Utytułowany szermierz nie pojechał do Tokio. Wszystko przez nowe zasady kwalifikacji
- Nie jadę do Tokio przez nowe kryteria – tak mówi Jacek Gaworski, srebrny medalista Igrzysk Paraolimpijskich w Rio 2016 w szermierce na wózkach. Jego zdaniem, nowe wymagania postawione szermierzom na wózkach pozbawiają szans na medal najlepszych zawodników, za to promują „średniaków”.
- Za to, że jestem chory i niepełnosprawny, zostałem ukarany brakiem kwalifikacji na paraolimpiadę bardziej niż Rosja za aferę z dopingiem, bo zawodnicy z tego kraju startują, a ja nie – podkreśla Jacek Gaworski.
Jego zdaniem, nowe wymagania postawione szermierzom na wózkach są niezgodne z duchem fair play.
- Ktoś chyba nie pomyślał i wymaga się od osób niepełnosprawnych jeszcze większej sprawności fizycznej niż od pełnosprawnych szermierzy. Kwalifikacje do paraolimpiady były bardzo ciężkie i długie – dwa lata plus rok przez COVID. Dodatkowo pojawił się wymóg, by zawodnicy musieli startować w konkurencjach z dwoma różnymi rodzajami broni – na przykład szablista, by się zakwalifikować, musiał także startować w zawodach w szpadzie lub we florecie. Niektórzy zapobiegawczo startowali w trzech różnych broniach. Bardzo wysoko postawiono poprzeczkę. Nie byliby jej w stanie sprostać pełnosprawni zawodnicy. Chyba komuś umknęło, że na paraolimpiadzie startują niepełnosprawni i chorzy – stwierdza Jacek Gaworski.
Nowy wymóg
Władze Międzynarodowej Federacji Sportu Osób na Wózkach i z Amputacjami (IWAS) wprowadziły nowe kryteria kwalifikacji na igrzyska paraolimpijskie. Teraz zawodnicy są oceniani na podstawie bilansu dwóch broni. Jednocześnie Gaworski zaznacza, że część zawodników z wyboru i tak startuje w dwóch broniach, ale to są osoby, które mają wystarczająco dużo sił i zdrowia. On sam nie startował w dwóch broniach nie dlatego, że mu się nie chciało, a dlatego, że jest nieuleczalnie chory i niepełnosprawny, a walka w dwóch broniach jest ponad jego siły.
- Jednak jeżeli takie wymagania stawia się bezwzględnie na wejściu na najważniejszą imprezę sportową, która odbywa się raz na cztery lata, dochodzi do takiego paradoksu, że na igrzyska paraolimpijskie jadą sportowcy, którzy w rankingu światowym są na 19. miejscu w swojej kategorii. A przecież na igrzyskach powinni występować najlepsi z najlepszych. Tym razem nie do końca tak będzie – stwierdza szermierz.
Jako jeden z wielu przykładów podaje szpadzistę z Iraku, wicemistrza paraolimpijskiego z Rio 2016 i zwycięzcę wielu zawodów Pucharu Świata. W ciągu ostatnich dwóch lat wystąpił raz na zawodach w szabli i zajął bardzo odległe miejsce.
- Okazuje się jednak, że na paraolimpiadzie wystartuje on zarówno w swojej dyscyplinie, czyli w szpadzie, jak i w szabli, w której w klasyfikacji jest bodaj na 30. miejscu. Przez to zabrał miejsce jakiemuś szabliście, który był wyżej od niego w rankingu swojej dyscypliny – zauważa Jacek Gaworski. – To jest bardzo nie fair w stosunku do zawodników. Oczywiste jest dla mnie to, że jak ktoś jest lepszy ode mnie, to on pojedzie na igrzyska, a nie ja. Ale trudno mi pogodzić się z sytuacją, że na paraolimpiadzie wystąpią zawodnicy zajmujący niższe miejsca w rankingach.
Najlepsi zawodnicy najbardziej pokrzywdzeni?
Według wiedzy polskiego florecisty, działacze IWAS odpowiadają na te zarzuty, że skoro ktoś jest dobry w jednej broni, to poradzi sobie i w drugiej – i w ten sposób bez problemu się zakwalifikuje.
- Ja jestem siódmy w klasyfikacji w swojej kategorii, a 14 zawodników kwalifikuje się na paraolimpiadę – mówi Gaworski. – Tymczasem przez ten wymóg mnie na Igrzyskach Paraolimpijskich w Tokio nie będzie. Za to będzie zawodnik, który jest na 19. miejscu, na dodatek z dwóch broni ma mniej punktów niż ja z jednej! Jakim cudem?
Jacek Gaworski jest też rozczarowany brakiem reakcji środowiska.
- Co gorsza, nikt przeciwko tym zmianom nie zaprotestował – stwierdza rozżalony. – Szermierka stała się na tyle wyspecjalizowana, że każdy niemal zawodnik skupia się tylko na jednym rodzaju broni i po prostu nie jest w stanie startować jeszcze regularnie w zawodach w innej broni. W sporcie osób pełnosprawnych taki pomysł, by wymagać od szermierzy startowania w dwóch broniach, nie miałby szans na realizację. Oprotestowaliby to natychmiast działacze i sami zawodnicy, a tu cisza, wszyscy czegoś się boją...
Dzikie karty
W pewnym momencie pojawiła się szansa.
- Ostatnią deską ratunku było dla mnie wystąpienie Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego do Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego o dziką kartę – podkreśla szermierz. – Cały wniosek wypełniał Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „Start”. Po wysłaniu dokumentu do IPC, na moją prośbę dostałem wniosek do wglądu. Jak go przeczytałem, to stwierdziłem, że w sumie nie dziwię się, że nie przyznano mi dzikiej karty. Nie było tam m.in. informacji o tym, że mój stan zdrowia, a nie mój brak chęci, nie pozwalał mi wystartować w dwóch broniach. Choruję na nowotwór rdzenia oraz stwardnienie rozsiane, w wyniku czego jestem osobą znacznie niepełnosprawną. Widać było, że osobie, która to pisała, było obojętne, co i po co pisze. Wolałem wystartować w tym, w czym jestem dobry, a nie szafować swoim zdrowiem, które jest bardzo kruche, i swoją renomą jako sportowca, startując w innej broni. Uważam, że jeśli człowiek się czegoś podejmuje, to powinien robić to na 100 procent. Na jakość, a nie ilość.
Jacek Gaworski wskazuje potrzebę większej przejrzystości i wyjaśnienia tego, dlaczego miejsca na igrzyskach paraolimpijskich otrzymali zawodnicy będący daleko na listach rankingowych.
Chaos pandemiczny
Zawodnik zauważa też, że wiele problemów i komplikacji w organizacji i przygotowaniu zawodników do igrzysk spowodował kryzys związany z COVID-19.
- Przez pandemię nie odbyły się dwa główne turnieje, czyli Mistrzostwa Regionalne Azji, Europy i Ameryki i jeden z Pucharów Świata. Nie mogliśmy jeździć na zawody, startować w turniejach i – co za tym idzie – sprawdzać, czy nasze przygotowania idą w dobrym kierunku, nie mając punktu odniesienia do oceniania naszej formy. Często było tak, że przygotowywaliśmy się do jakichś zawodów, a potem okazywało się, że one się nie odbywają – zauważa.
Podkreśla, że wprowadzenie nowych wymogów przez IWAS dodatkowo spotęgowało ten chaos i doprowadziło do sytuacji, gdy na przykład niektórzy szermierze startujący w zawodach drużynowych nie wezmą udziału w igrzyskach, co skutkuje tym, że wiele drużyn po prostu straciło szanse na medal albo wręcz na sam występ.
- Ja, pomimo wielu trudności spowodowanych pandemią, czyli brakiem dostępu do rehabilitantów, fizjoterapeutów, basenu, siłowni itp., dzięki trenerowi, kolegom z klubu, rodzinie i grupie zaangażowanych miłośników sportu byłem świetnie przygotowany do startu, niestety wszystko poszło na marne – mówi Gaworski ze smutkiem. – Sport był moją siłą napędową do życia, dziś mi ją odebrano! Moim mottem było „żyję, bo walczę, walczę, by żyć”.
PZSN „Start”: system kwalifikacji był dostępny dla każdego
Chcąc wyjaśnić sytuację, w której znalazł się polski florecista, wysłaliśmy pytanie do władz PZSN „Start”. Odpowiedział Robert Kamiński, dyrektor sportowy PZSN „Start”.
- System kwalifikacji na Letnie Igrzyska Paraolimpijskie w Tokio w szermierce na wózkach ogłoszony został bodajże na początku 2018 roku (wraz z systemem kwalifikacji we wszystkich sportach obecnych w programie igrzysk paraolimpijskich). W szermierce na wózkach nastąpiły zmiany w kryteriach kwalifikacyjnych względem poprzednich igrzysk, na których szermierka na wózkach była obecna. W nowym systemie kwalifikacyjnym pojawił się ranking dwóch broni (szabla-szpada, szabla-floret, szpada-floret), według którego można było uzyskać paraolimpijską przepustkę. Zmniejszono zatem liczbę miejsc, które kwalifikowały zawodników z rankingów tylko jednej broni, aczkolwiek oczywiście wciąż było to możliwe – tłumaczy Robert Kamiński.
Zaznacza, że system ten jest dosyć skomplikowany, gdyż liczył się także tzw. ranking kontynentalny, co powodowało, że paraolimpijską przepustkę mógł wywalczyć zawodnik dosyć odległy w rankingu, jednakże będący w ścisłej czołówce swojego kontynentu.
- System ten był powszechnie znany i dostępny dla każdego, również dla pana Jacka Gaworskiego – podkreśla Robert Kamiński. – Proces kwalifikacji i zdobywania punktów do rankingu pierwotnie miał się zamknąć w maju 2020 roku po mistrzostwach Europy, jednakże, jak dobrze wiemy, nastąpiła pandemia, Igrzyska Paraolimpijskie w Tokio zostały przełożone o rok, a wszystkie zawody rangi Pucharu Świata oraz mistrzostwa Europy (czyli imprezy, które miały liczyć się jeszcze do paraolimpijskiego rankingu) zostały odwołane. Jak później się okazało, planowane na koniec 2020 roku, a także początek 2021 roku imprezy również się nie odbyły i w związku z tym międzynarodowa organizacja IWAS podjęła decyzję o zamknięciu procesu kwalifikacyjnego w marcu 2021 roku, tym samym uznając za końcowe rankingi, które pojawiły się po ostatnio rozegranych zawodach Pucharu Świata w szermierce na wózkach w węgierskim Egerze w lutym 2020 roku. Innymi słowy, nie odbyły się dwie imprezy, które w pierwotnym założeniu miały jeszcze liczyć się do rankingu – uzupełnia.
Niewiele zabrakło
Jak informuje Robert Kamiński, w maju 2021 roku Międzynarodowa Federacja Sportu Osób na Wózkach i z Amputacjami (IWAS) ogłosiła listę osób, które zakwalifikowały się na Igrzyska Paraolimpijskie w Tokio. Wśród tych osób nie było Jacka Gaworskiego, który nie zakwalifikował się ani z puli miejsc w rankingu kontynentalnym dwóch broni, ani z puli miejsc w rankingu światowym dwóch broni, ani w końcu z puli miejsc z rankingu światowego jednej broni.
- Pan Jacek Gaworski specjalizuje się we florecie i w tej broni w rankingu paraolimpijskim TOKIO2020 zajął ostatecznie 7. miejsce, co niestety nie pozwoliło mu wywalczyć paraolimpijskiej kwalifikacji, gdyż nie walcząc w żadnej drugiej broni nie widnieje w żadnym rankingu dwóch broni – podkreśla Robert Kamiński. – Z wyliczeń, które robiliśmy wychodzi, że panu Jackowi zabrakło naprawdę niewiele, gdyż był pierwszym (lub drugim) niezakwalifikowanym zawodnikiem ze swojej grupy startowej. W tej sytuacji, na wniosek samego zawodnika oraz sztabu szkoleniowego, Polski Komitet Paraolimpijski złożył wniosek o tzw. dziką kartę dla pana Jacka Gaworskiego. We wniosku tym wymieniono wszystkie największe sukcesy pana Jacka, jak również zamieszczono przygotowane przez sztab szkoleniowy uzasadnienie, w którym powołano się na brak możliwości trenowania dwóch broni, ze względu na specyfikę choroby. Niestety, nasz wniosek został odrzucony – dodaje.
Jednocześnie zaznacza, że IWAS miał do dyspozycji w ramach tzw. dzikiej karty zaledwie jedno miejsce dla mężczyzny, więc szansa na pozytywne rozpatrzenie polskiego wniosku była niewielka, zważywszy na fakt, że spłynęło ich z całego świata około 80.
Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz