W pogoni za komfortką [FELIETON]
Pierwszy raz komfortkę widziałam 12 lat temu, choć wtedy koncept „przewijaka” dla osoby dorosłej był mi obcy. Gdzieś w trasie, na którejś ze stacji, w trakcie samochodowej wyprawy marzeń, zobaczyłam najlepiej dostosowaną łazienkę, z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia. Obok przewijaka dla dziecka był dla dorosłego, a obok toalety zwykłych rozmiarów – miniaturowy sedes, w sam raz dla dziecka, choć i osoba niskiego wzrostu by go doceniła. I wszystko na takiej przestrzeni, że mogłabym tam zamieszkać, w przeciwieństwie do pokoi hotelowych, w których przyszło mi przebywać.
Cykl życia osoby ze znaczną niepełnosprawnością często definiuje jedna potrzeba, leżąca u podstaw piramidy Maslowa: siku. Kiedy nie jesteś osobą samoobsługową, a ściągnięcie majtek przypomina wyzwanie godne wejścia na Mont Everest – dokładne rozplanowanie dnia wchodzi ci w krew. Staje się rutyną. Wiesz dokładnie, ile możesz wypić, by skorzystać o konkretnej godzinie – gdy bliscy wrócą do domu lub przyjdzie asystentka. Komfortem stają się dni, gdy jesteś w domu z opiekunem i w każdej chwili możesz skorzystać z łazienki. Komfortem, który jednocześnie zamyka cię w czterech ścianach, sprawia, że unikasz wyjść, wycieczek ze znajomymi, bo w sumie jesteś dość samodzielny, transport jest przystosowany, ale podstawowej potrzeby fizjologicznej nie przeskoczysz.
Czytaj także: Co wiesz o komfortkach? Rozwiąż nasz test wiedzy!
Brak dostosowań toalety...
Gdy pierwszy raz usłyszałam o akcji „Przewijamy Polskę” i projekcie komfortek – bardzo się ucieszyłam. Choć jestem osobą na tyle sprawną, że nie potrzebuję tego udogodnienia, przypomniały mi się wszystkie historie znajomych, od których dostawałam ataków szału i bezsilności. Historie o byciu przebieraną na brudnej łazienkowej podłodze. O wstrzymywaniu moczu godzinami i dorobieniu się problemów zdrowotnych. O źle dostosowanych toaletach...
Te ostatnie dotyczą także mnie. Chciałabym, by istniały idealne wytyczne dotyczące projektowania uniwersalnego łazienek. Wytyczne, które jasno mówią o wymiarach toalety, przestrzeni, montażu poręczy. Wiem, że powstała niejedna publikacja na ten temat, ale problem jest zbyt złożony, aby dało się go opisać w prostych ramach. Od osób na wózkach elektrycznych często słyszę, że preferują toalety wysokie. Osoby na wózkach aktywnych wolą niskie. Dla mnie najważniejsze jest, by poręcze były podnoszone. Ktoś inny czuje się stabilnie, gdy montowane są do podłogi. Ja muszę dojechać do toalety z boku. Inna osoba chce stanąć na wprost. Co technika, to potrzeby. A teraz jeszcze komfortki – wspaniała idea, na którą trzeba znaleźć przestrzeń, nie odbierając możliwości ruchu osobom niekorzystającym z leżanek. Mam nadzieję, że społeczeństwo podejdzie do zagadnienia poważnie i zda egzamin z prawa do realizacji podstawowej potrzeby fizjologicznej człowieka.
Jeśli chcemy mówić o tym, że osoby z niepełnosprawnością powinny wychodzić z domu do pracy i do znajomych, to musimy umożliwić im korzystanie z toalety.
A jak temat wygląda na świecie?
Dużo podróżuję i na ogół jest dobrze, ale widziałam kilka wynalazków, które wywołały nieskończoną wesołość. Był to śmiech przez łzy, oczywiście.
Na lotnisku pod Paryżem znalezienie toalety z deską jest niewykonalne. Ponoć to charakterystyczne dla Francji, ale mnie zdarzyło się siedzieć na zimnej gołej muszli we włoskiej Wenecji. Nikomu nie polecam tego doświadczenia.
Gdzieś w Alpach, na niewielkiej stacji benzynowej, widziałam najciekawszy toaletowy wynalazek na świecie. Deskę... samounoszącą się. Tak, podnosiła się od razu, gdy nie była obciążona. Przy podnoszeniu, ubieraniu się itp. potrzebowałam dodatkowych rąk do trzymania deski, bo każde uniesienie pośladków kończyło się jej ucieczką.
Na promie między Tallinem a Helsinkami chciano uczynić toaletę jak najlepiej dostosowaną. Umieszczono więc na niej specjalne nakładki dla osób z niepełnosprawnością. Było ich tyle i czyniły toaletę tak wysoką, że wdrapanie się na nią było trudne nawet dla osoby stojącej. Powinnam trafić do księgi rekordów Guinnessa – bo prawdopodobnie jestem jedną z nielicznych osób, które zdobyły szczyt na środku morza.
Marzę o podróży, w trakcie której mogę zignorować temat łazienki. Szczęście w nieszczęściu, że moja choroba nie wpłynęła na pęcherz i wszystko chodzi jak należy. Ale wyobrażam sobie ten jeden dzień na wakacjach, gdy w każdej knajpie jest dostosowana toaleta. W Polsce w każdym dużym mieście znajduje się jakaś galeria handlowa. Ale w innych krajach to nie jest oczywiste.
Sylwia Błach – programistka, pisarka, blogerka, działaczka społeczna, modelka. Wyróżniona przez markę Panache w konkursie Modelled by Role Models Nowy Wymiar Piękna jako „Wzór do Naśladowania”. Pojawiła się na okładce ostatniej edycji magazynu „Harper’s Bazaar” jako finalistka konkursu „Evoque – I’m on the move” – dla kobiet wprawiających inne kobiety w ruch, i na okładce „Integracji” – w numerze o kulturze (5/2020). Tworzy sklepy i strony internetowe. Choruje na rdzeniowy zanik mięśni, porusza się na wózku. W 2017 r. znalazła się w I edycji Listy Mocy, publikacji wydanej przez Integrację, z sylwetkami 100 najbardziej wpływowych Polek i Polaków z niepełnosprawnością. W nr. 1/22 magazynu „Forbes Woman Polska” znalazła się na liście 22 kobiet, które warto obserwować w tym roku. Więcej: sylwiablach.pl.
Artykuł pochodzi z numeru 1/2022 magazynu „Integracja”.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Ze wsparciem samej Ewy Pajor. Polki otworzą pierwsze w historii MŚ w ampfutbolu!
- Jesień pod znakiem profilaktyki
- Głos nauczycielski: MEN planuje zmianę sposobu finansowania uczniów z niepełnosprawnościami
- „Ubezwłasnowolnienie i DPS to byłaby dla mnie masakra”
- Rusza głosowanie na najlepszego i najpopularniejszego sportowca 2024 roku – tegoroczne #Guttmanny nadchodzą
Dodaj komentarz