Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Wsi spokojna, wsi niewesoła

24.10.2022
Autor: Sylwia Błach, fot. sxc_hu
Źródło: Integracja 4/2022
samochód jedzie po ulicy na wsi

Miasta są głośne i duszne. Wieś staje się symbolem luksusu. Miejscem odpoczynku od pracy i gonitwy, o jakim marzy każdy z millennialsów. Modne instagramerki nie przytulają na zdjęciach torebek, tylko krowy. Świat obiegają sesje zdjęciowe, w których najpiękniejszym akcesorium są żywe kury. „Nic tak nie smakuje jak jeżyny zerwane z krzaka o poranku!” – krzyczą cool girls. Wieś to już nie wiocha. To symbol dobrego życia.

Gdy byłam młodsza, panowała moda na metropolie. Jestem z małego miasteczka gminnego, choć część życia mieszkałam na przyklejonej do niego wsi. Bardzo cywilizowanej: mieliśmy chodnik prowadzący do miasta i obniżone krawężniki. Wszędzie mogliśmy dojść pieszo, a szkoły były dostosowane. Biblioteki miały podjazdy, w bezprogowych marketach popularnych sieci robiło się zakupy. A i tak spacerując wśród pól, tęskniliśmy do wielkiego świata. Pamiętam, że każdy chciał wyjechać – tam, gdzie światła rozświetlają nocne niebo, gdzie zabawa nie ma końca, a sukces zawodowy zdaje się pukać do drzwi. Ciągnęło nas, młodych, do tych miast – na studia, ale też na wakacje. Na weekend, na koncert i do klubu.

Miasta rozczarowują

Zagonieni na co dzień, pracujący na akord, bawiący się ponad siły, przyklejeni do smartfonów, w mieście wciąż coś komuś udowadniamy. Najczęściej sobie. Padamy na pysk, dni zlewają się w jedno. Opijamy podwyżkę, wypijamy kolejną kawę na mieście, jesteśmy w pracy nawet po godzinach. Nie zwalniamy, bo przecież życie musi mieć sens, a sensem życia w mieście jest bycie w biegu. I nagle do nas dociera, że my nie żyjemy. Biegnąc, przemijamy. W przestrachu zaczynamy szukać nowej perspektywy. Nagle wieś staje się symbolem wolności. Nie zauważamy, gdy wraz z popularnością na instagramowe selfcare i selflove trendem staje się ucieczka na wieś.

- Naprawdę nigdy nie widziałeś krowy?– pyta uczestnika prowadząca popularne reality show, a on zaprzecza.

My, dorosłe dzieci z okolic wiejskich, płaczemy ze śmiechu. Albo z tęsknoty. Już sami nie wiemy, dlaczego łzy płyną po naszych twarzach. Odpalamy media społecznościowe i znów podróżniczki zarzucają nas sielskimi krajobrazami. Też tak chcemy! Wchodzimy na popularny portal z noclegami dla osób szukających wytchnienia z dala od miejskiego hałasu. Cieszymy się: filtr pozwala nam wybrać miejsca przyjazne niepełnosprawnym. Ale to nie działa. Widzimy kilkadziesiąt ofert i choć chcemy wybierać i przebierać, to w ich opisach ze świecą szukać szczegółów dostępności. Informacji o poręczach, schodach, stopniach, prysznicach, łóżkach, szerokości drzwi, toaletach. Świeże jajka z lokalnej hodowli i maliny prosto z krzaka są ważniejsze od człowieka. Ale nikogo to już nie dziwi – w końcu klient sprawny to klient łatwy. Niepełnosprawny zadaje trudne pytania.

Bo kto zastanawia się nad jakością ścieżki prowadzącej do agroturystyki? Kto pomyśli, że ten niewielki próg do wiejskiej altany to bariera nie do przeskoczenia? Dom na wsi wśród gór staje się fortecą, której zdobycie wymaga nagłego uzdrowienia. Jeśli nawet miejsce jest dostępne dla wózków, to jedyny jeżdżący w rejonie autobus ma schody. Jeśli nawet wszystko jest po naszej myśli, teren okazuje się zbyt trudny. Bo polska wieś, o której marzą współcześni trzydziestolatkowie, to dzika wieś. Wieś z wielokilometrowymi szlakami, z łąkami, z polami. Wieś z niezbadanymi ścieżkami.

My, mieszczuchy, narzekamy na tramwaje i pojedyncze stopnie prowadzące do hipsterskich lokali. Marzymy o wsi, sielskim obrazku szczęścia i spokoju, kadrze wyrwanym z Pana Tadeusza albo powieści Jane Austen. O hamaku pod gruszą i braku zasięgu. Robimy to, pijąc kolejne dyniowe latte w ciepłej kawiarni i denerwując się, że tylko co drugi tramwaj jest niskopodłogowy. A ktoś gdzieś w Polsce właśnie płacze, bo nigdy nie zobaczy świateł wielkiego miasta. Bo drogę do domu znów zmył deszcz, a autobus ma nieskończoną liczbę stopni. Asystent znów nie dojechał, a krowa to nie zwierzątko do tulenia, tylko istota, której odchody zostawiają odrażające ślady na chodniku, jeśli wcześniej  przykleiły się do opony.


Artykuł pochodzi z numeru 4/2022 magazynu „Integracja”.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas