Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Tacierzyństwo

15.10.2013
Autor: Paulina Malinowska-Kowalczyk
Źródło: Integracja 3/2013

Czy mogę obciążać partnerkę albo żonę swoją niepełnosprawnością? Czy to odpowiedzialne, by będąc niepełnosprawnym mężczyzną decydować się na dziecko? Czy w ogóle mogę mieć dzieci? Czy warto być tatą z niepełnosprawnością?

To pytania, które tylko na pozór i w wyidealizowanej rzeczywistości są retoryczne. Bo choć głośno się ich nie wypowiada, to tkwią w myślach, wracają co jakiś czas jak ból głowy, a czasami nie dają spać. Rodzicielstwo nie jest stanem medialnie atrakcyjnym, mało jest reklam promujących decyzję, by przyjąć dziecko na świat, ale znalezienie drugiej połówki, małżeństwo i posiadanie dzieci to często jedno z największych marzeń. Zwłaszcza dla mężczyzny z niepełnosprawnością. Strach, że to się nie uda, jest o wiele większy niż u mężczyzn pełnosprawnych. Pytanie zatem dlaczego?

Po pierwsze, w społecznej świadomości to mężczyzna ma być głową rodziny i zarabiać na jej utrzymanie. Po drugie, rodzina i sąsiedzi od razu wydadzą wyrok, kto i do czego się nadaje, a po trzecie – dziecko jest powszechnie kojarzone z kłopotami, co przypomina nawet niejedno ludowe powiedzenie. A niepełnosprawność to kłopot wystarczający.

Co powinien wobec tego zrobić mężczyzna z niepełnosprawnością? Nie wierzyć – po prostu. Oczami wyobraźni przenieśmy się na moment na jakikolwiek plac zabaw. Zastanówmy się, kogo tam widzimy i co robią poszczególne osoby.

Dzieci robią babki z piasku, huśtają się, brykają na drewnianych zabawkach lub zjeżdżają ze ślizgawek. Dorośli się z nimi bawią albo na ławeczkach oddają się lekturze gazet, rozmawiają z innymi albo też patrzą w dal. I jeśli zauważą państwo człowieka, który nieustannie chodzi za swoim dzieckiem, dziwnie nasłuchuje i cały czas je przywołuje, to można być niemal pewnym, że to niewidomy rodzic. I to jest najlepiej strzeżone dziecko na placu. Bo nieprawdą jest, że osoba, która nie widzi, nie będzie potrafiła zadbać o bezpieczeństwo swojego malucha. Człowiek niewidzący nie będzie robił wtedy nic innego, tylko o to dbał.

Rodzice to my

Rafał Kanarek jest osobą niewidomą. Jego żona również. Poznali się w Laskach. Informacja o ciąży zelektryzowała nie tylko zainteresowanych, ale przede wszystkim rodziców. Jak wspomina Rafał, tata Marty zaproponował zaproponował, by po porodzie córka z dzieckiem zamieszkała przez kilka miesięcy u nich – daleko od małżeńskiego domu. Czym tłumaczyć podobną propozycję? Na pewno troską i strachem o to, że rodzice maleństwa, oboje niepełnosprawni, na pewno sobie nie poradzą. Rafał się nie zgodził. Przyznaje, że się „postawił”, bo założył, że jako rodzice muszą dać radę. I poradzili sobie, choć nie było łatwo, ale też nie dużo trudniej niż innym.

Niewidomy tata
Dla Rafała Kanarka opieka nad córeczką to stan naturalny – i na co dzień, i od święta, fot.: Magdalena Karowska-Koperwas

To oczywiste, że dla każdego świeżo upieczonego taty kąpanie, przewijanie, ubieranie i pielęgnowanie noworodka to na początku czarna magia, która z czasem zamienia się w codzienność. A wiadomo: praktyka czyni mistrza. Ponadto dla Rafała - podobnie jak dla wszystkich ojców – bardzo pomocna okazała się szkoła rodzenia. Dzięki niej wraz z żoną nabrał pewności, że jako rodzice najlepiej wiedzą, co jest dobre dla ich dziecka.

Jak podkreśla Rafał: „Nie można postawić znaku równości między niepełnosprawnością a niewydolnością wychowawczą”, choć dla sporej części społeczeństwa tak właśnie jest. „Szeroka opinia publiczna” prędzej zaakceptuje macierzyństwo bądź ojcostwo alkoholików, niż rodzicielstwo na przykład głuchoniewidomego mężczyzny. Bo alkoholicy zawsze mieli dzieci i to dużo, a niepełnosprawni – raczej nie.

Ryzyko i szczęście

Grzegorz Kozłowski (na zdjęciu głównym i obok) to tata czwórki dzieci. Jest przewodniczącym Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym i aktywnym działaczem Polskiej Fundacji Osób Słabosłyszących. Urodził się z zaćmą, a gdy miał kilka lat, w wyniku użycia niewłaściwego leku, stracił słuch. Dlaczego zdecydował się na założenie rodziny?

Taka decyzja nie jest łatwa i pozbawiona wątpliwości. Grzegorz przyznaje, że przed ślubem miał obawy, czy może obciążać pełnosprawną ukochaną swoją niepełnosprawnością. Decydując się później na ojcostwo, musiał zmierzyć się z przewidywaniami, że jego dzieci mają 50 proc. szans na odziedziczenie zaćmy i 1 proc. – wady słuchu. Musiał liczyć się tym, że mogą urodzić się niepełnosprawne. Żadne jednak nie ma niepełnosprawności.

Ktoś powie: „miał szczęście” i będzie miał rację, bo jak potwierdza Grzegorz: „wspaniale jest mieć dzieci”. Rzadko jednak, snując rozważania o rodzicielstwie, pamięta się o tym, że dzieci mają niewiarygodną zdolność adaptacji. Uczą się komunikować z rodzicami, a często w naturalny sposób stają się ich przewodnikami i pomocnikami. Ktoś powie, że niepełnosprawni zmuszają w ten sposób dzieci do zadań, które nie są dla nich przeznaczone, ale ktoś inny – że robią to, co w ich sytuacji jest naturalne, a czego podstawą są wzajemna więź i miłość. Bo jeśli brakuje na przykład porozumienia wzrokowego, to można zrekompensować je dotykiem, czyli przytulaniem. Dla dziecka nie jest najważniejsze, jak tata wygląda, jakie ma umiejętności, czy ograniczenia, tylko jak to, co umie i posiada, potrafi wykorzystać.

Konsekwencja miłości

Doskonale wie o tym Stefan Makowski, na co dzień nauczyciel historii, a szerzej znany jako zasłużony dla polskiej szermierki paraolimpijczyk. Jest tatą dwóch córek. Od dziecka ma niepełnosprawność, nauczył się chodzić dopiero w wieku 16 lat. Wspomina, że jako młody chłopak myślał o dziewczynach, ale gdy siedział na wózku, perspektywa „chodzenia z kimś” nawet dla niego była abstrakcyjna.

Grzegorz Kozłowski (z lewej) to szczęśliwy ojciec czwórki dzieci
Grzegorz Kozłowski (z lewej) to szczęśliwy ojciec czwórki dzieci, fot.: Magdalena Karowska-Koperwas

Przyznaje, że gdy stanął na nogi „nadrobił zaległości”. Poza tym czynnie uprawiał sport i dzięki temu był bardziej sprawny od innych niepełnosprawnych. Zawsze też chciał mieć dużą rodzinę. Kwestia posiadania dzieci nie była dla niego t matem dyskusji. Traktował je raczej jako konsekwencję miłości niż kalkulację, czy mimo niepełnosprawnością można je mieć. Jeśli się bowiem weźmie pod rozwagę za i przeciw, to na pewno brak dzieci jest o wiele wygodniejszy. Ale w życiu nie tylko o wygodę chodzi.

Przygoda życia

Pytanie, czy niepełnosprawność utrudnia rodzicielstwo jest zasadne. Bo trudno nie dostrzec ograniczeń architektonicznych, jeśli się jeździ na wózku. Osoba głuchoniewidoma musi nauczyć swoje dzieci języka komunikacji, by móc z nimi rozmawiać. Osoba niewidoma, musi mieć „oczy dookoła głowy”, by nieustannie słyszeć, co i gdzie robi jej dziecko. To jednak nie są powody, by z rodzicielstwa rezygnować. A gdy ktoś straszy, że człowiek z niepełnosprawnością nie da rady zająć się dziećmi, warto pamiętać, że dzieci szybko rosną. Około 1. roku życia zaczynają chodzić, gdy mają 1,5 roku, zaczynają mówić, a gdy 2 latka – zaczynają rodzicom pomagać. I pełnosprawnym, i niepełnosprawnym. Jak konstatuje Stefan Makowski: „Chcesz przeżyć przygodę życia, załóż rodzinę i zostań ojcem”.


Książka o ojcach

Boisz się zostać ojcem?
Przeczytaj książeczkę "Ja, ojciec", dzięki której poznasz historie ojców niepełnosprawnością. To już druga publikacja Fundacji „Otwórz oczy” promująca rodzicielstwo. Pierwsza – "Autoportret" – prezentowała macierzyństwo pięciu kobiet z niepełnosprawnością.

 

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • Ojcostwo
    Zbyszek
    18.10.2013, 20:30
    Mało jest ojców niepełnosprawnych chyba tylko kilka procent i przeważnie ich partnerki to też osoby niepełnosprawne. Zdrowa kobieta która chce mieć rodzinę nie wiąże się z mężczyzną niepełnosprawnym wręcz go pozostawia. Takie są prawa natury i dla mnie ten artykuł jest zbyt optymistyczny
    odpowiedz na komentarz
  • ojcostwo tak
    DDD
    18.10.2013, 19:37
    witam Moim zdaniem posiadanie dzieci to najwspanialsza rzecz na świecie. Jest cudownie, jak dzieci osób niepełnosprawnych rodzą się zdrowe, ale nawet jeśli odziedziczą jakieś schorzenia, to przecież są równie kochane i wspaniałe. Cieszmy się, jak dzieci są zdrowe, ale pamiętajmy, że jeśli odziedziczą niepełnosprawność lub chorobę, która może ją wywołać, to w niczym im nie umniejszy, są wtedy tak samo cudowne i nadają taki sam wspaniały sens naszemu życiu, chociaż jest wtedy trochę trudniej, ale o tym wiedzą wszyscy rodzice dzieci z niepełnosprawnością zarówno ci pełnosprawni, jak i niepełnosprawni.
    odpowiedz na komentarz
  • Autor tego artykułu
    wykształcony
    18.10.2013, 09:14
    chyba nie chodził do szkoły;jakie tacierzyństwo? Czy to pochodzi od nieistniejącego słowa tacierz? Nie lepiej napisać po polsku OJCOSTWO?
    odpowiedz na komentarz
  • Ojcostwo
    Wiktor
    18.10.2013, 01:50
    To prawda, założenie rodziny przez osoby niepełnosprawne to pewnego rodzaju wyzwanie. Zwłaszcza gdy się wie, że nie ma się wsparcia rodziny, która nie tylko nie pomaga, ale ciągle potrafi tylko krytykować. Sam jestem ojcem od 4 miesięcy, mamy wspaniałą, pełnosprawną córeczkę 10 pkt. na 10 w skali Apgar), a małżeństwem jesteśmy już 4 rok. Żona jest osobą niepełnosprawną ruchowo, ma kłopoty z poruszaniem się, a ja mam kłopoty ze słuchem, wzrokiem i choruję na astmę oskrzelową. Dziecko ŻADNYCH wad po nas nie odziedziczyło, choć było niebezpieczeństwo, że może mieć rozszczep podniebienia tzw. zajęczą wargę po mnie). Dziś Zosia ma 4 miesiące, wspaniale się rozwija i na pohybel tym, co źle nam życzyli i zazdrościli - jest WSPANIAŁYM, KOCHANYM DZIECKIEM! Tak więc ojcostwa nie ma się co bać:). My, rodzice, mamy teraz po 40 lat.
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas