Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Marek – w słabym ciele gigant ducha

27.03.2023
Autor: Sławomir Piechota, archiwum Integracji
Źródło: Integracja 1/2023
Żałobne zdjęcie senatora Marka Plury

Przez nieco ponad 15 ostatnich lat byliśmy blisko, coraz bliżej. Słyszałem o Marku wcześniej, kilka razy spotkaliśmy się przy różnych okazjach, ale tak na dobre poznaliśmy się jesienią 2007 r., kiedy Marek został posłem.

Przez kolejnych siedem lat siedzieliśmy obok siebie na sejmowej sali plenarnej, spotykaliśmy się na posiedzeniach komisji sejmowych i klubu parlamentarnego, posiedzeniach Parlamentarnego Zespołu ds. Osób z Niepełnosprawnością, różnych konferencjach, i coraz częściej i dłużej wieczorami w hotelowym pokoju. Kiedy w 2014 r. Marek został wybrany na posła do Parlamentu Europejskiego – nasze spotkania stały się rzadsze, ale jakby jeszcze bardziej intensywne.

Marek co jakiś czas przyjeżdżał do Warszawy (zawsze z co najmniej kartonem alzackich win), a też zapraszał do Brukseli i Strasburga. Chyba jednak wszyscy – zarówno Marek, jak i ja oraz nasi przyjaciele – odetchnęliśmy i ucieszyliśmy się, kiedy w wyborach w 2019 r. Marek nie został ponownie europosłem, bo dzięki temu kilka miesięcy później „w cuglach” wygrał w wyborach do senatu i na dobre wrócił do nas. Marek obdarzał nas hojnie serdecznością, refleksjami z mądrego życiowego dystansu i wreszcie bezcenną przyjaźnią. Uczył na osobistym przykładzie wrażliwości, zaangażowania i wytrwałej pracy. Szczególnie pięknie Sławomir Piechota – poseł na Sejm RP, prawnik, doctor honoris causa Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu pokazywał to w stale rozrastających się inicjatywach, kontaktach i działaniach na rzecz Ukrainy, a zwłaszcza ukraińskich dzieci z niepełnosprawnością i ich rodzin. Efekty tych jego prac są nie do przecenienia i po ludzku niewyobrażalne.

Śląsk, rodzina i wymiar

O sprawach najważniejszych Marek mówił prostymi słowami, a równie ważne jak same słowa, były w takich chwilach jego oczy – patrzące z zaciekawieniem, ze zrozumieniem i z sympatią, ale też niepozostawiające wątpliwości, że ma jasne wartości i służące im proste, a niewzruszalne zasady... Z miłością i z dumą mówił o Śląsku, rodzicach i dziadkach, o głębokich korzeniach wiary. Uczył nas zrozumienia dla Śląska – śląskiej wrażliwości, powikłanej historii, bogatej tradycji i o umiłowaniu języka śląskiego – tak ważnego dla scalania wspólnoty. W podobny sposób – choć jeszcze bardziej subtelnie i dyskretnie – mówił, kiedy nasze rozmowy krążyły wokół spraw rodzinnych.

Chyba tylko dwa razy przez te wszystkie lata widziałem Marka zdenerwowanego. Pierwszy raz, kiedy ze swego miejsca krzyczał (tak, tak!) do przemawiającego z sejmowej trybuny posła, który usiłował przekonywać, iż niepotrzebne są w prawie wyborczym specjalne rozwiązania dla osób z niepełnosprawnościami – jak głosowanie przez pełnomocnika czy głosowanie korespondencyjne, bo on swego syna zawsze zawozi do lokalu wyborczego, Marek, krzycząc, pytał, czy aby syn na pewno nie wolałby zagłosować sam, bez tatusia...? I drugi raz, kiedy dyskutowaliśmy o języku śląskim, a Marka argumenty o potrzebie ustawowego uznania go za język mniejszości, natrafiały wśród niektórych spośród nas na coraz ostrzejszy opór i sprzeciw.

Wino i długie nocne rozmowy

Niepojęte było dla nas, skąd Marek czerpie swe niekończące się siły? Jak to w ogóle możliwe przy jego niepełnosprawności?! Stale gdzieś w podróży; choć chwilę wcześniej skądś wrócił, a w planach miał już kolejną podróż.

Przy Marku nie można było narzekać. Kiedyś późnym wieczorem zdarzyło mi się westchnąć, że ręce „nawalają” i coraz mi z tym trudniej. A on ciepło i głęboko patrząc mi w oczy, odpowiedział: „Sławciu, po co ci ręce..., przecież masz głowę...”.

Wspólnie odkrywaliśmy uroki wina, które sączyliśmy przy wieczornych rozmowach. Do legendy przeszła niezmienna Marka odpowiedź na stawiane mu co jakiś czas pytanie, czy nie chciałby wody? Zawsze z rozczulającym uśmiechem odpowiadał: „A czyżby nie było już wina...?”. Podobnie bywało, kiedy wspólnie witaliśmy Nowy Rok. Marek z żoną przyjeżdżali do Wrocławia, w sylwestrowy wieczór szliśmy do teatru lub na koncert, a potem u nas długo w noc rozmawialiśmy o życiu...

Podróże do ludzi

Niezapomniane pozostaną dla mnie nasze wspólne podróże. A zwłaszcza ta wspólna wędrówka po Ziemi Świętej, po starej Jerozolimie, wjazd na Masadę i msza na pustyni. Tam szczególnie mocno doświadczaliśmy, jak wiele barier można pokonać, jeśli są wokół dobrzy, przyjaźni ludzie. A Marek takich ludzi przyciągał z niezwykłą siłą. Gigant ducha w słabym ciele... I taki Marek pozostanie w sercach i w pamięci...


Artykuł pochodzi z numeru 1/2023 magazynu „Integracja”.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.

 

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas