Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Piękno niewidzących oczu

11.04.2013
Autor: Rozmawiał Tomasz Przybyszewski

Czy w nauczaniu poruszania się osób niewidomych panuje urawniłowka? Dlaczego w filmie „Imagine” nie zagrały polskie niewidome dzieci? Dlaczego w filmach nie pokazuje się oczu osób niewidomych? Rozmawiamy z Andrzejem Jakimowskim, scenarzystą i reżyserem filmu „Imagine” – historii niewidomego instruktora, który przybywa do kliniki dla osób niewidomych w Lizbonie uczyć młodych pacjentów sztuki orientacji w przestrzeni, w tym kontrowersyjnej techniki echolokacji. 12 kwietnia film wchodzi na ekrany kin.

Tomasz Przybyszewski: W swoim najnowszym filmie „Imagine” wszedł pan do świata osób niewidomych. Głównym wątkiem jest echolokacja, czyli umiejętność chodzenia bez białej laski, promowana przez głównego bohatera. Tylko że jego poobijana twarz nie zachęca do nauki tej techniki.
Andrzej Jakimowski:
Tak, ale podobnie było też z niewidomym Benem Underwoodem. Posiadł niezwykłą biegłość w poruszaniu się bez laski, tylko echolokując, ale często zdarzały mu się wywrotki. Wpadał w jakąś dziurę, przewracał się i obijał. Nie było to jednak dla niego jakimś wielkim nieszczęściem.

Z nauką echolokacji jest jak z nauką chodzenia?
Trochę tak. Dziecko, które się uczy chodzić, też może sobie guza nabić. Nie ma w tym nic niezwykłego.

Kadr z filmu
Główni bohaterowie filmu "Imagine" na ulcach Lizbony, fot.: mat. prasowe

Ale nawet w filmie ukazał pana dużą barierę specjalistów, którzy pracują z osobami niewidomymi, przed nauczaniem techniki echolokowania. I trudno im odmówić racji.
Oczywiście, ale często całe modele postępowania, przyjmowane w poszczególnych krajach, wynikają z doświadczeń instytucji, które chcą opanować problem całościowo – skutecznie, ale i brutalnie zarazem. Metody wprowadzania osób niewidomych do funkcjonowania w społeczeństwie są w dużej mierze inspirowane doświadczeniami armii amerykańskiej. Podczas II wojny światowej wielu żołnierzy straciło wzrok, armia musiała więc rozwiązać wiele problemów w skali tysięcy osób. Wypracowała metodę, z której do dziś korzysta się na całym świecie. To dobrze, że wypracowuje się jakieś metody, żeby przywrócić ludzi niepełnosprawnych do funkcjonowania w społeczeństwie, ale one nie dla wszystkich są dobre.

Nie wszyscy się w nich mieszczą?
Nie wszyscy. Zazwyczaj, kiedy opiekujemy się kimś, powstaje zagadnienie, ile wolności możemy mu pozostawić. Bo osoby, którymi się opiekujemy, chcą być wolne i potrzebują tego do swojego rozwoju, a z drugiej strony nie do końca mogą korzystać z tej wolności, bo grozi to niebezpieczeństwem. Jest tak nie tylko w przypadku osób niepełnosprawnych, ale i opieki nad dzieckiem, osobą niedołężną, starszą.

Fotografia z planu filmu
Alexandra Maria Lara jako niewidoma Eva na planie filmu "Imagine", fot.: mat. prasowe

Pan pokazuje w filmie, że zostawianie zbyt dużej wolności grozi śmiercią.
Bo tak jest, nie należy tego ukrywać. Sprawa jest istotna i roztropność jest tu potrzebna. W filmie więc za prowadzącym klinikę antagonistą głównego bohatera też jakieś racje stoją.

A może to zależy od temperamentu, ciekawości świata konkretnej osoby niewidomej? Podobnie wśród osób pełnosprawnych jeden skoczy na bungee, drugi nie.
No tak, ale tam, gdzie mamy do czynienia z organizacją, zawsze jest jakaś urawniłowka. Jeżeli organizuje się pobyt kilku osób, uśrednia się ich możliwości. To tak, jak podczas wycieczki górskiej, gdzie dostosowuje się tempo nie do najszybszych, tylko do najsłabszych, co oczywiście ogranicza tych pierwszych. Jest to dylemat i należy sobie z nim radzić indywidualnie. To jest przesłaniem tego filmu, że każdy z nas musi mieć prawo zmierzyć się z jakimś problemem. Powinien posiadać wiedzę, jakie są niebezpieczeństwa, ale wolność jest bardzo ważna.

Świat osób niewidomych jest zniewolony?
Nie jest zniewolony, ale schematy poznawcze czy schematy zachowania nie uwzględniają indywidualności wielu osób i należy się tego domagać, walczyć o to. Takie jest przesłanie. Nie należy z góry ograniczać, tylko dostosowywać do poszczególnych osób.

Akurat echolokacja jest wciąż kontrowersyjna...
Ona jest trudna i nie każdy może łatwo echolokować, ale uważam, że kontrowersyjna już nie jest. Po przestudiowaniu na potrzeby filmu dokumentacji na ten temat uważam, że echolokacja jest faktem. Oczywiście, nie należy stresować osób, które nie są w stanie echolokować, wymagać tego od nich, sugerując, że jeśli nie potrafią, to są gorsi. Wiele osób niewidomych nie chce uczyć się tej techniki, bo np. posiadają już inne środki radzenia sobie w środowisku i one im wystarczają.

Niezbyt często w polskich filmach fabularnych podejmowany jest temat niepełnosprawności, szczególnie tak pierwszoplanowo, jak w „Imagine”. Dlaczego zdecydował się pan tym obrazem tak głęboko wejść w świat osób niewidomych?
Dlatego, że uważam, iż osoby pełnosprawne mogą się bardzo dużo nauczyć od osób niepełnosprawnych. Główny bohater, osoba niewidoma, wiele potrafi nauczyć osoby widzące. W jakimś sensie zazdroszczę mu siły duchowej. Bohater i tematyka umożliwiają pozytywne i prawdziwe przesłanie, nie fikcję, tylko coś prawdziwego, bo osoby niepełnosprawne, a w tym wypadku osoby niewidome, borykają się z dramatycznymi trudnościami. Część z nich się zamyka i wycofuje z życia, a część przeciwnie – potrafi bardzo aktywnie żyć. Nam pomagał i konsultował scenariusz Tomasz Strzymiński, który prowadzi Fundację Audiodeskrypcja, robił też audiodeskrypcję do tego filmu. On jest tak aktywny, że potrafi załatwić 10 razy więcej rzeczy niż osoby widzące. To samo jest z osobami, o których się dowiedziałem w trakcie pisania scenariusza. Choćby z Benem Underwoodem, nieżyjącym już, któremu zadedykowałem ten film. Ale i ze współczesnymi nam, jak Henryk Wereda, który w Poznaniu uczy dzieci orientacji przestrzennej, albo Alejandro Navas, który pomagał nam nauczyć Edwarda Hogga zachowań osoby niewidomej. Wszystkie te osoby są aktywne i niezwykle dzielne. One często nie zdają sobie z tego sprawy, ale ich postawa życiowa jest godna naśladowania.

Andrzej Jakimowski (z lewej) z Melchiorem Derouetem (filmowy Serrano) na planie filmu
Andrzej Jakimowski (z lewej) z Melchiorem Derouetem (filmowy Serrano) na planie filmu "Imagine", fot.: mat. prasowe

Czy konsultował pan film ze środowiskiem osób niewidomych?
Jak najbardziej, konsultowaliśmy film wielokrotnie. Pierwszą wersję scenariusza wyrzuciłem do śmieci, gdy zacząłem zbierać różne informacje. Doszedłem do wniosku, że nie chcę tego przekłamywać. Skupiłem się na dokumentowaniu, jak radzą sobie konkretne osoby. Zacząłem też interesować się naukowymi podstawami echolokacji. Dlatego kiedy mówię, że nie jest to kontrowersyjna metoda, to mam na myśli fakty, do których dotarłem i które sprawdziłem. Są badania, które echolokację wyjaśniają, tłumaczą jej stronę neurofizjologiczną, naukowcy potrafią w tej chwili zbadać te części mózgu, które są odpowiedzialne za obraz powstały w głowie osoby echolokującej. To jest ta sama część mózgu, która odpowiada za obraz u osób widzących. To jest charakterystyczne, że osoby niewidome nabywają umiejętność echolokowania, kiedy potrafią pobudzić tę część mózgu. Kiedy np. ja chciałbym się uczyć echolokacji, to zacząłbym od pobudzenia tych ośrodków mózgu, które odpowiadają za dźwięk. Ale w ten sposób daleko bym się nie posunął. Chodzi o to, aby uaktywnić tę część, która odpowiada za obraz.

Czy nie obawia się pan zarzutów ze strony tradycjonalistów?
Ten film odnosi się z szacunkiem do tradycyjnego sposobu wychowywania osób niewidomych. Nawet racje doktora, który w pewnym sensie te osoby ogranicza, są uczciwie przedstawione.

Rozmawiałem kiedyś z człowiekiem, który gra w piłkę nożna osób niewidomych. To jest sport, w którym częste są urazy głowy, ludzie lądują w szpitalach. Na pytanie, po co tak się naraża, odpowiedział, że w czasie gry nareszcie może się wyszaleć, bo na co dzień jest ostrożny, zawsze powolutku z białą laską...
W pewnym sensie tak jest z filmową Evą, gdy wychodzi na ulicę. Ona akurat jest przystojną kobietą i korzysta z tego, że jest obiektem pożądania facetów, którzy nawet nie wiedzą o tym, że ona nie widzi. Zresztą było to dla mnie ważne, żeby ten obraz osób niewidomych był atrakcyjny. Bo ci ludzie nie są mniej atrakcyjni od innych. Funkcjonuje jednak taki utarty schemat, zwłaszcza w filmach fabularnych, że nie filmuje się prawdziwych oczu osób niewidomych. Uważa się, że jest to tak nieprzyjemne, odrzucające dla osób widzących, że z zasady się tego nie pokazuje. Uważam to za przesąd. My pokazaliśmy w filmie oczy osób niewidomych i uważam, że te oczy są piękne. Są inne, ale nie gorsze. Bo w nich też się odbija dusza, osobowość. Trzeba je tylko tak sfilmować, by wydobyć z nich piękno. Uważam, że to jest jedna z najważniejszych rzeczy, która się w tym filmie udała. Jestem zachwycony, że mogłem pokazać, jak piękne oczy mają choćby Grace czy Ellie – to dwie Angielki, jedna szczupła, druga z pełną buzią. Albo jest taka scena, gdy francuski chłopiec rusza okiem. Ile piękna jest w tym, jak mu to oko błądzi, szuka czegoś wokół siebie.

Chciałbym właśnie zapytać o aktorów. W filmie jest cała grupa epizodystów, którzy naprawdę są osobami niewidomymi, natomiast para pierwszoplanowych aktorów to osoby widzące. Dlaczego tych ról także nie mogły zagrać osoby niewidome?
Może bym się i odważył, żeby te główne role zagrały osoby niepełnosprawne, tylko musiałbym do tego mieć chyba z dwukrotnie większy budżet. Algorytm robienia filmu jest tak skonstruowany, że trudno podjąć ryzyko obsadzenia w głównej roli osoby niewidomej. Chociaż proszę zauważyć, że filmowy Serrano był taką decyzją, a to jest pierwszoplanowa rola, trzecia co do ważności. Byłem przekonany, że on to dobrze zrobi. Gdybym chciał, żeby te dwie pierwsze role też były tak obsadzone, musiałbym znaleźć niewidomych ludzi zdolnych pokazać przeobrażenia osobowości. Tu już nie chodzi o epizodyczne sceny, to jest bardzo trudne. Wymagałoby to złamania zasad działania przemysłu filmowego. Musiałbym rozpocząć film z jakimiś aktorami w głównych rolach i ewentualnie ich wymienić. A to jest niemożliwe. Z rolą epizodyczną jest tak, że ja mogę zaryzykować, a jeżeli się pomylę i ta osoba się nie będzie nadawać, to mogę ją wymienić. Mogę nawet zmienić scenariusz albo usunąć taką rolę, ale z głównymi postaciami tak nie można zrobić. Jest to więc kwestia techniczna i przeszkoda finansowa. Innych nie widzę, bo gdybym miał nieograniczone środki, to mógłbym to sobie wyobrazić.

Niewidome dzieci z kliniki są z różnych krajów, ale z nie z Polski. Nie robiliście u nas castingów?
Robiliśmy oczywiście, byliśmy m.in. w Laskach, poznaliśmy dzieci niewidome i rozważałem każde z nich do różnych ról. Bardzo długo się zastanawialiśmy, ale stwierdziłem, że zabranie ich na plan, podczas gdy nie potrafiły mówić po angielsku lub nawiązać kontaktu z innymi dziećmi, naraziłoby je na frustracje, a tego nie chciałem. Chciałem, aby udział w tym filmie był dla nich pozytywnym przeżyciem, które je rozwija, a nie zadaniem, które je przerasta. Oczywiście, zabrać dzieci na drugi koniec Europy, a film był kręcony w Portugalii, to by była dobra wycieczka, ale byłoby to dla nich frustrujące. Zresztą dla części tych niewidomych dzieci to było zbyt trudne zadanie. Niektóre się rozpłakały, naprawdę miały ciężkie chwile. To było dla nich wielkie wyzwanie, ogromny stres. W niektórych momentach były przerażone. Jest taka scena, w której dzieci nalewają wodę do szklanki. One nigdy tego wcześniej nie robiły, więc nie były pewne, jak to wyjdzie. Przeżyły taki stres, że niektóre z nich się załamały i rozpłakały. Myślę, że to była dobra decyzja, by nie stawiać zbyt dużych wymagań przed polskimi niewidomymi dziećmi, bo stres by ich przerósł. Tymczasem wszyscy, którzy brali udział w filmie, stworzyli paczkę, zaprzyjaźnili się, to było dla nich pozytywne doświadczenie.

Więc to nie jest tak, że osoby niepełnosprawne nie mogą być aktorami?
Nie uważam tak, zresztą Serrano to potwierdza. A że nie obsadziliśmy osób niewidomych w głównych rolach, to jest tylko kwestia techniczna. Gdybym miał więcej środków i więcej czasu...

Wspomniał pan, że film od premiery dostępny będzie z audiodeskrypcją.
Dla mnie jest to niezwykle ważne, aby osoby niewidome miały dostęp do tego filmu, dlatego z Tomkiem Strzymińskim stanęliśmy na uszach, żeby zrobić tę audiodeskrypcję. Film będzie więc w kinach dostępny z razem z nią, choć nie wszędzie, bo przecieramy dopiero szlaki dla tej techniki na dużą skalę. Na pewno sieć kin Helios w kilku miastach będzie wyświetlała film z audiodeskrypcją. Osoba niewidząca dostanie słuchawki i będzie mogła usłyszeć zasadnicze informacje, co się dzieje na ekranie, żeby rozumieć akcję. Uważam, że audiodeskrypcja powinna być zasadą, jak podjazd dla wózka inwalidzkiego. To jest normalna rzecz, nic nadzwyczajnego.

Byłoby kiepskim żartem, gdyby film o osobach niewidomych nie miał audiodeskrypcji.
No właśnie.


Andrzej Jakimowski, fot.: mat. prasoweAndrzej Jakimowski – ur. w 1963 r. w Warszawie, reżyser, scenarzysta, producent. Jego debiut fabularny „Zmruż oczy” (2003) zdobył m.in. Nagrodę Główną San Francisco IFF 2004 i Nagrodę Główną Soczi IFF 2004. Ponadto film otrzymał cztery Orły 2004 Polskiej Akademii Filmowej. Drugi film fabularny Jakimowskiego „Sztuczki” (2007) zdobył ponad 30 nagród na festiwalach filmowych, m.in. nagrodę Europa Cinemas Label dla najlepszego filmu europejskiego i nagrodę Laterna Magica na festiwalu w Wenecji 2007, Grand Prix Miami IFF 2008, Złote Lwy dla najlepszego filmu na FPFF Gdynia 2007. W 2009 roku był polskim kandydatem do Oskara.

Komentarz

  • trochę inne dzieci niż kiedyś
    RK.
    19.04.2013, 11:09
    Wiadomym jest, że w ośrodkach jest więcej dzieci ze sprzężonymi dysfunkcjami niż kiedyś, o czym ani autor wywiadu, ani reżyser nie wspomnieli. Myślę jednak, że uogólnianie jest krzywdzące przede wszystkim dla dzieci niewidomych. Szkolnictwo ogólnodostępne, integracyjne i specjalne ma zarówno swoich zwolenników i przeciwników, a ostateczny wybór należy do rodzica. Jeśli rodzice zapewnią niewidomemu dziecku prawidłowy rozwój, nie będą sami traktować je jak biedaka, tylko zainwestują w rozwój umiejętności to szkolnictwo integracyjne lub ogólnodostępne zda egzamin. Znam przypadki dzieci, które właśnie w ośrodkach nauczyły się (jak to się teraz mówi) czynności dnia, bo w domu były wyręczane przez nadopiekuńczych rodziców. Znam również przypadek dorosłego już faceta, który był tak "zaopiekowany" przez rodziców, że wymaga stałej opieki, bo nic nie potrafi. Mimofaktu, że chodziłem do szkoły w ośrodku to miałem w rodzinie normalne osoby, które podwyższały poprzeczkę, bo przecież kiedyś ich zabraknie i będę musiał sam sobie poradzić. Niestety tak mądrych rodziców jest bardzo mało, szkoda.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas