Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Martin Legner wygrał Orlen Polish Open

07.06.2006
Autor: Justyna Chrobot

XII Orlen Polish Open, jedyny w kraju turniej w tenisie na wózkach o kategorii ITF 2, wygrał Austriak Martin Legner. W finale pokonał Tadeusza Kruszelnickiego 6:4, 6:3.

Spotkanie obu panów w finale najbardziej prestiżowej kategorii main draw nie było niespodzianką Kruszelnicki był numerem 1 turnieju (5 na listach światowych), a Legner numerem 2 (7 na listach). Polak z SKS Konstancin miał spora chrapkę na zwycięstwo. Gdyby udało mu się wygrać, po raz czwarty triumfowałby w Płocku i zostałby liderem w tej klasyfikacji. Ale Kruszelnicki zaczął finał źle. Szybko przegrywał 0:2. Widać było, że nie odpowiada mu zbytnio kort, który po piątkowych deszczach był miękki i piłka sprawiała różne psikusy. Polak w pierwszym secie doprowadził jeszcze do remisu 4:4. Ale w dwóch następnych gemach górą był Legner. W drugim secie Kruszelnicki ciągle nie mógł złapać odpowiedniego rytmu gry. Po świetnych zagraniach, potrafił zepsuć proste piłki. A Legner punktował. Było już 4:1 dla Austriaka. W ósmym gemie, przy stanie 5:2, Legner miał dwie piłki meczowe. Kruszelnicki wyszedł jednak zwycięsko z opresji. Jednak więc w tym meczu nie zdziałał. Legner wygrał seta 6:3 i cały mecz 2:0. Dla 45-letniego Austriaka było to trzecie zwycięstwo w Płocku. W nagrodę zainkasował 1,3 tys. dolarów i 220 punktów do rankingu.
- Jestem w Płocku już po raz dziesiąty i bardzo mi się podoba ten turniej, jego atmosfera – powiedział Legner. – Wiadomo, że trudno grać w tenisa i poruszać się na wózku. Trzeba znaleźć taki moment w meczu, żeby jak najmniejszym wysiłkiem zdobyć punkt. To, że się nie denerwuje na korcie wynika z mojego charakteru. Nawet jak jest bardzo wyrównany mecz nie opuszcza mnie dobry humor. Bardzo się cieszę, że udało mi się wygrać po raz trzeci w Płocku i zrównać się z Tadeuszem Kruszelnickim.

Równolegle z finałem panów bój o pierwsze miejsce toczyły panie. W decydującym pojedynku zmierzyły się Agnieszka Bartczak (nr 1, 11 na listach) z Amerykaną Beth Arnoult-Ritthaler (nr 2, 18). Polka z Lobu Wrocław miała drobne problemy w pierwszym secie. Przegrywała nawet 1:3 i 2:4. Ale później wygrała cztery gemy pod rząd i seta 6:4. W drugim nie miała już kłopotów z rywalką. Po 25 minutach zjeżdżała z kortu ze zwycięstwem 6:1. Bartczak za wygraną w singla wzbogaciła się o 680 dolarów.
- W pierwszym secie miałam problemy z poruszaniem się po korcie – stwierdziła po meczu Bartczak. – Trochę mnie wystraszył silny wiatr, który robił z piłką co chciał. W drugim secie więcej zaczęłam ruszać się po korcie, który był miękkie. Zaczęłam też ostrożniej uderzać, bo jak próbowałam mocniej to nic nie siedziało. Bardziej stawiałam na kontrolę niż siłę uderzenia. Cieszę się ze zwycięstwa, bo jeszcze nigdy z nią nie wygrałam. Dwa lata temu przegrałam z Amerykanką na Florydzie. Nie przypuszczałam, że będzie taki wynik. Spodziewałam się zaciętego pojedynku. To moje drugie zwycięstwo w Płocku i mam nadzieję, że nie ostatnie. A na dodatek w parze właśnie z Amerykanką wygrałam jeszcze debla. Był więc to dla mnie bardzo udany turniej.

Ozdobą turnieju był finał debla panów w main draw. Pierwotnie miał się odbyć w piątek. Niestety deszcz zmusił organizatorów do przełożenia go na sobotę. Zagrali w nim Austriak Benn Weekes i Słowak Jozef Felix przeciwko parze Piotr Kruszelnicki (IKT Płock)-Legner. Kibice zastanawiali się jak poradzi sobie kondycyjnie Legner, który kilkanaście minut wcześniej grał finał singla. Austriak dał radę, chociaż niekiedy widać było po nim trudy wcześniejszego meczu. Faworytami byli Jaroszewski i Legner. Ale dużo młodsi od nich rywale wcale nie zamierzali się poddać. Dzięki temu kibice obejrzeli emocjonujące widowisko. Sporo było świetnych wymian, nietuzinkowych zagrań i przypadku. Bo piłka np. wpadała w dołek i już się nie odbijała, albo leciała w zupełnie inną stronę. Początek pierwszego seta to prowadzenie Jaroszewskiego i Legnera 4:2. Wydawało się, że kontrolują jego przebieg i spokojnie odniosą zwycięstwo. Ale Weekes z Felixem wzięli się ostro do pracy. Doprowadzili do remisu 4:4. A później był gem za gem. Doszło do tie breaka. Więcej zimnej krwi wykazali w nim Jaroszewski i Legner, zwyciężając 9:7. W drugim secie, przy stanie 5:3, polsko-austriacka para miała już meczbola. Ale Weekes i Felix uratowali skórę. Co więcej wykorzystali to, że zdrzemnęli się ich rywale. Po następnych gemach było 6:5 dla Australijczyka i Słowaka. Teraz to Jaroszewski i Legner musieli walczyć o doprowadzenie do tie breaka. I udało im się. W tie breaku znowu byli górą (8:6) i po trwającym ponad dwie i półgodziny meczu mogli cieszyć się ze zwycięstwa. – Gra z Martinem w parze to jak taniec ze wspaniałą kobietą – stwierdził Jaroszewski. – Trochę na poziom tego meczu miał wpływ nie najlepszy stan kortu. Nie mogliśmy pokazać najlepszego tenisa. Każdy koncentrował się na tym, żeby przygotować się na złe odbicie, bo często kiksowała. W drugim secie rzeczywiście trochę pokpiliśmy sprawę. Może Martin w niektórych momentach chciał skończyć zbyt ładną piłką. A nie zawsze ładne widowisko przynosi efekty. Ale wszystko dobrze się skończyło.

Płocki turniej trafi na ekrany telewizorów. Ostatnie dwa dni zmagań pokaże telewizja EDU SAT. Piątkowe wydarzenia będzie można obejrzeć 15 czerwca o 21.30 (powtórka 19 czerwca o 22.30). Natomiast finały zostaną pokazane 17 czerwca o 21.30 (powtórka 21 czerwca o 22.30). EDU SAT dostępna jest na Cyfrze +, w sieciach kablowych i na satelicie Eutelsat.

Szczegółowe wyniki na stronie: www.orlenpolishopen.pl

Biuro Prasowe Orlen Polish Open
Justyna Chrobot 663 991 866

***

Coraz bliżej ostatecznych rozstrzygnięć na zawodowym turnieju XII Orlen Polish Open w tenisie na wózkach, który ma najwyższą w Polsce kategorię ITF 2 i pulę nagród 11 tys. dolarów.

W czwartek najciekawsze były ćwierćfinały w najbardziej prestiżowej kategorii main draw. Swoje mecze bez problemów wygrali Tadeusz Kruszelnicki (numer 1 turnieju, 5 na listach światowych) i Austriak Martin Legner (nr 2, 7 na świecie). Kruszelnicki ograł Belga Gerta Vosa (nr 5, 21 na listach) 6:1 i 6:1. Wegner natomiast zwyciężył Szweda Niclasa Larssona (nr 7, 37 na listach) 6:1 i 6:0. Żeby awansować do półfinału bardziej musiał się napracować Słowak Jozef Felix (nr 3, 17), który zmierzył się z Austriakiem Adim Peinsithem. Dopiero po trzech setach Felix mógł się cieszyć z wygrane (6:1, 3:6, 6:2). Ale najlepszym meczem było spotkania Piotra Jaroszewskiego z Integracyjnego Klubu Tenisa w Płocku i Australijczyka Bena Weekesa. Polak był rozstawiony w turnieju z nr 6. Jego rywal natomiast z czwórką. Australijczyk jest od Jaroszewskiego sklasyfikowany o trzynaście pozycji wyżej na listach światowych (18). Płoccy kibice liczyli jednak na dobry występ Jaroszewskiego i niespodziankę. Płocczanin rzeczywiście zaczął bardzo dobrze. Chociaż przegrywał już 2:4 to wyszedł na prowadzenie 5:4. Jednak o zwycięstwie w tej odsłonie decydował tie break. Polak wygrał go 7:5. Drugi set to zupełnie inny Jaroszewski. Polakowi nie szło już tak dobrze. – Dlaczego dajesz mu na forehand – upominał na korcie sam siebie. Na niewiele się to zdało. Australijczyk gładko wygrał 6:1. Decydujący o wszystkim trzeci set był bardzo zacięty. Podobnie jak pierwszy zaczął się od przewagi Australijczyka. Weekes wygrywał 3:1. Ale Jaroszewski zdołał doprowadzić do stanu 3:3. Wydawało się, że znowu dojdzie do tie breaka, gdy płocczanin wygrał dziesiątego gema i było 5:5. Niestety w następnym gemie Jaroszewski miał niewiele do powiedzenia. Przegrał go do zera. Ta zła passa przeniosła się na decydujący gem. Przy swoim serwisie płocczanin przegrywał już 0:40. Weekes nie zmarnował takiej okazji. Wygrał seta 7:5.

Piątek to pierwszy dzień finałów na kortach Wisły Płock. Kibice będą mogli się emocjonować przede wszystkim finałem debla w main draw. Medale zostaną także rozdane w second draw i  to zarówno w singli jak i deblu. Początek piątkowych zmagań to godz. 10. A pierwsze mecze to półfinały singla main draw panów.

Szczegółowe informacje na stronie: www.orlenpolishopen.pl

***

W drugim dniu, zawodowego turnieju XII Orlen Polish Open w tenisie na wózkach, który ma najwyższa w Polsce kategorię ITF 2 i pule nagród 11 tys. dolarów, na kortach pojawili się już najlepsi zawodnicy. W zdecydowanej większości nie mieli problemów z awansem do ćwierćfinału.

Drugi dzień Orlen Polish Open rozpoczął się od spoglądania na niebo. Bo nad kortami Wisły Płock, gdzie rozgrywany jest turniej, od rana wisiały ciemne chmury. – Nie będzie padało – trochę zaklinał rzeczywistość dyrektor turnieju Wiesław Chrobot. I mu się udało. Nie spadła kropla deszczu, a po południu wyjrzało nawet słońce.

Jako jeden z pierwszych wyjechał na kort Tadeusz Kruszelnicki. Tenisista SKS Konstancin w najbardziej prestiżowej kategorii main draw rozstawiony jest z numerem jeden. Nic w tym dziwnego, bo Kruszelnicki to najwyżej sklasyfikowany zawodnik na światowych listach, który gra w Płocku. Obecnie jest piąty. Jego pierwszym przeciwnikiem w turnieju był kolega z reprezentacji Polski Albin Batycki (67. na listach) ze Spartakusa Koźmin Wielkopolski. Pierwszego seta Kruszelnicki wygrał dość łatwo 6:1. W drugiej odsłonie Batycki zmusił go do większego wysiłku. Tenisista z Wielkopolski prowadził nawet 4:3 i w kolejnym gemie 40:15. – Miałem szansę na trzeciego seta – mówi Batycki. Jednak Kruszelnicki nie pozwolił na jego rozegranie. Wygrał 7:5.

- Rzeczywiście trochę się zdrzemnąłem w drugim secie – stwierdził po meczu. – To był mój pierwszy mecz, trochę zwolniłem grę i chciałem dłużej pobyć na korcie. Albin to wykorzystał i zaczął grac szybciej. W końcu i ja przyspieszyłem. Cieszę się z tego, że wytrzymuję psychicznie w trudnych sytuacjach. Ale zawsze walczę do końca.
51-letni Tadeusz Kruszelnicki jest głównym faworytem do wygrania Orlen Polish Open. Gdyby tak się stało dokonałby tego po raz czwarty w historii turnieju. – Bardzo bym chciał wygrać i wyśróbować rekord – mówi.
Ale do Płocka najlepszy polski tenisista na wózku przyjechał w średnim humorze. Wszystko przez stratę, wartego 16,5 tys. zł, profesjonalnego wózka do gry. – Straciłem go podczas powrotu z prestiżowego turnieju z Australii – opowiada. – Poszło mi tam świetnie, grałem w finale. Ale to wszystko przyćmiła strata wózka. Podczas transportu musiał się chyba dostać miedzy kontenery, bo został dosłownie zmiażdżony. Odzyskałem z niego tylko kółka. Linie lotnicze zobowiązały się do zwrotu pieniędzy, ale to jeszcze trwa. Musiałem więc wyciągnąć straty sprzęt, odmalować i grać.

Zresztą nie tylko Kruszelnicki ma przygody z wózkiem. Austriak Martin Legner (numer 2 turnieju, 5. na listach) swój sprzęt naprawiał obok kortu.

Z zawodników rozstawionych najbardziej napracował się Piotr Jaroszewski (numer 7 turnieju, 31. na listach) z Integracyjnego Klubu Tenisa. On zmierzył się Czechem Michaelem Stefanu (41. na świecie). W pierwszym secie płocczanin nie mógł się odnaleźć. Grał nerwowo, popełniał dużo błędów, miał problemy z koncentracją. Czech natomiast spokojnie punktował. Jaroszewski cały czas musiał gonić rywala. Ale doprowadził do remisu 6:6. W tie breku lepszy okazał się Czech, wygrywając 7:3. Drugi set zaczął się nie najlepiej dla Polaka, bo przegrywał 0:2. Ale właśnie wtedy, jakby wstąpił w niego nowy duch. Nie pozwolił już rywalowi na wygranie ani jednego gema i wygrał seta 6:2. W trzecim nie spuścił z tonu, zwyciężając 6:3. – Wcześniej wiedziałem, że to będzie ciężki mecz – powiedział Jaroszewski. – To bardzo niewygodny przeciwnik. Jak da mu się trochę pograć, a nie daj Boże narzucić styl gry, to może być różnie. W pierwszym secie trochę mnie uśpił. Myślałem, że kontroluje sytuacje, ale było to iluzoryczne. Później przyspieszyłem grę, żeby Czech miał mniej czasu. Poprawiłem serwis oraz return, dzięki tym zagraniom robiłem sobie przewagę na korcie, którą wykorzystywałem.

Końcowym akordem drugiego dnia Orlen Polish Open był tradycyjny grill party. Chociaż panowało przenikliwe zimno, zabawa była bardzo gorąca. Tenisiści na wózkach ponownie udowodnili, że potrafią szaleć nie tylko na korcie.
W czwartek, w trzecim dniu Orlen Polish Open, nie powinno zabraknąć emocji. Turniej powoli zaczyna wkraczać w decydującą fazę. Kibice mogą spodziewać się dobrych meczów ćwierćfinałowych w main draw panów. Czekają ich także już rozgrywki półfinałowe. To w singlach pań oraz panów z second draw, a także w deblach.

***

Pierwszy dzień, zawodowego XII Orlen Polish Open, który ma najwyższą kategorię w Polsce ITF 2 i pulę nagród 11 tysięcy dolarów, nie przyniósł niespodzianek. Chociaż emocji nie brakowało, nawet gdy najlepsi jeszcze nie wyjechali na korty.

Szczęście sprzyja organizatorom XII Orlen Polish Open. We wtorek nad Płockiem świeciło słonce. Było co prawda zimno, ale nie padało. A przynajmniej nie cały czas. Późnym popołudniem przelotny deszcz na kilkanaście minut przerwał zawody. Aura jednak dopisała. Niektórzy z zawodników starali się wykorzystać słoneczne promienie. Zajęli leżaki i próbowali się opalać. Inni, jak choćby Szwed Niclas Larsson, pogrążeni w lekturze okupowali ławki. Larsson oddawał się nie tylko czytaniu książek. Wtorek był dla niego w sumie dniem wolnym. Szwed jest bowiem rozstawiony z siódemką w najbardziej prestiżowej kategorii main draw i wczoraj nie grał. Sporo czasu spędził przed komputerem w pokoju wypoczynkowym dla tenisistów. Trochę serfował po Internecie, ale prawdziwe emocje pokazał, gdy grał w wirtualnego pokera. Co chwila targały nim zmienne nastroje, w zależności od tego jaki był wynik rozgrywki. Inni oddawali się z zapamiętaniem grze w darta, albo np. w tenisa ziemnego na specjalnym automacie. Generalnie panowała jeszcze spokojna i pełna rozluźnienia atmosfera. Nic dziwnego, to dopiero początek turnieju. Ale jego temperatura będzie rosła z każda godziną, która zbliżać nas będzie do sobotnich finałów.

Wtorek bez wątpienia był szczęśliwym dniem dla Albina Batyckiego, grającego w main draw. Chociaż przed wyjechaniem na kort zawodnik Spartakusa Koźmin Wielkopolski nie miał tęgiej miny. Los bowiem go nie rozpieszczał. Już w pierwszej rundzie, będący na 67 miejscu światowych list rankingowych Batycki, trafił na zajmującego… 68. pozycję Niemca Giudo Nespethala. To był najciekawszy i najdłuższy mecz pierwszego dnia turnieju. Zakończył się wygrana Polaka 6:3, 3:6 i 6:3. Do tego Batycki dołożył jeszcze wygraną w pierwszej rundzie debla w parze z płocczaninem Jerzym Kulikiem. – Mecz z Giudo był bardzo trudny – przyznał Batycki. – Niczego dobrego po swojej grze się nie spodziewałem. A to dlatego, ze po powrocie z mistrzostw świata (Polska zdobyła na nich brązowy medal – przyp.) miałem kłopoty ze zdrowiem. A później pogoda nie pozwoliła na treningi. Na dwa tygodnie przed przyjazdem do Płocka tylko dwa razy byłem na korcie.

45-letni Batycki w 1983 r. uległ wypadkowi. Od tamtej pory jeździ na wózku. Początkowo sport w ogóle go nie interesował. Zmieniło się to w 1996 r. podczas obozu rehabilitacyjnego. – Zaproponowali nam grę w tenisa. Myślałem, że dadzą nam paletki, a oni wyciągnęli rakiety i zaprosili na kort – opowiada.

Batycki przed wypadkiem miał do czynienia z tenisem ziemnym. Wiedział więc o co chodzi w tej dyscyplinie. W 1998 r. ze swoich pierwszych zawodów przywiózł puchar za trzecie miejsce w deblu. A już rok później trafił do kadry narodowej. Największe przeżycie to udział w Paraolimpiadzie w Atenach. – ej cudownej atmosfery, tego wielkiego święta nie da się porównać z innymi imprezami, chociażby mistrzostwami świata – mówi. – Przed Atenami myślałem, że już pora powoli kończyć karierę. Ale z Grecji wróciłem zauroczony. Postanowiłem więc powalczyć jeszcze o zakwalifikowanie się do Pekinu.

Zawodnik Spartakusa ma na swoim koncie medale mistrzostwa świata, tytuły mistrzowskie i wicemistrzowskie w Polsce. W pięciotysięcznym Koźminie, w którym mieszka z żoną i 23-letnim synem, teraz studentem informatyki, założył klub. Początkowo była garstka zawodników. Teraz jest 14 niepełnosprawnych i 50 zdrowych osób. Batycki bardzo ceni sobie atmosferę, panującą na takich turniejach, jak w Płocku. – Podobnie jak w tym normalnym tenisie, widujemy się z tymi samymi osobami na turniejach od paru lat – mówi. – Na korcie jesteśmy rywalami, ale poza nim przyjaciółmi. Towarzysza nam uśmiechy. Nie ma między nami zawiści. Każdy z nas przeżył swoją tragedię. Teraz potrafimy się cieszyć z drobnych rzeczy i z każdej chwili.

W środę, drugim dniu mistrzostw, Batycki zagra z najlepszym Polskim tenisistom, piata rakietą świata Tadeuszem Kruszelnickim.

Niestety pożegnała się z głównym turniejem kobiet Judyta Olszewska. Mistrzyni świata juniorek z Integracyjnego Klubu Tenisa w Płocku miała wyjątkowego pecha w losowaniu. Trafiła na 47. na listach rankingowych (o 40 lokat wyżej niż Olszewska) Brytyjkę Susan Paisley. To był jedyny mecz pań w pierwszym dniu turnieju, bo pozostałe siedem zawodniczek miało wolny los. Olszewska wygrała pierwszego seta 6:3. Niestety dwa następne przegrała po 6:1.

W środę, od godz. 9 na kortach Wisły Płock rusza drugi dzień mistrzostw. Teraz do gry przystąpią już najlepsi.

***

Szczegółowe wyniki na stronie: www.orlenpolishopen.pl

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas