Sport jest jeden. adidas wspiera wszystkich Czołowi polscy parasportowcy i ich historie
Kinga Dróżdż, Katarzyna Kozikowska, Kamil Otowski i Aleksander Kossakowski z przewodnikiem Krzysztofem Wasilewskim – to czołowi polscy zawodnicy, którzy wzięli udział w realizacji spotu, powstałego z okazji ogłoszenia ośmioletniej współpracy marki adidas z Polskim Komitetem Paralimpijskim1. Co ich definiuje jako sportowców? Co napędza do codziennego wysiłku? Jak sport wpłynął na ich życie?
- Czołowi polscy parasportowcy i wielokrotnie nagradzani mistrzowie w swoich dyscyplinach – Kinga Dróżdż, Aleksander Kossakowski, Katarzyna Kozikowska oraz Kamil Otowski – to bohaterowie wspólnego spotu Polskiego Komitetu Paralimpijskiego oraz adidas. Stanowią oni najlepszy dowód na to, że wysiłek fizyczny – nie tylko na olimpijskim poziomie – nadaje nowy sens życiu, pomaga w rehabilitacji oraz motywuje do osiągania kolejnych sukcesów – mówi Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paralimpijskiego. – Współpraca Polskiego Komitetu Paralimpijskiego z adidas, jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek odzieżowych na świecie, a także firmą angażującą się w propagowanie równości i inkluzywności, to kolejny krok w szeroko rozumianym promowaniu sportu osób z niepełnosprawnościami.
Na igrzyska jadę po swoje: Kamil Otowski – parapływanie
Zawodnik z podwarszawskiego Legionowa od niedawna startuje w klasie S1, tj. zawodników o największych trudnościach w funkcjonowaniu. W wyniku postępującej polineuropatii obwodowej porusza się na wózku. Wcześniej występował m.in. w klasach S3 i S2.
Jako 10-latek zaczął regularnie pływać, ponieważ okazało się, że stanowi to dla niego znakomitą formę rehabilitacji. Już w wieku 15 lat trafił do kadry narodowej i pojechał na mistrzostwa świata do Glasgow. Jednak największe znaczenie miały dla niego mistrzostwa Europy rok później. W finale 50 m stylem grzbietowym zajął wówczas piąte miejsce z czasem 58,45 sek. Niestety, ten znakomity wynik nie wystarczył do kwalifikacji na igrzyska w Rio. Na mistrzostwach świata w Meksyku w 2017 r. dwukrotnie zajął czwarte miejsce – na 200 m stylem dowolnym i 100 m grzbietowym. Nie zniechęciło go to do pływania, a medale przyszły z czasem. W 2022 r. zdobył brąz mistrzostw świata (jeszcze w klasie S2), a rok później został mistrzem świata w klasie S1 na dystansach 100 i 50 m stylem grzbietowym. Dodatkowo na dłuższym dystansie ustanowił nowy rekord mistrzostw świata.
Plan na igrzyska w Paryżu ma prosty: – Jestem jedynką rankingu światowego i na igrzyska jadę po swoje – podkreśla Kamil Otowski. – Wiem, że brzmi to buńczucznie, ale chcę popłynąć jeszcze szybciej niż na mistrzostwach świata w zeszłym roku, popłynąć tak, żeby woda niosła i żebym miał poczucie, że zrobiłem wszystko, żeby popłynąć jak najlepiej.
Ma też plany na później. Przez wiele lat łączył treningi ze szkołą, potem ze studiami. Jest magistrem prawa ze specjalizacją prawo gospodarcze. Myśli też o rugby na wózkach. Pływania nie porzuci, choć nie wie jeszcze, w jakim zakresie będzie się nim zajmował.
Czuję, że mam szybkość: Kinga Dróżdż – szermierka na wózkach
W szabli kat. A Kinga Dróżdż jest obecną liderką rankingu i mistrzynią świata z 2023 r. Jej klasę pokazały też niedawne, marcowe mistrzostwa Europy. Prócz złota indywidualnie i srebra z drużyną, wróciła z mistrzostw także ze złotem zdobytym w drużynowym turnieju szpadzistek.
- To niesamowite uczucie, jestem bardzo zadowolona. Daje mi to pewność siebie, bo potwierdziłam, że jestem najlepsza w Europie, czuję się doskonale, czuję, że mam szybkość. To dobry prognostyk dla mnie i potwierdzenie, że praca, którą wkładam w szermierkę, procentuje – podkreśla Kinga Dróżdż.
Jej sukcesy w szermierce na wózkach zaczęły się dość szybko. Pierwszy start zaliczyła w lipcu 2018 r., a już w marcu kolejnego roku wygrała zawody Pucharu Świata w Pizie. Z kolei we wrześniu z mistrzostw świata w Korei przywiozła srebrny medal. Od III klasy podstawówki przez kilkanaście lat trenowała szermierkę z pełnosprawnymi rówieśniczkami. W szabli była w czołówce polskich juniorek do 2013 r., gdy nabawiła się kontuzji.
Dziś twierdzi, że szermierka na wózku jest trudniejsza od tej na nogach. Mniejsze odległości między zawodniczkami, mniej czasu na działanie, jeszcze przed akcją trzeba wiedzieć, co się chce zrobić. Wyuczona wcześniej technika jest bardzo pomocna, choć początki nie były łatwe.
- Bardzo cierpiała ręka. Strasznie ją poobijałam – śmieje się Kinga Dróżdż. – Paradoksalnie jednak, po pierwszym treningu najbardziej bolały mnie… nogi, którymi zapierałam się o wózek, żeby nie spaść. To taka historia, z której zawsze każdy ma ubaw, że poszła na wózek i rozbolały ją nogi.
Musiała się przyzwyczaić do nowej pozycji w czasie walki, podczas której, zamiast mocnych i zwinnych nóg, potrzebne są silne plecy i brzuch. Gibkość na wózku jest absolutnie kluczowa. Długo i solidnie pracowała nad nią pod okiem trenerów. Czuła jednak, że szermierka na wózkach to coś dla niej.
Nie chcę siedzieć w domu: Aleksander Kossakowski – biegi na średnich dystansach z przewodnikiem (Krzysztofem Wasilewskim)
Jako nastolatek Aleksander Kossakowski zaczął trenować bieganie. Wtedy widział jeszcze dość dobrze, przynajmniej do zmroku. Przez pierwsze dwa lata startował w zawodach osób pełnosprawnych. Miał około 20 lat, gdy na bieżni zaczął wpadać na innych biegaczy, częściej się potykał, pojawiły się dyskwalifikacje, rywale mieli pretensje.
- Wtedy zrozumiałem, że muszę znaleźć sobie przewodnika, z którym będę biegał, bo już się zaczyna ten etap, w którym nie dam sobie rady sam – przyznaje Aleksander Kossakowski.
Na zawodach lekkoatletycznych zauważył go trener Jacek Szczygieł. Rozpoczęli współpracę i wtedy Aleksander dowiedział się, czym jest ostry trening lekkoatletyczny. Sport stał się wtedy dla niego najważniejszy. Nigdy nie chciał żyć tak, jak niektórzy znajomi, którzy także nie widzą, czyli siedzieć w domu.
Bieganie to jego pasja, lubi też adrenalinę towarzyszącą rywalizacji na bieżni. Aleksander podkreśla, że robi to, co kocha. Co rano z uśmiechem wstaje na trening. Od sportu nie odstraszyły go nawet urazy, które przy bieganiu bez użycia wzroku nie są wcale rzadkie. I nie są to tylko skręcenia kostek.
- Kiedyś na stadionie ktoś wystawił na chwilę na pierwszy tor tę ogromną drewnianą belkę do biegu z przeszkodami. Uderzyłem w nią biodrem, potem tyłem głowy przewracając się, karetka mnie zgarnęła i w zasadzie ocknąłem się w szpitalu. Takie rzeczy się zdarzają. To jest normalna rzecz – podkreśla Aleksander Kossakowski.
Pierwszy brązowy medal na mistrzostwach świata wywalczył na dystansie 1500 m w Londynie w 2017 r. Drugi dwa lata później w Dubaju. Kolejny brąz to efekt mistrzostw świata w Paryżu w 2023 r. Do srebra zabrakło na finiszu niecałego metra. Aleksander nie miał tylko na razie szczęścia do igrzysk paralimpijskich – w Rio była dyskwalifikacja w wyniku dość prostego błędu, w Tokio przeszkodziła kontuzja ścięgna Achillesa. Wspólnie z obecnym przewodnikiem, Krzysztofem Wasilewskim, ostro trenują, by na igrzyskach w Paryżu okazało się, że do trzech razy sztuka. Znają się i przyjaźnią od sześciu lat.
- Poznaliśmy się dzięki jego dziewczynie, przez znajomego – opowiada Krzysztof Wasilewski. – Zrobiliśmy pierwszy trening, fajnie się to wszystko ułożyło, szybko załapałem, o co chodzi. Pojechaliśmy na mistrzostwa Europy do Berlina w 2018 r., zdobyliśmy dwa medale, w tym złoty, i tak się to zaczęło.
Aleksander i Krzysztof biegną trzymając tzw. szarfę, czyli dość krótką linkę z dwiema pętlami, których nie mogą puścić. Podczas biegu to przewodnik podejmuje decyzje i przekazuje istotne informacje. Mają ustalone pewne komendy. Nie wolno mu natomiast „ciągnąć za sobą” zawodnika, biec trzeba obok siebie, kluczowa jest synchronizacja ruchów. To zawodnik musi też pierwszy przekroczyć linię mety. Krzysztof ma duże doświadczenie w biegach, z sukcesami na poziomie juniorskim.
Aleksander o Krzysztofie mówi w samych superlatywach, szczególnie ceni zmysł taktyczny i ambicję swojego przewodnika. Krzysztof nauczył go też czegoś ważnego – by nie wywierać na sobie zbyt wielkiej presji.
Z wesela na igrzyska: Katarzyna Kozikowska – parakajakarstwo
Jej marzeniem jest medal igrzysk paralimpijskich w Paryżu, a chęć jego spełnienia kieruje wszystkimi kolejnymi działaniami. Na igrzyskach w Tokio zabrakło niewiele do podium. W finale kajakowych jedynek w klasie KL3 zawodniczka zajęła czwarte miejsce. Sekundy zabrakło, by zakwalifikowała się na poprzednie igrzyska w Rio. Startowała wtedy w innej dyscyplinie – pływaniu na dystansie 400 m.
Rozczarowanie po porażce zbiegło się z telefonem od Jakuba Tokarza, mistrza paralimpijskiego z Rio w parakajakarstwie. Stwierdził, że odpowiednia budowa ciała przy braku nogi pozwala jej myśleć o świetnych wynikach w jego dyscyplinie. Zapytana o to, czy chce spróbować, zgodziła się od razu. Choć dyscyplina była dla niej nowa, miała dobre przygotowanie z treningów pływackich. Wyniki przyszły całkiem szybko. Już w maju 2018 r. zajęła czwarte miejsce w zawodach Pucharu Świata, a w czerwcu tego samego roku, niemal dokładnie rok od pierwszego treningu, zdobyła w Belgradzie brąz mistrzostw Europy. Rok później na Starym Kontynencie nie było już na nią mocnych, wdarła się też na stałe do czołówki światowej. W tym czasie wiele zmieniło się też w jej życiu prywatnym.
- Rok 2019 był dla mnie trudny, ponieważ nie dość, że obroniłam magisterkę, to dwa tygodnie po ślubie walczyłam podczas mistrzostw świata o kwalifikację na igrzyska – podkreśla Katarzyna Kozikowska. – Zaraz po poprawinach spakowaliśmy się i pojechaliśmy do Poznania na zgrupowanie. Mąż jest fizjoterapeutą naszej kadry, więc przynajmniej mieliśmy tam podróż poślubną.
Rok po igrzyskach w Tokio, w sierpniu 2022 r., na świecie pojawiła się Julia. W listopadzie Katarzyna wróciła do ćwiczeń na siłowni, a od stycznia kolejnego roku trenuje już z pełnym obciążeniem.
- Nie jest lekko, ale mam bardzo duże wsparcie ze strony męża i moich rodziców. Kiedy idę na trening, zawsze mam zapewnioną opiekę nad dzieckiem – mówi Katarzyna Kozikowska.
Wspólnie z mężem doskonale odnajdują się w tej sytuacji. W tym samym czasie zawodniczka podjęła współpracę z trenerem Jerzym Grąbczewskim. Efektem jest kwalifikacja na igrzyska w Paryżu, wywalczona już w sierpniu 2023 r. z siódmego miejsca na mistrzostwach świata. Plan jest jasny: medal igrzysk paralimpijskich w Paryżu.
Tegoroczne Letnie Igrzyska Paralimpijskie w Paryżu odbędą się od 28 sierpnia do 8 września. Wśród 4400 sportowców wystąpią także polscy reprezentanci. Dzięki wynikom osiąganym w ostatnim czasie, już około 40 z nich uzyskało kwalifikację, a ostateczna ich liczba powinna być ponad dwa razy wyższa.
Pierwsze zawody dla osób z niepełnosprawnościami zorganizowane zostały w 1948 r. w Londynie przez dra Ludwiga Guttmanna, a pierwsze igrzyska paralimpijskie odbyły się w 1960 r. w Rzymie. Od pierwszego występu Polaków w 1972 r. nasi reprezentanci zdobyli razem 798 medali. Na ostatnich letnich igrzyskach w Tokio polska kadra wywalczyła łącznie 24 medale – 7 złotych, 6 srebrnych i 11 brązowych.
Polski Komitet Paralimpijski (PKPar) jest związkiem stowarzyszeń istniejącym od 1998 roku. Jego celem jest propagowanie i rozwijanie sportu osób z niepełnosprawnościami oraz upowszechnianie idei paralimpizmu. Jest organem odpowiedzialnym za całokształt spraw związanych z przygotowywaniem oraz ustalaniem Narodowej Reprezentacji Paralimpijskiej na igrzyska letnie i zimowe. Do zadań Komitetu należy także propagowanie wartości sportu paralimpijskiego: odwagi, determinacji i równości.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ze wsparciem samej Ewy Pajor. Polki otworzą pierwsze w historii MŚ w ampfutbolu!
- Jesień pod znakiem profilaktyki
- Głos nauczycielski: MEN planuje zmianę sposobu finansowania uczniów z niepełnosprawnościami
- „Ubezwłasnowolnienie i DPS to byłaby dla mnie masakra”
- Rusza głosowanie na najlepszego i najpopularniejszego sportowca 2024 roku – tegoroczne #Guttmanny nadchodzą
Dodaj komentarz