Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Z DPS do Europarlamentu

23.01.2023
Autor: rozmawiał Tomasz Przybyszewski, fot. Tomasz Przybyszewski, Bogumiła Siedlecka-Goślica
Źródło: inf. własna

W sobotę 21 stycznia zmarł ceniony polityk Marek Plura. Był bez wątpienia człowiekiem o zdecydowanych poglądach, których nie bał się wyrażać. W ramach wspomnień o nim chcielibyśmy przypomnieć wywiad, którego udzielił po tym, jak zdobył mandat posła Parlamentu Europejskiego.

O mechanizmach polskiej polityki, o tym, dlaczego w Polsce osobom z niepełnosprawnością nie opłaca się aktywność, a także o planach w nowej roli rozmawiamy z Markiem Plurą, nowo wybranym posłem do Parlamentu Europejskiego.


Tomasz Przybyszewski: Dlaczego Polacy z niepełnosprawnością nie mogą żyć tak, jak ludzie w Europie Zachodniej? Czy jest to wyłącznie kwestia pieniędzy?

Marek Plura: W dużym stopniu pieniędzy, ale w jeszcze większym stopniu ich ulokowania. Trudno byłoby mi wyobrazić sobie akceptację wśród osób z niepełnosprawnością choćby przyjęcia brytyjskiego systemu zabezpieczenia społecznego. Rzecz w tym, że w Wielkiej Brytanii nie ma rent, są zasiłki z pomocy społecznej - i to pozwala na zarządzanie sytuacją, czyli pozwala pilnować osoby niepełnosprawnej, by nie ułożyła sobie udanego życia na zasiłku. Mówiąc wprost: taka osoba otrzymuje ofertę pracy, ofertę uczestniczenia w jakieś rehabilitacji, terapii czy działalności w różnych organizacji pozarządowych, ale kiedy odrzuca te oferty, to traci też zasiłek.

To taki przymus aktywności?

Tak. Ten przymus działa w Wielkiej Brytanii skutecznie, bo ich poziom zatrudnienia osób z niepełnosprawnością jest o wiele wyższy od naszego. Ale czy to byłoby dla Polaków do przyjęcia? Wydaje mi się, że byłoby trudno, bo u nas renta jest ciągle czymś, czego się pragnie, co daje poczucie bezpieczeństwa. Ciężko byłoby nagle zmieniać ten stan. Z kolei pomysł Niemców to prywatny system ubezpieczenia zdrowotnego. Nie nasz moloch, jakim jest NFZ, tylko konkurujące ze sobą firmy ubezpieczeniowe. Kierujący nimi wiedzą, że warto zainwestować w swojego ubezpieczonego, gdy staje się osobą niepełnosprawną, wyposażyć go w różnego rodzaju dostosowania, przeszkolić. Po prostu lepiej, by nie był obciążeniem jako biorca świadczenia, które musi wypłacać firma ubezpieczeniowa, lecz by był płatnikiem składek jako osoba, która wraca na rynek pracy. To także działa bardzo skutecznie.

„U nas renta jest ciągle czymś, czego się pragnie, co daje poczucie bezpieczeństwa. Ciężko byłoby nagle zmieniać ten stan”

To zupełnie odmienna filozofia od naszej.

W naszym systemie aktywność się nie opłaca. Słabo wykorzystujemy nawet istniejący mechanizm renty szkoleniowej, czyli świadczenia na czas przekwalifikowania się. A to powinno być podstawowe, jeśli nie jedyne, świadczenie wypłacane przez ZUS, gdy u osoby dorosłej pojawi się niepełnosprawność. Bo renta z tytułu niezdolności do pracy oznacza, że człowiek, mówiąc krótko, do niczego się już nie nadaje. Co na szczęście w dzisiejszych czasach jest nieprawdą. Ktoś mówi: straciłem nogę, ona mi nie odrośnie – i ma rację. Otrzymuje więc rentę z tytułu niezdolności do pracy, ale ręce ma sprawne, więc do jakiejś pracy jest zdolny. Gdybyśmy naprawdę bazowali na tym, że renta to jest czas przejściowy, nie byłoby wówczas tego przywiązania do renty jako sposobu na życie. Kiepskie życie, ale jakieś. A często wystarczy dobra rehabilitacja, żeby nie wypaść z rynku pracy i nie korzystać potem z renty, lecz żyć normalnie i być płatnikiem składek. Brak jednak u nas odwagi, również politycznej, do tego typu zmian, prowadzących do zmniejszenia liczby wypłacanych rent przy jednoczesnym zwiększaniu środków z ZUS na aktywizację. Mam nadzieję, że w niedługim czasie uda się jednak stworzyć jeden system orzekania w Polsce i że zajmie się tym ZUS.

Twarz Marka Plury
"W naszym systemie aktywność się nie opłaca" - mówi europoseł Marek Plura, fot. Filip Miłuński

To się nie spodoba, bo ludzie obawiają się komisji w ZUS.

Nie boją się ZUS, tylko utraty renty. A jeśli będą przychodzili do ZUS nie po orzeczenia, które przyniosą im pieniądze na koncie, tylko takie, które przyniosą opłacenie szkoły, rehabilitacji, dowozu do pracy, asystenta, trenera pracy, to wtedy nie będą się już tych komisji bali. Nasz system rentowy jest bardzo archaiczny i jest jedną z podstaw kiepskiego życia osób niepełnosprawnych w Polsce. Na renty wydajemy ogromne pieniądze, ale nie służą one poprawie jakości życia tych osób. Gdyby te środki przeznaczyć na wsparcie realizacji siebie, to ludzie zarabialiby więcej, czuliby się spełnieni i mogliby żyć bez obawy przed ZUS, bez gromadzenia dokumentacji medycznej służącej udowodnieniu, że do niczego się już w życiu nie nadają.

Ludzie nie lubią słuchać, że jako osoby z niepełnosprawnością powinni iść do pracy.

Tak, ale ja nie będę kłamał. Trudno, mogę oberwać za to, że ja, niepełnosprawny, wyganiam ludzi do pracy. Ciągle krąży po portalach, że Plura powiedział, że niepełnosprawni to nieroby i lenie. Ktoś tak zinterpretował moje słowa, że normalność jest wtedy, gdy jesteśmy w stanie pracować. Niewiele osób tak widzi świat, ale trudno, to niech już ja będę ten niedobry. Zresztą także wielu pracodawców na mnie narzeka jako na tego, który uniemożliwia im dawanie pracy, bo zmniejsza dotacje. To przyjmuję wręcz z pełną satysfakcją.

„Nie będę kłamał. Trudno, mogę oberwać za to, że ja, niepełnosprawny, wyganiam ludzi do pracy”

Łatwo Panu mówić, bo w Sejmie miał Pan dietę poselską, do tego 6 tys. zł na asystenta. To nieporównywalne z 600 zł renty.

Na pewno, tylko że ja 25 lat temu też byłem osobą, która miała tylko rentę socjalną. Nie przyszedł do mnie Święty Mikołaj i nie przyniósł mi innego, obecnego życia. To ja osiągnąłem w życiu to, co teraz mam. Nie poprzez wygraną w Totolotka, nie poprzez łut szczęścia. Szukałem szansy na normalne życie i je znalazłem. Zbierałem kolejne małe elementy, na których mogłem się oprzeć i to doprowadziło mnie do obecnej samodzielności. Oczywiście, pomogli mi rodzice. To oni w dzieciństwie pokazywali mi, że choć uczę się w domu na wsi zamiast w szkole z kolegami, bo wtedy nie dało się inaczej, to nie znaczy, że jestem gorszy. Moim ogromnym szczęściem jest to, że spotkaliśmy się z Ewą, że się w sobie zakochaliśmy i postanowiliśmy, że razem zbudujemy dalsze życie. Być może gdyby nie to, dalej byłbym mieszkańcem domu pomocy społecznej, jak wielu moich kolegów z dawnych lat. Wspólne życie z Ewą to była decyzja o wzięciu za siebie nawzajem odpowiedzialności. Wiedziałem, że muszę znaleźć pracę, zacząć zarabiać pieniądze. Gdyby nie ten przymus odpowiedzialności za też wtedy bezrobotną Ewę, za to, żeby miała co jeść, gdzie spać, może wystarczyłoby mi, że przyjdzie jakiś opiekun w domu pomocy, ubierze, nakarmi, umyje.

Włączy telewizor.

A jak się znajdzie 2 złote, to pójdziemy na piwo po południu i też będzie fajnie, nie? Także dla mnie tym napędem była odpowiedzialność za siebie i za Ewę, jej za mnie też. Ale to nie znaczy, że jest tu jakaś magia, czyli cuda. Raczej przeciwnie – to jest też powiedzenie sobie: teraz zaczną się prawdziwe kopniaki od życia. Oczywiście tak też było.

W 2007 r. został Pan posłem. Z jakimi nadziejami?

Przyjechałem wtedy do Warszawy z taką normalną, pozytywną, obywatelska naiwnością, że wystarczy coś dobrego wymyślić, żeby rzeczywistość zmieniła się na lepsze. Myślę, że każdy poseł pokornieje w takich planach. Zawsze najpierw zderza się z budżetem i jego strażnikami w Ministerstwie Finansów. To oczywiście dobrze, że oni są, bo rozdać państwo jest łatwo, i to nawet odpowiadając na niezwykle ważne potrzeby.

Jak więc działać w Sejmie w takich warunkach? Jak forsować swoje pomysły?

Zawsze starałem się, żeby za jakąś sprawą, ideą, pomysłem do zrealizowania stało wsparcie społeczne. Współpracowałem więc z organizacjami pozarządowymi, często nawet z indywidualnymi ludźmi, będącymi żywymi przykładami sprawy, o której się mówi. Zapraszałem ich na posiedzenia sejmowych komisji i podkomisji. Takie zgromadzenie iluś osób nie działa jak magiczne zaklęcie, ale trudno ich głosy negować. Stała obecność przy jakiejś sprawie, śledzenie jej, odwiedzanie w związku z nią ministerstw – to pomaga. Nie załatwia wszystkiego, ale zawsze takie zaplecze uruchamia polityczną czujność. Politycy widzą, że za sprawą stoi jakaś grupa wyborców, media, opinia publiczna. Tam, gdzie dialog był przerwany czy zaniedbany, dochodzi do dramatycznych sytuacji, czego przykład mieliśmy moim zdaniem niedawno w Sejmie. Myślę o dramatycznym geście okupowania korytarzy sejmowych przez rodziców niepełnosprawnych dzieci. Brak dialogu zamienia się w sytuację, której nikt nie chce. Przecież ani protestujący nie marzyli o tym, żeby spać na posadzce sejmowej, ani rząd, ani posłowie.

„Brak dialogu zamienia się w sytuację, której nikt nie chce. Przecież ani protestujący nie marzyli o tym, żeby spać na posadzce sejmowej, ani rząd, ani posłowie”

Czasem nie można inaczej.

Ale choćby parę lat temu bez krzyku i cierpienia udało się zmienić przepisy dotyczące dorabiania do renty socjalnej. Któregoś dnia przyszli do mnie panowie Lech i Daniel, renciści socjalni, z pomysłem, by zebrać 100 tys. podpisów pod obywatelskim projektem zmian w ustawie o rencie socjalnej i zlikwidować pułapkę rentową. Mieliśmy świadomość, że to się nie uda, bo jest to – brutalnie mówiąc – dość niszowa sprawa. Ale sam ten pomysł pozwolił mi mówić w swoim klubie parlamentarnym, w rozmowach z PSL, w Ministerstwie Finansów: słuchajcie, ludzie się organizują, załatwmy to normalnie, czyli projektem poselskim, to będzie nasz wspólny sukces, a nie porażka. Takie rozmowy prowadziłem wtedy z ministrem finansów Jackiem Rostowskim i z jego zapleczem. Wcześniej z prezesem ZUS, który wykazał, że dla budżetu Zakładu taka zmiana nie będzie miała istotnego znaczenia. No i udało się pod koniec poprzedniej kadencji ją przeprowadzić. Trzeba też brać pod uwagę to, że niektóre inicjatywy łatwiej przeforsować w czasie przedwyborczym. Bywa, że wówczas prace w różnych ministerstwach idą intensywniej, aby kadencję zakończyć szeregiem sukcesów i pokazać się przed wyborami.

Czyli przez poprzednie trzy lata można nic nie robić?

To nie tak. Wyborcy są na ogół bardzo rozsądni, swoje widzą. I tak powinno być, bo pokazuje, że nie wystarczy działać tylko przed wyborami.

Dlaczego w taki sposób, jak z rentą socjalną, nie udało się załatwić sprawy z rodzicami, którzy zdesperowani w końcu okupowali sejmowy korytarz? Dobijali się do premiera, posłów od wielu lat.

Apel środowiska rodziców dzieci niepełnosprawnych pojawił się rzeczywiście już w 2008 roku. Ludzie przez internet umówili się i stworzyli wspólny list, z którym odwiedzali biura poselskie. Ja go wtedy otrzymałem w Sejmie i od tej pory towarzyszyłem sprawie dosyć aktywnie. Byłem tym, który wprowadzał tę grupę osób do Sejmu, na posiedzenia komisji czy zespołu ds. osób niepełnosprawnych. Kontaktowałem ich również z Ministerstwem Pracy, z marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim, później z marszałek Ewą Kopacz. Wszystko po to, aby było jak rozmawiać. Ale te rozmowy zaczęły budzić zniecierpliwienie i przyznaję, że byłem jednym ze współtwórców różnych podejmowanych wtedy akcji, nie zawsze dla rządu i parlamentu miłych. Była choćby akcja wysyłania pocztówek przez dzieci, które nie mogły wyjechać na wakacje, bo jedno z ich rodziców nie pracowało. Byli na to zbyt biedni, a jednocześnie nie otrzymywali nawet tego bardzo niskiego świadczenia, bo minimalnie przekraczali kryterium dochodowe. Były też akcje zbliżone do późniejszych demonstracji. Wiedziałem o nich i nie namawiałem rodziców do ich odwoływania wtedy, gdy ja również czułem, że trzeba troszkę „postraszyć”, bo temat grzęźnie.

Matki na korytarzu sejmowym. Na barierce napis:
Rodzice dzieci z niepełnosprawnością podczas tegorocznego protestu okupacyjny w Sejmie, fot. Tomasz Przybyszewski

Aż ugrzązł na dobre.

Po roku dialogu, wspieranego różnymi akcjami, konkretnymi spotkaniami, Ministerstwo Pracy przygotowało zmiany do ustawy o świadczeniach rodzinnych, czyli podwyżkę o 100 zł i zniesienie kryterium dochodowego. Tyle udało się przez rok wypracować. Niestety w momencie, gdy dopinano budżet państwa na kolejny rok, ta ustawa została wstrzymana. Pomyślałem – kurczę, nie może tak być, teraz albo nigdy. Pamiętam, że wtedy premier Donald Tusk mieszkał jeszcze w hotelu sejmowym, wiedziałem, w którym pokoju, i po prostu do północy czekałem na niego na korytarzu. Bo to była jedyna możliwość, żeby powiedzieć o tym wprost premierowi. Doczekałem się i kolejnego dnia rano zadzwonił Paweł Graś, a po kilku dniach, tuż przed planowaną demonstracją pod Kancelarią Premiera, doszło do spotkania z rodzicami, z którymi współpracowałem, z minister pracy Jolantą Fedak, ministrem Jarosławem Dudą, Michałem Bonim, jako szefem doradców, no i z premierem. Padły gorzkie słowa ze strony rodziców, że dialog nie jest realizowany, a oni ledwo żyją. Premier obiecał, że będziemy stopniowo ich oczekiwania realizować i efektem było to, że rzeczywiście przywrócony został do realizacji wspomniany projekt Ministerstwa Pracy wraz z założeniami, że krok po kroku wdrażane będą kolejne rozwiązania. Tylko wtedy ta zmiana kosztowała budżet poniżej 100 mln zł, a później okazało się, że świadczenia pielęgnacyjne należą się nie tylko rodzicom, ale i opiekunom dorosłych osób niepełnosprawnych. Wydatki zaczęły rosnąć w setki milionów i to też spowodowało, że nie było żadnego postępu. Budżet puchł w obszarze świadczeń rodzinnych, podczas gdy rodzice nie odczuwali żadnego wsparcia.

„Pamiętam, że wtedy premier Donald Tusk mieszkał jeszcze w hotelu sejmowym, wiedziałem, w którym pokoju, i po prostu do północy czekałem na niego na korytarzu”

Chodzi o wyrok Trybunału Konstytucyjnego z lipca 2008 r., który orzekł, że świadczenie pielęgnacyjne należy się nie tylko rodzicom dzieci, ale i opiekunom dorosłych osób z niepełnosprawnością.

Dokładnie tak. Wobec takich kosztów dalszy dialog był jałowy. Konstruktywna grupa osób, ta rzeczowa, oczytana w uwarunkowaniach ustawowych i finansowych – dała sobie spokój. Została wyśmiana przez innych. Z goryczą zawodu i bezsensu własnych działań zajęła się prywatnym życiem. Zostali ci, którzy w desperacji dalej utrzymywali styl „pikietowy” prowadzenia działań. A że realizowali taki styl przez kilka długich lat, to nie dziwię się ich determinacji i temu, że postanowili okupować Sejm. Ten sposób okazał się skuteczny, co nie tylko dla mnie było przykre. Okazało się, że rozwiązania, proponowane parę lat temu, jednak mogą wejść w życie.

Bez protestów nic by z nich nie wyszło?

Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Przy okazji okupacji Sejmu zarówno Panu, jak i posłowi Sławomirowi Piechocie oraz senatorowi Janowi Filipowi Libickiemu, mocno dostało się od protestujących i ich zwolenników.

Szczerze mówiąc, od dawna tak jest. Być może dlatego, że przez własną niepełnosprawność jesteśmy uznawani za tych, którzy już dawno powinni to załatwić. Nikt przecież nie analizuje tego, na ile mamy związane ręce różnymi uwarunkowaniami. Ludzie też zobaczyli, że bezpośrednie zaangażowanie premiera w tę sprawę spowodowało szybki postęp. To dla wielu oznaczało, że w ostatnich latach nic nie robiliśmy. Nie tylko dla mnie przykre były jednak słowa protestujących, że nie istnieje system wsparcia. Trzy dni później w Pszczynie na Śląsku odwiedziłem ośrodek edukacyjno-rehabilitacyjny, z warsztatami terapii zajęciowej. Od prowadzących go pań usłyszałem, że je też bardzo zabolało to, co słyszały od tych matek z Sejmu, bo one swoje niepełnosprawne dzieci, już dziś dorosłe, wychowywały często samotnie przez całe życie, w którym nie było czegoś takiego, jak świadczenie rodzinne. One usłyszały gorzkie słowa, które negowały to, że one się zebrały i stworzyły dla swoich dzieci, a potem dla innych, ośrodek wsparcia.

Trzech posłów na wózkach, na dostosowanej mównicy w Sejmie. Od lewej: przemawiający Sławomir Piechota, Jan Filip Libicki i Marek Plura
Sławomir Piechota, Jan Filip Libicki i Marek Plura podczas inauguracji dostosowanej mównicy w Sejmie, fot. Ewa Strasenburg

Nie wszędzie są jednak takie ośrodki.

Może jest tak, że tych miejsc jest ciągle za mało, a może też tak, że ktoś nie potrafi dotrzeć do pomocy, która jest dostępna. Na pewno dotarcie z kompleksową pomocą jak najszybciej w momencie, gdy niepełnosprawność pojawia się w rodzinie, może życie zorganizować tak, że rodzic ma szansę kontynuować pracę zawodową lub tylko trochę ją ograniczyć.

Wielu rodziców nie chce jednak takiego rozwiązania. Tak długo już opiekują się dziećmi, że wypadli z rynku pracy.

A co jeśli sami będą potrzebowali pomocy, bo w związku z zaawansowanym wiekiem nie będą zdolni do opieki nad dzieckiem? Albo co będą robić i z czego żyć, gdy ich dziecko umrze? Wtedy będą jeszcze dłużej poza rynkiem pracy, ale już bez świadczeń. Zawsze najtrudniejsze jest otwarcie się na pomoc. Na wpuszczenie do domu kogoś, kto przez kilka godzin będzie sprawował opiekę. Albo na wypuszczenie dziecka do ośrodka dziennego pobytu czy warsztatu terapii zajęciowej. Rozumiem psychikę ludzi, którzy czują się odrzuceni przez społeczeństwo. Ale wiem, że są też sytuacje, gdy niepełnosprawność dziecka i pieniądze, które się z nią wiążą, stają się jakimś sposobem na życie, na utrzymanie się. Nie nazwę tego sprawą patologiczną, bo przecież nikt nie kaleczy dzieci, by móc się dzięki temu utrzymać. Ale pamiętam takie sytuacje z czasów, gdy mieszkałem w domu pomocy społecznej, że młodsi koledzy z chwilą, gdy uzyskiwali rentę socjalną, byli przez rodzinę zabierani, stając się stałym elementem dochodu w budżecie domowym.

„Zawsze najtrudniejsze jest otwarcie się na pomoc. Na wpuszczenie do domu kogoś, kto przez kilka godzin będzie sprawował opiekę”

Wiemy, że pieniądze w systemie są. Przy okazji ostatnich dyskusji padały kwoty rzędu kilku miliardów złotych. Jak więc ten system powinien wyglądać?

Trzy punkty są najważniejsze. Po pierwsze, błyskawiczny dostęp do informacji potrzebnej do życia z niepełnosprawnością i dostęp do wsparcia, także psychologicznego, w momencie, kiedy niepełnosprawność pojawia się w rodzinie. To jak apteczka powinno być w każdym domu, jak kartka z numerem, pod który można zadzwonić i zapytać: co ja mam robić? Kiedy trafiamy na przewodnika, to nie lądujemy w ślepym zaułku bezradności, który powoduje gorycz i bezsilność. Drugi element to pomoc w konstruowaniu planu na życie, czyli wyznaczenie celu. Wtedy przyszłość staje się realna. Dopiero trzeci element to wsparcie finansowe w realizowaniu tego planu. Bo jeżeli wsparcie polega tylko na wypłaceniu zasiłku, to niczego się nie zbuduje. Zasiłek zamyka w domu. Obecne wsparcie finansowe jest ułomne. Także wtedy, gdy osoba z niepełnosprawnością idzie do PCPR, gdzie może oczekiwać wsparcia w likwidacji barier, wyjeździe na turnus rehabilitacyjny. Idzie tam trochę jak do sklepu, w którym półki nie uginają się zresztą od towarów.

Są raczej jak półki w sklepach u schyłku PRL...

Łapie się więc to, co jest dostępne, tymczasem najpierw powinno się przychodzić po plan, by konkretnie uzasadnić potrzeby. Okazałoby się, że dostępne pieniądze można lepiej wydatkować. Może zamiast jechać na fajny turnus do Kołobrzegu zrobić prawo jazdy? Potem znaleźć pracę i zamiast do Kołobrzegu sfinansować sobie wczasy za granicą? Chodzi o to, żeby to nie było życie z bonusów za niepełnosprawność, bo one nigdy nie będą porywające. Na to nikt pieniędzy nie ma i mieć nie będzie. Aktywne życie będzie zaś dawać prawdziwą satysfakcję.

„Chodzi o to, żeby to nie było życie z bonusów za niepełnosprawność, bo one nigdy nie będą porywające. Na to nikt pieniędzy nie ma i mieć nie będzie”

Dlaczego przez tyle lat w Sejmie nie udało się zaproponować takiego systemu? O potrzebie zmiany systemu wspierania osób z niepełnosprawnością mówi się od kiedy pamiętam.

Zmiany łatwiej buduje się, gdy ma się na to dużo pieniędzy i kiedy ta zmiana jest tylko rozbudową czegoś, co już jest. A my tych pieniędzy nie mamy. Duże są też opory przed zmianami. Choćby teraz, gdy jesteśmy u progu wejścia w życie ustawy, zmieniającej zasady przyznawania kart parkingowych. Niektóre samorządy zaczynają wręcz żądać, by tę ustawę wycofać lub choćby wydłużyć vacatio legis, bo burzy im ona cały dotychczasowy układ, wszystko trzeba będzie robić inaczej, od nowa, a ludzie będą niezadowoleni. Muszę powiedzieć, że przez siedem lat najsłabszym ogniwem mojej pracy jako poseł była współpraca z samorządem. Samorządowcy chyba przyzwyczaili się do tego, że tak naprawdę są jedynie końcówką obiegu pieniędzy PFRON. Jest ustawa, są pieniądze, ich rolą jest je wydać i tyle. Od dyrektorów PCPR najczęściej słyszałem: napiszcie tę ustawę tak, żeby było wiadomo, czy to łóżko ortopedyczne należy dofinansować, czy nie, bo ja uważam, że tak, a Halina w powiecie obok, że nie.

Najprościej dla urzędników byłoby, gdyby ustawa mówiła, że każdej osobie z niepełnosprawnością należy się jeden wózek. Nieważne, o jaką niepełnosprawność chodzi.

Ja nawet spotkałem pomysły, by któreś ministerstwo robiło przetarg i te wózki przydzielało. Tak było w PRL. Miałem wtedy przydział na wózek raz na pięć lat – do odebrania w wojewódzkiej przychodni ortopedycznej w Katowicach. Wszyscy mieli więc taki sam złom.

„Ja nawet spotkałem pomysły, by któreś ministerstwo robiło przetarg i te wózki przydzielało. Tak było w PRL”

Teraz wiele osób tęskni za takim systemem.

Raczej nie ci, którzy musieli używali tych wózków. Niestety niepełnosprawność i wspieranie aktywności trafiły do zadań samorządu bez opisu, jak to ma być realizowane. Zawsze więc są obawy, że samorząd to jest takie środowisko, gdzie ma się znajomych, coś się załatwi. Nie mówię, że tak nie jest. Tak czy tak brniemy w wydawanie pieniędzy bez konkretnego planu.

Często czyta Pan opinie o sobie w internecie?

Powiem szczerze, że rzadko czytam to, co jest na forach internetowych czy w komentarzach. Jest to jakiś rodzaj upuszczania emocji i jeżeli ktoś ma naprawdę coś do powiedzenia, to nie ukrywa się pod jakimś nickiem, a poza tym niekoniecznie używa do tego celu forum internetowego, ale pisze do mnie maila, dzwoni czy komunikuje się przez Facebooka, gdzie jesteśmy niemal twarzą w twarz. A że jesteśmy narodem narzekającym? Od wieków w Polsce opłaca się bezradność, wzbudzanie litości u innych, bo wtedy czasem ktoś pomoże. Przysłowie mówi, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Ale w Polsce prawdziwych przyjaciół poznaje się w sukcesie, czyli kiedy – tak jak teraz – ktoś gratuluje mi wyboru do Parlamentu Europejskiego i nie dopina zaraz drugiego zdania, że ma kogoś do zatrudnienia w biurze poselskim.

Czy Ślązacy są inni?

Teraz różnica jest już niewielka, ale ja się wychowałem w tradycyjnej śląskiej rodzinie. Moi rodzice pracowali, byśmy mieli z czego żyć, bo wtedy nie było świadczeń rodzinnych – a było nas dwóch niepełnosprawnych braci. Kiedy rodzice byli w pracy, zajmowali się nami dziadkowie. Na Śląsku wartość danego słowa, obowiązek wobec rodziny i najbliższego otoczenia to coś bardzo realnego. Śląsk od lat 70. uchodzi za miejsce ludzi bogatych, bo to górnicy itd. Na pewno część ludzi się dorobiła, ale tak naprawdę to była zawsze ziemia ludzi biednych, bo nie jest żyzna, a kopanie węgla to ciężka praca. W tym biednym świecie podstawową zasadą było jak najszybsze usamodzielnienie się, bo nie ma kto pomóc. Zawsze najpierw trzeba było znaleźć zawód, skończyć szkołę zawodową, a jak już można było utrzymać się z własnej pensji, to można było mieć fantazję o technikum czy studiach. Taką wizję świata wyniosłem z domu. Takie ewangeliczne stwierdzenie, że kto nie pracuje, ten niech też i nie je, zawsze mi towarzyszyło, jest jakimś moim życiowym mottem. Oczywiście jak Pan to napisze, to zaraz będzie, że chcę zagłodzić wszystkich niepełnosprawnych, ale jak ktoś chce to tak odczytać, to trudno. Mam jednak nadzieję, że wielu ludzi odczyta to tak jak ja, że trzeba dać z siebie wszystko, czuć się zmęczonym robotą. Bo kiedy da się wszystko, to wszystko się też znajduje. Stwarza się wokół siebie pozytywny odbiór. To pomaga znaleźć ludzi gotowych wesprzeć, pomóc zrealizować jakiś plan na życie. Dzięki temu plany mogą stać się rzeczywistością.

„Trzeba dać z siebie wszystko, czuć się zmęczonym robotą. Bo kiedy da się wszystko, to wszystko się też znajduje”

Pytam o Ślązaków, bo są zarzuty, że bardziej będzie się Pan w Europarlamencie zajmował kwestią narodowości śląskiej niż sprawami osób z niepełnosprawnością. Czyim reprezentantem Pan będzie?

Polaków przede wszystkim, osób o polskim obywatelstwie, rodaków, którzy dzięki Unii mogą żyć trochę lepiej, wygodniej. Sprawy tożsamości śląskiej są popularne w mediach, ale to nie oznacza, że pochłaniają mnie one w stu procentach. Wręcz przeciwnie, te proporcje są jak 80 do 20 na rzecz polityki społecznej, z czego ogromna większość to sprawy osób niepełnosprawnych.

Zdjęcie siedzącego na wózku, uśmiechniętego posła Marka Plury. Na pierwszym planie laptop
Marek Plura: "Ewangeliczne stwierdzenie, że kto nie pracuje, ten niech też i nie je, zawsze mi towarzyszyło, jest jakimś moim życiowym mottem", fot. Piotr Stanisławski

W Parlamencie Europejskim spotka Pan Janusza Korwin-Mikkego, znanego ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi dotyczących osób z niepełnosprawnością.

Jeżeli pan Korwin-Mikke będzie dalej głosił takie wypowiedzi, które ubliżają godności osoby z niepełnosprawnością albo innym kwestiom, które nie podlegają dyskusji w Parlamencie Europejskim, to ja na pewno będę ostro przeciwstawiał się jego wypowiedziom i żądał zmiany retoryki, która dotyczy osób z niepełnosprawnością lub innych osób, które odczuwają pewne deficyty w funkcjonowaniu w społeczeństwie. Na pewno pan Korwin-Mikke nie stanie się ikoną polskiej delegacji do Parlamentu Europejskiego.

„Na pewno pan Korwin-Mikke nie stanie się ikoną polskiej delegacji do Parlamentu Europejskiego”

Co Pan chce załatwić dla Polaków z niepełnosprawnością jako europoseł?

Dla mnie priorytetem będzie europejska legitymacja osoby niepełnosprawnej, zwana też kartą mobilności.

Po co taka karta przeciętnemu obywatelowi z niepełnosprawnością?

Unia daje swobodę poruszania się po jej terytorium. Chodzi nie tylko o to, że nie mamy granic, lecz także o to, że możemy korzystać z różnych lokalnych przywilejów. O ile nie chodzi o świadczenia socjalne, bo to jest zastrzeżone dla obywateli danego kraju. Po prostu tam, gdzie świadczenia są lepsze, mogłoby się zjechać tylu Europejczyków, że zabrakłoby pieniędzy na to, by taką grupę beneficjentów utrzymać. Jako osoby z niepełnosprawnością w różnych krajach Unii możemy za to korzystać z tańszych biletów do różnego rodzaju placówek, często też ze zniżek w transporcie. Czasem to nie są zniżki, a jedynie możliwość korzystania z odrębnego wejścia. W niektórych krajach funkcjonuje euroklucz, który pasuje do każdego zamka w toaletach dla osób z niepełnosprawnością, albo klucz elektroniczny, który otwiera windę. Podobnie jest z kartą parkingową. Jest więc wiele elementów w życiu, gdzie ta wspólna legitymacja byłaby ważnym dokumentem. Oczywiście, nie ma to znaczenia dla kogoś, kto nie porusza się po Europie, kto pozostaje w czterech ścianach własnego domu. Ale to nie Unia Europejska jest w stanie te ściany pootwierać, to trzeba zrobić tutaj.

Co więc można zdziałać z pozycji europosła?

Korzystając z pozycji europarlamentarzysty chciałbym jeszcze wspierać realizację przez polskie firmy dyrektyw, które odnoszą się do transportu publicznego. Dyrektywy są, a efektów nie ma. To jest bardzo bolesne i karygodne. Nie myślę tylko o osobach takich jak ja, które muszą podróżować na wózku, ale też o osobach niewidomych czy z innymi ograniczeniami ruchu, a także o osobach, których dysfunkcje natury psychicznej powodują ograniczenia w podróży.

Jeśli dyrektywy w sprawie dostępności transportu nie będą realizowane, liczy się Pan z alarmowaniem unijnych instytucji?

Na pewno tak. Nie widzę powodu, dla którego nie miałyby być wdrażane kwestie organizacyjne. Rozumiem, że nowy, dostosowany wagon kosztuje 5-6 mln zł i może nie każdego przewoźnika na niego stać, ale jeśli nie można zorganizować bezpiecznego wejścia do pociągu, to jest już karygodne zaniedbanie. To już nie kosztuje tak dużo.

„Jeśli nie można zorganizować bezpiecznego wejścia do pociągu, to jest już karygodne zaniedbanie”

Czyli trzymamy Pana za słowo w kwestii europejskiej legitymacji i pilnowania polskich przewoźników.

Bardzo o to proszę.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • Ptylismus posła któremu się udało.
    Zbigniew
    07.07.2014, 14:17
    Należy yrgulować rynek prcy niepelnosprawnych, dowinasowanie i ulgi powinny dostawąć firmy które zatródniają nawet jedną osobę. Panie pośle 6-ciopak, a coś pan zdiałał dla dla tycj niepełnosprawnych co maja 153 zł miesięcznie? Przysłowie ludowe: "Jak wejdziesz między Wrony, to kraczesz tk jaki one".
    odpowiedz na komentarz
  • odp
    Michał
    03.07.2014, 17:17
    no coz osoby z niepnosprwnosciom powinny umierac w Polsce
    odpowiedz na komentarz
  • 16,7 tys. ON straciło pracę
    płakać się chce
    01.07.2014, 10:15
    Od k.paźdz. do k.kwietnia 16,7 tys. ON z rynku chronionego straciło pracę A Plura. Duda i Integracja swoje... żenada.
    odpowiedz na komentarz
  • ten...
    tomek
    30.06.2014, 09:44
    cały pulra to żaden autorytet
    odpowiedz na komentarz
  • system z UK w polskich realiach
    yakaba
    29.06.2014, 18:47
    Panie Pośle! Jeżeli ma być u nas tak jak w UK, że odmowa podjęcia pracy = utracie zasiłku, to niechże oferowana praca będzie dostosowana do możliwości beneficjenta systemu! Tymczasem nasze Powiatowe Urzędy Pracy kierują niemowy do call centers! SKANDAL!
    odpowiedz na komentarz
  • Krok po kroku komentarz do wywiadu z europosłem Markiem Plurą.
    Bożena
    29.06.2014, 18:43
    Krok po kroku komentarz do wywiadu z europosłem Markiem Plurą. Na wstępie zaznaczam, że nie krytykuję Ciebie Marku, a jedynie analizuję punkt po punkcie wywiad jakiego udzieliłeś, w którym zarysowałeś do czego dążymy. Bo rozumiem, że mimo różnic, dążymy do tej samej normalności. Brzmi bajecznie. Jestem niezależna, żyję z własnej pracy, mam za co żyć. Stać mnie na dostosowane do moich potrzeb mieszkanie i jego utrzymanie. Na zakup auta i jego utrzymanie, w tym na zapłacenie osobie, która będzie nim mnie wozić. Na opłacenie dostosowanej taxówki, która o każdej porze, całą dobę, zawiezie mnie gdzie będę potrzebowała. A nie jak teraz, z wielodniowym wyprzedzeniem w wyznaczonych, bardzo ograniczonych godzinach. Bliscy żyją własnym życiem i pomagają mi sporadycznie, z wyboru, a nie z konieczności. Pielęgniarki, opiekunki, asystenci, wolontariusze są w zasięgu ręki cały rok, bez oczekiwania na ich usługi miesiącami. Do większości miejsc publicznych, zwłaszcza nowobudowanych lub nowowyremontowanych, dostaję się bez pokonywania barier architektonicznych. W epilogu tej bajki dodam, że za wszystko to płacę z zarobionych przeze mnie pieniędzy i nie obawiam się przyszłości. A teraz realia i analiza problemu. Chętnie przyjmę każdy system brytyjski, niemiecki czy zanzibarski, który zabierze mi rentę socjalną w wysokości 619,50 zł i zasiłek 153 zł, a pozwoli w zamian zrealizować wyżej opisaną fantazję, za wynagrodzenie za pracę. Bardzo chętnie, poddam się pilnowaniu przez państwo by „nie ułożyć sobie udanego życia na zasiłku” pod warunkiem, że byłabym wstanie zrealizować w/w utopię. Trzeba tu też uwzględnić utratę pracy i realną możliwość ponownego jej znalezienia. Osoba niepełnosprawna tracąc pracę nie znajdzie jej tak szybko jak sprawna (z wyjątkiem osób powszechnie znanych jak np. poseł). W urzędach pracy takich ofert po prostu nie ma. Stróż nocny i sprzątaczka to typowe oferty pracy dla osoby niepełnosprawnej. Nie jesteśmy mobili, dyspozycyjni, wytrzymali fizycznie, chorujemy, wymagamy kosztownego osprzętowania i zaplecza, nigdy więc nie będziemy równorzędnymi pracownikami. Można dążyć do zrównania niepełnosprawnych i sprawnych płatników składek, ale nigdy tego fizycznie nie osiągniemy. ZUS brzmi złowrogo nie tylko dlatego, że ludzie chcą z wygody żyć na rentach (takie sytuacje mają miejsce), ale też z powodu niekompetencji orzeczników. Od ich kaprysu zależy być albo nie być wielu osób, jak pokazują liczne reportaże np. o osobach upośledzonych umysłowo, leżących pod respiratorami, którym urzędnik cofnął przyznaną rentę, choć ich stan zdrowia nie polepszył się. Dwa razy skorzystałam ze szkoleń. Pierwsze szkolenie dla osób bezrobotnych finansowane przez urząd pracy dało mi pewność, że poziom wiedzy samouka jest wystarczający żeby podjąć pracę. Drugie szkolenie, bardziej ukierunkowane, finansowane z funduszy europejskich (zorganizowane przez Zakon Kawalerów Maltańskich) - skutkowało pracą. I tu dochodzimy do punktu, który ostatnio tak nas poróżnił. Szkoda, bo nie to było moją intencją. Twoje stwierdzenie stawia na równi pracodawcę kontra pracownik „Łatwiej byłoby mi dzisiaj znaleźć pracodawcę gotowego do zatrudnienia niż osobę niepełnosprawną realnie gotową do pracy". Na dzień dzisiejszy trudno porównać pracodawcę, któremu państwo dopłaca do stanowiska osoby niepełnosprawnej do pracownika, który zarabia najniższą krajową lub ułamek tej sumy. Oczywiście wiem co chciałeś powiedzieć, że to było uogólnienie, ale w obecnej sytuacji na rynku pracy i szeroko rozumianego socjalu, mam wrażenie, że nie było to na miejscu. Poczułam się jak leń i obibok. Z wykonywanej przeze mnie pracy mogę, co najwyżej, kupić przysłowiowe waciki. Jestem ostatnią osobą, która zarzuciłaby niepełnosprawnym posłom 6 tys. zł na asystenta, bo wiem jak bardzo mi tej sumy brakuje do godnego i aktywnego życia. Mam nadzieję, że to co dzisiaj dostępne dla wybranych, za parę lat będzie ogólnodostępną normą. NFZ uważa, że wystarczy jeżeli osoba niepełnosprawna umyję się 4 razy w tygodniu. Nie 14 razy, czyli dwa razy dziennie, jak każdy zachowujący higienę człowiek, nie 7 razy, bo tyle dni ma tydzień, tylko 4 razy w tygodniu w dowolnie dni wybrane przez opiekunkę. To oczywiście uogólnienie, bo 4 godz. opieki pielęgniarskiej tygodniowo przeznaczone są nie tylko na higienę. To szeroki temat, nie chcę go teraz rozwijać. Ale w kontekście wywiadu o aktywizacji niepełnosprawnych na rynku pracy, powiem obrazowo - trudno brudasce być aktywną na rynku pracy. Jako kobieta po prostu sobie tego nie wyobrażam. Przez 40 lat nikt nie dotarł do moich rodziców ani do mnie z kompleksową informacją, co i gdzie możemy otrzymać od państwa. To raczej my jesteśmy prekursorami w uświadamianiu i egzekwowaniu przysługujących praw od lekarzy i urzędników. Informację wyszarpuje się od nich jak tajemnice państwowe. Słuszne jest zrewidowanie osób uprawnionych do posiadania kart parkingowych. To oczywiste, że powinny być eliminowane osoby, które jak mój sąsiad, nie mają problemu z poruszaniem, a mimo to stają na miejscach dla niepełnosprawnych z kartą parkingową za szybą. Jednak żeby ubiegać się o nową kartę trzeba zrobić zdjęcie za niemałą czasem sumę (często w okolicy nie ma zakładu fotograficznego bez schodów, zwłaszcza na wsiach i mniejszych miastach), stawić się na komisję (jeżeli osoba posiada inne orzeczenie niż wydane przez Zespół do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności), wypełnić formularz i wreszcie uiścić opłatę skarbową. Dla wielu osób brzmi jak bieg z przeszkodami nie do przebycia. PFRON „zmusza” do korzystania z programów dofinansowujących niezależnie od realnych potrzeb. Mając świadomość, że za rok programów może w ogóle nie być, lub będą bardzo zaostrzone zasady przyznawania środków, osoba niepełnosprawna składa wnioski kiedy tylko ma taką możliwość. Nigdy nie wiadomo czy za chwile nie zepsuje się wózek, podnośnik, łóżko, komputer itd., więc lepiej załatwić na zapas nowy. Przyjmowanie wniosków i ich rozpatrywanie odbywa się jak przydział talonów na pralkę w PRL-u. Lwia część wniosków rozpatrywana jest odmownie, a przyjmowane są w iście PRL-owski sposób, w krótkim terminie, kto pierwszy ten lepszy. Moje wózki mają 15 i 10 lat. Wiem, że zapłacę za to wysoką cenę. Awaria wózka spowoduje, że zostanę na lodzie przez kilka miesięcy zanim ruszy nowy program PFRON. O ile takie dofinansowanie w ogóle zostanie mi przyznane. Bliscy pozwalają mi funkcjonować w miarę godny sposób, ale jak sam zauważyłeś, nie o to chodzi żeby tylko brać, ale i dawać coś z siebie w rodzinie i społeczeństwie. Państwo żeby wymagać aktywności zawodowej od płatnika składek musi najpierw dać start w postaci: edukacji - indywidualna w domu z lat 70-90 nie jest takim startem, infrastruktury - o braku której mogłabym pisać elaboraty, zabezpieczenia w potrzebne sprzęty – nie reglamentowane jak w komunie, szeroko rozumianą opiekę - na która nie czeka się latami i wreszcie oferty pracy realnie skierowane do osób niepełnosprawnych. Miałam ambitny plan policzenia minimalnych kosztów, które dałyby możliwość pokrycia opisanej bajki i rozwiązania, co ważniejszych problemów egzystencjalnych. Niestety, suma przerosła moją wyobraźnie. Realna i policzalna jednak jest strata w budżecie domowym z tytułu mojej pracy.
    odpowiedz na komentarz
  • Z DPS do Europarlamentu...
    Elka
    29.06.2014, 14:46
    No i co???... nic dodać, nic ująć...poseł z PO, inwalida, mieszkał nawet w DPS-sie.., pewnie rodzice nie mieli do niego siły, więc go oddali na garnuszek Państwa Polskiego, no i udało się, ważny poseł PO inwalida, przepuszczam 1-grupa inwalidzka, więc zapisane w papierach orzecznika do spraw inw.-pomoc osób drugich, znalazł się w PE. Tak ta osoba całkiem oderwała się od realizmów w naszym umiłowanym kraju-Polsce. No cóż szanowny pośle Plura tak cacy to w Polsce nie jest, człowieku marzenia nie jednego inw. O jakiej pomocy społecznej tu gadka ??? podwyżka właśnie do mojej ręciny około 20zł... właściwie to mało zrozumiałam w tym potoku banałów, tak klepie jak wszyscy z PO, mam ich dość razem z tym posłem inw. z PO...., No ale rzeczywiście potrafił sobie zrobić dobrze i to bez pomocy osób trzecich, dziwne....
    odpowiedz na komentarz
  • jak to dawniej bywało
    Zaradna
    29.06.2014, 14:39
    Nie da się ukryć też chciałabym mieć takie dochody. Niestety chyba Ktoś tu zapomniał jak to dawniej bywało. Doradza, żeby zrobić prawko, poszukać pracy - piękne ale tylko w teorii. Obecnie pracy szuka się latami, to raz. Nie każdą pracę ON może wykonywać to dwa, a trzy jeśli już znajdzie to za najniższą krajową, więc o zrobieniu prawka może zwyczajnie pomarzyć. Pomijam już fakt, że to bardzo kosztowna inwestycja, która rzadko kiedy dochodzi do skutku, bo powiedzmy sobie szczerze ON nie zrobi prawka za pierwszym razem, więc przynajmniej na początku wyrzuca pieniądze w błoto. Przepraszam bardzo, ale wolę zainwestować w jakiś wyjazd niż w prawko. Może Pan poseł chce popracować parę lat na czarno tak jak ja na początku może wtedy zmieni punkt widzenia. Potem się dziwią, że Polacy potrafią kombinować, niestety czasami bez kombinowania się nie da, a z czegoś trzeba żyć, a egzystencja coraz droższa.
    odpowiedz na komentarz
  • Dorwał się pan do żłobu
    krzysiek
    28.06.2014, 18:33
    Ja jestem po dwóch wypadkach mam złamany kręgosłup amputowaną nogę drugą połamaną w trzech miejscach szukam pracy od 20 lat a do urzędu pracy jeżdżę żeby się od fajkować bo nikt nie zaproponował mi jakiejkolwiek pracy i też prowadziłem stowarzyszenie teraz jestem w drugim skarbnikiem więc nie opowiadaj mi głupot ktoś cię wepchną i teraz powiesz wszystkie głupoty a by się im przypodobać jestem z Radomia i dawno przestałem wierzyć w takie bajki mam wujka i mówi jak się załatwia takie rzeczy
    odpowiedz na komentarz
  • Syty głodnego nie zrozumie
    Krzysiek
    28.06.2014, 17:29
    Pan Plura widocznie odkąd został posłem zyje w innej rzeczywistości a szkoda bo była szansa by ktoś naprawdę reprezentował niepełnosprawnych.
    odpowiedz na komentarz
  • ja
    27.06.2014, 23:31
    niech pan pracuje za 1200 zł zapłaci dojaz itd chciałbym miec taka wypłate jak pan tez bym takie bzdury opowiadał
    odpowiedz na komentarz
  • Pluta mi ubliza a nie Mikke
    michal
    27.06.2014, 22:59
    Boicie się Korwina bo odstawić chce cwanaiczkow takich jak ten poseł. Tacy ludzie mi ublizaja kreując się na obrońców niepełnosprawny ch a w praktyce robią gorzej niż Korwin kiedykolwiek powiedzial
    odpowiedz na komentarz
  • Ch, d, i kamieni kupa
    defender
    27.06.2014, 22:41
    Pan Plura sprawia wrażenie totalnie oderwanego od rzeczywistości, jaką tworzy rząd partii, do której należy. Ciekawe czy w restauracji Sowy mówi to samo? Wszystkie te opowieści o aktywizacji niepełnosprawnych i porównania POlski do UK czy Niemiec to bujdy na resorach i bajki dla ciemnego luda, który wszystko kupi. Zastanawiające jak pan Plura wyobraża sobie znalezienie pracy przez gros ON przy bezrobociu rejestrowanym na poziomie 12,5%, wydłużeniu wieku emerytalnego do 67 rż i wzroście PKB w okolicach 3% (co i tak jest sukcesem po 2012 i 2013 r)? Nie ma możliwości by przy takich wskaźnikach gospodarczych doszło do radykalnego wzrostu poziomu zatrudnienia ON! Po prostu gospodarka generuje zbyt mało nowych miejsc pracy, zajmowanych w większości i tak przez osoby zdrowe, które można bardziej wyzyskać (bo kodeks pracy w sektorze prywatnym w POlsce to fikcja). Zresztą co tu dużo pisać, skoro nawet urzędy, mające świecić przykładem, wolą wpłacać pieniądze na PFRON niż uzyskać minimalny wskaźnik zatrudnienia ON. Ciepłe posadki w instytucjach państwowych są traktowane jak synekury i rozdawane według klucza partyjnego i rodzinnego. Żadne zmiany w systemie rentowym nic nie dadzą, spowodują jednie przepływ osób pozbawionych świadczeń do systemu opieki społecznej (chyba, że taki jest cel). Tylko radykalne przyspieszenie tempa wzrostu PKB do co najmniej 5-6% r/r, mogłoby zmienić sytuację ON na rynku pracy, ale na to się raczej nie zanosi.
    odpowiedz na komentarz
  • Panie Pośle
    Zorro
    27.06.2014, 22:37
    Płacąc składki (my albo nasze rodziny) ubezpieczmy się na wypadek choroby i niepełnosprawności. Stąd pochodzą renty. Niepełnosprawność jest niepełnosprawnością i nie wymagajmy od niepełnosprawnych, żeby pracowali, no chyba że są nawiedzonymi pracoholikami jak pan. Renta wynika z ubezpieczenia. Rolą państwa jest tak działać, żeby renty były godne człowieka. Gdy trzeba, to trzeba je dofinansować z budżetu państwowego. Lepiej postarajcie się likwidować bariery architektoniczne, komunikacyjne i inne. Wtedy niepełnosprawnym i ich rodzinom będzie łatwiej żyć. Życzę powodzenia w działaniach wspomagających niepełnosprawnych.
    odpowiedz na komentarz
  • Plura - odejdz
    Maciek
    27.06.2014, 10:37
    Plura to zwykly polityk, taki sam jak cala banda darmozjadow w PO czy innych PiSiorow. Kiedys pisalem do tego goscia maila w sprawach niepelnosprawnych, ale trudno bylo mu odpisac. Widocznie bardzo zapracowany jest... Gosc jest totalnie niewidoczny i w ogole nie reprezentuje osob niepelnosprawnych w Sejmie. Jezeli sie myle, to prosze o info co zrobil w sprawach ON. Nie chcemy takich politykow jak Plura.
    odpowiedz na komentarz
  • Karty parkingowe
    Kaśka
    27.06.2014, 08:54
    To właśnie dzieki temu PANU zmieniono przepisy dotyczące wydawania i wazności kart parkingowych. Ten człowiek wziął wszystkich do jednego wora oszustów i tych naprawdę potrzebujących,nie wyobraża sobie ile stworzył problemów dla osób mających duże trudności z poruszaniem się, takie osoby miały karty wydane na stałe a teraz ponownie muszą sie stawiać na komisji a orzecznik jak będzie miał dobry humor to wyda pozwolenie na kartę.
    odpowiedz na komentarz
  • Zmiany są dobre
    Bogumiła
    26.06.2014, 21:56
    Oczekiwane zmiany w aktywizacji osób niepełnosprawnych dokonują się powoli. Są efektem zmiany przepisów prawnych, zmian mentalnych w społeczeństwie i w samych osobach niepełnosprawnych. Te zmiany najłatwiej zauważyć na przestrzeni długich lat. Koncepcja niepełnosprawności, autopercepcja i percepcja społeczna niepełnosprawności są sygnatariuszami tych zmian. Aktualne rozwiązania związane z płynnym czasem pracy umożliwiają podejmowanie aktywności zawodowej. Renty rehabilitacyjne sprzyjają podejmowaniu adekwatnej pracy i nie zmuszają do kurczowego trzymania się renty czy zapomogi. Chodzi o zrozumienie pracodawcy, że osoba niepełnosprawna pracuje w innym rytmie i z inną wydajnością. Przepisy prawne i ułatwienia dla pracodawców sprzyjają zatrudnianiu osób niepełnosprawnych. To chyba inna sytuacja niż sprzed 30 lat; w innym świecie żyjemy. Inny jest też model opieki medycznej, opieki rodzinnej i usytuowania osób w środowisku. Pokutują w nas częściowo dawne mechanizmy psychologiczno- społeczne, wyrażające się we wzmacnianiu poczucia bezradności i liczeniu na minimalne zabezpieczenie socjalne. Ale na szczęście to się zmienia. Bo największym osiągnięciem tych zmian jest postawienie na samodzielność a nawet samowystarczalność osób niepełnosprawnych, przy wszystkich ulgach i ułatwieniach. Ich emocjonalność a szerzej wrażliwość, ich potrzeby estetyczne nie różnią się wielce od tych, które charakteryzują osoby pełnosprawne.
    odpowiedz na komentarz
  • praca
    EK
    26.06.2014, 20:48
    Sprawdza się powiedzenie że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - mówi pan tak jak orzecznik ZUS - nie masz nóg ale masz ręce możesz pracować,nie masz rąk ani nóg ale masz głos możesz śpiewać w chórze.To nie takie proste, obecnie jest ok 2 mil ludzi ładnych,zdrowych, wykształconych którzy nie mają pracy i konkurowanie z nimi nie ma szans.Szkolenia,przekwalifikowania dają najwięcej korzyści firmom które takie szkolenia prowadzą a kursantom pozostają jakieś ochłapy z których muszą się niemiłosiernie rozliczać bo przecież Urząd Skarbowy,ZUS czy inne instytucje każdego obywatela uważa za przestępcę i na każdym kroku trzeba udowadniać że tak nie jest.
    odpowiedz na komentarz
  • Grzegorz rdzeniowy zanik mięsni
    Ślusarz
    26.06.2014, 20:38
    Powiem tak, jak bym miał zarabiać 1300 zł to bym sobie nie poradził z utrzymaniem mieszkania, rehabilitacją, leki, szukam pracy od rok jestem po studiach i co i nic, urząd miasta lub urząd gminy miał przyjmować osoby niepełnosprawne i nadal tego nie robią... poziom zatrudnienia nadal jest niski w instytucjach państwowych ciągle są przyjmowane ludzie z kręgu rodzinnego i nigdy to się nie zmienni... Ja jestem chętny do pracy ale nie za 1300 i bez renty. Zycie kosztuje !!!
    odpowiedz na komentarz
  • Dbacie tylko o własny interes.
    Grzegorz
    26.06.2014, 19:54
    Pięknie Pan mówi ale ile jest w tym prawdy pewnie tyle samo co pokazały nagranie kolegów z PO kłamców. Wystarczy odpowiednio się ustawić i wszystko się znajdzie asystent, dieta i inne świadczenia darmoziadów którzy nic nie robią tylko okradają podatników i kraj. Teraz jedzie Pan do Brukseli aby sprzedać Ślązk Niemcom ale co tam dla Pana nie ważny własny kraj tylko pieniądze i wszystko Pan powie i zrobi aby dopiąć swego.
    odpowiedz na komentarz
  • TUBYLCY MAJĄ ZAKAZ
    mama
    26.06.2014, 19:47
    Karty parkingowe to jedyny dokument w krajach U.E który pozwala na parkowanie na kopercie o. niepełnosprawnej.To dlaczego w Polsce jest dyskryminacja miast mieszkaniec innego miasta nie może parkować w Gdańsku czy innym mieście?.Jeżeli jest to przepis prawny kto może parkować na kopercie to proszę to ujednolicić.Podobnie z opłatami za parkowanie .
    odpowiedz na komentarz
  • Taka sobie myśl
    jerzy
    26.06.2014, 19:12
    Pan poseł przypomina Niemców Anglików a może bliżej choćby Czesi - renta taka że pozwala żyć spokojnie bo to też forma rehabilitacji psychicznej. Jak proteza to produkt do zwrotu ale po regeneracji i z najwyżej półki a nie produkt pośledniej jakości za olbrzymią kasę. A PRL fakt wózki toporne jak te dzisiejsze za 1000 złotowa refundację te lekkie i eleganckie są dla bogatych. Co do aktywności kto wykończył spółdzielnie jak nie Pańscy koledzy posłowie a dziś niepełnosprawnym dziękujemy bo to kłopot dla właściciela. Interes jest do zarabiania pieniędzy nie dla roszczeniowego inwalidy.
    odpowiedz na komentarz
  • Parodia
    nikuś 36
    26.06.2014, 18:01
    Osobiście nic do tego człowieka nie mam,ale jego mitomania jest śmieszna.Chyba pomyliły mu się systemy i związane z nim koszty.Panie Plura czemu ukrywa pan zadłużenie Zus na 290 mld?Co pan chce proponować osobom,które nie dadzą rady pracować niż 1/2 etatu.Renta socjalna 619zł,a tyle samo zaproponuje pracodawca,dodatkowo dojazd 100zł i z 619 robi się 500.Niech pan jeszcze w końcu powie jedną podstawową kwestie.Podjecie pracy jest w 70-80 % przypadków traktowane jako cudowne uzdrowienie.Niech pan pójdzie do sklepu na kasę szybko pan zmieni zdanie.Uśmiechneło sie do pana szczęście i udaje pan artyste.Interesy Pańskiej parti a niepełnosprawni,cóź pan o tym powie.Dobre kolacyjki naszym kosztem.Taka jest rzeczywistosc a pan probuje ja zaklinać.Cóż ciekawgo jeszcze wyjdzie i kto za ile.
    odpowiedz na komentarz
  • Dotyczy PFRON
    Piszanka
    26.06.2014, 14:18
    Może będzie Pan mógł wpłynąć na jakąś instytucję, aby zajęła się wreszcie ściąganiem zaległych składek od pracodawców na PFRON. Moi byli pracodawcy mają zaległości sprzed 2009 i nic z tym się nie dzieje. Jestem z woj. warmińsko - mazurskiego. Może to tylko tak w naszym woj. się dzieje ?? PFRON tylko narzeka, że nie ma pieniędzy na zadanie, a nie egzekwuje tego co im się należy. Bardzo proszę o odpowiedź i interwencję.
    odpowiedz na komentarz
  • Asystent to mit
    Marta
    26.06.2014, 12:23
    Ja pracuję w formie telepracy i tylko tak mogę. Program Asystenta ON funkcjonuje w stolicy i więlkich miastach. Nie jest obligatoryjny. W tej chwili zaczynam rehabilitację dzienną tylko i wyłącznie dzięki życzliwości sąsiadów, którzy będą mnie wozić. Obligatoryjny jest dowóż do placówek szkolnych i WTZ-ów. Osoby dorosłe poza nimi są pozostawione same sobie. Panie Marku inicjatywa pańskiej aktywności pozytywna i myślę, że wielu z nas by ją miało, gdyby ten asystent faktycznie funkcjonował, a wózkowicze nie byli pozamykani w nieprzystosowanych blokach. Koszty zamontowania wind, a wcześniej formalności z tym związane są straszne i naprawdę nie każdego stać. Znam osoby, które są aktywne społecznie i zawodowo, a na przystosowanie mieszkania czeka się latami.
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas