Wspólnie łatwiej - Stowarzyszenie ''Światło Nadziei''
W małych miasteczkach żyje się inaczej niż w aglomeracjach. Inaczej ludziom zdrowym, a chorym znacznie trudniej. Właśnie tym drugim szczególnie potrzebna jest pomoc i wsparcie. A co może być jeszcze ważniejszego? Zwyczajny kontakt z osobami dotkniętymi tak jak i oni przez los, borykającymi się z identycznymi problemami. Po prostu z takimi samymi.
Stowarzyszenie daje wszystkim dzieciom z okolicy szansę na udział w
zajęciach plastycznych i zabawie. Barbara Kuderska, kierownik OPS w Śmiglu, służy wsparciem dla
stowarzyszenia.
Śmigiel, miasteczko w południowej Wielkopolsce. Pięć tysięcy mieszkańców, osiemnaście tysięcy w
całej gminie. Wśród nich niepełnosprawna, dwunastoletnia dziś, Mirka Adamczak. To jej mama
Małgorzata wpadła na pomysł, by zebrać innych rodziców niepełnosprawnych dzieci i wspólnie stworzyć
jakąś grupę. - Jak to się ładnie mówi w celach integracyjnych, czyli po prostu dlatego, że razem
jest łatwiej zmagać się z codziennymi problemami - przekonuje.
Postanowili założyć stowarzyszenie. Pierwsze spotkanie
odbyło się w lipcu 2000 roku w salce katechetycznej w Śmiglu. Ustalili wtedy, że zawiążą w gminie
stowarzyszenie pomocy dzieciom niepełnosprawnym. W ciągu kilku tygodni przygotowali dokumentację i
przesłali ją do sądu w Poznaniu. Na rejestrację stowarzyszenia przyszło jednak czekać ponad pół
roku. Okazało się, że sąd miał ciągle jakieś zastrzeżenia. Po poprawkach znów coś nie pasowało i
tak korespondencja krążyła pomiędzy Poznaniem a Śmiglem. W końcu formalności dopełniono.
Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i Młodzieży Niepełnosprawnej "Światło Nadziei", bo tak
brzmi jego pełna nazwa, zarejestrowane zostało w marcu 2001 roku. Swą siedzibę znalazło w
miejscowym Centrum Kultury. Prezesem Stowarzyszenia "Światło Nadziei" została Małgorzata
Adamczak. Pomieszczenie w Centrum to wszystko, co wtedy mieli. Mogli się spotykać, ale zajęć
rehabilitacyjnych prowadzić tam nie było można. W ogóle w gminie nie prowadzono ich nigdzie.
Rodzice, których było na to stać, dowozili dzieci do większych miast.
Skrupulatnie szukali pieniędzy. Co można zrobić w takim
Stowarzyszeniu jak śmigielskie, małym i bez pieniędzy? Odpowiedź brzmi: pisać, pisać i jeszcze raz
pisać. Do wszystkich: gminy, starostwa, województwa, urzędu marszałkowskiego, różnych fundacji i
organizacji. - Stosy podań, programów, planów krążą po całym kraju. Na tym to głównie polega. To
ciągła walka o pieniądze - opowiada M. Adamczak. - Po prostu staramy się je zdobywać, gdzie się
tylko da. Nie ograniczają się do pisania o dotacje i wsparcie finansowe. Niewiele w ten sposób
można osiągnąć. Przez cały czas starają się monitorować, jakie akcje czy konkursy organizują
najrozmaitsze fundacje. Wtedy piszą plany pod konkretne programy. Czasem się udaje, zostaną one
przyjęte i dostają wsparcie. Działają też sami. Raz, albo dwa razy w roku organizują bale
charytatywne.
Większość środków, jakie udaje się zdobyć, przeznaczana jest na jednodniowe wyjazdy dzieci po
okolicy. Jakieś wycieczki, wizyty w gospodarstwach agroturystycznych, biwaki, wypady na festyny. Na
dłuższe wyjazdy nie mogą sobie pozwolić. Nie stać ich na taki luksus. Oprócz tego od dwóch lat
udaje się organizować latem półkolonie. Korzystają na tym także dzieci zdrowe, bowiem i one mogą
się przyłączyć i wziąć udział w zajęciach. Stowarzyszenie od trzech lat przygotowuje dla chorych
dzieci mikołajki, podczas których każde obdarowane zostaje dużą paczką prezentów. - Cieszymy się,
że udaje się nam to wszystko zorganizować - stwierdza pani prezes. - Większość dzieci, którymi się
opiekujemy, pochodzi z rodzin borykających się z problemami finansowymi. Ich rodziców nie stać, by
zapewnić im jakieś rozrywki.
Postawili na rehabilitację. Niestety, w większości związaną z wyjazdami. Taki to minus małych miast. Śmigiel znajduje się w powiecie kościańskim. Osoby ze stowarzyszenia starają się o wsparcie z tamtejszego starostwa. Chcieliby, aby dzieci dowożone były do Kościana na rehabilitację i do szkoły integracyjnej. Marzą też, by organizować dla nich wyjazdy rehabilitacyjne na basen do Leszna. Co jednak najważniejsze, od września ubiegłego roku zajęcia odbywają się wreszcie na terenie gminy, w nowoczesnej sali gimnastycznej. Wybudowano ją w szkole rolniczej w podśmigielskiej miejscowości. Jedną salkę przeznaczono na zajęcia rehabilitacyjne dla dzieci ze "Światła Nadziei".
Zajęcia w salce w Nietążkowie. Z grupą podopiecznych
stowarzyszenia pracuje rehabilitantka Monika Łupicka.
Zajmują się nimi dwie rehabilitantki. Jednej płaci gmina i pracuje ona
dziesięć godzin w tygodniu. Druga działa społecznie. Oprócz nich zajęcia pro-wadzi grupa
wolontariuszy, którzy w ogóle pomagają we wszystkich przedsięwzięciach stowarzyszenia. To
kilkunastu młodych ludzi. Co warte podkreślenia, większość z nich nie ma w rodzinie nikogo
niepełnosprawnego. Wszyscy są przygotowani do tego, co robią. W ubiegłym roku Fundacja Batorego
opracowała program Szklarnie Batorego. Miał na celu wsparcie i szkolenie wolontariuszy. Grupie ze
Śmigla udało się z tego skorzystać. Przeszli kurs w Warszawie. Do stowarzyszenia należy około
pięćdziesięciu osób. To rodzice niepełnosprawnych dzieci i dorosłych, młodych ludzi. - I niestety,
jest to przykre, ale kilkoro rodziców nie dało się przekonać i nie za-leży im, by ich dzieci brały
udział w naszych zajęciach - mówi Małgorzata Adamczak. A chyba warto. W ubiegłym roku zorganizowano
na przykład kilkanaście biwaków i wycieczek. To niezły wynik, zważywszy, że przedtem dzieci
niepełnosprawne nigdzie nie wyjeżdżały. Stowarzyszenie daje wszystkim szansę na rehabilitację.
Niestety, tych zajęć jest zbyt mało. W salce w Nietążkowie każde dziecko ćwiczy tylko raz w
tygodniu. Do Kościana czy na leszczyński basen z reguły wyjeżdżają jeszcze rzadziej. Cóż, tak
krawiec kraje...
Marzenia realizują wspólnymi siłami. W małej organizacji
takiej jak "Światło Nadziei", gdzie nie ma osób na etatach, ciągle jest coś do roboty. -
Nie ma dnia, żebym czegoś nie załatwiała albo chociaż nie myślała o jakichś sprawach stowarzyszenia
- mówi prezes Adamczak. - Działalność zajmuje mi mnóstwo czasu. Całe szczęście, że część osób,
które do nas należą, również aktywnie działa. Na przykład nigdy nie musiałam sama pisać żadnego z
naszych podań czy programów. Zawsze zajął się tym ktoś ze stowarzyszenia. Bardzo pomaga mi też
Barbara Kuderska, kierowniczka OPS. To stamtąd wysyłam wszystkie faksy, pocztę, dzwonię w sprawach
slużbowych. To prawie nasze biuro. A jakie największe marzenia ma pani prezes stowarzyszenia? Aby w
śmigielskich szkołach były klasy integracyjne i aby zlikwidowano bariery architektoniczne w
mieście.
- W tych moich marzeniach ograniczam się do tego, co jest możliwe do realizacji. Ale mam też
jeszcze jedno takie specjalne, wielkie marzenie. Bardzo chciałabym, aby ludzie zdrowi traktowali
niepełnosprawne dzieci tak jak normalnych, zdrowych ludzi. Doskonale wiem, że one tego bardzo chcą
- kończy pani Małgorzata Adamczak.
Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i Młodzieży Niepełnosprawnej "Światło Nadziei",
ul. T. Kościuszki 20, 54-030 Śmigiel,
tel. 0602 512 836;
www.swiatlonadziei.interbit.pl
Tekst i zdjęcia: Damian Szymczak
Integracja 3/2005
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- „Wejdź Nowa” z własnym zakończeniem. Teatr Pinokio w Łodzi znów przełamuje bariery dostępu do kultury
- Dentezja – bezpłatna stomatologia bez barier dla osób z niepełnosprawnością w Warszawie
- Gospodynie turnieju minimalnie lepsze. Porażka Polek w meczu otwarcia MŚ
- Nowy system rezerwacji wizyt w urzędzie miasta
- Codziennie stajemy do walki: z miastenią twarzą w twarz
Dodaj komentarz