Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

NIE PĘKAĆ i być do przodu – rozmowa z Jerzym Owsiakiem

06.01.2005

Charyzmatyczny działacz społeczny, organizator imprez dobroczynnych i muzycznych, inicjator Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - jedynej w swoim rodzaju ogólnopolskiej akcji charytatywnej z kwestą, o charakterze święta społecznego. Brał udział w organizowaniu festiwali muzycznych w Jarocinie, a teraz organizuje kilkusettysięczne festiwale muzyki rockowej Przystanek Woodstock. Realizuje się również jako twórca witraży oraz prezenter radiowy i telewizyjny,  wprowadził do mowy potocznej m.in. takie powiedzenia, jak "Siema" i "Róbta, co chceta". Urodził się 6 października 1953 roku w Gdańsku, od lat mieszka w Warszawie.

Czy jesteś osobą szczęśliwą?
Tak, czuję się osobą szczęśliwą, dlatego, że robię to, co lubię. Tak mi się życie ułożyło, że nie muszę kombinować "pod górę" i starzeję się młodo, bo cały czas są wokół mnie ludzie młodzi, z którymi robię rzeczy - począwszy od Fundacji - bardzo wartościowe moralnie. Wszystko, co robię, sprawia mi ogromną frajdę.

Co jest Twoim zdaniem, największym nieszczęściem w życiu człowieka?
Choroba. Odbierająca człowiekowi możliwość realizacji jego życiowego powołania. Jakakolwiek jest to choroba, zawsze nas spowalnia, nie pozwalając wyrazić siebie w pełni. Uważam, że cokolwiek działoby się w moim życiu, póki mam zdrowe ręce i nogi, to zawsze dam sobie radę i mogę zadbać o siebie i swoich najbliższych. Kiedy ludzie pytają mnie, jakie mam trzy życzenia do złotej rybki, to zawsze odpowiadam, żeby wszyscy byli zdrowi, bo to jest dla mnie w życiu najważniejsze.

Co najbardziej cenisz u ludzi?
Szczerość i prostotę, ale nie prostactwo. Ludzie dla mnie mogą być najbardziej wyrafinowani i ekstrawaganccy, mogą nic nie rozumieć, mogą grać muzykę, której nie lubię, mogą malować obrazy, które mi się nie podobają, oby tylko nie ściemniali. Żeby dwa plus dwa nie było dwadzieścia dwa, tylko zawsze cztery.

Dlaczego boimy się kontaktów z niepełnosprawnymi?
Nie potrafimy tych kontaktów nawiązywać. Jeżeli nie mamy kogoś niepełnosprawnego w rodzinie, wśród przyjaciół, gdzieś obok siebie, to boimy się, że popełnimy jakiś nietakt i nieświadomie urazimy. Mamy w tym małe doświadczenie. Nikt nas tego nie uczy. Potrafimy już nie oglądać się na ulicy za człowiekiem, który ma kolorową skórę, ale na to też potrzeba było wielu, wielu lat glądania filmów amerykańskich. Filmów, które uczą, że ci ludzie powinni być nie tyle traktowani normalnie, lecz tego, że są jednym z elementów życia.

Jak sobie radzisz sobie w chwilach, gdy dopadają Cię problemy?
Generalnie ciężko. Rok temu, gdy media zrobiły na mnie totalną nagonkę za Przystanek Woodstock, i jedne za drugimi powtarzały bzdury oraz wylewały na mnie straszne pomyje, wtedy było mi naprawdę bardzo ciężko. Wówczas potrzebuję wsparcia najbliższych: rodziny i przyjaciół. Gdyby nie Fundacja, gdyby nie krąg ludzi, z którymi co dzień miałem do czynienia, to nie wiem, jak bym te ataki przetrzymał.

Czy osoba niepełnosprawna powinna być traktowana na specjalnych prawach?
Tylko na takich prawach, jakich wymaga dana niepełnosprawność. Jeżeli ktoś jeździ na wózku, to musimy go inaczej traktować, bo musi mieć np. szersze drzwi, podjazd... ale poza tym nie ma żadnego powodu, by traktować osoby niepełnosprawne w jakiś szczególny sposób. Jeżeli niepełnosprawny byłby agresywny, nieprzyjemny, to nie ma przebacz.

Na czym polega, Twoim zdaniem, integracja?
Dla mnie integracja polega na wysłuchaniu każdego, na znalezieniu słabego ogniwa, na pogonieniu najsilniejszych i na podciągnięciu najsłabszych, na wspólnym przegadaniu różnych tematów, ale nie mylić tego z "demokracją", bo u nas nie ma demokracji. U nas - w momencie godziny zero-zero - jest rządzenie jednoosobowe i to zdaje egzamin. Mówię trochę żartobliwie, ale ktoś musi taką dużą organizacją rządzić, czyli integrować wieloosobowe grupy. Wtedy łatwiej jest osiągać efekty. W Fundacji cały czas realizujemy ideę integracji. Polega to na tym, że po prostu jesteśmy ze sobą, tworzymy zespół. Wręcz mówimy: zdałeś egzamin z integracji, a więc ze wspólnego działania. Nie musimy się kochać, nie musimy spotykać się na okrągło, ani być tego samego wyznania, filozofii, tych samych "życiowych kolorów", ale jeżeli mamy jakieś zadanie, to realizujemy je wspólnie. Wtedy integracja może nam bardzo pomóc, jeżeli ma mocne podstawy.

W czym czujesz się niepełnosprawny?
Nie znam języków obcych i czuję się w tej dziedzinie mocno niepełnosprawny...

Największa gafa, jaką popełniłeś?
Nieraz takie bzdury gadam... Kiedyś o jakimś tam kolesiu powiedziałem do dziewczyny na pewnym przyjęciu: "on jest straszny..." tu użyłem na dodatek nieprzyzwoitego słowa. Na końcu długiej rozmowy, dziewczyna powiedziała, że właśnie bierze z nim ślub. Skuliłem się jak pies i odszedłem z podkulonym ogonem.

Największe dobro, jakie Cię spotkało od drugiego człowieka?
W klasie maturalnej pani mnie przepuściła, bo namalowałem jej podobiznę i wydawało mi się, że to jest największe dobro, jakie spotkało mnie od drugiego człowieka. Potem z wiekiem to dobro przemienia się w różne gesty; w to, że nas ktoś podtrzymuje na duchu, jest obok i kiedy trzeba, mówi: "Nie pękaj, dasz sobie radę" albo ktoś po prostu nie skrytykuje nas w momencie, kiedy miałby do tego prawo. lak choćby przy tej mojej gafie - dziewczyna nie przyłożyła mi w twarz, chociaż mi się słusznie wtedy należało...

Co chciałbyś w życiu jeszcze osiągnąć?
To, co robię, jest OK, wystarczy, aby się to nie zepsuło. Obyśmy mieli tylko siłę jak najdłużej to robić. Jest, co robić, ważne tylko by było można.

Motto Twojego życia?
Nie pękać, nie pękać i być do przodu.

Człowiek niepełnosprawny to...
Małowidoczny.

Rozmawiała: Agata Szczepłek, foto: Piotr Stanisławski, Integracja
Źródło: Integracja, styczeń-luty 2005, str.: 44-45

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas