Terapia na planie
W życiu niemal każdego mężczyzny przychodzi moment, że chce być jak James Bond. W przypadku kobiet - Marylin Monroe czy Catherine Deneuve. Kto nie przeżył tej chwili, gdy patrząc na ekran, utożsamiał się z aktorem, a w głowie kołatała myśl, by znaleźć się na planie? I o ile wielu osobom ta filmowa fascynacja przechodzi, są tacy, którzy stają na głowie, by dostać się do szkoły teatralnej bądź filmowej, lub widząc mniej lub bardziej znanego reżysera, zadają mu naiwne pytanie: "Czy mogę kiedyś zagrać w filmie?".
Kilka lat temu takie pytanie padło również na warsztatach terapii zajęciowej w Gliwicach-Czechowicach. Jego adresatem był znany ze swej filmowej pasji Marcin Kondraciuk, prowadzący zajęcia z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. Wtedy w głowie młodego filmowca zaświtała myśl, by umożliwić niepełnosprawnym aktywny udział w twórczym procesie filmowym - na każdym jego etapie. Z czasem pomysł ten zyskał miano filmoterapii planowej.
Dlaczego planowej i co kryje się za tym pojęciem? - Bo odbywa się przez plan zdjęciowy - tłumaczy Kondraciuk, reprezentujący Gliwicki Klub Filmowy. - Przede wszystkim chodzi o kontakt z drugim człowiekiem, porozumienie. Zasada jest taka, że terapia powinna odbywać się „jeden na jeden”. U nas część planów to była praca w tym układzie, ale gdy przyszedł termin wyjazdu, ci zdrowi nie dopisali i niepełnosprawni pomagali obsługiwać kamerę i sprzęt. Największym problemem osoby niepełnosprawnej intelektualnie jest osoba zdrowa... – dodał.
Na planie, fot.: Daniel Mandrela
Siedzę w dosyć ciemnym pokoju mieszkania na poddaszu starej, gliwickiej kamienicy. Razem ze mną jest Marcin Kondraciuk, szef całego przedsięwzięcia, Paweł Rolka, aktor z niepełnosprawnością intelektualną, oraz członkowie ekipy filmowej: Damian Grzeganek, Tomasz Fronczak i Daniel Mandrela. Ci ostatni to uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej oraz praktyk, które odbywają z Kondraciukiem. Przychodzą tutaj dwa razy w tygodniu tylko dlatego, że chcą, i co jakiś czas wyjeżdżają na plan filmowy. Kondraciuk opowiada, co mają robić, rozmawiają, dlaczego bohater postępuje w taki czy inny sposób. Po kilku latach ta współpraca zaowocowała filmem tworzonym przez osoby zdrowe i niepełnosprawne - o znamiennym tytule "Droga do zrozumienia".
- Marcin jest naszym "ziomem odgórnym" - mówi Daniel. - Jesteśmy zgraną ekipą, z "ziomem Marcinasem" na czele.
Zanim jednak powstał scenariusz, odbyła się tak zwana "burzówka mózgowa", w której wzięły udział osoby zdrowe i niepełnosprawne intelektualnie. Później przydzielone zostały poszczególne zadania, rozdzielono role, opracowano cykl produkcyjny i plan zdjęciowy.
O czym jest film? - O trzech przyjaciołach, którzy wyjeżdżają na wakacje - opowiada Kondraciuk. - Jadą na wycieczkę do Radzanowa, zabierają ekwipunek, kiełbasę, ciuchy do przebrania, kompas i mapę. Postanawiają uciec od tego, co na co dzień mają. Przeżywają różne przygody. Jak się historia kończy? Nie możemy tego zdradzać - to tajemnica. Premiera na naszym festiwalu w kwietniu.
Na zdjęciu: Paweł, uczestnik filmoterapii planowej, fot.:
Daniel Mandrela
Jedną z trzech głównych ról w filmie reżyser powierzył Pawłowi, który ze względu na charakterystyczny sposób poruszania się zwany jest przez wielu „Zajączkiem”. Dwie pozostałe główne role grają zdrowi aktorzy.
- Zazwyczaj pracowałem jako aktor - opowiada Paweł. - Jak to jest grać? Trzeba się skupić, umieć tekst, uważać, żeby czasami nie przesadzić, czyli żeby za dużo nie powiedzieć. Ostatnio nie było za dużo tekstu, mówili mi, co robić, wyszło fajnie.
Przed przystąpieniem do pracy nad filmem odbyły się warsztaty aktorskie. Efekt? - Paweł miał problemy z wysławianiem się, Tomek na początku trzymał się z dala od robienia zdjęć i rozmowy z ludźmi – sięga pamięcią wstecz Kondraciuk. - Teraz jest inaczej, teraz wszystko mówimy prosto, jasno. Dzięki filmowi wiedzą, czym jest żart, gdzie leży granica. To jest największa zaleta planu - oni cały czas mają kontakt z ludźmi z zewnątrz, muszą dogadać się z różnymi osobami, a każdy człowiek jest inny.
Pytam więc: Co się działo na planie filmowym?
Daniel: Ty coś powiedz.
Tomek: Ty pierwszy.
Marcin: Chłopaki, skupcie się przez chwilę,
Tomek: Co ja tam robiłem? Jakoś mi z głowy
wyleciało.
Damian: Ja widziałem go z mikrofonem, Daniel latał
raz na jedną, raz na drugą stronę, śmiesznie było, fajnie.
Daniel: Żyję filmem. Tak się wciągnąłem w to
kręcenie, że na takie plany wyjazdowe mógłbym bez przerwy jeździć.
Nie lubię być w jednym miejscu, lubię być w ciągłym ruchu.
Pochłania mnie moje hobby, czyli fotografia. Najpierw był klimat z
fotografią, potem film. Chciałbym głębiej wejść w ten temat; mam
plany na przyszłość, żeby zająć się fotografiką, otworzyć własną
wystawę w jakiejś galerii.
Marcin: Paweł był aktorem, on się tylko tym
zajmował.
Daniel: Kariera nie uderzyła mu do głowy.
Tomek: Ale czasem jest taki ważny.
Marcin: Dlaczego wy nie graliście?
Powiedzcie.
Damian: Bo mieliśmy inne funkcje.
Daniel: Ale muszę powiedzieć, że to są moi
najlepsi przyjaciele.
Jest jednak coś, co w opowieściach chłopaków wysuwa się na pierwszy plan, czyli życie poza planem zdjęciowym. A nazywając rzecz po imieniu, imprezy - a jakże - integracyjne. Lecz o ile na większości imprez integracyjnych organizowanych przez różne stowarzyszenia z racji braku osób zdrowych raczej o integracji nie może być mowy, o tyle po wyczerpującym dniu pracy nad filmem, gdy cała ekipa - bez wyjątków i podziałów na zdrowych i tych drugich - udawała się na piwo, zaczynał się drugi etap terapii; taki, o jakim wcześniej nie mogliby nawet pomarzyć.
Jak zresztą podkreśla Marcin, na warsztatach terapii zajęciowych osoby z niepełnosprawnością intelektualną uczą się czynności dnia codziennego, podejmują działania przydatne w życiu zawodowym i przechodzą rehabilitację społeczną, jednak nie ma tam miejsca na zajęcia, które rozwijałyby ich indywidualne predyspozycje oraz dawały realną możliwość nawiązania kontaktu ze światem zewnętrznym.
Na zdjęciu: Tomek, uczestnik filmoterapii planowej, fot.:
Daniel Mandrela
W tworzeniu kina nie chodziło też tylko o to, żeby uczestnicy zajęć opanowali sprzęt techniczny. Ważniejszy był kontakt z pełnosprawną częścią ekipy. Dla tych ostatnich to też była nauka.
W sumie plan zdjęciowy trwał dwa i pół tygodnia, ale jak podkreśla Daniel, "wyjazdówka" to najlepsza jego część. A problemy? - Tylko transportowe, czasowe i jedzeniowe, bo chłopaki lubią jeść - mówi Marcin. - Daniel bez przerwy znikał do sklepu, ciągle na niego czekaliśmy. Ja jestem cyborgiem na planie. Praca na filmoterapii powinna być „jeden na jeden”, a na przykład w dzień wyjazdu nie przyjechała trójka tych zdrowych. Zdrowi zawsze mają pełno problemów. Nagle muszę szukać kogoś innego i nie mogę znaleźć. I trzeba było bez trzech osób jechać. A na planie nie wolno było nic za nich robić. U nas jest tak, że gadamy do siebie ostro. Mówię: Pawełku, weź tam "wykicaj", wymyśl tak, żebyś mógł sam to podnieść. Paweł może chodzić, na wózku nie będzie siedział, u nas po prostu idzie ostatni.
Film "Droga do zrozumienia" jeszcze nie jest gotowy, choć jego fragmenty można było zobaczyć na pokazie pozakonkursowym na Festiwalu Filmowym „Integracja Ty i Ja” w Koszalinie. Co ciekawe, o jego twórcach już powstaje dokument realizowany przez studentów Szkoły Filmowej Andrzeja Wajdy.
By film był ukończony, trzeba jeszcze popracować nad narracją, dokręcić kilka scen, podmontować, dodać muzykę, napisy, zrobić balans bieli... - wyliczają członkowie ekipy. - Trzeba też zrozumieć, co się dzieje w tym filmie - dodaje Paweł.
Oficjalna premiera w kwietniu w czasie piątego, jubileuszowego Festiwalu Filmowego "Drzwi", organizowanego przez Gliwicki Klub Filmowy. Później niewątpliwie oba obrazy spotkają się na Festiwalu w Koszalinie.
Na zdjęciu: Marcin Kondraciuk, reżyser, z Tomkiem, uczestnikiem
filmoterapii planowej, fot.: Daniel Mandrela
Tymczasem jednak na praktykach u Marcina trwa praca nad warsztatem aktorskim i umiejętnościami odczytywania emocji innych ludzi. Wszystko dzieje się w tak zwanej "dziupli", czyli przydomowym studiu nagraniowym. W kabinie siedzi Paweł.
Marcin: Będziesz powtarzał jedno zdanie:
„Jestem Paweł, mieszkam tu i tam, OK”. Powiedz to, jakbyś to komuś
opowiadał.
Paweł: Jestem Paweł, mieszkam tu i tam, OK.
Marcin: A teraz powiedz to tak, jakbyś opowiadał
komuś bajkę do snu.
Paweł: Nie wiem, jak zacząć.
Marcin: Jestem Paweł...
Paweł: Jestem Paweł, mieszkam tu i tam, OK.
Marcin: Usłyszeliście różnicę w tonie?
Daniel, Damian, Tomek: Tak.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Rusza głosowanie na najlepszego i najpopularniejszego sportowca 2024 roku – tegoroczne #Guttmanny nadchodzą
- Seniorzy w artystycznym żywiole
- Wspólna lekcja wrażliwości. Premiera spektaklu „Brzydkie Kacząko”
- Jak muzyka pomaga przebodźcowanym dzieciom? Ciekawe wyniki badań z polskich przedszkoli
- Nawet 30 kilometrów do ginekologa? Nierówny dostęp do ginekologów w Polsce - jak miejsce zamieszkania łączy się z jakością życia Polek?
Komentarz