Natalia Partyka przegrywa w półfinale singla. Kres epoki, legenda pozostaje
Od dawna przestrzegała, by nie wieszać jej na szyi złotego medalu przed rozpoczęciem igrzysk. Singlowe triumfy podczas czterech kolejnych igrzysk paraolimpijskich działały jednak na wyobraźnię i mało kto brał sobie te słowa do serca. Natalia Partyka znalazła jednak w Tokio pogromczynię w osobie Yang Qian. To „stara znajoma”, która obecnie reprezentuje Australię, a którą wcześniej dwukrotnie, jeszcze jako Chinkę, Partyka pokonała w finałach igrzysk w Londynie i Rio.
Wszyscy zdążyli się przyzwyczaić do tego, że Partyka równa się złoto. W końcu na igrzyskach paraolimpijskich od Aten włącznie nie przegrała w turnieju singlowym meczu. A było to przecież 17 lat temu! Dodatkowo w Rio razem z Karoliną Pęk i Katarzyną Marszał dołożyła złoto w deblu. Czterokrotnie reprezentowała też Polskę na igrzyskach olimpijskich. Dlatego w powszechnym mniemaniu mecze paraolimpijskie to powinien być spacerek. Nic bardziej mylnego.
Stres, by nie zawieść
- Wciąż mam ten medal zakładany na szyję jeszcze przed igrzyskami – mówiła rok temu w książce „Droga do Tokio”, wydanej przez Polski Komitet Paraolimpijski. – A przecież żadna przeciwniczka nie podda się tylko dlatego, że gra ze mną. Wszystkie będą grały bez stresu, każda chce sprawić niespodziankę, więc będę sobie musiała przy stole wszystko wywalczyć.
Ciśnienie, że koniecznie musi być złoty medal, działa stresująco. A gdy do głosu dochodzą nerwy, umiejętności przestają być atutem.
- Paradoksalnie, choć nie do końca ten mechanizm rozumiem, mam tak, że zazwyczaj bardzo dobrze radzę sobie w sytuacjach stresowych, zachowuję stalowe nerwy i daję radę, a na igrzyskach paraolimpijskich jest inaczej – mówiła Partyka. – Nie jest tak, że tracę nerwy, bo trzymam je na wodzy, co pozwala mi jednak wygrywać, ale przez tę ogromną presję gram na kilkadziesiąt procent tego, co potrafię. Przez to sama pakuję się w tarapaty. (...) Na igrzyskach paraolimpijskich stresują mnie już pierwsze mecze, pierwsze piłki. Potem stres odpuszcza, ale są momenty, gdy gram bardzo słabo i daleko mi do mojego przeciętnego choćby poziomu. Może to dlatego, że nie chcę zawieść siebie i osób, które na mnie liczą, a które są przecież jakoś bliskie mojemu sercu.
Mimo sukcesów w rywalizacji osób pełnosprawnych, Natalia Partyka wciąż czuje się bowiem emocjonalnie związana ze środowiskiem paraolimpijczyków. To przecież wśród nich zaczęła przygodę z wielkim sportem, która trwa od igrzysk w Sydney w 2000 r., podczas których miała ledwo 11 lat. Tam po raz ostatni przegrała mecz w turnieju singlowym na igrzyskach paraolimpijskich. Następna porażka przyszła 21 lat później w Tokio.
Niby wszystko pod kontrolą
Ten półfinałowy mecz od początku się nie układał. W pierwszym secie Partyka nie była sobą, widać było u niej pewną nerwowość. Przegrała go do 7. W drugim secie pokazała jednak właściwą sobie klasę. Yang nie miała nic do powiedzenia, skończyło się na 11:4.
Niemal tak samo dobrze było w trzecim secie, choć ten był już bardziej wyrównany. Rywalka potrafiła ze stanu 9:5 dla Polki wyrównać do 9:9. Dwie ostatnie piłki należały jednak do Partyki.
W czwartym secie gra była wyrównana, jednak tylko do stanu 6:6. Wtedy licznik po stronie Partyki zatrzymał się i Yang wygrała tę partię 11:6.
Nadszedł więc piąty set, decydujący o awansie do finału igrzysk. Partyka zaczęła doskonale, od prowadzenia 3:0, a potem nawet 9:4. Wydawało się, że ma ten mecz pod kontrolą. Trudno wytłumaczyć, co stało się później. Widać było jedynie, że w grę Partyki znów wkradła się nerwowość. Może to wspomniany ciężar oczekiwań?
Dość powiedzieć, że Polka nie zdobyła już punktu, za to Yang siedem kolejnych i to reprezentantka Australii wygrała ten mecz, który stał na znakomitym poziomie, a niektóre akcje obu zawodniczek byłyby ozdobą każdego turnieju.
Porażka niczego nie zmienia
Co ta porażka oznacza dla Natalii Partyki? W sensie sportowym brązowy medal singla, a trzeba pamiętać, że w Tokio wystąpi jeszcze w turnieju drużynowym, w którym bronić będzie złota z Rio. Na pewno jednak niczego to nie zmieni w jej statusie gwiazdy polskiego sportu.
Mimo ledwo 32 lat, jej życie to cała epoka zwycięstw, przełamywania stereotypów dotyczących osób z niepełnosprawnością, ale i wspierania innych. Dość powiedzieć, że oszczepniczka Maria Andrejczyk, wicemistrzyni Igrzysk Olimpijskich w Tokio, była podopieczną funduszu stypendialnego Natalii Partyki.
Tych bez mała 20 lat na szczycie jedna porażka nie przekreśla. Natomiast – paradoksalnie – może od teraz będzie Natalii Partyce łatwiej? Może cały ten bagaż oczekiwań będzie o tonę lżejszy?
- Czasami myślę sobie, że przecież będę robiła wszystko, żeby wygrać, ale i mnie ma prawo się zdarzyć jakieś potknięcie – mówiła przed rokiem Partyka. – Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale to jest tylko sport. Świat się nie skończy.
Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz