Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Kanonizacja: łatwo poczuć się małym

25.04.2014
Autor: o. Bernard Sawicki

Wszyscy czekali na to jedno z najważniejszych wydarzeń w roku. Co ono znaczy? Co zmieni? Czy nie jest raczej przypieczętowaniem udanego życia jednej z najwybitniejszych postaci naszej historii?

W czasach, gdy tak wiele się nie udaje, honorowanie tego, komu się „udało”, może budzić dwojakie reakcje: albo denerwować, albo pocieszać. Denerwować tych, którzy chcieli dobrze, poświęcali się, lecz – z różnych powodów – nie udało im się. Może nawet nie zostali docenieni lub wręcz byli oskarżeni. Ich nadzieja i entuzjazm zamieniły się we frustrację. Czyjś sukces jest dla nich trudny do zrozumienia. Poranieni w swojej nadziei, nie są w stanie nim się cieszyć.

Są też inni ludzie, którym również mogło się nie udać, jednak zachowali nadzieję i pozytywne spojrzenie na świat. Wierzą jeszcze w sens, w dobro i potrafią doceniać ich oznaki. Może jednak otoczenie ich oszczędziło? Dla nich Jan Paweł II jest uosobieniem tego wszystkiego, co było niemożliwe, a jednak się stało. Uosabia niejako niedostępny dla nich sukces. Stąd jego kanonizacja ma charakter symboliczny – i to nie tylko z indywidualnego punktu widzenia. Jest też pieczęcią tych wspaniałych „pięciu minut”, które zostały dane Polsce, wynagradzając ją za tak wiele upokorzeń i bólu w jej historii. Nie sposób się więc nie cieszyć.

Niełatwe wybory

Za tym wszystkim, co zewnętrzne – za tłumem ludzi w Rzymie, za wielością towarzyszących kanonizacji uroczystości i wydarzeń, za tysiącami czy wręcz milionami nowych pamiątek – stoją bardzo osobiste doświadczenia tych dni, często wyrastające z realnych spotkań z Janem Pawłem II. Mniej lub bardziej świadomie zadajemy sobie też pytania: Co mi z tego zostało? Co ze mną? Co dalej?

Miło wspominać, pokazywać zdjęcia, błogosławieństwa papieskie – może nawet inne pamiątki, także te z kanonizacji. Nie zmieniają one jednak wiele w naszej codzienności. Być może jest nadal – lub coraz bardziej – szara.

Świat idzie do przodu. Po kanonizacji Rzym nadal będzie tętnił życiem, niekoniecznie bliskim ideom Jana XXIII i Jana Pawła II, których portretami zapełnione są teraz ulice tego miasta. Rzec można, że ci papieże przeżyli swe życie wzorowo. My się wciąż z nim zmagamy – wśród niepewności, frustracji, niełatwych i często błędnych wyborów. Polska nie ma już swego tak potężnego orędownika na arenie światowych kontaktów i polityki. Jest już kolejny następca Jana Pawła II. Inny naród ma teraz swoje „5 minut”.

W rękach Boga

Mimo niemałego wysiłku rozmaitych instytucji, coraz więcej wydarzeń i szczegółów związanych z Janem Pawłem II zaciera się w pamięci. Jeszcze wyraźniej dzieje się to z Janem XXIII. Uwagę świata skupiają wyraziste gesty nowego papieża. Jakby się zapomniało o entuzjazmie i też wyrazistych gestach z początku pontyfikatów zarówno Jana XXIII, jak i Jana Pawła II. Czy pamiętamy choćby te najważniejsze? Może jakieś słowa? Badania socjologiczne, przeprowadzane w ostatnich latach w Polsce, mówią, że raczej nie. Ponad dwustu sześćdziesięciu papieży było przed Janem Pawłem II. Sporo z nich zostało świętymi. Kto o nich pamięta? Są właściwie skryci w mroku dziejów; podobnie stanie się z większością z nas.

Nieunikniona wydaje się więc polaryzacja: ci wielcy, którzy są na szczycie, uznani i pięknie zapisani na kartach historii, oraz na ci zwykli, maluczcy – czyli my – po których ślad nie pozostanie, których życie bardzo często trudno nazwać udanym. Nie wiadomo dlaczego – gdzieś pękło, zatrzymało się… Czegoś brakło… Czyżby dobrych intencji i entuzjazmu było mniej niż u Jana Pawła II? Czasem tak trudno wytrwać w cierpieniu bez perspektyw i wsparcia. Jemu było łatwiej, jako osobie publicznej i ważnej. Owszem, swoje cierpienie z ostatnich lat życia uczynił przepięknym przesłaniem. Jasno widział i komunikował jego sens. I ewidentny był jego efekt.


Fot.: Piotr Stanisławski

Papież doświadczał jednak wielkiego wsparcia; zapewne zdawał sobie sprawę, jak wiele osób go kocha i podziwia – z pewnością dużo więcej, niż ci, którzy go nie lubili lub byli mu obojętni. To wszystko niesie. Sam Jan Paweł II pisał, że czuje, jak bardzo jest w rękach Boga. Kanonizacja zdaje się tylko tego konsekwencją.

Co więc z tymi milionami nieudaczników, osób, którym się nie udało, które nawet nie mają siły czy też nadziei, by modlić się za przyczyną Jana XXIII i Jana Pawła II o wsparcie i poprawę losu?

Jest tylu świętych, sam Jan Paweł II tak wiele osób wyniósł do chwały ołtarzy. Teraz dołącza do ich grona. Może winniśmy uwierzyć, że ich – a teraz także jego – wsparcie mogą też nam pomóc uczynić nasze życie udanym – na nasza skalę?

Łatwo jest poczuć się małym, nieważnym. Zwłaszcza gdy stoi się w tłumie, daleko od centralnego miejsca uroczystości, od ważnych osób, oddzielonych od „pospólstwa” kordonem ochrony, rozmaitej maści dostojników i innych ważnych osób. Lub gdy się nie ma pieniędzy na wyjazd na kanonizację. Taki jest ten świat. Ogarnia lęk, że to jakieś przeznaczenie. Że i potem, na wieczność będziemy gdzieś dalej, mniej docenieni, że miara naszego cierpienia i naszej wierności jest taka mała. Święci są jakąś elitą. Owszem, każdy winien i może nimi zostać, ale – w praktyce – ludzka słabość (ale nie tylko) wydaje się czynić to zadaniem niemożliwym. Co zatem pozostaje?

Świętość jest w sercu

Niektóre surowe zakony (jak kartuzi, kameduli czy trapiści) z zasady nie starają się o beatyfikację czy kanonizację swoich mnichów – nawet, gdy wyraźnie mieli cechy świętych. W tradycji mniszej znany i ceniony był ideał życia ukrytego przed światem. Nie umniejsza to nic ze znaczenia kanonizacji. Jest ona wszak aktem uznanym od wieków przez Kościół, co nie oznacza, że wyjaśnia wszystko, jeśli chodzi o świętość. Bo w świętości najważniejszy jest Pan Jezus, którego życie po ludzku było nieudane – i choć głośne, ukryte w Ojcu. Można powiedzieć, że i Jemu było łatwiej, bo był Bogiem i żył tylko trzydzieści kilka lat. Ale właśnie Jego Osoba wyznacza nieskończoną przestrzeń między naszym życiem a ideałami, w której każdy ma swoje miejsce i swoją rolę do spełnienia. Ani Jan XXIII, ani Jan Paweł II, ani S. Faustyna Kowalska, ani żaden inny święty nie przypuszczali, jak zawrotną zrobią karierę – zwłaszcza po śmierci. Po prostu robili swoje – nierzadko z bólem, jakby wbrew wszystkim.

Świętość nade wszystko jest tym, co wyrasta w sercu. Cała reszta, nawet najbardziej spektakularna, nie jest tak ważna. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza w dzisiejszym świecie, w którym nade wszystko liczy się to, co spektakularne. Tym bardziej potrzeba codziennej, ukrytej wierności i płynącego z niej dobra i piękna.


Ojciec Bernard
O. Bernard jest zakonnikiem w Klasztorze oo. Benedyktynów w Tyńcu
 


Msza z polskimi napisami

Msza kanonizacyjna (27 kwietnia, o godz. 10.00) będzie transmitowana na żywo - m.in. z polskimi napisami - na stronie www.respeakingonair.org.


Polskie napisy zapewniają Unikkon Integral oraz respeakerzy z Dostępni.eu: Katarzyna Lalik i Łukasz Dutka. To pierwsza polska realizacja napisów na żywo na odległość. Odbywa się ona 10 miesięcy od polskiej premiery technologii przetwarzania mowy na tekst.

Projekt jest realizowany we współpracy z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Respeakerów onAIR i Watykańskim Ośrodkiem Telewizyjnym.
 

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas