Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Wartość wspólnoty

22.11.2022
Autor: Dominika Kopańska, Natalia Haus-Gołaszewska, fot. Archiwum Stowarzyszenia Maria-Marta
Źródło: Integracja 5/2022
wspolnota_ustron

W Ustroniu – znanym uzdrowisku w województwie śląskim – jest wyjątkowe miejsce: Ewangelickie Stowarzyszenie „Maria-Marta”, obchodzące w tym roku 25-lecie istnienia.

Na jego czele stoi Karina Wowry, żona charyzmatycznego założyciela, śp. pastora Piotra Wowry (1966–2018). Społeczność wokół stowarzyszenia i parafii wzajemnie się inspiruje, wspiera w dobrych i złych momentach, odrzucając dzielące bariery. Tutaj najważniejszy jest człowiek, który ma nie tylko opiekę, ale przede wszystkim jest zauważany bez względu na przeszłość, pochodzenie, umiejętności czy sprawność.

Bezinteresownie dla dobra wspólnego

Jak powstała ta silnie związana ze sobą wspólnota? Jaką ma misję, jakie sukcesy?

„Do nazwy stowarzyszenia zostały wpisane imiona dwóch biblijnych postaci: Marii i Marty. Kobiety te są przedstawicielkami dwóch podstawowych kierunków chrześcijańskiej pobożności wynikającej ze słuchania Słowa Bożego. Chrześcijanin, który pragnie naśladować Chrystusa, musi być stale w społeczności Słowa i modlitwy ze swoim Panem. Wiara czynna w miłości zaś jest diakonią w praktycznym naśladowaniu Chrystusa” – mówił śp. Piotr Wowry.

Podczas obchodów 25-lecia Ewangelickiego Stowarzyszenia „Maria-Marta”, które odbyło się 10 września br., prezes Karina Wowry wspomniała o początkach kształtowania się społeczności. Zaczęło się od wizyt domowych, podczas których zauważono, że wielu osobom towarzyszy samotność, izolacja, i brak wsparcia w życiu codziennym ze strony instytucji. Dlatego śp. Piotr Wowry zainicjował różnorodne działania i zarejestrował organizację pod nazwą Ewangelickie Stowarzyszenie „Maria-Marta”, którego niezwykle silne fundamenty i mury zostały stworzone i są w dalszym ciągu chronione przez osoby z niepełnosprawnością, ich opiekunów i wolontariuszy. Dają z siebie wszystko, jednocześnie znajdując i czerpiąc ciepło, miłość i dobro od drugiego człowieka.

– Duma rozpiera mnie i rozpierała mojego męża, śp. Piotra Wowry, na myśl o tym, że przez tyle lat Stowarzyszenie nie musiało zatrudniać pracowników, ponieważ bezinteresownie pomagało nam stałe grono osób oraz ci, którzy doraźnie realizowali się jako wolontariusze – mówiła Karina Wowry podczas uroczystości 25-lecia.

Jeszcze ćwierć wieku temu osoby z niepełnosprawnością nierzadko były izolowane, wysyłane do domów opieki lub pozostawały na utrzymaniu bliskich, którzy czuli obowiązek i najczęściej ciężar, który mają dźwigać. Ważnym momentem dla początków Stowarzyszenia było przekazanie w 1997 r. przez Kościół luterański w Szwecji kilku ton sprzętu rehabilitacyjnego. Zaczęła wtedy funkcjonować specjalistyczna wypożyczalnia, dzięki której powoli otwierały się dla osób z niepełnosprawnościami drzwi do otaczającego ich świata, pojawiły się szanse integrowania się z ludźmi i kształtowania się wspólnoty.

Być gdzieś i uczestniczyć w czymś

Kultura to nie tylko tworzenie dzieł artystycznych, a także potencjał ludzi, którzy czując przynależność, więź z grupą, łączą siły, by w efekcie powstały wspólne owoce ich pracy. W tym wypadku są to relacje, wspólnie spędzony czas, radości, smutki, wsparcie czy motywacje. Podczas rozmów z Kariną Wowry i wolontariuszkami miałyśmy ogromną przyjemność poczuć się jak przy rodzinnym stole, przy którym opowiadane są fascynujące historie. Chwile te były wyjątkowe, a opowieści wręcz intymne, uzupełniane o zdjęcia z tradycyjnie tworzonej kroniki, prowadzonej przez tę społeczność. Przewracając ją karta po karcie, analizowałyśmy mnóstwo zdjęć, ręcznych prac, wyklejanek i notek. Znalazłyśmy zdjęcia założyciela i prezesa Integracji, śp. Piotra Pawłowskiego, m.in. ze spotkania promującego wydaną przez Integrację książkę Joni Eareckson-Tady (2001).

Siedzibę Stowarzyszenia zdobią od wejścia obrazy i przedmioty ręcznie robione, m.in. z gliny. Stowarzyszenie dba o to, by zachowana była pamięć o każdym z członków wspólnoty. Nie dało się przejść obojętnie m.in. obok prac Radosława Krezmera. Jest w Stowarzyszeniu od początku.

– Tworzenie jest dla mnie czymś żywiołowym; rysuję, co mi w duszy gra. Nasze Stowarzyszenie to niesamowite miejsce, to wielka rzecz zobaczyć się tu ze wszystkimi na żywo, powymieniać doświadczeniami, ponarzekać czy wspólnie pomilczeć. Po prostu pobyć razem. Czuję ogromną potrzebę tutaj przyjeżdżać – mówi pan Radosław, podkreślając, że gdy bierze do ręki papier i może tworzyć, czuje radość.

Wspólnota zaspokaja potrzebę przynależności, wzmacnia człowieka.

– Sztuka uczy pewności siebie i pozwala na wyjście do ludzi. To był przełomowy moment, gdy śp. Piotr Wowry razem z żoną Kariną postanowili stworzyć koło, a potem Stowarzyszenie „Maria-Marta”. W tamtym czasie my, osoby z niepełnosprawnością, siedzieliśmy w domach. To była taka stereo-typowa sytuacja, w której osoby z niepełnosprawnością są pod kloszem i on w pewnym momencie pęka... – analizuje pan Radosław. – My potrzebujemy społeczeństwa i społeczeństwo nas potrzebuje. Musimy się wzajemnie wspierać i pokazywać, że obie strony mają swoje wartości i potrzeby. Potrzebujemy być gdzieś i uczestniczyć w czymś – dodaje.

To prawda, bo nawet podczas naszej krótkiej wizyty poczułyśmy się częścią tej wspólnoty.

„Rozbijaj ten klosz młotkiem, głową, czymkolwiek’’

„Miarą rozwoju cywilizacji oraz wielkości i spójności społeczeństwa jest to, w jaki sposób potrafimy opiekować się osobami słabszymi, które z różnych powodów nie potrafią dotrzymać nam kroku w coraz szybciej zmieniającej się rzeczywistości. Nie możemy zapomnieć, że na każdym etapie życia człowiek jest zagrożony wykluczeniem społecznym, że życie każdego dnia niesie ze sobą ryzyko stania się słabszym ogniwem” – powiedziała prezes Karina Wowry podczas 25-lecia Stowarzyszenia „Maria-Marta”.

Co dają spotkania, przebywanie we wspólnej przestrzeni i czerpanie siły ze wspólnoty? Odpowiedź jest jednoznaczna: pozwalają się otwierać na ludzi i przełamywać własne ograniczenia.

– Wolno marzyć! Marzenia są po to, by je spełniać. Spełniajcie te marzenia, rozbijając klosz młotkiem, głową, czymkolwiek. Rodzicom chciałbym poradzić, by nie podcinali skrzydeł i chcieli uczestniczyć z dziećmi w tym rozbijaniu kloszy. Proszę, żeby jeśli nie potrafią przełamać się i tego zrobić, poszukali profesjonalnej pomocy – radzi pan Radosław Krezmer i całkowicie go popieramy.


Artykuł pochodzi z numeru 5/2022 magazynu „Integracja”.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas