Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Innowacyjne leki nie dla nas

17.12.2013
Autor: Damian Szymczak
Źródło: inf. własna

W tym tytule jest nieco przesady, jednak media często donoszą o pacjentach, których nie można leczyć w Polsce. To nie znaczy, że nie ma dla nich szans. Są na świecie innowacyjne metody leczenia, które mogłyby im pomóc. Niestety, dla wielu Polaków niedostępne.

Agata Polińska z Warszawy jest młoda, wykształcona, do tego miała dobrą, interesującą ją pracę. Słowem: świat stał przed nią otworem. Aż do pamiętnego dla niej styczniowego dnia 2007 roku. Dowiedziała się wtedy, że wykryto u niej raka piersi. Miała dopiero 27 lat.

– Wielokrotnie pytano mnie, jak czuje się osoba, który dowiaduje się czegoś takiego – wspomina. – Można by o tym napisać kilka rozpraw psychologicznych. Lecz, najkrócej mówiąc, to psychiczna dewastacja.

Wkrótce dowiedziała się, że czynniki prognostyczne są złe. Choroba rozwijała się bardzo szybko. Z piersi przerzuciła się jeszcze na pachę, obojczyk, szyję. Jedyną nadzieję dawał fakt, że nie było przerzutów rozległych. Szybko się przekonała, jak marna to była nadzieja. Bo, co oczywiste, podjęła walkę o swoje życie.

Leki są, lecz nie refundowane

O tej walce także można napisać wiele rozpraw i artykułów. W największym skrócie: najpierw czekała ją klasyczna chemia. Później dowiedziała się, że można przeprowadzić zabieg mastektomii z jednoczesną rekonstrukcją piersi. Problem w tym, że według jej ówczesnej wiedzy, najbliżej Polski wykonywano tę operację we Włoszech. Odpłatnie, nie było jej stać. Na szczęście w tym przypadku się udało i taką operację przeprowadzono w Polsce.

Wkrótce dowiedziała się, że istnieją leki hamujące chorobę – specjalnie wycelowane w komórki nowotworowe. Problem w tym, że w naszym kraju  nie były w tym czasie refundowane. A skoro nie były refundowane, lekarze nie chcieli podjąć się prowadzenia leczenia z ich użyciem.

- Miałam ogromne wsparcie w rodzinie – opowiada Agata Polińska. – Mój brat poruszył niebo i ziemię, robił wszystko, by tylko mi pomóc. Postanowiliśmy nie czekać na dalszy rozwój choroby, pojechaliśmy do Stanów Zjednoczonych. Tam lekarz wypisał mi receptę na roczną terapię lekiem celowanym. Kupiłam tabletek na trzy miesiące. Nie było mnie stać, by kupić ich więcej. Lecząc się, pracowałam i zarabiałam na kolejne miesiące terapii. Do tego znalazłam innych lekarzy, którzy przystali na prowadzenie leczenia.

 Na zdjęciu: Agata Polińska
Agata Polińska wygrała swoją walkę z rakiem i biurokracją, teraz pomaga w tym innym, fot.: archiwum Fundacji Alivia

Udało się. Połączenie klasycznej chemii, zabiegów hipertermii, które przeprowadzano w Poznaniu, wreszcie celowanych leków – wszystko to spowodowało, że rak w jej organizmie zniknął. Od czterech lat nie choruje. Lecz to, co przeszła, musiało zmienić jej życie. Założyła Fundację Onkologiczną Osób Młodych – Alivia. Dziś sama pomaga ludziom, którzy są w takiej sytuacji, jak ona jeszcze kilka lat temu.

256 leków niedostępnych w Polsce

Pani Agata miała ogromne szczęście, ale też umiejętności walki i radzenia sobie z przeszkodami. Jednak niewiele osób jest tak operatywnych, jak ona. Ciężkie choroby dotykają wielu Polaków, a niejednemu z nich mogłyby pomóc nowe metody leczenia lub leki. Bardzo często jednak niedostępne tu, na miejscu.

Eksperci z Fundacji Watch Health Care od dawna informują, że w naszym kraju chorzy nie mają dostępu do wielu innowacyjnych sposobów i technologii leczenia, które są standardem w wielu zamożnych państwach.

– Jednym z problemów są technologie zarejestrowane, ale niedopuszczone do obrotu w naszym kraju – informuje Krzysztof Łanda, lekarz, były dyrektor w Narodowym Funduszu Zdrowia, prezes Fundacji Watch Health Care. – Są też technologie leczenia, operacje, które dofinansowywane są w niewielkim stopniu, a więc większość pieniędzy musi zdobyć sam pacjent.

Nie lepiej jest w przypadku leków.

- Wyliczyliśmy 256 leków dostępnych na świecie, które są poza koszykiem polskiego funduszu zdrowia – stwierdza Krzysztof Łanda.

Gdzie tkwi przyczyna takiego stanu rzeczy? Na pewno w braku pieniędzy. Mimo iż środki na ochronę zdrowia w naszym kraju systematycznie rosną, to wciąż ciągniemy się w ogonie Europy. Nie tylko tej Zachodniej. Wydatki na ochronę zdrowia można pokazać jako odsetek produktu krajowego brutto (PKB). Wskaźnik ten wynosi dla Polski 7 proc. Na naszym kontynencie tylko w państwach bałtyckich i w Rumunii jest niższy.

W Holandii, we Francji i w Niemczech wskaźnik ten wynosi odpowiednio: 12 proc., 11,6 proc. i 11,6 proc. Natomiast średnia dla Unii Europejskiej jest na poziomie 9 proc. Wyprzedają nas Czechy i Węgry, które na służbę zdrowia przeznaczają po około 7,5 proc. PKB. Do tego oczywiście doliczyć należy różnicę w poziomie życia między naszym krajem a najbogatszymi państwami kontynentu. To powoduje, że środki na leczenie jednego pacjenta są tam około trzy-, cztery razy większe niż w Polsce.

Pieniądze to nie wszystko

Czy jednak brakiem pieniędzy da się wszystko wyjaśnić? Należy pamiętać, że nowoczesne technologie medyczne to nie tylko koszty, ale też i korzyści. Dzięki nim możliwy jest krótszy pobyt pacjenta w szpitalach czy ośrodkach rehabilitacyjnych. Zmniejsza się liczba zużywanych leków. I – co najważniejsze – nowe metody leczenia często spełniają swoją rolę, a więc umożliwiają wyleczenie pacjentów, ich powrót do pracy i w ogóle do normalnego życia. Wszystko to powoduje, że nie można szacować kosztów nowych metod leczenia wyłącznie na podstawie faktur np. za zakup nowego leku. Stara wojskowa mądrość mówi, że środków zawsze jest za mało, lecz trzeba operować tym, czym się dysponuje.

Przede wszystkim musimy zdać sobie sprawę, że przemysł nowych technologii i sposobów leczenia jest jednym z najbardziej innowacyjnych przemysłów. Średnio po 18 miesiącach dany produkt zastępuje się jego ulepszoną wersją. W przypadku Polski oznacza to często, że nawet jeśli pacjent otrzyma nowoczesny lek, ten gdzie indziej jest już zastąpiony lekami nowej generacji. Podobnie jest z nowymi metodami leczenia. W efekcie metody te, innowacyjne u nas, w chwili zastosowania ich w Polsce nie są już innowacyjne na świecie.

Szpital. Wenflon wbity w rękę
Polacy nie mają dostępu do wielu nowoczesnych technologii medycznych, fot. Marta Kuśmierz/Cegiełka

Sytuację komplikuje fakt, że aby dana metoda leczenia mogła być dostępna dla pacjentów, czyli finansowana z publicznych funduszy, musi znaleźć się w wykazie świadczeń gwarantowanych. A to długa procedura. Świadczenie nie może być bowiem finansowane ze środków publicznych bez decyzji ministra zdrowia, która podejmowana jest w oparciu o rekomendacje prezesa Agencji Oceny Technologii Medycznych (AOTM). Polskie przepisy nie określają jednak maksymalnego czasu na wydanie takiej rekomendacji, a opinia prezesa AOTM nie skutkuje automatycznym czy choćby szybkim udostępnieniem procedury dla pacjentów. O tym ostatecznie decyduje swoim podpisem minister zdrowia, agencja pełni jedynie funkcję doradczą.

Inny temat to wdrażanie nowych leków i metod leczenia w Polsce. Badania nad nimi, czyli badania kliniczne, w ciągu ostatnich 20 lat doprowadziły do wprowadzenia na światowy rynek farmaceutyczny około 300 nowych leków i szczepionek, które pozwalają skuteczniej leczyć około 150 chorób. Niestety, z tego w Polsce udaje się opracować niecałe dwa procent leków, ale też urządzeń czy metod leczenia.

Zmagania z biurokracją

Problem innowacyjnego leczenia to temat rzeka. I bardzo trudny do opisania. Próbowaliśmy się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat. W Ministerstwie Zdrowia usłyszeliśmy, że refundacją leków i innowacyjnych metod leczenia zajmuje się Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jak się okazuje, to ministerstwo rozpatruje niektóre granty na poszczególne metody leczenia. Tym samym zajmuje się też Narodowe Centrum Nauki. Słowem, nie ma jednej instytucji, która zajmowałaby się tymi zagadnieniami.

Swoją teorię na ten temat ma Agata Polińska.

– Po tych wszystkich latach, od kiedy zachorowałam, a później zajmowałam się pomocą innym, doszłam do smutnego wniosku – mówi. – W Polsce lekceważy się pacjentów, wręcz ich zbywa. Nie ma pieniędzy, ale też regulacji prawnych, które mogłyby pomóc nawet przy tych skromnych środkach, którymi dysponujemy. Zamiast wdrażać regulacje, nieraz więcej energii wkłada się w opędzanie się od chorych. Według mnie to jest tak: wielu urzędników odpowiada na wszystko odmownie, w myśl zasady, że w końcu petentowi się znudzi i da nam spokój, po prostu przestanie zawracać głowę.

Komentarz

  • Skutki uboczne...
    Wyleczony ze złudzeń.....
    19.12.2013, 09:29
    czemu żaden artykuł o skutkach ubocznych tych leków nie jest publikowany?

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas