Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Uporządkować życie

04.12.2012
Autor: Beata Rędziak
Źródło: inf. własna

- Jeszcze przyjdzie taki dzień, że gęba Wam się uśmiechnie. Uwierzcie, że jest szansa, można z tego wyjść, można żyć po ludzku, trzeba tylko przestać pić i iść do mądrych ludzi – mówi niewidomy Henryk; sam od trzech lat żyje w trzeźwości.

Droga do miejsca, w którym jest teraz, nie była łatwa. Była za to bardzo długa. Henryk sam o sobie mówi, że alkoholikiem w swoim odczuciu był od urodzenia, tylko lekarstwo na tę chorobę znalazł trochę później. – Już jako cztero- czy pięciolatek pamiętam, że miałem problemy z emocjami, z postrzeganiem świata, odczuwaniem, problemy z tym, żeby być po prostu sobą. Pierwszy alkohol wypiłem, gdy miałem ok. trzynastu lat. Potem była jakaś przerwa, ale ta wiedza, że jest takie lekarstwo na moje problemy, i tęsknota za tym – zostały. Od szesnastego roku życia piłem coraz częściej – wspomina.

Henryk urodził się jako wcześniak i od urodzenia był słabo widzący. Całkowicie stracił wzrok, gdy odkleiła mu się siatkówka; zupełnie nie widzi od trzynastego roku życia.

Czar butelki

Wolał pić sam, bo w towarzystwie zazwyczaj zwracano uwagę, że pije za szybko i za dużo. Z kolei inni dla niego pili za wolno. Wolał wypić pół szklanki, a nie jeden kieliszek. Z perspektywy czasu i swoich trzydziestu ośmiu lat widzi, że wtedy czuł, że alkohol dawał mu wolność i poczucie bezpieczeństwa, oczywiście pozorne. – Wtedy wydawało się, że to działa.

Gdy miał dwadzieścia parę lat – wspomina –  przez 3-4 tygodnie nie wypił nawet jednego piwa. – Wstałem rano, uświadomiłem sobie to i poczułem, jak strasznie chce mi się to piwo wypić. Wtedy pomyślałem, że jest coś nie tak, ale żyłem dalej. Chodziłem do szkoły, pracowałem, długo udawało się łączyć zajęcia z piciem, jakoś lawirowałem, ale zaczynało być coraz trudniej. W końcu dostosowywałem wszystko do picia, miałem coraz dłuższe ciągi alkoholowe – opowiada Henryk.

Pusta butelka
Fot.: www.sxc.hu

Mieszkał wtedy z mamą, która zaczęła zwracać mu uwagę, że pije za dużo. Dochodziło między nimi do kłótni i awantur. Jednak Henryk lekceważył te sytuacje – aż zaczął wpadać w coraz większą depresję. Jego mama szukała pomocy i zaprosiła do domu psychologa. – Właściwie to pani psycholog odkryła, że jestem alkoholikiem, i umówiła mnie w szpitalu, w którym pracowała, na wizytę do terapeuty uzależnień. Zostawili mnie tam na detoks, który miał trwać dwa tygodnie, wytrzymałem dwa dni – mówi.

Kolejna wizyta u terapeuty za jakiś czas odbyła się, ale po sześciu wypitych piwach. Detoks trwał cztery dni i Henryk uznał, że wszystko jest już w porządku. Miał wtedy dwadzieścia trzy lata. Jego mama chciała, by poszedł na terapię, więc zrobił to, ale wtedy jeszcze sam nie czuł takiej potrzeby. Terapia miała trwać sześć tygodni, ale Henryk zrezygnował z niej po miesiącu.

Żeby żyć, trzeba być trzeźwym

– W tym czasie trafiłem na mityngi AA. Wiedziałem już, że żeby żyć, trzeba być trzeźwym, chodziłem więc na terapię, mityngi, ale to były jedynie przerwy w piciu. W międzyczasie ożeniłem się i założyłem rodzinę – opowiada Henryk.

Trzy lata temu doszedł do punktu krytycznego. – Rozmawia pani z osobą, która nie powinna już żyć. Bardzo chciałem być trzeźwy, ale nie potrafiłem tego zrobić. W trakcie ciągu alkoholowego poszedłem do sklepu po alkohol. Był styczeń, 30-stopniowy mróz, druga w nocy. Kupiłem alkohol i pijąc go na dworze, zasnąłem. Znalazło mnie dwoje ludzi, którzy przechodzili ścieżką. Ja to rozpatruję w kategorii cudu, bo to było nad rzeką, w rzadko uczęszczanym miejscu, w środku nocy. Dlatego myślę, że to nie szli ludzie, to szły anioły – zamyśla się Henryk.

Takich sytuacji było dużo więcej, np. dwukrotnie Henryk spadał na tory kolejowe. – Stwórca chciał mnie jednak zachować przy życiu – konkluduje. – Bardzo już chciałem być trzeźwy, ale nie potrafiłem. Moja żona była już także bardzo zmęczona tą sytuacją. Kiedyś zadzwonił do mnie kolega i powiedział mi, że jest Program 12 kroków. Gdy zacząłem realizować ten program, poczułem się lepiej – dodaje.

Siła większa niż ja sam

Program 12 kroków opiera się na stopniowej realizacji 12 zaleceń. Pierwszym z nich jest przyznanie się do bezsilności wobec nałogu oraz utraty kontroli nad swoim życiem. Program realizowany jest przez różne wspólnoty i nie ma nic wspólnego z religią. – Każdy buduje swoją koncepcję siły wyższej, która jest większa od niego. To jest siła większa niż ja sam, bo gdy sam chciałem sobie poradzić, nie udawało się.

Kieliszek z winem
Fot.: www.sxc.hu

Dzięki Programowi 12 kroków Henryk uporządkował swoje życie, przeżył także odnowę duchową. – Wiem, że dziś nie piję, dzisiejszy dzień odkładam na półkę. Mam w sobie kilka tożsamości, przede wszystkim jestem alkoholikiem – to jest moja pierwsza tożsamość. Dopiero potem jestem mężem, pracownikiem itd. Jeśli o tym zapomnę, to się zapiję. Różnica między Programem 12 kroków a terapią uzależnień jest taka, że na terapii mówią nam, co robić, żeby nie pić, ale nie daje się recepty na to, jak żyć. Program uczy, jak to zrobić, żeby żyło mi się dobrze w trzeźwym życiu. Bardzo szanuję terapeutów, bo też bardzo mi pomogli, ale Program nauczył mnie, jak żyć dobrze – mówi Henryk.

Jego siłą jest praca z tzw. sponsorem, osobą, która jest pewnego rodzaju przewodnikiem w Programie, która wspiera swojego podopiecznego. Dla Henryka wielką pomocą i wsparciem są także przyjaciele z mityngów, wie, że gdyby przestał na nie chodzić, zacząłby pić. – Mam tego bardzo dużą świadomość – podkreśla. Jego żona również wspiera go w trzeźwym życiu.

– Mam świadomość, że wielu ludzi, którzy będą to czytać, nie zrozumieją tego. W tej chorobie nie ma sentymentów, rozczulania się. Dlatego chcę podkreślić – i chcę, żeby tak to było napisane – że można żyć, można z tego wyjść, trzeba przestać pić i iść do mądrych ludzi. Jak ktoś potrafi iść do sklepu po butelkę, to potrafi też wziąć książkę telefoniczną i poszukać pomocy, chociażby pod literą P – poradnia. Mój przyjaciel mówi, że nikt nikogo na plecach do trzeźwości nie zaniesie. Często ludzie pytają, jeśli ktoś z ich bliskich ma ten problem, co zrobić. Zostawić ich. Każdy musi sam dojść do tego, że chce żyć w trzeźwości.

Henryk od roku prowadzi własną działalność gospodarczą – salon masażu i odnowy biologicznej. To duży wysiłek i dużo pracy, jak sam mówi – trzeba się dużo nabiegać, załatwiając sprawy formalne i pracować dużo więcej niż na etacie, ale jest zadowolony. Jego anioły czuwają.

Komentarz

  • Z doswiadczenia
    beaprz1
    03.01.2013, 20:54
    Jestem kobietą i być może dlatego, moje życie skończyło się, a raczej zamieniło w piekło z chwilą podjęcia pierwszej poważnej próby trzeźwości 15 lat temu. Wpierw borykałam się z linczem na prowincji na mojej osobie z powyższego powodu, a potem, gdy wreszcie udało mi się pokonać nałóg z histeryczną nagonką na mnie z powodu rodzaju niepełnosprawności (fizjonomii). Otoczenie i instytucje, które wówczas powinny mi pomóc uważały, że skoro słabiej widzę, to można bez obaw narażać moje zdrowie na rozstrój i tortury psychiczne. w konsekwencji opusciłam prowincjonalny grajdoł, gdyż próbowano mnie zaszczuć poprzxez uporczywe wmawianie mi choroby psychicznej, by mogli uniknąć odpowiedzialności karnej i cywilnej. Sprzedała mnie nawet własna rodzina, a do tego nie mam nikogo bliskiego na świecie, chociaż istnieje moja bliższa i dalsza rodzina. Jestem też singlem, a samotne kobiety nadal są lekcewarzone. Nie jestem w stanie zwięźle opisać w komentarzu, co przeżyłam. Wrobili mnie nawet w sprawę karną w okresie abstynencji wmawiając mi czyny, których nie popełniłam. Obecnie z upływem lat nie cieszy mnie trzeźwość, gdyż nie warto było palcem kiwnąć. Chciałam tylko zrobić na złość otoczeniu i nigdy nie sądziłam, że mi sie uda.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas