Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Gdy muzyka jest barierą

13.08.2013
Autor: Dorota Suder
Źródło: inf. własna

Źródła problemów medycznych bywają osobliwe. Czasem mogą je stanowić nawet… dźwięki muzyki. Poznajcie historię Stacey.

Do czasu wystąpienia pierwszych niepokojących objawów Stacey była energiczną osobą, która pracowała na pełen etat, uczęszczała na zajęcia szkolne w trybie dziennym i rozwijała swoją pasję, śpiewając w kościelnym chórze. Nagle u zdrowej dotąd dziewczyny pojawiły się napady padaczkowe, które nie ustępowały mimo wypróbowania wielu leków.

Stacey dostawała codziennie aż 10 dużych napadów padaczkowych, którym towarzyszyły utrata przytomności i drgawki. Ataki poprzedzała tzw. aura padaczkowa, podczas której kobieta odczuwała zapach soli lub silny zapach perfum, miała także mdłości. Wszystkie te objawy oraz następujące po nich napady następowały tak szybko, że dziewczyna nie mogła nawet przyjąć bezpiecznej pozycji ciała i nagle, pokonana, lądowała na podłodze.

Ataki padaczki były do tego stopnia uciążliwe, że Stacey musiała zrezygnować z pracy, zajęć szkolnych i chodzenia do kościoła. Napady następowały tak często, że trudno było powiązać ich wystąpienie z konkretnym czynnikiem. Jednak pewnego dnia, u przyjaciół będąc na grillu, kiedy do uszu Stacey zaczęły płynąć pierwsze dźwięki utworu Seana Paula „Temperature”, u kobiety wystąpił kolejny napad padaczkowy. Dziewczyna szybko skojarzyła, że melodie zarówno ta, jak i inne odpowiedzialne są za jej systematyczne problemy zdrowotne.

Słuchawki
Fot.: www.sxc.hu

Obawy Stacey z czasem potwierdzili lekarze neurochirurdzy, zaznaczając, że padaczka muzykogenna, na którą cierpi, występuje niezwykle rzadko – u jednej na 10 mln osób. W trakcie kolejnych badań potwierdzono, że jej choroba to padaczka częściowa, której źródło spoczywa w niewielkim rejonie mózgu, a świadczy o niej wstępna aura padaczkowa. Towarzyszące jej wrażenia zapachowe i smakowe dowodziły, że napady miały swoje źródło w płacie skroniowym, a ognisko padaczkowe – w znajdującym się tam hipokampie, który odpowiada za procesy zapamiętywania i te związane odbiorem muzyki.

U Stacey wytworzył się bowiem rodzaj połączenia pomiędzy aktywnością mózgu występującą w odniesieniu do bodźca muzycznego, a aktywnością, która jest odpowiedzialna za napady padaczkowe. Zjawisko to, nazywane asocjacją, sprawiało, że gdy pola aktywności następnym razem nałożyły się na siebie, następował napad choroby.

Po dokładnych i wnikliwych badaniach, których celem było sprecyzowanie, w jakim miejscu obecne jest ognisko padaczkowe, lekarze omówili ze Stacey możliwość operacyjnego wyeliminowania go. Dzięki usunięciu groźnego źródła napadów Stacey mogłaby powrócić do dawnej aktywności życiowej – zaznaczali chirurdzy.

Stacey zdecydowała się na te formę leczenia. W czasie operacji była cały czas przytomna, musiała mówić i rozpoznawać obrazy, by neurochirurdzy nie uszkodzili ważnych okolic mózgu.

Operacja zakończyła się sukcesem. Wyeliminowanie ogniska napadów sprawiło, że muzyka nie wywołała u kobiety napadów i po raz pierwszy od pięciu lat mogła jej swobodnie posłuchać. Wiedząc, jak duże znaczenie miała dla niej muzyka, otrzymała więc prawdziwy dar.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • W Polsce nie czuję wsparcia lekarzy
    D.
    19.07.2023, 13:30
    Ja z całą pewnością mam napady wywoływane głównie konkretnymi dźwiękami, lekarze nawet nie chcą słyszeć, że powinni mi to zapisać w karcie. Nie chcą zmieniać leków, które nie skutkują, ciągle wymyślają, że to ja mam problem, kiedy tylko się im sprzeciwię czy zwrócę uwagę na to, co powoduje ataki i że mam skutki uboczne leków. Nie wpisują do dokumentacji medycznej ani tych skutków ubocznych, ani wszystkich objawów, które im podaję. Stety/niestety nie mam bardzo silnych napadów toniczno-klonicznych, co ewidentnie przekłada się na to, że bagatelizują wpływ napadów na codzienne funkcjonowanie. Ręce mi opadają, kiedy lekarze twierdzą, że jestem młodą, więc nie zmieniają leków, tylko zwiększają ich dawkę oraz gdy każą iść do psychiatry, bo mam skutki uboczne przy gabapentynie. A także wtedy, kiedy słyszę, że mam "unikać dźwięków" (niby jak, skoro nawet nieznaną mi piosenka jak ta austriacka z Eurowizji wywołała u mnie w domu napad, albo gdy mam napad na ulicy, bo niemowlę w wózku w specyficzny dla siebie sposób ryczy??). Za przeproszeniem szlak mnie trafia, kiedy słyszę od znajomych matki, że mam sobie kupić słuchawki i że je też dźwięki wykańczają, bo mają "migrenę". Ok, rozumiem, mają migrenę, ale to zupełnie co innego, niech same noszą słuchawki, bo trzaśnięcie drzwiami wywołuje u mnie napad, ale domownicy trzaskali nie przeszkadza, więc to problem epileptyka... Do tego w Bydgoszczy nie ma możliwości wsparcia w grupie dla osób chorych na padaczkę - jedyne, na co można liczyć, to pójście do grupy wsparcia psychicznego dla osób chorych psychicznie, bo tylko taka grupa wsparcia działa i przyjmuje z powodu napadów padaczkowych, o jest ewidentną stygmatyzacją epileptyków jako chorych nie neurologicznie, a psychicznie. Tez mam często napady kilka razy dziennie, przez 5 lat nikt mi nie zasugerował prowadzenia dzienniczka napadów, dopiero silne bóle głowy sprawiły (po roku), że ktoś to zasugerował. Nawet niie wpadłam na to, skoro pierwszy neurolog powiedział, że to mu niepotrzebne. Nikt w mojej rodzinie nie choruje na padaczkę, ja mam kilka chorób autoimmunologicznych, więc gdy zaczęły się napady, zbagatelizowano problem także w środowisku "rodzinnym". Teraz dopiero przez bóle głowy mama mnie wysyła do prywatnego neurologa, ale tylko dlatego, że miałam badanie w szpitalu onkologicznym i tam podczas badania trafiło, że miałam napad bólu głowy i stwierdzili zespół Hortona. Wcześniej mnie wysyłała przy panadach do izby psychiatrycznej, a jak tam się trafiło, to potem mimo odesłania do neurologa, neurolog potrafił głośno mówić, jak to "chyba sobie żartują, że to on ma zlecać badania, po co ją (mnie) tutaj odesłali [z Izby wiedząc, że miałam ból głowy nie do wytrzymania oraz napad padaczkowy...]. Także fajnie, że opublikowaliście taki artykuł, bo ludzie, w tym lekarze, często bagatelizują napady i ich wpływ na codzienne funkcjonowanie, co widać po tych 5 latach przed opisaną przez Was operacją.
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas