Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

A jednak wyklucza

24.06.2024
Autor: Sylwia Błach, fot. pexels
Zdjęcie poglądowe. Przedstawia ekran komputera na którym widać linijki kodu.

Mówi się, że technologia nie wyklucza. Nieludzka, pozbawiona emocji, miała uczciwie podchodzić do każdego człowieka. To największy mit cyfrowych czasów.

Technologia jest taka jak ludzie, którzy ją tworzą – a ludzie wykluczają, i to na całego. Projektując zapominają o osobach z odmiennymi potrzebami. Analizując, liczą zyski i koszty. Szacują, jak bardzo dostępność zmieni napięty budżet i grafik. Ludzie – choć z natury dobrzy i niosący pomoc – jednocześnie wiedzą, że w pracy liczby muszą się zgadzać.

Technologia jest efektem pracy ludzkich rąk i umysłów. Kilkanaście lat temu, gdy przyszło mi wybierać drogę zawodową, zapragnęłam dołączyć do grona wielkich umysłów zmieniających świat. Bycie programistką dawało mi szansę na tworzenie rzeczy ciekawych, a nawet ważnych. Zawsze z pasją przyglądałam się rozwojowi cyfrowego świata – z wypiekami na twarzy słuchałam o nowych rozwiązaniach, które zmieniają życie osób z niepełnosprawnościami.

I – co równie ekscytujące – słuchałam historii o niepełnosprawnych, niewidomych, leżących programistach, którzy dzięki technologicznym zdobyczom byli w stanie pracować. Tworzyć programy, pisać linie kodu – niezależnie od sprawności ciała. To jedna z rzeczy, która sprawiła, że pokochałam świat techu, świat, w którym każdy człowiek ma znaczenie. Świat, który każdemu daje szanse na rozwój zawodowy.

Pierwszy raz poważnie zawiodłam się na technologii w czasach, w których pandemia chyliła się ku końcowi. Nie żyłam nigdy w czarodziejskim pałacu, więc wiedziałam, że nie wszystko, co projektują ludzie, jest dobre, i nie raz się denerwowałam, gdy technologiczne udogodnienia w praktyce okazywały się utrudnieniami. Ale z zasady w rozwoju technologii widziałam przyjaciela osób na wózkach, a nie wroga. Tamtego pamiętnego dnia to się zmieniło.

Gdy pierwszy raz wyszłam z domu po długiej izolacji, zobaczyłam, jak bardzo zmienił się świat. To były drobiazgi, niewielkie nowoczesne rozwiązania, które pozornie miały ułatwić życie, a mnie przeraziły nie na żarty.

Kasy samoobsługowe – dotychczas będące rzadką ciekawostką, w pandemii zdominowały wiele moich ulubionych fast-foodów i sklepów. Do żadnej z nich nie sięgałam.

Sklepy samoobsługowe – mające zapewnić komfort, stały się dla mnie fortecą nie do zdobycia. Jak na wózku sięgnąć po towar z wysokich półek?

Nawet tak proste rzeczy jak pojemniki na płyn do odkażania dłoni, z czujką reagującą na zbliżenie, były za wysoko.

Tamtego słonecznego dnia, gdy po izolacji wyszłam na spacer i do galerii handlowej, zobaczyłam zmiany, których nie chcę. Dotychczas wprowadzane po cichu, testowane i będące „ciekawostką”, wykwitły wokół mnie. Drobne „udogodnienia” wykluczyły mnie z życia, jakie znałam.

Na szczęście wciąż istnieje człowiek. Tam, gdzie pojawiły się kasy samoobsługowe, nadal pracują ludzie chętni do pomocy... (nigdy nie zapomnę sprzedawcy, który niemal sobie złamał kręgosłup, by pomóc mi złożyć zamówienie – na ekranie po swojej stronie lady nie mógł go „wyklikać”, a żeby sięgnąć do ekranu po mojej stronie, przewiesił się przez szeroki blat).

Problem technologii, która wyklucza (choć wolę mówić: człowieka stojącego za projektem technologii, który wyklucza), jest coraz głośniej omawiany zarówno w mediach, jak i na branżowych konferencjach. Daje mi to nadzieję, że po „zachłyśnięciu się” nowinkami zaczniemy szukać złotego środka.

Niedawno byłam na Maderze. Tam, wśród wysokich gór, podziwiając widoki, zatrzymaliśmy się z przewodnikiem w schronisku, by zjeść lokalne ciasto. Gdy chcieliśmy po sobie posprzątać – nauczeni, że w Polsce często odnosi się po sobie naczynia – usłyszeliśmy, że mamy tego nie robić.

- Nie należy sprzątać, bo tu są ludzie zatrudnieni jako sprzątacze. Zabierając im pracę, nawet nie zauważymy, gdy wszystkich zastąpią maszyny – powiedział przewodnik.

Zaledwie dwa tygodnie później w Warszawie trafiłam do restauracji, w której całe zamówienie „wyklikiwałam” na tablecie znajdującym się na stole. Na sali był jeden pracownik, który oferował pomoc w obsłudze tabletu. To nie pierwszy raz, gdy zamawiałam za pomocą aplikacji – rok temu w restauracji w Brukseli musiałam złożyć zamówienie... na stronie www i tam też zapłacić. U kelnera nie było takiej możliwości.

Świat się zmienia, ale gdy widzę te nowinki, jest we mnie lęk. Podszyty ciekawością – bo przecież należę do pokolenia, które z wypiekami na twarzy oglądało technologiczny raj Jetsonów. Ten świat przyszłości może być piękny, jeśli technologia będzie projektowana z uwzględnieniem potrzeb najsłabszych jednostek. Na razie kiełkuje we mnie ziarno wątpliwości.


Artykuł pochodzi z numeru 2/2024 magazynu „Integracja”.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

    

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas