgniarka. I co zastaję?

„Lot nad kukułczym gniazdem" w polskim wydaniu

Sceneria i atmosfera jak w filmie, tyle że w gorszym wydaniu. Wieloosobowe sale, stare poobijane łóżka, metalowe stoliki, z których ze wszystkich fragmentów spogląda rdza. Niemiło na to patrzeć, a co dopiero żeby służyło schowaniu osobistych rzeczy, nie mówiąc o włożeniu w jej wnętrze jedzenia. Na długim, ponurym korytarzu panuje wielki ruch. W większym lub mniejszym pośpiechu mijają się chorzy po „alei spacerowej”.

Wszystkie drzwi wieloosobowych sal chorych, jak i inne pomieszczenia oddziału nie pamiętają kapitalnego remontu. Myślę ze smutkiem, że niedługo będzie potrzeba zgody konserwatora zabytków na przeprowadzenie jakichkolwiek zmian.

Pomieszczenia sanitarne, wysiłkiem ludzi są czyste, ale wrażenia takiego nie robią. Na ścianach zbiór resztek różnych kafelków. Większość to lata siedemdziesiąte, a mniejszość to szare zlepki wyklejające miejsca prawdopodobnie po awariach instalacyjnych. Rozumiem, że dla bezpieczeństwa chorych drzwi od sanitariatów muszą być otwarte, ale przecież można zastosować napisy „zajęte”, „wolne”, aby ludzie mogli poczuć odrobinę intymności. Przecież to nie DOM BIG BRATHERA, gdzie za wielkie pieniądze ktoś dobrowolnie chce pokazywać wszystkie części swojego ciała!

"...A na imię miałaś właśnie Beata..."

Spoglądam na sufit, z którego zwisa zwinięty przewód elektryczny zakończony porcelanowym fragmentem starej lampy bez klosza. Tradycyjna żarówka służy do rozjaśnienia murów pomieszczenia. Otwarte okno pokryte zardzewiałą siatką, na której suszy się górna część garderoby pacjentek.

Wydzielone miejsce z szarymi stolikami i krzesłami – to jadalnia. Kilka zbieranych (chyba z kasacji) foteli i krzeseł, rozmieszczonych po bocznych ścianach - to prawdopodobnie część socjalna. Jedynym oknem w lepszą rzeczywistość jest ekran TV, umieszczony za szybą regału, który swym wyglądem nie przypomina współczesności. Programem migającym za szybą „interesują się” dwie drzemiące kobiety.

Brak książek, gazet, kolorowych obrazków, plakatów, nie mówiąc o dostępie do internetu. Jedynym nowoczesnym akcentem są telefony komórkowe, których dźwięk czasami przebija się przez krzyk chorego lub wołanie białego personelu do pomiaru ciśnienia, czy po leki. Z pomieszczenia palarni wydobywa się dźwięk przypominający gitarę i fragment piosenki „siedem dziewcząt z Albatrosa, Tyś jedyna….”.

W poszukiwaniu utraconego sensu

Tu trafia często chory, który zatracił sens swojego życia i nie widzi swojej dalszej drogi wśród żywych. Tu ma znaleźć lepszą perspektywę, sens i motywację do stawiania dalszych kroków po ziemi. Tu ma odnaleźć w sobie siły, które są na wyczerpaniu. Tu ma uleczyć swojego ciężko chorego ducha.

Co zastaje? Czy w takim miejscu można znaleźć, chociaż iskierkę nadziei? Co może pacjentowi zaoferować ładnie nazwany Zespół Terapeutyczny? Jakimi narzędziami dysponuje psycholog i lekarz? Chory wpada w farmakoterapię. Firmy farmaceutyczne oferują szereg leków tzw. nowej generacji, które nie są lekami szczęścia i radości. Zwiększane dawki farmaceutyków zamazują otaczający świat, zobojętniają, przykrywają mgłą problemy.

Dopiero tu, przebywając krótko, we fragmencie dużego akademickiego szpitala, nawet ja żyjąca wśród tzw. zdrowych, tracę sens życia – bo przecież to nie jest ŻYCIE! Zastanawiam się po opuszczeniu szpitala kim my jesteśmy ? Czy jeszcze istnieje gatunek ludzki? Gdzie są osoby, instytucje odpowiedzialne i nadzorujące warunki w jakich żyją ludzie chorzy?

Lecznice dla zwierząt, w niczym nie przypominają (w sensie pozytywnym) miejsca, gdzie są
leczeni LUDZIE. Walczymy o prawa zwierząt z nadmierną troską użalamy się nad warunkami
w schroniskach, a gdzie jest nasze zaangażowanie w tworzeniu ludzkich warunków dla ludzi? Przecież szpital psychiatryczny staje się często kilkumiesięcznym domem dla chorego, odrzuconego przez najbliższych i zepchniętego na margines życia.

Etyczna niesprawność

Brak zdrowia – to choroba, a każdy chory to istota nie w pełni sprawna. Natomiast miarą naszego człowieczeństwa jest stosunek ludzi do niepełnosprawnych. Obserwujemy różne rodzaje niepełnosprawności, zarówno ruchowej, jak i psychicznej. Mogą u jednego wystąpić obydwa razem.

Chyba najgorsza jest niepełnosprawność niewidoczna dla naszego oka, a dotykająca najgłębszych pokładów człowieczeństwa – niesprawność etyczna. Dotyka ona nas wszystkich, którzy są obojętni na los najbardziej poszkodowanego człowieka. Patrząc z obojętnością na warunki życia w polskich szpitalach cieszymy się, że to nas nie dotyczy? A jakże często w  życiu dochodzi do zamiany miejsc!

Nie będzie świetlanej przyszłości bez naprawy teraźniejszości. Jak wskazywał Thomas Carlyle, XVIII-wieczny szkocki pisarz społeczny, historyk i filozof historii, propagator i współtwórca specyficznej historiozofii zwanej heroizmem: „Naszym głównym celem nie powinno być wypatrywanie tego co odległe i niewyraźne, lecz czynienie tego, co leży w zasięgu naszej ręki.”

Czytelniczka portalu

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • Odwiedziny u chorego_2010
    14.08.2010, 08:39
    Przedwczoraj została tam przyjęta moja mama. Mam takie same wrażenia, choć dwa lata później. To bardzo przykre!
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas