Polacy wygrali morderczy bieg Ultra Mirage!
Zespół biegaczy „Polish Wings” wygrał morderczy bieg Ultra Mirage El Djerid 100k czyli 100 km przez pustynię Sahara. To pierwsza polska drużyna, która tego dokonała. Celem działania było wsparcie chorującego paraolimpijczyka, szermierza Jacka Gaworskiego.
- Chęć pomocy Jackowi i jego wiara w Nas, to pomogło przetrwać – powiedziała po ukończeniu biegu Karolina Warchulska, jedyna kobieta w polskiej ekipie.
W biegu Ultra Mirage wystartowało 13 drużyn. Od samego początku celem Polaków była wygrana, ale wiadomo także było, że ten cel będzie bardzo trudny do osiągnięcia. W życiu rzadko bywa łatwo, gdy chce się sięgnąć po niemożliwe. Wie o tym doskonale od lat chorujący na stwardnienie rozsiane i nowotwór mnogi rdzenia szermierz Jacek Gaworski, wicemistrz paraolimpijski z Rio de Janeiro.
Gdy Dariusz Wojda, spiritus movens całego przedsięwzięcia zgłosił się na wiosnę do Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego z pomysłem pobiegnięcia w Ultra Mirage w szczytnym celu, od razu wskazano mu właśnie Jacka Gaworskiego walczącego z nieuleczalną chorobą.
„Pomimo piachu w oczy – bieg 100 km przez Saharę po życie Jacka!” to nazwa zrzutki, która została wówczas złożona. Celem całego przedsięwzięcia była wygrana biegu przez polską drużynę i zebranie pieniędzy na leczenie Gaworskiego. Pierwszy z celów już udało się osiągnąć. Mordercze 100 km w upale zakończyło się spektakularną wygraną. Kapitan ekipy Dariusz Wojda już raz ten dystans pokonał, gdy rok temu pobiegł dla Polskiej Akcji Humanitarnej. Dla pozostałych uczestników Ultra Mirage był absolutną niewiadomą.
Wola walki
- Najtrudniejszy moment to zmierzyć się z tym całym biegiem, o którym się tylko słyszało – przyznaje Karolina Warchulska, jedyna kobieta w drużynie. – W głowie świadomość, że jest deklaracja zwyciężenia. Towarzyszyła mi duża wola walki i determinacji, by pomimo tego, że jesteśmy amatorami pokazać, że jeżeli się czegoś bardzo chce, to ciężką pracą można osiągnąć wszystko. Chęć pomocy Jackowi i jego wiara w nas, to pomogło przetrwać. Ultra Mirage to bieg, który na różnych etapach daje mocno w kość. To bardzo trudne wyzwanie biegowe i mentalne. To bieg, w którym liczy się dyspozycja dnia, szczęście i adaptacja do wysokiej temperatury. Wszystko musi zagrać w dniu startu. Trzeba się mocno skoncentrować, nie mieć żadnej szczeliny w głowie, iść po swoje. To była praca zespołowa. Każdy miał do wykonania swoje zadanie, a ich wypadkowa złożyła się na nasz spektakularny sukces – dodaje.
Polska drużyna składała się z 6 zawodników, poza wspomnianymi Dariuszem Wojdą i Karoliną Warchulską w Ultra Mirage wystartowali Piotr Błoński, „Kristo” Krzysztof Talarczyk, Kazimierz Zawiślak i Zenon Olszak. Ten ostatni stawał na starcie z ogromnymi wątpliwościami.
- Bardzo obawiałem się tego biegu, miałem świadomość, że nie wykonałem wszystkich założeń Kapitana Darka. Zacząłem bieg w tempie który najbardziej lubię i dobrze się czuję: 6/km. Pamiętałem, żeby nie biec za szybko. Już na 50 km wiedziałem, że się uda i będzie dobrze. Kryzys dopadł mnie ok. 65 km kiedy biegliśmy po asfalcie, za twarda nawierzchnia na moje bolące stawy. Dalszy bieg to była walka i oswajanie się z bólem. Nie mogłem sobie pomóc tabletką przeciwbólową, bo zwyczajnie jej nie miałem. Do walki motywowała mnie myśl o Jacku, myśl o tym, że on ciągle walczy z bólem. Euforia nastąpiła, gdy wbiegałem na metę z flagą Polski. Było wzruszenie i... łzy.
- „Pomimo piachu w oczy” te słowa stały się rzeczywistością szybciej niż się tego spodziewałem i mocniej niż sobie to mogłem wyobrazić – wspomina „Kristo” Krzysztof Talarczyk. – Niepewność towarzyszącą od początku biegu czy dam radę przegrała z wiarą, że nie ma innej możliwości. Były momenty zwątpienia, ale ani przez chwilę nie było myśli o poddaniu się. Jacek się nie poddaje – myślałem. I jeszcze na samym finiszu z tą myślą wyprzedziłem ostatkiem sił jednego zawodnika. Zadanie wykonane. Euforia i radość są większe niż zmęczenie, odciski i ból. Było warto – wspomina.
Piotr Błoński dodaje jeszcze, że dla niego Sahara to przede wszystkim morderczy upał i piasek wysysający siły z nóg. Podkreśla jednak, że oprócz biegu, prócz walki, by wygrać i dla siebie, i dla Jacka Gaworskiego miał siły, by zwracać uwagę na krajobrazy „jak z obcej planety” i pracę nad własnym zmęczeniem.
- Konsekwentne odgarnianie myśli o tym, że ciężko, że gorąco i że jeszcze tak daleko do mety... Wsparcie najbliższych, rodziny, przyjaciół i Jacek ze swoją codzienną walką o życie dodawali mi siły w najtrudniejszych momentach, a było ich sporo. Były też łzy wzruszenia tuż przed metą, flaga Polski... Niezapomniane chwile – opowiada.
Zdany na siebie
W czasie biegu każdy z zawodników był zdany przede wszystkim na siebie. W takim przypadku przygotowanie fizyczne jest równie ważne, jak i to mentalne. Poradzić sobie z piachem to po pierwsze, poradzić sobie z głową, to po drugie. Kazimierz Zawiślak znalazł nawet sposób, jak „przechytrzyć” podłoże.
- Miejscami sypki piach utrudniał życie, ale wystarczyło zejść w miejsce, gdzie wiatr właśnie pozamiatał pył i zostawił trochę twardsze podłoże. No i był wiatr, ulga i chłodzenie na każdym kilometrze. Gdyby nie problemy żołądkowe można by śmiało powiedzieć, że bieg zrobiony w strefie komfortu i kilkumiesięczne przygotowania przyniosły rewelacyjny efekt – dodaje.
- Byłem świetnie przygotowany, zmotywowany i miałem piękny cel – opowiada z kolei kapitan „Polish Wings” Dariusz Wojda, któremu pokonanie 100 km zajęło 13 godzin i 24 minuty. – No i miałem własny plan na wynik. Po starcie, tak od 25 km weszły problemy oddechowe i ogólne osłabienie, a później odwodnienie więc zrezygnowałem z własnych ambicji czasowych i walczyłem, by w ogóle dobiec do mety, by mój czas drużynowo się liczył do klasyfikacji. To była walka ze sobą przez kolejne 75 km. Dla mnie jeden z najcięższych biegów, ale jest satysfakcja na końcu. Nie poddałem się, dałem swój wynik drużynie. Jestem szczęśliwy, że biorę udział w tak pięknym projekcie.
Drużyna „Polish Wings” postanowiła pobiec w Ultra Mirage i go wygrać, by zwrócić uwagę na zbiórkę pieniędzy na rzecz szermierza Jacka Gaworskiego. Utytułowany florecista, wicemistrz paraolimpijski z Rio de Janeiro choruje na nieuleczalną chorobę. Najpierw w 2004 roku zdiagnozowano u niego stwardnienie rozsiane, a w 2012 roku rozpoznano nowotwór mnogi rdzenia. Koszt leku, który musi teraz codziennie przyjmować, by żyć i w miarę normalnie funkcjonować to 5500 złotych miesięcznie. Celem zbiórki jest zebranie 300 000 złotych, w czasie biegu Ultra Mirage zebrana kwota przekroczyła 200 000 zł. Polski Komitet Paraolimpijski objął przedsięwzięcie drużyny „Polish Wings” swoim patronatem. Planowana jest jeszcze aukcja przedmiotów przekazanych przez znane osoby, które wsparły akcję m.in. Roberta Kubicę, Otylię Jędrzejczak, Natalię Partykę, Grzegorza Markowskiego czy Maję Włoszczowską.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- „Wejdź Nowa” z własnym zakończeniem. Teatr Pinokio w Łodzi znów przełamuje bariery dostępu do kultury
- Dentezja – bezpłatna stomatologia bez barier dla osób z niepełnosprawnością w Warszawie
- Gospodynie turnieju minimalnie lepsze. Porażka Polek w meczu otwarcia MŚ
- Nowy system rezerwacji wizyt w urzędzie miasta
- Codziennie stajemy do walki: z miastenią twarzą w twarz
Dodaj komentarz