Relacja z Ukrainy kierowcy pomocy humanitarnej z Fundacji „Potrafię Pomóc”
Maciej Nastaga z Fundacji „Potrafię Pomóc” kursuje busem na Ukrainę w celu udzielania pomocy humanitarnej i przewozu osób na granicę polsko-ukraińską. Publikujemy jego wrażenia i wspomnienia z początkowych przejazdów.
„3 marca 2022 roku, zaledwie tydzień po rozpoczęciu wojny, wyruszyłem do Ukrainy naszym fundacyjnym busem. Wcześniejsze zbiórki najpotrzebniejszych artykułów pomocowych dla ludności z Ukrainy przyczyniły się do tego, że nasz „bus do zadań specjalnych” był wypełniony po dach artykułami higienicznymi, pampersami, lekami, środkami opatrunkowymi, żywnością o długim terminie przydatności. To co zobaczyłem i usłyszałem na granicy, zostanie w mojej głowie już do końca. Przed wyjazdem oglądałem różne przekazy w TV, lecz ludzka tragedia, widziana z bliska, na żywo, potrafi rozmiękczyć nawet największego twardziela.
Lęk, płacz, pożegnania rodzin
Do Lwowa dotarłem w nocy, kilka godzin po rozpoczęciu „godziny policyjnej”. Pięć godzin snu, szybka pobudka i pierwszy kontakt z uchodźcami. Jadąc do Ukrainy próbowałem zwizualizować sobie plan działania, kontakt z uchodźcami, metodykę postępowania. Na pozór łatwa sprawa. Tak – na pozór.
Kilka pierwszych minut obcowania z kobietami i ich dziećmi pokazało mi, jak bardzo się myliłem. Zobaczyłem zlęknionych ludzi, płaczące dzieci oraz pożegnania z mężami, partnerami, chłopakami. Te obrazy „trawiłem” wracając na granicę, starałem się zrozumieć tą sytuację. Przyjechałem z kraju, gdzie wojna jest znana z kart historii, nigdy jej nie doświadczyłem. A tutaj widziałem rodziny, które mogą się już nigdy nie zobaczyć – mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat muszą zostać na miejscu z uwagi na możliwość powołania do ukraińskiej armii.
Grad pytań
Pierwszy przewóz uchodźców ze Lwowa na granice w Korczowej był 4 marca o godzinie 6.30. Temperatura odczuwalna około -14 stopni.
Nasz „bus do zadań specjalnych” formalnie może zabrać 9 osób, w tym kierowcę, lecz nieformalnie… do 20! Jechaliśmy, cisza w samochodzie. Próbowałem przez wewnętrzne lusterko raz po raz zaglądać w oczy moich pasażerów. Wyczytać, gdzie są myślami? Czy w samochodzie, który wiezie ich do lepszego, a przede wszystkim bezpiecznego życia, czy też w swoim mieszkaniu, które zostało zbombardowane?
Bywały momenty, że nasze spojrzenia się spotykały. I przez te kilka sekund padał grad pytań: „Jak będzie tam w Polszczi?”, „Co stanie z moimi dziećmi?”, „Jak ja tam przeżyję?”, „Czy ktoś mi pomoże?”.
Przy trzecim, czwartym kursie na granicę staram się wejść w jakąś interakcję, włączyć radio, dzieciom dać słodycze, czy też udostępnić możliwość naładowania smartfonu. Uczę się.
W samochodzie zawsze mam koce, śpiwory, które rozdaję na granicy moim pasażerom. Często są zdziwieni – po co? Kiedy pokazuje im długość kolejki i mówię, ile godzin będą stali, szybko przystają na moją prośbę (średni czas przekroczenia granicy pieszo około 18 – 20 godzin, samochodowy około 4 – 5 dni). Wracając zabieram dary oraz mężczyzn, którzy wracają z różnych miejsc na świecie, aby bronić swojej Ojczyzny.
Ostrzał pod miejscem spotkania
Nawiązujemy kontakt z Ukraińskim Czerwonym Krzyżem (UCK), mamy przekazać im medykamenty, środki opatrunkowe, leki przeciwbólowe. Miejsce spotkania – Winnica, oni jadą z Kijowa. Plany przeładunku zmienia ostrzał rakietowy lotniska pod Winnicą, spotykamy się na obrzeżach miasta.
W trakcie przekazywania darów słychać alarm lotniczy. Nasi koledzy z UCK są do niego przyzwyczajeni, pracy nie przerywają. My, delikatnie rzecz biorąc, rozglądamy się po niebie.
Wracamy do Lwowa. Zabraliśmy 10 osób. Liczne korki ciągnęły się po 40 km. Pomimo, że nasz bus należy do pojazdów uprzywilejowanych ze względu na to, że świadczymy pomoc humanitarną i rzadko stoimy w korkach, to skala zmotoryzowanych uchodźców, jaką widzimy w drodze powrotnej, powala. Z pomocą przyszła nam policja – byliśmy eskortowani przez 40 km.
Wróciliśmy na bazę, 16 godzin za kółkiem, ale szczęśliwi, że mogliśmy pomóc, padamy.
Ranek – szybka kawa i w drogę na granicę. Musiałem chwilowo zostawić pięć osób, pojadą drugim kursem. Ładowność naszego busa po raz kolejny przekroczyła wszelkie normy. W tym dniu zabieraliśmy też ludzi z dworca we Lwowie. Były gigantycznie długie kolejki do kas biletowych, wziąłem 17 osób i na granicę. I tak codziennie.
Wróciłem na chwilę do Polski: wymieniam samochód na większy, na taki którym przewiozę więcej darów i więcej ludzi.”
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ze wsparciem samej Ewy Pajor. Polki otworzą pierwsze w historii MŚ w ampfutbolu!
- Jesień pod znakiem profilaktyki
- Głos nauczycielski: MEN planuje zmianę sposobu finansowania uczniów z niepełnosprawnościami
- „Ubezwłasnowolnienie i DPS to byłaby dla mnie masakra”
- Rusza głosowanie na najlepszego i najpopularniejszego sportowca 2024 roku – tegoroczne #Guttmanny nadchodzą
Dodaj komentarz