Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Renciści będą zarabiać bez limitów?

31.01.2008
Źródło: inf. własna

Wieść o projekcie zniesienia limitów zarobków dla rencistów wywołała burzę komentarzy. Na ile brak limitów będzie dla nich korzystny? Poprosiliśmy o wypowiedź, Jana Filipa Libickiego, Włodzimierza Sobczaka oraz Marka Plurę.

Jan Filip Libicki, poseł RP, PiS
Generalnie otrzymywanie świadczenia przez osobę np. niepełnosprawną stanowi bodziec do jej zatrudnienia, bowiem w istotny sposób zmniejsza koszty po stronie pracodawcy. Sam znam wiele osób niepełnosprawnych, które otrzymały dodatkową pracę dzięki takiej właśnie zasadzie.

Trzeba przy tym jednak pamiętać ze sytuacja taka skutkuje często protestami pracodawców , bowiem w wielu przypadkach, gdy osoba niepełnosprawna jest wysoko wykwalifikowana i wykonuje tę samą pracę, co osoba pełnosprawna, pracodawca zatrudniający osobę niepełnosprawną z prawem do świadczenia jest bardziej konkurencyjny, bowiem ponosi niższe koszty jej pracy. Argument ten jest bardzo często podnoszony przez wielu pracodawców.

Z drugiej strony, patrząc na własny przypadek (choć nie mam ustalonego prawa do świadczenia), gdybym takie posiadał jako osoba niepełnosprawna w stopniu znacznym, byłoby rzeczą dość niezręczną gdybym np. pobierał uposażenie poselskie oraz stosowne świadczenie.

Reasumując: wydaje się, że wskazanym byłoby roztropne podniesienie limitów przychodów i elastyczne ich stosowanie, natomiast nie ich całkowita likwidacja.


Włodzimierz Sobczak, Prezes Krajowej Izby Gospodarczo - Rehabilitacyjnej
Niewątpliwie zniesienie ograniczeń zarobkowania rencistów może korzystnie wpłynąć na ich aktywność na rynku pracy.
 
Może, ale nie musi. Na pewno pozwoli już pracującym rencistom więcej zarabiać. Oznacza to jednak wzrost oczekiwań płacowych tej grupy pracowników, co nie jest mile widziane przez pracodawców. Dziś renciści sami ograniczają swoje zarobki, co zwiększa ich konkurencyjność na rynku pracy.

W przypadku oczekiwań podwyższonych zarobków przez rencistów, pracodawcy mogą zacząć zastępować ich za te same pieniądze zdrowymi i młodymi pracownikami o większej dyspozycyjności lub nawet cudzoziemcami, o których w Polsce stopniowo coraz łatwiej (pomijam kompetencje, bo te zawsze w pierwszej kolejności powinny decydować o zatrudnieniu, ale nie zawsze tak jest).

W konsekwencji to, co na pozór korzystne dla rencistów, może się okazać jednak dla nich niekorzystne.

Osobiście uważam jednak, że z punktu widzenia równości zarobków za taką samą pracę (przeciwdziałanie dyskryminacji) rencistom należą się jednak lepsze wynagrodzenia. Załóżmy więc, że z różnych względów pracodawcy pozytywnie odpowiedzą na oczekiwania płacowe rencistów.

Oznacza to jednak dla pracodawców mimo wszystko wzrost kosztów pracy, gdyż dofinansowanie do wynagrodzeń z PFRON jest „sztywne” (określone kwoty maksymalne zależne tylko od stopnia niepełnosprawności), i niezależne od zarobków rencisty. Kolejny fakt, mogący ograniczać konkurencyjność tych osób na rynku pracy.

Co prawda z kolei wzrost składki na ZUS od wyższych wynagrodzeń jest dla pracodawców kosztowo obojętny (zrefunduje je PFRON), zaś dla ZUS - na pewno korzystny (dodatkowe wpływy). Pojawia się jednak inny problem. Niestety „z próżnego i Salomon nie naleje”. Równocześnie wzrosną bowiem kwoty wydatkowane przez PFRON na refundację tych składek. Ponieważ Fundusz dostaje na ten cel dotację budżetową (w tym roku ok. pół miliarda zł), to zamiast do ZUS państwo dopłaci do PFRON (de facto te same kwoty), czyli dla budżetu saldo będzie zerowe. Może to i dobrze, że przy zerowym saldzie dla budżetu mogą wzrosnąć zarobki rencistów. Ale czy stać na to pracodawców? Jak to wpłynie na rynek pracy?

Teraz kwestia, czy to zaktywizuje tych rencistów, którzy dziś są bierni zawodowo. Tu również mam wątpliwości. Ci, którzy chcieli podjąć pracę, najczęściej już ją mają. Dziś coraz częściej pracodawcy szukają rencistów do pracy (zauważyli korzyści finansowe – dofinansowania, refundacje), natomiast coraz mniej rencistów pracy poszukuje.

Najczęściej przedstawianym przez niepracujących rencistów argumentem, mającym wyjaśnić bierność zawodową, jest obawa nie przed okresowym zawieszeniem renty (częściowym lub całkowitym – znam przypadki na jedno i drugie), ale przed całkowitą jej utratą.

Niestety praktyki ZUS są takie, że jak ktoś podejmie pracę, to ZUS wszelkimi sposobami próbuje mu rentę odebrać lub obniżyć stopień niezdolności do pracy (np. z całkowitej na częściową niezdolność do pracy), a więc i wysokość renty.

Renta daje pewne poczucie bezpieczeństwa i szkoda ją stracić. Praca dziś jest – jutro może jej nie być, natomiast renta (większa lub mniejsza, raczej częściej mniejsza) jako stały dochód jest dużo bezpieczniejsza (a i na czarno cały czas można dorobić).

Reasumując powyższe, trudno taki pomysł jednoznacznie ocenić. Występuje zbyt wiele niezależnych zmiennych (wątków decyzyjnych zarówno rencistów, jak i pracodawców).

A tak, swoją drogą, warto by zapytać autorów pomysłu, czy przeprowadzili stosowne symulacje wpływu proponowanego rozwiązania na rynek pracy zgodnie z obowiązującymi Polskę (jako członka OECD) zasadami OSR (Ocena Skutków Regulacji).

Regulamin Rady Ministrów przewiduje taki obowiązek przed skierowaniem projektu ustawy do Sejmu, ale przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej jest zwykle traktowany bardzo po macoszemu. W uzasadnieniach projektów ustaw tego resortu na ogół brak ekonomicznych symulacji. Są jedynie ogólnikowe zapisy, odzwierciedlające pobożne życzenia lub niemal proroctwa.

Osobiście przekonuję się o tym po każdej kolejnej nowelizacji ustawy o rehabilitacji, kiedy to ze wspaniałych zmian, bazujących na genialnych pomysłach, wychodzą nici z planowanego wzrostu zatrudnienia osób niepełnosprawnych.

Przepraszam za przydługi komentarz, ale podkreślam - sprawa nie jest prosta. Aż się prosi dać rencistom więcej zarabiać, ale ostateczny bilans społeczno-ekonomiczny, mimo wszystko, nawet dla samych rencistów może być trudny do przewidzenia.

Marek Plura, poseł RP, PO
Bardzo się cieszę, że łamy portalu www.niepelnosprawni.pl otworzyły się na dyskusję o „uwolnieniu” zarobków rencistów, bo powodem wielu nieszczęść ustawodawczych w ostatnich czasach był zanik prawdziwych społecznych konsultacji projektów ustaw i rozporządzeń. Cieszę się też, że pierwszych wypowiedzi na ten temat udzielili Pan Poseł Jan Filip Libicki (PiS) i Pan Prezes KIG-R Włodzimierz Sobczak, których mam przyjemność znać osobiście i wysoko cenię, zwłaszcza, iż obu Panom, każdemu na swój sposób, życie ludzi z niepełnosprawnością jest bliskie na co dzień. Tym niemniej rozum i doświadczenie nie pozwalają mi zgodzić się z ich stanowiskami.

Pan Poseł Libicki sugeruje, że pobieranie świadczeń rentowych zmniejsza koszty zatrudnienia niepełnosprawnego pracownika i że w jakiś sposób wiąże się to ze sprawą zniesienia limitu zarobków wśród rencistów. W istocie tak nie jest.

Mniejsze koszty zatrudnienia osoby niepełnosprawnej opierają się na systemie dotacji dla pracodawcy od państwa. Kluczową sprawą jest tu posiadanie orzeczenia o odpowiednim stopniu niepełnosprawności, a nie fakt pobierania, czy nie pobierania renty.

Jestem przekonany, że oddzielanie orzecznictwa od systemu rentowego, oddzielanie „orzeczenia” od „świadczenia” jest jednym z fundamentów, na których człowiek niepełnosprawny już wkrótce będzie mógł budować swoje możliwie samodzielne, aktywne życie. Żyjemy bowiem w ciągłym lęku przed „uzdrawiającym” wyrokiem lekarza orzecznika ZUS, w lęku przed utratą świadczeń.

Tymczasem każde „odesłanie” kogoś na rentę to nasza wspólna, społeczna porażka, bo to znaczy, że w nieszczęściu tego człowieka nie udało nam się mu pomóc, że nie udało nam się go wyleczyć, zrehabilitować, wyposażyć w odpowiedni sprzęt po to, aby mógł pracować. Bo po to się rodzimy, aby uczciwie pracować i płacić podatki i z tego powodu żyć bezpiecznie pod względem materialnym i czerpać z pracy satysfakcję, która dodaje życiu barw radości.

Jednolitemu systemowi orzecznictwa, uwolnionemu od podległości ZUS-owskiej, powinien towarzyszyć adekwatny system wspierania osób niepełnosprawnych w ich aktywności zawodowej, zaś renta powinna być świadczeniem doraźnym.

Pan Prezes Sobczak, niemal jak „ojciec dyrektor” spółdzielni inwalidów zatroskał się o swoje dziadki (jak mi się zdaje, zwłaszcza o te starsze dziadki) wskazując, że bez bata limitów zarobkowania tak się rozochocą, że nie zechcą pracować za te same jak dotychczas pieniądze, a wtedy pracodawcy się zagniewają i znajdą sobie innych tanich najemników.

Przepraszam, jeśli sarkazm wziął górę nad szacunkiem co do zasług Pana Włodzimierza w zakresie aktywizacji zawodowej, nie jest to moim zamiarem, zwłaszcza, że troskę Pana Prezesa rozumiem jako szczerą, znając jego empatyczną osobowość. Dla mnie jednak bardziej realne i bliskie są troski pracodawców (zwłaszcza ZPCh) alarmujących o tym, jak trudno znaleźć im niepełnosprawnego kandydata do pracy. To zjawisko bardzo wyraźnie rysuje się w dużych aglomeracjach, np. na Śląsku, ale wkrótce będzie bardziej powszechne, ponieważ dotychczasowy wzrost zatrudnienia, mimo iż nie był spektakularny, jak się wydaje wyczerpał już zasoby osób niepełnosprawnych rzeczywiście gotowych do podjęcia pracy.

Taki wniosek potwierdza także fakt, iż wzrostowi środków na aktywizację zawodową towarzyszy powolny spadek ich efektywności. Zniesienie korelacji między wysokością dochodu z pracy, a wysokością świadczenia rentowego pozwoliłoby rencistom - być może - na podejmowanie pracy również niskopłatnej, która w połączeniu z rentą dawałaby im poczucie sensownego dochodu. Alternatywą wobec takiego rozwiązania byłby wzrost płac oferowanych niepełnosprawnym pracownikom przez większość pracodawców, jednak na taki wzrost nasza gospodarka nie jest jeszcze gotowa.

Najbardziej jaskrawym przykładem korzyści, jakie przyniosłoby „uwolnienie” zarobków rencistów, jest sytuacja osób pobierających rentę socjalną. Osoby te angażując się zawodowo w wymiarze pełnego etatu i osiągając najniższą płacę krajową tracą świadczenie rentowe. Różnica pomiędzy taką płacą a dotychczasową rentą wynosi zaledwie kilkadziesiąt złotych, które miałyby dać poczucie gratyfikacji za często ciężką pracę. Trzeba jednak dodać, że osoba pracująca musi ponieść dodatkowe koszty wynikające z faktu zatrudnienia, np. koszty dojazdu, zużycia odzieży, itp., co w przypadku osób niepełnosprawnych w stopniu znacznym i umiarkowanym, a takie pobierają renty socjalne, ma niebagatelne znaczenie.

Jestem zdecydowanym orędownikiem zniesienia limitów zarobkowania ograniczających wysokość świadczeń rentowych i mam nadzieję, że w powyższej polemice uzasadniłem swoje poglądy. Będę serdecznie wdzięczny za wszelkie uwagi osób zainteresowanych tą problematyką kierowane pod adresem: marek.plura@sejm.pl i mam nadzieję, że w mojej pracy parlamentarnej znajdą one swoje odzwierciedlenie.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas